Ubezpieczenia samochodów tańsze nie będą, przynajmniej dopóki nie przestaną się „urealniać” w górę wypłacane przez ubezpieczycieli odszkodowania. Ale jest kilka sposobów na to, by ulżyć klientom. Pytanie brzmi: czy firmom ubezpieczeniowym będzie się chciało po nie sięgnąć?
Każdy kierowca cierpiał w ostatnim czasie z powodu podwyżek składek – niezależnie od tego czy jeździ bez wypadków, czy też zdarza mu się od czasu do czasu jakiś dzwon. Szkodowi klienci zobaczyli większe podwyżki, niż bezszkodowi, ale więcej zapłacił każdy. Firmy ubezpieczeniowe, które w ostatnich latach dopłacały do ubezpieczeń OC po miliard złotych rocznie, wyszły nad kreskę i w ostatnich miesiącach ceny wreszcie stanęły.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ale niewykluczone, że znów ruszą w górę po głośnej uchwale Sądu Najwyższego, który orzekł, że nie tylko ofiarom, ale i rodzinom ofiar ciężnych wypadków należą się odszkodowania i zadośćuczynienia. Wydatki ubezpieczycieli znów więc wzrosną (choć trudno oszacować o ile – ja próbowałem to jakiś czas temu orzec) i zostaną przerzucone na klientów.
Big data, sztuczna inteligencja i… wyższa składka za karne punkty
Jak żyć? Cóż, przede wszystkim karierę w Polsce zaczną robić systemy płatności ratalnych za polisy. Miesięczny abonament zawsze mniej boli, niż duża kwota do wyłożenia z góry. Być może Polacy przekonają się do ubezpieczeń telematycznych, w których w zamian za zgodę na śledzenie swojego stylu jazdy mogą korzystać ze zniżek. Najszerzej zakrojone testy w tej sprawie prowadzi Link4.
Czytaj też: Link4 i kasa, która (nie) wraca, czyli telemetria „z wkładką”
Firmy ubezpieczeniowe ciężko pracują też nad wykorzystaniem big data i sztucznej inteligencji, by lepiej szacować ryzyko i móc trafniej oceniać klientów nie tylko po wieku (młody, więc niech płaci więcej) oraz po liczbie szkód z przeszłości (jeśli pukał, to będzie pukał nadal) oraz ewentualnie po miejscu zamieszkania (tam gdzie większy ruch jest więcej wypadków).
Jest np. udowodniona zbieżność pomiędzy niską wiarygodnością kredytową i ryzykanckim stylem życia. Posiadanie dzieci, wykonywany zawód, znajomi na fejsie… to wszystko może mieć znaczenie.
Nieco ponad połowa pytanych w sondażach Polaków podpowiada, że np. kto ma punkty karne powinien płacić więcej, niezależnie od tego za co te punkty. Skoro gnom jeździ za szybko, to powoduje większe ryzyko. A jeśli powoduje większe ryzyko to niech płaci więcej. Oznacza to jednocześnie, że ten kto nie ma punktów karnych na koncie będzie mógł płacić mniej.
Dołączysz żyranta do polisy, zapłacisz mniej
Firmy ubezpieczeniowe mogą pójść trzema drogami. Albo podwyższać ceny wszystkim po równo i tracić dobrych klientów, albo próbować skuteczniej „oddzielać ziarno od plew” i różnicować ceny ubezpieczeń w oparciu o większą liczbę czynników, albo… wysilić jeszcze bardziej łepetyny i zastosować niektóre ze znanych za granicą sposobów na ułatwianie życia klientom. Wymaga to niestety od ubezpieczycieli więcej elastyczności, ale docelowo nie zmniejsza im przychodów.
Insly, firma oferująca oprogramowanie i systemy ułatwiające pracę agentom ubezpieczeniowym, zebrała kilka dni temu kilka niestandardowych rozwiązań stosowanych przez firmy ubezpieczeniowe za granicą, dzięki którym klienci mogą płacić mniej. Niektóre z nich są naprawdę ciekawe.
W Wielkiej Brytanii jeszcze w tym roku będzie można zakupić polisę komunikacyjną „z żyrantem”. Ktoś z rodziny bądź nawet obca osoba, mająca wystarczającą zdolność płatniczą (nie wiem w jaki sposób będzie ona potwierdzana, ale pewnie czymś w rodzaju weksla) będzie mogła zobowiązać się, że współodpowie za ewentualne szkody. W zamian za to będzie można zapłacić mniej za polisę.
Mało prawdopodobne, by była to popularna usługa (de facto oznacza to udział własny w szkodzie, tyle że pokrywany z kieszeni osób trzecich), ale jeśli ktoś ma bogatego wujka, który jest w dodatku bardzo ufny… W sumie podobny efekt ma dość popularna w Polsce procedura dorzucania do własności auta drugiego, doświadczonego kierowcy.
Czytaj też: To przegięcie czy genialny pomysł? Ubezpieczyciel sprawdzi czy nie gadasz jak rozmawiasz
Tańsza polisa za kurs bezpiecznej jazdy, ubezpieczenie „na godziny”…
Dość ciekawym pomysłem, godnym rozważenia, jest uzależnianie ceny polisy od przejścia przez kierowcę kursów bezpiecznej jazdy. Coś takiego występuje w Wielkiej Brytanii pod nazwą Pass Plus. Certyfikat potwierdzający ukończenie takiego kursu może być podstawą do specjalnej ceny polisy.
Nie wiem jak to wygląda na Wyspach, ale ja myślałbym o stworzeniu przez branżę ubezpieczeniową – być może przy współfinansowaniu sponsorów z branży samochodowej, technologicznej – specjalnego standardu kursów bezpiecznej jazdy.
Jeśli kierowcy względnie tanio (np. z dopłatą finansowaną przez sponsorów) mogliby przejść przez taki kurs, a ubezpieczyciele zobowiązaliby się do jego honorowania – można by uczyć kierowców bezpiecznej jazdy i obniżać ceny polis jednocześnie.
W Estonii już funkcjonuje ubezpieczenie czasowe, w którym płacimy tylko za czas faktycznego używania samochodu. Składka za polisę wyliczana jest na podstawie liczby dni w miesiącu, w których auto jest w ruchu, poza garażem. W pozostałe dni polisa nie kosztuje. Opłaca się to każdemu, kto korzysta z auta przez mniej, niż 15 dni, bo oczywiście stawka dzienna jest wyższa, niż „dniówka” w zwykłej polisie.
A dlaczego nie mielibyśmy mieć polisy w smartfonie, którą byśmy „włączali” i „wyłączali” jednym swipe’m? Niech taka polisa będzie liczona na minuty, albo na godziny. Owszem, będzie droższa, niż „ryczałtowa”, ale samemu będziemy mogli zarządzać kosztami ubezpieczenia.
Estończycy zrobili tak, że w czasie zawieszenia polisy może działać ubezpieczenie autocasco na wypadek szkód spowodowanych przez katastrofy naturalne, wandalizm czy ogień. Podobną polisę – która sama „wie” kiedy się włączyć, zaproponowała w Polsce firma Revolut. Z tym, że to polisa podróżna, nie samochodowa. Ale skoro można było zrobić takie ubezpieczenie na podróż, to można i na samochód.
Czytaj też: Revolut pokazał ubezpieczenie, które samo się „włącza”, gdy jesteś za granicą. I tylko wtedy za nie płacisz
To pomogłoby zmniejszyć koszt polisy dla osoby, która nie wyjeżdża samochodem z garażu zbyt często. Pomysł wymaga dość dużej pracy informatycznej i na koniec dnia może obniżyć przychody ubezpieczycieli, jest więc ciut mało realny. Ale skoro w Estonii konkurencja go wymyśliła…
Czytaj też: Luka ubezpieczeniowa, czyli „czarna dziura świadomości”. Jak się z niej wydostać?
Czytaj też: Jak ubezpieczenia wpływają na nasze życie? „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach”
Masz maksymalną zniżkę od kilku lat? Masz dzwon „za darmo”
Insly znalazła także ciekawą rzecz w ubezpieczeniach we Francji. Osoby, które osiągnęły maksymalny pułap zniżek (50% od ceny standardowej) i przez przynajmniej trzy kolejne lata od jego uzyskania nie spowodowały szkody, mogą liczyć na ciekawy bonus. Mianowicie, za spowodowanie pierwszego wypadku nie są im naliczane żadne zwyżki przy przedłużaniu polisy.
I to ma sens, bowiem jeden błąd może się zdarzyć każdemu. Klient, który przecież nie przestał być nagle ostrożnym kierowcą, dzięki takiej „uldze” nie uciekłby do konkurencji. W Polsce Link4 promuje co jakiś czas ubezpieczenie, w którym „wybaczają pierwszy dzwon”, ale – powiedzmy sobie szczerze, jest tam więcej marketingu, niż wybaczania.
Czytaj też: Link4 obiecuje, że wybaczy pierwszy dzwon. A naprawdę?
Czy te wszystkie pomysły Wam się podobają? A mze macie własne? Chętnie posłucham i zrecenzuję!