Związek Banków Polskich, czyli organizacja, która reprezentuje i występuje w interesie całego sektora bankowego, przedstawiła swoje stanowisko w sprawie wydanej niedawno opinii rzecznika generalnego TSUE. Czy „korzystanie z kapitału” przez frankowiczów ma być nieodpłatne? Oto trzy stwierdzenia, które pokazują, moim zdaniem, że banki (udają, że?) nie rozumieją, jaka jest brutalna (?) rzeczywistość w kwestii kredytów walutowych
Na poniedziałkowej konferencji ZBP można było się dowiedzieć, że ostatnie dokumenty rzecznika generalnego TSUE to tylko opinie, które wcale nie muszą zostać potwierdzone w ostatecznym wyroku. To, technicznie rzecz biorąc, prawda. Zdarzało się, że Trybunał orzekał inaczej, niż widział to rzecznik.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O co chodzi? O tak zwane „korzystanie z kapitału” przez frankowiczów. Czyli o to, że banki chciałyby, żeby klienci, których kredyty w walutach obcych zostały sądowo unieważnione, zapłacili za to, że dostali od banku pieniądze na zakup mieszkania. I rzecznik generalny TSUE stwierdził, że – i pozwolę sobie na swobodne streszczenie – chyba banki pogięło.
To tylko opinia. „Korzystanie z kapitału” będzie odpłatne
Podsumujmy: banki zawierały z klientami umowy zawierające abuzywne, czyli niedozwolone klauzule. I to na tyle poważne, że po usunięciu tych klauzul cała umowa traciła sens. Przez lata banki kasowały od klientów dziesiątki, a nawet setki tysięcy złotych, a gdy w końcu po długich bataliach sądowych zostały na tym przyłapane, wyciągają rękę, żeby poszkodowani zapłacili za to, że podpisali te felerne umowy.
Jakie mogą być konsekwencje dla kredytobiorców i dla banków? Opisał to Maciek Samcik. A jakie są szanse, że ostateczny wyrok będzie zbieżny z opinią rzecznika generalnego? Raczej wysokie. Może o tym świadczyć choćby wyrok sprzed kilku tygodni, w którym w nieco innej sprawie TSUE orzekł, że przy wadliwości umowy przedsiębiorcy nie przysługuje wynagrodzenie – chyba że są przepisy krajowe, które to regulują. Ale w Polsce przepisów na taką okoliczność nie ma.
Technicznie opinia to nie wyrok. Zdarza się, że ostateczne rozstrzygnięcie różni się od stanowiska rzecznika generalnego. Jednak odebrałem te słowa jako zaklinanie rzeczywistości. Banki od lat odkładają kwestię franków na później. Czekamy na ustawę, czekamy na propozycję KNF, na wyrok Sądu Najwyższego, na opinię rzecznika, na orzeczenie TSUE…
Banki powinny w dniu ogłoszenia tej opinii ogłosić swój – przygotowany wcześniej – program kryzysowy. Jakie są ryzyka, ile to będzie kosztować, jakie działania sektor podejmie, żeby zapobiec najgorszemu scenariuszowi. A tutaj tygodnie mijają, a z ust szefa ZBP słyszymy, że „ludzie w Polsce jeżdżą na wakacje zagraniczne”, więc powinni wiedzieć, jak działają kursy walutowe.
Banki muszą być teraz ostrożne
Kolejną niezamierzoną chyba ironią było stwierdzenie, że banki muszą być teraz ostrożniejsze w podpisywaniu umów. Dlaczego? Ponieważ prawo jest „egzotycznie” interpretowane – zdaniem prezesa ZBP Krzysztofa Pietraszkiewicza.
Odebrałem to jako zawoalowaną groźbę, że banki czują się niepewnie, gdy się im patrzy na ręce. A właściwie – w umowy. Ale z punktu widzenia konsumenta widać zmianę podejścia. To znaczy sektor chyba zrozumiał, że nie może już pozwolić sobie na bezczelne skubanie konsumentów.
To, że banki muszą być ostrożne, to dobry sygnał. To daje nadzieję, że teraz propozycje składane konsumentom będą dobrze przeanalizowane pod kątem ich praw. Jeśli departamenty prawne banków będą musiały brać pod uwagę, że organy państwa i sądy wyegzekwują ewentualne naruszenia, niedozwolone klauzule – to może uda się uniknąć kolejnej katastrofy.
Wybaczcie porównanie, ale to mi przypomina sytuację, w której skazany za mobbing szef skarży się, że przez te cholerne sądy będzie musiał uważać na to, jakich słów używa i jak się zwraca do innych ludzi. No skandal, nieprawdaż?
Bankom nie można zrobić krzywdy
Spadek kapitałów banków o kilkadziesiąt miliardów czy sto miliardów złotych to będzie katastrofa dla gospodarki. Banki przerzucą koszty na klientów, nie będzie komu finansować gospodarki, cofniemy się w rozwoju o kilkanaście lat i uderzy nas wielkie bezrobocie. Taką wizję roztaczali przedstawiciele ZBP – tak ma wyglądać Polska, gdyby okazało się, że banki nie mogą pobierać pieniędzy odsetek za kapitał, który pożyczyły na mocy nieważnych umów.
Czy to realna wizja? Nie wydaje mi się. To samo słyszałem o podatku bankowym czy o wakacjach kredytowych. To prawda, że teraz skala może być większa. Ale to nie jest tak, że banki mogą się obrazić na rynek. To nie jest tak, że banki udzielają kredytów z dobroci serca i dla hobby. One na tym zarabiają.
I prawdą jest, że do udzielania kredytów potrzebują kapitału. A jeśli brakuje im kapitałów, to muszą się po niego zwrócić do… akcjonariuszy. Tych samych akcjonariuszy, którzy przez lata czerpali zyski z tych kredytów.
Zaczęły ostatnio pojawiać się pomysły, żeby obłożyć osoby, które wygrały w sądzie z bankiem, dodatkowym podatkiem. Albo żeby uchwalić zmiany w prawie wprowadzające nowy rodzaj obligacji, który służyłby bankom do awaryjnego podnoszenia kapitałów.
Pytanie: dlaczego? Z jednej strony wmawia się konsumentom: musicie ponosić konsekwencje swoich działań. Długi trzeba płacić. A z drugiej, gdy zagrożone są zyski banków, szuka się metod, by te straty bankom kompensować.
To nie jest sytuacja porównywalna do kryzysu z 2008 r., gdy na brak kapitału cierpiał cały świat jednocześnie. Większość działających w Polsce banków ma za głównego akcjonariusza albo Skarb Państwa, albo dużą międzynarodową grupę finansową. Może to do nich powinien zwrócić się KNF i zobowiązać do ewentualnego dokapitalizowania swoich spółek-córek?
Pamiętajmy też, że nie wszystkie banki są umoczone w kredyty frankowe. Są przecież takie, które w tym procederze nie uczestniczyły. I jeśli ZBP odwołuje się do argumentu, że unieważnianie umów frankowiczów to ich „uprzywilejowanie”, to jak nazwać ratowanie banków naruszających prawo kosztem tych, które zachowywały się uczciwie?
Dokopać bankom: tylko czy to coś zmieni?
Naprawianie tego bałaganu gdzieś trzeba zacząć. Jeśli przy każdej kolejnej sprawie będziemy mówili „to się nie uda”, „tego się nie da zrobić”, to nadal będziemy gnić w tym naszym polskim bagienku. Od tego, że banki będą musiały zapłacić za kredyty frankowe, nie ma odwrotu.
Jeśli politycy postanowią przyjąć jakąś ustawę, która np. nakłada gigapodatek za „korzystanie z kapitału” na tych, którzy wygrywają sprawy, to za kolejne 5 lat znowu sprawa trafi do TSUE i znowu ta ustawa zostanie uznana za niezgodną z prawem, bo „okaże się”, że nie można na rympał działać wbrew interesom konsumentów.
Jeśli teraz wyciągniemy banki z dołka, który same pod sobą wykopały, to one się nie zmienią. I żaden inny biznes też się nie zmieni. A naszą rolą – dziennikarzy ekonomicznych, piszących o finansach osobistych – jest podpowiadać konsumentom, który bank, fundusz, ubezpieczyciel czy deweloper najmniej ich skubie. I przy odrobinie szczęścia sprawimy, że świadomi konsumenci zaczną nagradzać te właśnie firmy swoimi pieniędzmi.
Źródło zdjęcia: Jack Hamilton/Unsplash