Dzieci wróciły do szkół, a wraz nimi szkolny harmider. Dzieci są narażone na to, co zawsze – czyli kosztowne w leczeniu nieszczęśliwe wypadki – i na nowe zagrożenia, np. na internetowy hejt ze strony rówieśników. Są już pierwsze polisy szkolne, które zapewniają nie tylko pokrycie kosztów leczenia powypadkowego, czy korepetycji podczas nieobecności w szkole, ale i pomoc psychologiczną, prawną oraz informatyczną. Jaka szkolna polisa daje gwarancję porządnej ochrony?
Powrót dzieci to szkół to powrót starych problemów i dylematów związanych ze stacjonarną nauką. Wśród nich jest ten: jaką szkolną polisę dla dziecka wybrać? Ubezpieczenie od skutków nieszczęśliwych wypadków to, obok samochodowego OC, jeden z najpowszechniejszych ubezpieczeniowych produktów – 80% rodziców wyciąga we wrześniu z portfela pieniądze na takie ubezpieczenie. Ile na nią wydać, by mieć pewność, że realnie chronimy naszą pociechę?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Szkolna polisa niezbędna jak tornister – bez niej nie wychodź z domu
Szkoła to jedno z bardziej niebezpiecznych miejsc, w których może znaleźć się dziecko. Są na to twarde dane. Państwowy Centralny Instytut Ochrony Pracy (który bada przestrzeganie zasad BHP) analizował jakiś czas temu wypadki w szkołach. A jest co analizować. Co roku w szkołach i przedszkolach dochodzi do 60 000 – 70 000 wypadków i, co raczej nie jest zaskoczeniem, najwięcej wśród młodszych roczników. Zwykle kończy się na stłuczeniach i złamaniach, ale są też przypadki bardziej drastyczne. CIOP pisze:
„W szkołach nie przywiązuje się zbyt dużej wagi do zapobiegania sytuacjom wypadkowym. Najczęściej ogranicza się je do krótkich „pogadanek” z uczniami. Skuteczność działań podejmowanych przez szkołę często jest znikoma, m.in. ze względu na lekceważenie zagrożeń przez dyrekcję placówki czy też nauczycieli i pracowników. Dopiero w sytuacji, gdy dochodzi do wypadku śmiertelnego lub ciężkiego, zaczyna się zmieniać podejście do spraw dotyczących bezpieczeństwa. Ale i wtedy podejmowane działania są z reguły doraźne i tymczasowe”
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo w szkole, to rządzi nasza tradycyjna, polska bylejakość i przeświadczenie, że „jakoś to będzie”. Statystycznie co roku wypadkom ulega 1% dzieci, które są w szkole. To bardzo duży odsetek, jeden z największych wśród wszystkich „zakładów pracy”. Dlatego szkolna polisa dla dziecka to pozycja obowiązkowa szkolnej wyprawki – ważniejsza niż nowy piórnik, czy zestaw ekierek. Ale jaką wybrać, by ochrona była realna, a nie pozorowana?
Szkolna polisa od nauczyciela – tania i nieobowiązkowa, ale czy godna uwagi?
Wielu rodziców w kwestii szkolnej polisy zdaje się na szkołę. Sytuacja co rok się powtarza – wychowawca na pierwszym spotkaniu informuje, że można się ubezpieczyć. Cena jest atrakcyjna (zwykle kilkadziesiąt złotych za całe 12 miesięcy). To wygodne i wielu rodziców bierze taką polisę „z automatu” – górę bierze albo siła przyzwyczajenia albo przekonanie, że ten zakup jest obowiązkowy, podobnie jak wpłaty na komitet rodzicielski.
Nic z tych rzeczy. Zakup takiej polisy jest dobrowolny. Nikt nie może na nas patrzeć krzywym okiem dlatego, że rezygnujemy z takiego ubezpieczenia. To polisa grupowa, co oznacza tyle, że suma ubezpieczenia (zwykle niska, powiedzmy że 10 000 zł) i ogólne warunki ubezpieczenia są jednakowe dla wszystkich.
„Od 9 lat prowadzę stowarzyszenie rodziców, w którym zajmujemy się tematami edukacyjnymi. Znając temat ubezpieczeń szkolnych NNW wiem doskonale, że mało kosztują i zwykle mało dają” –
– mówiła mi ostatnio pani Dorota, mama 13-letniej Weroniki. Z punktu widzenia rodziców jest złudzenie, że dziecko zostało objęte porządną ochroną, a z punktu widzenia ubezpieczyciela – pewny jak w banku „hurtowy” dochód ze składki. Jak sprawdzić, czy oferowana przez szkołę polisa jest sensowna? Albo jak wybrać indywidualną polisę ubezpieczeniową dla dziecka? Na co zwracać iwagę?
Czytaj nasz poradnik: „Szkolna polisa dla twojego dziecka: jak uniknąć zakupu taniego badziewia? O co zapytać w szkole?”.
Decyzja na „piątkę”. Na co zwrócić uwagę ubezpieczając dziecko?
Suma ubezpieczenia – to balans między ceną polisy, a górną kwotą odszkodowania. Im wyższa kwota, tym większe prawdopodobieństwo, że nawet w przypadku niewielkich urazów pieniądze wystarczą na leczenie. Ale jaką sumę wybrać? Od jakiej sumy ubezpieczenia zaczyna się sensowna ochrona?
Suma odszkodowania jest górną granicą odpowiedzialności ubezpieczyciela w przypadku 100-procentowego uszczerbku na zdrowiu. Ale to się zdarza rzadko. Przeważnie ten uszczerbek jest tylko kilkuprocentowy. Np. jeśli suma ubezpieczenia to 10 000 zł, to oznacza to, że za złamaną rękę dostaniemy… 150 zł. A za utracony ząb tylko 100 zł.
Nie może zejść nam z pola widzenia informacja, że całej sumy nigdy nie chcielibyśmy zobaczyć – dostaje się je tylko po wypadku śmiertelnym. Ale jeśli suma ubezpieczenia wyniesie 100 000 zł, to wtedy kwoty wymienionych odszkodowań wzrosną o jedno zero. To już jest coś. Informacje o tym, jakie zdarzenie stanowi jaki procentowy uszczerbek na zdrowiu, znajdziemy w ogólnych warunkach ubezpieczenia.
Poza tym warto się upewnić, że polisa, którą wybierzemy uwzględnia odszkodowanie za pobyt w szpitalu – w przypadku najtańszych polis rodzic dostanie 20-30 zł dziennie. Dopiero, gdy ceny polisy rosną, to ta stawka rośnie do ok. 100 zł. I finansowe wsparcie z polisy zaczyna być realnie odczuwalne – a każdy kto miał dziecko (i nie tylko dziecko, lecz jakiegokolwiek bliskiego) w szpitalu, to wie, że koszty odwiedzania i dożywiania nie są małe.
Kolejnym elementem, bez którego nie może się obyć solidna polisa, jest kwestia finansowania badań diagnostycznych po wypadku (chodzi np. o sfinansowanie RTG złamanej ręki w prywatnej przychodni, jeśli nie chcemy czekać na SOR przez kilka godzin), a także rehabilitacji po wypadku. Zapis na rehabilitacje, za którą zapłaciliśmy w ramach składki NFZ, graniczy przecież z cudem – terminy są odległe (kilkumiesięczne), a lekarze opornie wystawiają skierowania w przypadku relatywnie lekkich dolegliwości. Prywatne kliniki przyjmują od ręki, ale koszt 45 minut z fizjoterapeutą to od 80 zł wzwyż.
Warto też przed zapłaceniem składki sprawdzić czy odszkodowanie jest wypłacane z góry, czy na zasadzie refundacji już poniesionych wydatków, np. dopiero po zakończeniu leczenia i rehabilitacji. Na to możemy nie mieć wpływu, ale wtedy lepiej wybrać polisę, która płaci „z góry” – bywają życiowe sytuacje, kiedy trudno wygospodarować pieniądze na leczenie.
Polisy NNW o najwyższej jakości sfinansują nie tylko leczenie i rehabilitację, ale też koszty nadgonienia szkolnego materiału, czyli korepetycje. Zwykle polisa pokryje koszt tylko kilku zajęć i do określonej kwoty, ale to zawsze coś.
Firmy ubezpieczeniowe ubogaciły polisy NNW. Wiele z nich oferuje takie smaczki jak np. ubezpieczenie od ukąszenia przez kleszcza – i finansowanie badań diagnostycznych, czy kleszcze nie zaraził dziecka boleriozą albo innym świństwem.
Czytaj też to: Szkoły niepubliczne coraz popularniejsze. Czy opłaca się płacić za szkołę? (subiektywnieofinansach.pl)
A jeśli znów wróci nauka hybrydowa? Czy ubezpieczyciel zwróci część składki?
Jest jedno „ale”. Niestety, ciągle trwa pandemia. Szkoły otworzyły się na tysiące niezaszczepionych uczniów, a reżim sanitarny sprowadza się do mycia rąk, dezynfekcji i wietrzenia klas. Trudno przewidzieć jak bardzo da nam w kość wariant delta (rząd zapowiada, że obostrzenia będą wprowadzana lokalnie, w granicach powiatów), ale niewykluczone, że dzieci późną jesienią znowu przejdą na tryb pracy z domu. Przynajmniej w niektórych miejscach w Polsce.
Czy w takim przypadku da się uzyskać zwrot kwoty zapłaconej za polisę? Będzie już opłacona, w dodatku za cały rok z góry, a w przypadku lockdownu ryzyko nieszczęśliwego wypadku jest znacznie mniejsze. W USA w czasie lockdownu firmy ubezpieczeniowe zwracały klientom część składek za ubezpieczenie komunikacyjne.
Przydałyby się polisy „hybrydowe”, a więc takie, które włączają się tylko w sytuacji, gdy dziecko chodzi do szkoły. Zapytałem o to kilku firm ubezpieczeniowych, ale one wyprowadziły mnie z błędu. Nie tylko nikt nie ma tego w planach, ale przede wszystkim założenie „polisy hybrydowej” opiera się na fałszywym przeświadczeniu, że szkolna polisa NNW działa tylko w szkole.
Jak sprawdziła firma Nationale-Nederlanden dom (27%), to drugie po szkole (33%) miejsce, w w którym dochodzi do wypadku. A polisa NNW nie chroni tylko w murach szkolnych, ale też w drodze do szkoły, na podwórku, czy nawet na wakacjach, bo umowa trwa bite 12 miesięcy (a pamiętacie jak PZU zrobiło darmowe ubezpieczenia na wakacje?)
Szkolna polisa na XXI wiek. Ubezpieczy dziecko nawet od… hejtu w internecie
Dzieci narażone są dziś nie tylko na ryzyko skręcenia kostki, czy złamania nogi podczas szaleństw na przerwie, ale też na nowy rodzaj niebezpieczeństw – falę internetowego hejtu i cyberprzemocy. Smartfony są wszędzie, dzieci mają własne grupy internetowe, na których nieraz bezwzględnie wyśmiewają się ze słabszych kolegów.
Według raportu EU Kids Online, które przytacza firma Orange, 30% nastolatków spotyka się z nienawistnymi lub poniżającymi treściami kierowanymi do innych internautów, w tym aż połowa osób w wieku 15–16 lat. 9% przyznaje się, że doświadczyło hejtu osobiście. W rzeczywistości ten odsetek ten może być większy, bo wiele osób nie przyznaje się do tego, że spotkały je szykany.
Konsekwencje internetowego hejtu są długoterminowe i nie ograniczają się do konieczności udzielenia dziecku kosztownej pomocy psychologicznej. To też czasem kwestia usunięcia z internetu hejterskich treści. Często są one umieszczone na serwerach, które nie podlegają jurysdykcji polskiego państwa.
Firma ubezpieczeniowa Uniqa oferuje w ramach swojej szkolnej polisy NNW opcję dodatkową w postaci ochrony prawnej od skutków hejtu w internecie. Zajrzałem do OWU – to nie tylko pokrycie kosztów pomocy psychologa, ale też prawnika i specjalisty od IT, który zatrzyma powielanie hejterskich treści, albo usunie informacje, które godzą w nasze dziecko. Suma ubezpieczenia w ramach tego dodatku do polisy, który kosztuje 21 zł, wynosi 15 000 zł – ma to pokryć koszt prawnika, psychologa i informatyka.
Czy są jakieś wyłączenia? Niewielkie – polisa nie działa, jeśli hejt pojawił się w medium takim jak gazeta, czy telewizja internetowa, a nie blog, czy serwis społecznościowy (wtedy to już popada pod prawo prasowe), firma nie finansuje też psychoterapii, a jedynie doraźną pomoc psychologiczną.
Jakkolwiek w Polsce wciąż mało się mówi o problemach psychologicznych, to rozszerzanie polis szkolnych o „nieszczęśliwe wypadki” dotyczące świata wirtualnego, do którego zaglądają dzieci, wydaje się być dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że rodzice często są wobec takich problemów bezradni. Jak dziecko złamie nogę, to umiemy znaleźć lekarza i zorganizować RTG. A jeśli na nasze dziecko wyleje się hejt w sieci, to przeważnie nie mamy pojęcia jak moglibyśmy pomóc. A dziecku wali się wtedy na głowę cały świat.
Przeczytaj więcej o tym: Hejt oczami dziecka i rodzica. Jak pomóc dziecku, które padło ofiarą hejtu?
Zobacz też co zrobić, gdy Twoje dziecko hejtuje: W sieci trzeba być uważnym, wrażliwym i czujnym. Co zrobić, gdy okaże się, że to Twoje dziecko czyni zło w internecie?
źródło zdjęcia: Unsplash