mBank idzie do Canossy? Chce udobruchać UOKiK? A może zniechęcić kredytobiorców do sądowych batalii? Kredytobiorcy frankowi otrzymali z mBanku zaskakujące pismo. „Zmiana zasad spłaty rat kredytowych…”. Co tu się wyrabia?
Niektórzy klienci mBanku – spłacający kredyty hipoteczne indeksowane do walut obcych oraz kredyty denominowane w obcych walutach – dostali w ostatnich dniach dziwne pismo. Otóż bank informuje ich, że od tej pory… zmienia zasady spłacania rat tych kredytów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Bank poinformował, że wprowadza do tabel kursowych średni kurs Narodowego Banku Polskiego. I że to ten kurs będzie od teraz stosowany dla obliczania rat kredytowych (oczywiście tylko dla rachunków prowadzonych w złotych, czyli nie dotyczy to klientów spłacających kredyty na rachunki walutowe, bezpośrednio np. we frankach).
mBank informuje: „Zmiana zasad spłaty…”
Bank pisze, że od 1 lipca, czyli już od najbliższej raty, do obliczenia wysokości rat będzie stosował kurs NBP, czyli w ogóle zapomni o spreadzie walutowym.
„Do spłaty rat kredytów (realizowanej zgodnie z harmonogramem) wybierzemy korzystniejszy z dwóch kursów: średni kurs NBP albo kurs sprzedaży mBanku z godz. 14.50”.
Co prawda bank nie informuje o tym dla kogo „korzystniejszy” ma być ten wybierany kurs (bo w tym wypadku to, co bardziej korzystne dla klienta, z automatu jest mniej korzystne dla banku), ale z kontekstu wynika, że chodzi o kurs korzystniejszy dla klienta, bo w przeciwnym wypadku cała operacja nie miałaby sensu. A korzystniejszy dla klientów z reguły jest średni kurs NBP.
Nowe zasady wyliczania wysokości raty mają też dotyczyć klientów, którzy chcieliby szybciej spłacić kredyt – wtedy będzie stosowany kurs NBP z dnia poprzedzającego spłatę (przy spłatach do godz. 12:10,; niestety nie podano, czy liczy się moment wypuszczenia pieniędzy czy ich zaksięgowania przez bank) lub z dnia spłaty. No chyba że jakimś cudem korzystniejszy dla klientów byłby w danym momencie kurs sprzedaży mBanku (bardzo mało prawdopodobne, bo oznaczałoby dumping, ale teoretycznie możliwe).
Kursy NBP mają być też od lipca punktem odniesienia dla naliczania podstawy składek ubezpieczeniowych w sytuacji, gdy składka zależy od salda kredytu lub wysokości raty kredytu (dotyczy to składek ubezpieczeń na życie, które bank dołączał do kredytów).
Krótko pisząc: mBank postanowił pożegnać się ze spreadem walutowym i zrobił coś, co powinno być standardem od początku do końca udzielania kredytów denominowanych lub indeksowanych do obcych walut – przestał bawić się w zarabianie na różnicach kursowych.
Co się stało, że nastąpiła taka zmiana postawy banku? Czyżby jego kierownictwo postanowiło udać się do frankowej Canossy i odpokutować za grzechy poprzedników?
mBank już nie chce zarabiać na spreadach. Czytelnicy: „o co tu chodzi?”
Część z czytelników, którzy mi donieśli o zaskakującej informacji z mBanku, wietrzy podstęp. Inni się wściekają: „jak to bank jednostronnie zmienia warunki spłaty kredytu?”. A mnie się wydaje, że to po prostu wprowadzenie fair praktyki, bez żadnego drugiego dna. Przecież skoro klient nie musi tu nic akceptować, ani się na nic zgadzać, to prawnicy mBanku raczej nie będą mogli wykorzystać zmiany zasady spłacania rat jako argumentu w sądowej batalii z frankowiczem.
Rzeczywiście można się zastanawiać, czy tego typu zmiana nie powinna być opatrzona aneksem, ale wydaje się, że skoro jest ona korzystna dla klientów, to niewielu będzie żądało jej sformalizowania jakimś „papierem”.
Niewykluczone, że cała operacja ma związek z jakimś postępowaniem UOKiK-u, który przecież przygląda się bankowym spreadom i od czasu do czasu nakłada na banki kary za wciąż niezbyt precyzyjne klauzule. Zmiana zasad gry,wprowadzona przez bank w zasadzie zamyka wątpliwości dotyczące braku precyzji klauzul spreadowych (przynajmniej na poziomie praktyki, bo co klienci mieli w umowach, to nadal mają).
Można też przyjąć hipotezę, iż mBank chce po prostu pójść do klientów z sercem na dłoni i liczy na to, że przynajmniej część z nich – jeśli nie będzie musiała płacić spreadu walutowego – zmniejszy swoją krwiożerczość i nie pójdzie ze swoją umową do sądu. Może i nie takie głupie te rachuby, ale szansa byłaby większa, gdyby bank wstecznie zwrócił klientom już zainkasowane spready z przeszłości.
A może to początek przygotowań do ugód z frankowiczami, których mechanika – przynajmniej w przypadku części umów – mogłaby być teoretycznie oparta o wcześniejszą spłatę pozostałej części kredytu w zamian za umorzenie jego określonej kwoty? Przypominam, że jest już jeden bank, który proponuje klientom takie właśnie ugody: spłać wcześniej kredyt, a my ci go częściowo umorzymy.
mBank: „To nie ogranicza możliwości dochodzenia roszczeń…”
Co ciekawe, mBank w komunikacji do klientów uspokaja ich, że zmiana zasad spłaty raty nie oznacza ograniczenia klientom możliwości prztykania się z bankiem w sądzie. To ciekawe, że bank uznał za stosowne poinformować klientów także i o tym fakcie.
„Metoda, którą opisaliśmy i wprowadzimy od 1 lipca, nie ogranicza możliwości dochodzenia roszczeń związanych z umowami o kredyty hipoteczne (w tym tych, które mówią o ustalaniu przez nas kursów)”.
No i na koniec bank informuje, że z rozkoszą obejmie nowymi warunkami także tych kredytobiorców, którzy jakiś czas temu skorzystali z tzw. ustawy antyspreadowej i zaczęli spłacać raty bezpośrednio w walucie obcej (pozyskując franki czy euro np. w internetowych kantorach). Tacy klienci będą mogli poprosić bank o zawarcie stosownego aneksu, a bank nie weźmie za ten aneks pieniędzy.
Cieszę się, że dożyłem czasów, w których bank przestaje się bawić w ustalanie kursów „po uważaniu”, tylko zaczyna opierać spłaty rat po prostu o kurs NBP, czyli wskaźnik obiektywny. Szkoda, że stało się to jakieś 15 lat za późno.
Jak oceniacie najnowsze posunięcie mBanku? To Canossa, strach przed UOKiK, próba udobruchania kredytobiorców czy przejaw dobrego serca menedżmentu i jego poczucia wspólnoty z klientami (no, dobra, w tym punkcie może już przesadziłem)?
—————————
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o inwestowaniu na tzw. rynkach wschodzących. Gdzie tak naprawdę są rynki wschodzące? Ile ich jest i czym się różnią? Czy można i trzeba inwestować na wszystkich naraz czy tylko na niektórych? I jak to robić? Czy może w tym pomóc fundusz inwestycyjny? Na jakie zyski można ewentualnie liczyć? I jakie są ryzyka związane ze wschodzeniem rynków wschodzących? O tym wszystkim rozmawiam z Rafałem Grzeszykiem, który zarządza pieniędzmi klientów UNIQA TFI ulokowanymi m.in. właśnie na rynkach wschodzących. Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem! Podcast dostępny jest też w Spotify, Google Podcast, Apple Podcast i na kilku innych popularnych platformach podcastowych.
zdjęcie tytułowe: Król Henryk IV błagający Papieża o przebaczenie w Canossie (pójść do Canossy – ukorzyć się, by coś cennego uzyskać), źródło „historycznego” fragmentu zdjęcia – historia.org.pl