Fala podwyżek opłat bankowych wydaje się być przesądzona. Pandemia koronawirusa i seria obniżek stóp procentowych mocno nadwerężyły kondycję finansową banków. Niektóre już podniosły ceny, inne zapowiadają podwyżki na drugą połowę roku. Sprawdziłem, gdzie banki mogą szukać dodatkowych źródeł przychodów. Jakie nowe opłaty nam grożą?
W okresie od stycznia do maja 2020 r. banki zarobiły na czysto 3,4 mld zł. To blisko o 42% mniej (2,4 mld zł) niż w analogicznym okresie ubiegłego roku – podała niedawno Komisja Nadzoru Finansowego w najnowszym raporcie o stanie banków.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Na ten wynik negatywnie wpłynęły niższe przychody z odsetek (o 553 mln zł), mniejsze przychody z dywidend (ok. 1 mld zł) oraz utworzone rezerwy na niespłacane kredyty (prawie 2 mld zł). Banki nie mają wyjścia – będą szukać dodatkowych źródeł przychodów. Ten proces zresztą już się zaczął, choć bankowcy – obawiając się gniewu klientów – podchodzą do tematu delikatnie.
Taktyka salami w bankowym wydaniu
Zapewne znacie taktykę salami. To stopniowy proces przechodzenia z ustroju demokratycznego do autorytarnego. W przypadku cen usług bankowych będziemy świadkami raczej stopniowego ich podwyższania, niż gwałtownych zmian w cennikach.
Jak taki proces może przebiegać? W pierwszej kolejności ofiarami podwyżek staną się klienci firmowi. Generalnie polscy klienci banków są mało mobilni jeśli chodzi o zmianę banku. Ale dla przedsiębiorców taka zmiana wiąże się z dodatkowymi problemami. Mam na myśli przede wszystkim zmianę numeru rachunku bankowego. Jeśli kontrahenci nie odnotują tego faktu, przelew pójdzie na stare konto. Znam przypadki przedsiębiorców wkurzonych na jakiś bank, którzy z powodu zachowania numeru bankowego zagryzają zęby i nie decydują się na zmianę.
Przedsiębiorcy uwiązani są też kredytami czy umowami faktoringowymi, które zapewniają im płynność, przez co dodatkowo mogą być mniej skłonni do przeprowadzki do tańszego banku. Ta teoria już się sprawdza. W maju opłaty dla klientów firmowych podniósł Alior Bank, na podobny ruch zdecydowały się też ING Bank, Bank Pocztowy i City Handlowy, a od sierpnia podwyżki czekają klientów biznesowych PKO BP.
Przeczytaj też: Masz konto, ale bez karty debetowej? PKO BP i Alior Bank chcą wykorzystać pandemię koronawirusa, żeby ukartowić nieukartowionych. Będą chętni?
Drożej za obsługę w oddziałach. Pandemia i nie tylko
Kolejnym odkrojonym plasterkiem salami (czytaj: wyższymi opłatami) staną się opłaty za operacje w oddziałach. Pandemia koronawirusa zrujnowała kondycję finansową banków. Ale może być też dobrym pretekstem do wprowadzenia podwyżek. Bankowcy apelują, byśmy – dla naszego bezpieczeństwa – obsługiwali się sami, czyli np. przelewy robili w systemie bankowości elektronicznej, a do wpłat i wypłat gotówki używali bankomatów i wpłatomatów.
Problem w tym, że na apelach się nie kończy. Niektóre banki próbują nas zniechęcić do odwiedzania oddziałów… podwyżką opłat. Na taki ruch zdecydował się niedawno BNP Paribas. Posiadacze Kont Otwartych na Ciebie nie płacili za pierwszą w miesiącu wpłatę gotówki w oddziale. Druga i kolejne kosztowały 5 zł (wpłata powyżej 5000 zł) lub 10 zł (wpłata do 5000 zł). Te same stawki dotyczyły wypłat gotówkowych w placówkach.
Od lipca każda wpłata i wypłata – bez znaczenia, czy jest to pierwsza czy druga, ani jaka jest wartość transakcji – kosztuje aż 10 zł. Zmiany objęły też „Moje Konto Premium”, którego posiadacze bez limitu mogli za darmo wpłacać i wypłacać pieniądze. Od 1 lipca 2020 r. również i oni płacą 10 zł od każdej transakcji. W tym przypadku bankowcy mają jeszcze pretekst: „wyższymi opłatami odstraszamy was od obsługi w oddziałach, ale to wszystko dla waszego dobra”.
Musisz częściej płacić kartą, albo… płać za ROR
Według mnie kolejnym „plasterkiem bankowego salami” mogą być zmiany w skali aktywności klientów, która będzie upoważniała do korzystania z konta czy karty debetowej „za darmo”. Kilka lat temu bezwarunkowo darmowy ROR i karta były czymś normalnym, bo banki zarabiały krocie na opłatach interchange (prowizje płacone przez właścicieli punktów handlowo-usługowych od transakcji bezgotówkowych). Ale gdy te prowizje drastycznie zmalały, banki zawarły z klientami „deal”: nadal nie zapłacicie za konto lub kartę, ale musicie zapłacić kartą np. 3-5 razy w miesiącu albo wydać nią 200-500 zł miesięcznie. Dodatkowym warunkiem może być przelewanie pensji na konto.
Co tu może się zmienić na niekorzyść klientów? Banki mogą zmusić nas do większej aktywności. Czyli nadal nie zapłacimy za ROR lub kartę, ale teraz warunkiem zwolnienia może być zapłacenie kartą nie trzy, a np. pięć razy. Albo bank nie zmieni liczby lub wartości transakcji, które upoważniają do darmowego korzystania z tych usług, ale zapłacimy wyższe opłaty w sytuacji, kiedy nie wyrobimy normy. W tym przypadku bankowcy będą mogli nadal nam wmawiać, że rachunek i karta nadal są przecież za darmo.
Przewiduję, że dopiero po tym etapie banki odważą się wprowadzić np. bezwarunkowe opłaty za konto lub kartę, a może nawet prowizje za… przelewy internetowe. Zresztą na taki krok zdecydował się Envelo Bank, czyli cyfrowa marka Banku Pocztowego. Bank poinformował, że od września klienci zapłacą bezwarunkowo 1,99 zł za korzystanie z konta oszczędnościowego. Przy prawie zerowym oprocentowaniu tego rachunku (0,1%) oznaczałoby to ujemne oprocentowanie. Jednak bank dość szybko wycofał się z planowanej podwyżki.
Opłaty w bankowej poczekalni
Za jakie usługi możemy wkrótce zacząć płacić, jeśli – zgodnie z moją teorią – bankom wyczerpią się możliwości wprowadzania ukrytych podwyżek? Śledząc tabele z prowizjami i opłatami jest sporo usług, które nadal są za zero. Przejrzałem pod tym kątem cenniki kilku banków dla klientów indywidualnych.
Najbardziej prawdopodobny wydaje się wzrost opłat za transakcje gotówkowe w placówkach, zwłaszcza że część banków już na tym zarabia. Zapłacimy więc za wypłatę lub wpłatę gotówki w oddziale. Obecnie standardem jest, że wypłata lub wpłata gotówki w bankomatach lub wpłatomatach należących do banku jest za zero. Myślę jednak, że banki nie zaryzykują wprowadzenia opłat.
Kolejną pozycją, której koszt z zera zamienić się może w konkretną opłatę, są przelewy zlecane w oddziale lub za pośrednictwem konsultanta na infolinii. W części banków taka opłata obowiązuje już od dawna, ale są takie, gdzie usługa realizowana jest za darmo lub płacą za nią tylko posiadacze wybranych kont. Banki mogą zdecydować się na ujednolicenie taryfy.
Do tej pory standardem było też to, że przelewy między rachunkami klienta w obrębie danego banku były za free. Ale nie jest to już standardem w przypadku kont firmowych. Kto wie, być może również Kowalski zapłaci za przelanie środków w ramach tego samego banku, a więc od siebie do siebie.
A co z przelewami do innych banków zlecanych za pośrednictwem bankowości elektronicznej bądź mobilnej? W przypadku klientów indywidualnych darmowość tej usługi wydaje się być świętością, ale banki nie mają problemu z pobieraniem opłat za tego typu operacje od klientów firmowych.
Wśród przeanalizowanych cenników nie znalazłem żadnego, który przewidywałby opłatę za ustanowienie i realizację zlecenia stałego lub polecenia przelewu. To forma automatycznego przelewu np. na poczet zapłaty rachunku za telefon. Swoją drogą w Polsce nie są to usługi dość popularne, dlatego konieczność płacenia za te usługi nie przysporzyłaby im popularności.
Podobnie jest z płatnościami BLIK. Obecnie klienci mogą płacić tą aplikacją bezkosztowo. Za BLIK-iem stoi konsorcjum kilku banków i projekt – choć ma już kilka lat – nadal jest w fazie rozwojowej. Brak opłat jest elementem promowania tej formy płatności. Nie można jednak wykluczyć, że na pewnym etapie będziemy musieli zapłacić choćby za wypłatę gotówki z bankomatu przy użyciu aplikacji BLIK (wiem, że w jednym z banków już dziś taka wypłata kosztuje 5 zł).
W większości banków nie płacimy za cashback, czyli wypłatę gotówki przy okazji płacenia za zakupy kartą w sklepach. Wyjątkami są tu PKO BP, Bank Pekao (1 zł) i Santander Bank (1,5 zł). Ale nie jest to usługa na tyle popularna, by objęcie ją opłatą dało bankom jakieś super finansowe korzyści. W pierwszym kwartale 2020 r. skorzystaliśmy z niej ok. 4,7 mln razy, co w skali roku daje rocznie jakieś 19 mln transakcji. Wprowadzenie opłaty w wysokości 1 zł przyniosłoby bankom ok. 19 mln zł przychodów. Niewiele, ale i takiego ruchu bankowców wykluczyć nie można.
Przeczytaj też: Stopy procentowe są już prawie zerowe. Kredyt potanieje? Niestety, nie każdy. Marże już ruszają w górę
Przeczytaj też: Inwestowanie oszczędności w czasach pandemii (i nie tylko). Siedem kroków do zbudowania długoterminowego portfela inwestycji
Opłata za pierwszy przelew z konta oszczędnościowego?
Przy jakich usługach znalazłem jeszcze „zero”? To np. sprawdzanie salda rachunku w bankomacie własnym, przesłanie wyciągów w formie elektronicznej (za papierowe już płacimy, chyba że klient nie korzysta z bankowości elektronicznej), za powiadomienia SMS o zdarzeniach na koncie, za zastrzeżenie karty debetowej lub kredytowej czy zmianę kodu PIN karty. Dwie ostatnie usługi trudno sobie wyobrazić jako płatne, bo dotykają sfery naszego bezpieczeństwa, ale skoro taka pozycja pojawia się w tabelach opłat, to nic nie stoi na przeszkodzie, by ją nieco podwyższyć.
W cennikach banki wyszczególniają też opłatę bądź prowizję za dokonanie transakcji bezgotówkowej kartą, czyli za płatność kartą w sklepie. Rzecz jasna, obecnie to usługa darmowa i majstrowanie przy niej zapewne skończyłoby się wielkim gniewem klientów. Prawo zabrania pobierania tzw. opłaty surcharge, a więc doliczania opłaty przez sklep od klienta płacącego kartą. Ale nie mówi nic o tym, że bank nie może takiej prowizji pobrać.
Pokusą dla banków może być jeszcze majstrowanie przy opłatach za konta oszczędnościowe, choć przykład Banku Pocztowego być może na jakiś czas odstraszy konkurentów od tego typu eksperymentów. Banki mogą zamrozić pomysł wprowadzenia opłaty za konto, ale mogą zafundować klientom opłatę za pierwszy przelew z rachunku oszczędnościowego, który dziś jest darmowy.
Analitycy bankowi i sami bankowcy mówią, że wzrost cen usług bankowych jest tylko kwestią czasu. Związek Banków Polskich szacuje, że zysk sektora w tym roku może spaść nawet o ok. 80% i tę lukę będzie trzeba czymś zasypać. Nie sądzę jednak, by banki sięgnęły po drastyczne środki, np. w postaci wprowadzenia opłat za konta oszczędnościowe czy bezgotówkową płatność kartą. Raczej będziemy świadkami techniki salami, a więc podnoszenia opłat małymi krokami.