Przeciętny Polak wydaje na ubezpieczenie swojego życia, zdrowia i majątku mniej więcej 1,4% dochodu rozporządzalnego – czyli tego, co zostaje mu po opłaceniu rachunków i rat kredytów. Mało? Będzie więcej, trzeba zrobić tych pięć rzeczy
W krajach rozwiniętych konsumenci wydają na ubezpieczenia dwa razy większą część domowego budżetu. Gdybyśmy chcieli chronić życie i majątek w tych samych kwotach, jak mieszkańcy Zachodu, musielibyśmy potroić wydatki. Branża ubezpieczeniowa zachodzi w głowę co zrobić, by zmniejszyć tę lukę
- Czym różni się oszczędzający Niemiec lub Francuz od Polaka? Jakie rodzaje lokat bankowych chwytają nas za serce? Niemiecka aplikacja to sprawdziła [POWERED BY RAISIN]
- Co z dobrymi czasami, które miały nadejść dla funduszy inwestujących w obligacje? Które fundusze warto wybierać? Nieoczywiste rady eksperta [POWERED BY UNIQA TFI]
- Tak Szwajcarzy walczą o dostęp do gotówki. Co do sekundy mierzą czas dostępu każdego obywatela do najbliższego „wodopoju”. Banki, poczta, bankomaty… [POWERED BY EURONET]
Nasze podejście do planowania przyszłości i zabezpieczania się przed różnymi ryzykami jest luźne – o tym już na tych stronach czytaliście, choćby w ramach cyklu edukacyjnego „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach”. Ubezpieczamy się głównie z obowiązku (samochodowe OC), wtedy gdy wymaga tego od nas prawo lub instytucje finansowe (ubezpieczenie kredytu).
Czytaj też: Jak ubezpieczenia wpływają na nasze życie? „Bez znieczulenia o ubezpieczeniach”
Najpopularniejsze dobrowolne ubezpieczenia to mieszkaniowe. Ale nawet w tym przypadku trudno mówić o powszechnym nawyku ubezpieczania. Raptem 60% naszych nieruchomości jest ubezpieczonych od pożaru, kradzieży i innych zdarzeń losowych. Ubezpieczyciele szacują, że wśród tych osób tylko co trzecia cieszy się wystarczająco szerokim zakresem i sumą ubezpieczenia. Pozostali mają tanie nibypolisy, które chronią, ale tylko troszkę.
W większości przypadków jesteśmy więc niewłaściwie „zaimpregnowani” na wypadki losowe dotyczące nas samych lub naszego majątku. Oczywiście w żywotnym interesie branży ubezpieczeniowej jest zmiana tego stanu. Problem nie dotyczy zresztą tylko Polaków, lecz całego świata. W większym stopniu jego ubogiej części.
Czytaj też: Czy wystarczająco dobrze chronimy swoje życie, zdrowie i majątek? Zajrzałem do cyferek i… nie jest dobrze
Luka ubezpieczeniowa: dlaczego nam nie służy?
Na odbywającym się w Sopocie corocznym zjeździe ubezpieczycieli (pod egidą Polskiej Izby Ubezpieczeń) stowarzyszenie Geneva Association pokazało statystyki, z których wynika, że w skali globalnej tzw. luka ubezpieczeniowa – a więc pustka między tym co powinniśmy ubezpieczyć, bo miałoby to ekonomiczny sens, a tym co chronimy w rzeczywistości – wynosi w przypadku tzw. ubezpieczeń katastroficznych ok. 65%, zaś w przypadku cyberzagrożeń nawet ponad 90%.
Z cyferek wynika, że w krajach biednym luka ubezpieczeniowa jest większa, bo wykupienie składki nie jest czynnością pierwszej potrzeby. Dopiero umiarkowanie zamożne społeczeństwa po pierwsze mają majątek, który warto chronić, a po drugie mają na tyle wysokie dochody, by na „liście zakupów” znalazało się też ubezpieczenie.
Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Ubezpieczamy się za słabo także dlatego, że nie mamy zaufania do ubezpieczycieli, nie znajdujemy dla siebie odpowiednich produktów i ofert, albo zwyczajnie nie zdajemy sobie sprawy z ryzyk, przed którymi warto się zabezpiczyć. Brakuje nam wiedzy, świadomości – po prostu edukacji.
Podczas sopockiej konferencji chwycił mnie za serce przes PZU Paweł Surówka, który opowiadał historię o jednej z klęsk żywiołowych, która miała miejsce w Polsce (bodaj chodziło o powódź) i podczas której PZU nie wstrzymało sprzedaży ubezpieczeń. Można było więc ubezpieczyć się mając pewność, że z polisy skorzystamy. A ludzie i tak się nie ubezpieczyli.
XXI wiek zaskoczył ubezpieczycieli, niczym zima drogowców?
W branży ubezpieczeniowej dość powszechna jest opinia, że luka ubezpieczeniowa będzie się jeszcze zwiększała. Część kłopotów bierze się bowiem m.in. z tego, że niedoszacowujemy wzrostu wartości naszego majątku, a także z tego, że pojawiają się zagrożenia, których skalę trudno oszacować (np. cyberprzestępczość i terroryzm). A zatem nie wiadomo na jaką kwotę należałoby się od nich ubezpieczyć.
Po drugie na rynek wchodzą nowe pokolenia konsumentów, za których potrzebami trudniej jest ubezpieczycielom nadążyć. Młody człowiek, który połowę życia spędza w internecie, w grach online lub w wirtualnej rzeczywistości, ma inne potrzeby ubezpieczeniowe, niż jego rodzic. W jego przypadku luka ubezpieczeniowa to nieubezpieczone itemy, skiny, sprzęt do grania, konto w grze itp.
Nie dość, że Polacy – jeśli pod względem świadomości ubezpieczeniowej mamy dogonić Zachód – powinni trzykrotnie zwiększyć wydatki na ubezpieczenia, to jeszcze sprawy utrudnia XXI wiek oraz fakt, że na tym bogatym Zachodzie też jest luka ubezpieczeniowa, tylko mniejsza.
Jasne: nawet w tych warunkach ubezpieczyciele w Polsce „przerabiają” 60-70 mld zł składek rocznie i notują 5 mld zł zysku netto. Ale rozmijanie się z potrzebami (uświadomionymi i nieuświadomionymi) Rodaków coraz bardziej boli. Co w tej sytuacji zrobić?
Czytaj też: Kuchnia ubezpieczeniowa, czyli sprawdzam co się dzieje z naszymi składkami
Pięć problemów, przez które ubezpieczenia przysłania luka
Z tego co mówiono podczas VI Kongresu Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że najpilniejsze problemy do ogarnięcia są…….
Problem zaufania
Na całym świecie branża ubezpieczeniowa nie jest pieszczochem opinii publicznej. W USA ludzie, którzy się nie ubezpieczają, zeznają w badaniach opinii publicznej, że nie czynią tego, bo polisy są za drogie (65%), że ich nie potrzebują (45%), że nie wiedzą jakiej potrzebują (40%) oraz że nie ufają agentowi i firmie ubezpieczeniowej (38%).
Na całym świecie ubezpieczyciele mają na koncie większe lub mniejsze grzeszki, zaś problem braku zaufania wydatnie ogranicza zainteresowanie konsumentów kupowaniem polis.
Problem braku świadomości
Podany przez prezesa PZU przykład jest najlepszym dowodem na to, że brakuje nam wiedzy o tym co powinniśmy ubezpieczyć, od jakich ryzyk, na jakie pieniądze. Ubezpieczyciele nie mają innego wyjścia – muszą inwestować pieniądze nie tylkow rozwój produktów, ale i w napełnianie nas wiedzą o tym jak działają ubezpieczenia, czym się między sobą różnią, jak je wybierać, jak kupować, gdzie tkwią ich zalety, a gdzie są ograniczenia.
Częścią tego wyzwania jest też nasze przekonanie, że polisy są za drogie i że nas nie stać. Średnia polisa ubezpieczenia mieszkania na rok kosztuje 250 zł. To jakieś 20 zł miesięcznie, mniej niż złotówka dziennie. Polacy przepytywani przez PZU ile ich zdaniem kosztuje przeciętna polisa mieszkaniowa stwierdzili, że… dwa razy więcej, niż kosztuje naprawdę.
Tu też jest blokada. Nawet nie podchodzimy to tematu ubezpieczenia, bo wydaje nam się, że to jest poza naszymi finansowymi możlwościami. A jednocześnie chodzimy do kawiarni i wydajemy 12 zł na latte. Albo do kina i płacimy 25 zł za bilet.
Czytaj też: XXI wiek, czyli złota era ubezpieczycieli. Tylko co na to agenci?
Problem braku pieniędzy
Nie ma dwóch zdań, że im bogatszy kraj tym luka ubezpieczeniowa mniejsza. Na ten czynnik ani branża ubezpieczeniowa, ani konsumenci nie mają bezpośredniego wpływu. Jednak im będziemy zamożniejsi, tym chętniej będziemy zwiększać wydatki na ubezpieczenia. Oczywiście pod warunkiem, że ubezpieczycielom uda się rozwiązać dwa poprzednie problemy.
Problem skomplikowania
Ubezpieczenie jest relatywnie trudnym produktem finansowym. W świecie, w którym coraz mniej czytamy, mamy coraz więcej bodźców, jesteśmy coraz bardziej ruchliwi, mamy coraz mniej czasu ubezpieczyciele nie mogą atakować nas skomplikowanymi polisami. Czasy są takie, że wymagają bardzo prostych, intuicyjnych, łatwych do kupienia i do ogarnięcia umysłem rozwiązań.
Ubezpieczyciele mają już polisy, które można kupić przez smartfona, które same wiedzą kiedy „się włączyć”, które można ogarnąć rozumem w ciągu kilku minut. Ale wciąż dotyczy to kilku enklaw rynku ubezpieczeniowego. Jego peryferia są nowoczesne, a rdzeń wciąż bardzo tradycyjny.
Ubezpieczenie torebki, smartfona, samochodu w czasie parkowania, siebie w czasie jazdy tramwajem albo w czasie treningu na siłowni. Ubezpieczenia przedmiotów, ubezpieczenia krótkoterminowe, ubezpieczenia kupowane jednym kliknięciem (albo i bez żadnego kliknięcia). Albo ubezpieczyciele tak zaczną działać albo luka ubezpieczeniowa będzie rosła.
Czytaj też: SkyCash i ubezpieczenie na chwilę. Przez smartfona, za grosze
Czytaj też: Play ubezpieczy twoje skiny i itemy. Tego jeszcze nie było!
Czytaj też: Revolut pokazał ubezpieczenie, które samo się „włącza”, gdy jesteś za granicą. I tylko wtedy za nie płacisz
Problem rozjazdu potrzeb i ofert
O tym już wyżej wspominałem. Młodzież nie chce posiadać, tylko chce używać albo współdzielić. Nie chce zobowiązań na długo, tylko w abonamencie, który można w każdej chwili zlikwidować. Najcenniejsze rzeczy zaczynamy mieć w smartfonie, a nie w domu. Cyfrowe aktywa zaczynają być cenniejsze, niż te „w realu”. Więcej czasu spędzamy w grach komputerowych, więcej wydajemy na elektronikę.
Świat ubezpieczeń musi próbować nadążyć za zmieniającymi się potrzebami ludzi. Ekonomia współdzielenia, drony, roboty, samochody autonomiczne – to wszystko są nowe okoliczności, które mogą przerażać ubezpieczycieli, bo muszą jakoś wyszacować ryzyko i składkę przy ubezpieczeniu czegoś, czego do tej pory nie ubezpieczali.
Gdybym był szefem firmy ubezpieczeniowej, to wyjeżdżałbym z kongresu z poczuciem, że szanse na wygranie tego meczu wcale nie są pewne. Każde z pięciu zadań (no dobra, czterech – „brak pieniędzy w Narodzie” jest poza kontrolą ubezpieczycieli) jest duże i wymaga dobrego pomysłu oraz pieniędzy. I dobrej jakości ludzi. A to dziś dobro rzadkie.