„Zachowywanie dystansu nie ma większego znaczenia. Osoba, która znajduje się 1,5 metra od zakażonego, ma niemal takie samo ryzyko zakażenia chorobą Covid-19 jak ta, która znajduje się 15 metrów dalej, o ile są razem w zamkniętym pomieszczeniu odpowiednio długo” – wynika z najnowszych badań amerykańskich naukowców. Liczy się nie dystans, lecz wentylacja pomieszczenia, maseczki i długość obecności w tym samym pomieszczeniu, co zakażona osoba. Jeśli naukowcy się nie mylą, to niektóre ograniczenia działalności gospodarczej, narzucane przez rząd, są bez sensu
Naukowcy niemal od początku pandemii spierają się na temat źródeł zakażeń koronawirusem. Niektórzy twierdzą, że najgorsze są restauracje i hotele, a inni – że sklepy spożywcze. Relacjonowałem na „Subiektywnie o finansach” te rozbieżności zastanawiając się, czy rząd dobrze robi wybierając „drogę środka”, czyli soft-lockdownów. Dziś już wiemy, że cenę życia zapłaci za to kilkadziesiąt tysięcy ludzi, choć być może uda się ograniczyć straty gospodarki
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Cytowałem też na „Subiektywnie o finansach” dane z badań naukowych, które relacjonował hiszpański dziennik „El Pais” – wynikało z nich, że jeśli wszyscy mają maseczki i nie przebywają w jednym pomieszczeniu dłużej, niż dwie godziny, raczej powinni być bezpieczni.
Badania badaniami, ale spójnej polityki „lockdownowej” w Polsce nie mamy. Sklep meblowy mały jest otwarty, a duży zamknięty. Sklep odzieżowy w galerii handlowej zamknięty, a identyczny poza galerią – otwarty. Kościół otwarty, a hala targowa zamknięta. Widać, że nie ma w tym żadnej logiki, więc ludzie rządowe obostrzenia mają gdzieś.
Polskie lockdowny nie są też „inteligentne”. Tak samo traktowane są duże restauracje, w których można rozstawić stoliki w dużych odległościach, jak i małe knajpki. Zamknięte są restauracje w pomieszczeniach, jak i ogródki, choć na zewnątrz wirus rozprzestrzenia się słabiej.
Naukowcy: dystans nie ma znaczenia. W pomieszczeniu i tak się zarazisz
Prędzej czy później trzeba będzie otworzyć gospodarkę, w tym hotele, eventy, restauracje, fitness. Ale należałoby to zrobić z głową (może tak, jak Duńczycy?). Co prawda wirusa przeszło już pewnie z 12 mln ludzi (objawowo i oficjalnie – 2,6 mln), a kilka milionów jest zaszczepionych, ale z drugiej strony – pojawiają się nowe mutacje Covid-19. A nasza odporność, jak wiele na to wskazuje, jest tylko przejściowa.
Wszystko wskazuje, że wirus z nami zostanie i nadal będzie zabijał. Trzeba będzie po prostu się pilnować i zachowywać podstawowe reguły bezpieczeństwa. Ale jakie? Do tej pory wydawało się, że bezpieczeństwo zapewni zasada DDM, czyli dystans (co najmniej 1,5 metra), dezynfekcja i maseczki. Wygląda jednak na to, że DDM nie daje gwarancji, że nie zarazimy się Covid-19.
Wskazują na to nowe badania profesorów uniwersytetu w Massachussets. Profesorowie Martin Z. Bazant (inżynieria chemiczna i matematyka stosowana) oraz John W. M. Bush (matematyka stosowana) opracowali model pozwalający obliczyć ryzyko zakażenia się chorobą Covid-19 w pomieszczeniu. Ich zdaniem wpływ na ryzyko transmisji wirusa ma ilość czasu spędzonego w pomieszczeniu, filtracja powietrza, stosowanie masek oraz aktywność „oddechowa” (czy oddychamy, czy mówimy lub np. śpiewamy albo krzyczymy).
Kluczowy wniosek z ich badań jest następujący: nie ma znaczenia to, czy utrzymujesz dystans 1,5 metra do innej osoby – jeśli jesteś w pomieszczeniu zamkniętym i spędzisz w nim odpowiednio dużo czasu, to możesz być nawet 30 metrów od zakażonej osoby, a i tak złapiesz wirusa. „Nacisk na dystans społeczny, który wynika z zaleceń WHO, jest niesłuszny i nieuzasadniony” – twierdzą badacze w opublikowanej w ostatnich dniach ekspertyzie.
„Zdystansowanie nie pomaga ci tak bardzo, jak myślisz. A także daje fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Prawda jest taka, że jesteś tak samo bezpieczny będąc 1,5 m od zakażonej osoby, jak będąc 15 m od niej. Wszyscy w zamkniętej przestrzeni są objęci w przybliżeniu tym samym ryzykiem”
– uważają profesorowie. To ryzyko jest oczywiście zmienne i zależy od tego, ile czasu spędzamy wspólnie w tym pomieszczeniu oraz od innych czynników. Podwaliną badań profesorów jest fakt, że nie wszystkie patogenne kropelki są zatrzymywane przez maseczki. Te największe, o średnicy powyżej milimetra, są blokowane. Ale patogenne cząsteczki o mniejszej średnicy podróżują w powietrzu i rozpowszechniają się, gdy ludzie rozmawiają, oddychają lub jedzą.
„Istnieją przytłaczające dowody na to, że transmisja wirusa w powietrzu, w pomieszczeniach związana ze stosunkowo małymi kroplami aerozolowymi o wielkości kilku mikronów. One odgrywają dominującą rolę w rozprzestrzenianiu się Covid-19”
– piszą profesorowie w swojej ekspertyzie. Na poniższych wykresach widać jaki jest rozkład dużych i małych cząsteczek wirusa w powietrzu wydychanym podczas różnych aktywności. Na poziomej osi wielkość cząsteczek, a na pionowej – ich liczba. Linie o różnych kolorach pokazują różne aktywności. Niebieski kolor obrazuje śpiewanie, a później – idąc w dół – ciche śpiewanie, mówienie, gwizdanie, oddychanie przez usta oraz oddychanie przez nos. Na obu wykresach pokazane jest to samo, różnią się chyba tylko skalą.
Profesorowie podają przykłady źródeł zakażeń w miejscach, w których teoretycznie nie powinno do nich dojść, bo ludzie utrzymywali dystans. Np. 2,5-godzinne spotkanie członków chóru w Waszyngtonie, które odbyło się 10 marca i – pomimo zachowania przez większość uczestników 1,5-metrowego dystansu – zakończyło się zakażeniem 53 spośród 61 obecnych osób.
Podobnie zdarzyło się w miejscowości Ningbo w Chinach, gdzie podczas dwugodzinnej podróży autobusem zostało zakażonych 23 z 68 pasażerów (nie siedzieli obok siebie). Badania potwierdziły też obecność zakaźnych cząsteczek SARS-CoV-2 w aerozolach zawieszonych w próbkach powietrza pobranych w odległości nawet 4 metry od zakażonych pacjentów w szpitalnym pokoju.
Dystans nie zaszkodzi, ale pomoże… stoper?
Wyliczenia profesorów są bardzo skomplikowane i wielopoziomowe (tutaj macie je w oryginale). Ograniczę się więc do przerysowania wykresów, które powstały na podstawie tych obliczeń. Główny wniosek, który się z nich wyłania, jest następujący: nie ma sensu zamykać wszystkiego, wystarczy skupić się na tym, by ludzie nie przebywali zbyt długo w jednym miejscu, w zamkniętym, niewentylowanym pomieszczeniu.
Profesorowie twierdzą, że jeśli wszyscy mają maseczki, w pomieszczeniu jest dobrze skalibrowana wentylacja, liczba osób jest limitowana oraz ich spotkanie nie trwa bardzo długo – ryzyka zakażenia nie ma albo jest bardzo niskie. Natomiast ryzyka nie zmniejsza utrzymywanie dystansu społecznego – możesz być 1,5 metra od chorej osoby, albo i 15 metrów od niej, ale jeśli spotkanie trwa długo, pomieszczenie nie jest wentylowane – i tak grozi ci ryzyko zakażenia.
Co mówią poniższe wykresy? Na poziomych osiach jest czas wspólnej obecności ludzi w pomieszczeniu (na górnej – w maseczkach liczony w godzinach, na dolnej – bez maseczek liczony w minutach). Proponuję wziąć pod lupę wykres po prawej, bo jest bardziej czytelny (wnioski z obu są podobne).
Na pionowej osi jest liczba ludzi w pomieszczeniu. Przerywanymi pionowymi liniami odkreślono liczbę osób przy założeniu stosowania 1,5-metrowej odległości (czarna) oraz taką, która odzwierciedla po prostu możliwości pomieszczenia (zielona).
Niebieska krzywa na obu wykresach oznacza początek strefy ryzyka przy założeniu, że pomieszczenie jest tylko częściowo (od czasu do czasu) wietrzone. Przerywana niebieska krzywa oznacza wietrzenie permanentne. Czerwona linia odkreśla strefę ryzyka od bezpiecznej w sytuacji, gdy w pomieszczeniu jest klimatyzator o określonej wydajności (8 ACH).
O tym, czy jest bezpiecznie czy też nie, decyduje kropka, którą postawimy na wykresie w zależności od przyjętych założeń dotyczących liczby osób w pomieszczeniu (pionowa oś) i czasu w nim spędzonego (pozioma oś). Jeśli wszyscy mają maseczki – czas bierzemy z górnej poziomej osi. Jeśli nie mają maseczek – czas bierzemy z dolnej osi.
Położenie kropki decyduje o tym, czy według tego modelu jesteśmy bezpieczni (pod niebieską lub czerwoną krzywą), czy też nie. O tym, czy naszym punktem odniesienia jest niebieska czy czerwona linia, decyduje sposób wentylowania pomieszczenia.
Jeśli wszyscy mają maseczki, a pomieszczenie jest wentylowane – to bezpieczni będziemy przez dobę lub dwie doby wspólnego przebywania (w zależności od „gęstości zaludnienia”). Jeśli pomieszczenie nie jest wentylowane, to niezależnie od tego czy mamy maseczki czy też nie i czy trzymamy zasadę dystansu czy nie – w ciągu kilku-, kilkudziesięciu minut dojdzie do zakażenia.
Zamykanie wszystkiego jest bez sensu?
Co z tego wszystkiego wynika? Jeśli model – mający sporo założeń – jest prawidłowy, to cała filozofia automatycznego zamykania hoteli, restauracji, sklepów, galerii handlowych nadaje się do zmiany. Decydujące powinno być to, czy osoby w danym miejscu przebywają długo, czy krótko oraz czy mają maseczki oraz to, czy pomieszczenie ma wydajną wentylację.
Nie dla wszystkich branż jest to dobra wiadomość. W małej restauracji maseczki założyć się nie da, co oznacza, że przy zachowaniu dystansu 1,5-metrowego między ludźmi oraz jeśli jest wydajna wentylacja – wszyscy są bezpieczni, ale tylko przez jakieś… 35 minut. Trochę mało, żeby spokojnie zjeść. Ale już w kawiarni wyznaczanie ludziom 30-minutowych slotów pozwoliłoby uruchomić działalność. W dużej restauracji zapewne ów slot czasowy mógłby wynosić godzinę-półtorej. Wymagałoby to pewnej kalibracji restauracji na nowo.
Aby uchronić się przed wirusem musimy nosić maski, wentylować zamknięte pomieszczenia i dbać, żeby nasze spotkania w tych miejscach były możliwie krótkie (najlepiej do dwóch godzin). Dystans może i nie zaszkodzi, ale jeśli nie przestrzegamy tych reguł – przed niczym nas nie uchroni. Profesorowie potwierdzają, że na wolnym powietrzu ryzyko zakażenia jest minimalne – tutaj działa „naturalna” wentylacja.
————
Posłuchaj 51. odcinka podcastu „Finansowe sensacje tygodnia”
W tym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” zastanawiamy się, ile kosztuje nas piłka nożna oraz dumamy o tym, czy mandaty za przewinienia drogowe powinny być sprzężone z wysokością stawki za ubezpieczenie OC (oraz jakich ewentualnie innych – lepszych – metod dyscyplinowania kierowców można byłoby użyć). Radzimy też jak walczyć o spłatę długów (i dlaczego korzystanie z usług kancelarii oddłużeniowej może nie być najlepszym pomysłem) oraz sprawdzamy czy to prawda, że ponad 2 mln Polaków musi jeździć do bankomatu autobusem albo pociągiem. Podrzucamy też pomysł na Narodową Sieć Bankomatową oraz przypominamy, że w tym roku majówka będzie przebiegała pod hasłem wyjazdów zagranicznych lub… rehabilitacji. Zapraszam do posłuchania pod tym linkiem!
źródło zdjęcia tytułowego: Pedro Merchan Montes/Unsplash