Ile trzeba zarabiać, żeby nie żyć od pierwszego do pierwszego, lecz oddychać pełną – konsumencką – piersią w Polsce? Czy w Polsce jest klasa średnia? Jaka część Polaków może się do niej zaliczać? Jaka część Polaków ma wystarczająco wysokie dochody, by żyć na przyzwoitym, przynajmniej według polskich standardów, poziomie? Szukam klasy średniej
To klasa średnia jest zwykle siłą napędową społeczeństwa. To przeważnie dobrze zarabiający specjaliści, właściciele firm, ludzie mający wystarczająco dużo pieniędzy, żeby je wydawać na wszystkie codzienne i mniej codzienne potrzeby, ale nie milionerzy ani miliarderzy. Na Zachodzie za przedstawiciela klasy średniej uznaje się posiadacza własnego mieszkania, domku za miastem, dobrego samochodu, osobę, którą stać na to, żeby trzy razy w roku wyjechać z rodziną na wakacje i oczywiście – nie szczypać się z pieniędzmi na co dzień.
- Zastanawialiście się kiedyś, ile śladu węglowego generuje Wasza firma? Warto wiedzieć, bo coraz częściej mogą Was o to pytać. Jak policzyć swój ślad? [POWERED BY BANK PEKAO]
- Na jaki procent założyć lokatę, żeby ochronić swoje pieniądze przed inflacją? Trzy kroki [POWERED BY RAISIN]
- Polska na ścieżce inwestycji, Europa na ścieżce konfrontacji. Dr Ernest Pytlarczyk o deglobalizacji [POWERED BY BANK PEKAO]
Klasa średnia, czyli kto? Ten, kto oddaje państwu połowę zarobków?
W Polsce trudno w ten sposób klasyfikować ludzi pod względem zamożności, bo duża część osób w dojrzałym wieku dostała mieszkania za darmo albo za niewielką część ich wartości. Nieruchomościowo jesteśmy średnio znacznie bardziej majętni niż np. Niemcy, którzy często mieszkania wynajmują, chociaż pod względem liczby milionerów (licząc w milionach euro dochodu) oni przeganiają nas 57-krotnie.
Czy problemem jest system podatkowy? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, przypomnijmy, jak działa w Polsce opodatkowanie dochodów. W przypadku etatowców, do 30 000 zł rocznego wynagrodzenia brutto (czyli jeśli np. zarabiasz 2 000 zł miesięcznie) podatku dochodowego nie ma w ogóle. Jeśli zarabiasz mniej niż 120 000 zł brutto, albo poniżej 8 400 zł z groszami miesięcznie na rękę, biorąc pod uwagę podstawę opodatkowania, to płacisz 12% podatku PIT, mniej więcej 10% składki emerytalnej (do ZUS) i 10% składki zdrowotnej (na NFZ). Jeśli zarabiasz więcej niż 120 000 zł rocznie brutto, to wchodzisz w podatek 32% (plus składki na ZUS i NFZ).
Zatem wystarczy przekroczyć 8 400 zł dochodu miesięcznego, by skokowo wpaść w dużo wyższy podatek dochodowy, choć – liczony od nadwyżki. Alternatywą jest ucieczka w podatek liniowy (19% plus 5% składki zdrowotnej plus „ulgowa” składka na ZUS, bo liczona od niższego wynagrodzenia niż realne dochody większości osób wybierających to rozwiązanie) albo w ryczałt ewidencjonowany (czyli podatek od przychodów, np. 8,5% plus bardzo preferencyjna składka na NFZ i na ZUS).
Publicysta Zbigniew Bartuś zauważył niedawno w „Dzienniku Gazecie Prawnej” (oraz na swojej stronie na LinkedInie), że konieczność oddawania państwu ok. 50% pensji (ZUS plus PIT plus podatek zdrowotny, zwany dla niepoznaki składką) już po przekroczeniu o 50% średniego wynagrodzenia oraz po 2,5-krotnym przekroczeniu pensji minimalnej – właściwie „zabija” ambicje wielu Polaków, żeby się w klasie średniej znaleźć. Bo próba zbliżenia się do niej powoduje wzrost opodatkowania do takiego stopnia, że zamiast wejść do klasy średniej, wchodzi się do klasy finansującej wszystkich innych.
Rzeczywiście jeszcze ćwierć wieku temu wyższe podatki zaczynało się płacić po przekroczeniu średniego wynagrodzenia blisko trzykrotnie, a więc już po wejściu do klasy średniej (a nawet średnio-wyższej). Być może właśnie trudność z wejściem do klasy średniej (wynikająca z rosnących podatków) powoduje, że tak kiepsko wygląda w Polsce skłonność do oszczędzania? Bo przecież to klasa średnia ma największe możliwości akumulacji kapitału, oszczędzania, inwestowania.
Zbigniew Bartuś policzył, że średnio doświadczony specjalista – zarabiający w Polsce ok. 15 000 zł brutto i jakieś 10 000 zł na rękę, osiąga zarobki w wysokości tylko dwukrotności mediany zarobków w Polsce, a płaci pięć razy więcej podatku dochodowego niż osoba, która zarabia medianę zarobków w Polsce (czyli 5000 zł na rękę). Płaci też ponad dwa razy wyższą składkę zdrowotną (mimo że najpewniej nie choruje więcej), a ponad 10-krotnie wyższą niż… rolnik.
Wyobrażenia o tym, ile trzeba zarabiać, żeby „dobrze” żyć – czyli żeby być w klasie średniej – są powiązane z tyloma różnymi czynnikami, że są wyjątkowo subiektywne. Każdy z nas pewnie znalazłby nieco odmienną odpowiedź. Odczucie naszego dobrostanu zmienia się wraz z wiekiem, etapami wykształcenia, doświadczenia zawodowego, sytuacją na rynku pracy, miejscem zamieszkania czy sytuacją rodzinną. Każdy czynnik może być istotny. Poza tym na różnych etapach życia potrzebujemy nieco innych dochodów, bo musimy zaspokoić inne potrzeby.
Są miary urzędowe. Co prawda nie pojawia się w nich określenie „klasa średnia”, ale Główny Urząd Statystyczny publikuje np. informacje o najniższych dochodach, które wyznaczają zasięg ubóstwa ekonomicznego. Możemy się też dowiedzieć, ile wynosi przeciętne wynagrodzenie, przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw czy jak się rozkładają wynagrodzenia w gospodarce narodowej (to nowe badanie). Do tego można dodać dane resortu finansów o dochodach Polaków płacących podatki w różnych przedziałach podatkowych. Warto zobaczyć, jak wyglądają te dochody i porównać ze swoimi.
Jakie dochody osiągają gospodarstwa domowe w Polsce?
Jeśli pojęcie „klasy średniej” dotyczy w Polsce wybrańców, a nie większości społeczeństwa, to znaczy, że generalnie są to osoby z dochodami powyżej średniej. Czyli mający dochód grubo powyżej przeciętnego w naszym kraju. A ile zarabia w Polsce „przeciętniak”? GUS podaje dane dotyczące całych gospodarstw domowych, co ma duży sens, bo zwykle jest tak, że mamy rodzinne, domowe budżety i nasza sytuacja finansowa bierze się ze złożenia majątku, dochodów, kosztów i długów całej rodziny.
Według danych GUS, w 2023 r. (danych za 2024 r. jeszcze nie mamy) sytuacja materialna gospodarstw domowych w naszym kraju się poprawiła. Nominalnie gospodarstwa domowe osiągały zarówno wyższe dochody, jak i mogły pozwolić sobie na nieco wyższe nominalnie, choć już nie realnie, wydatki. Poziom przeciętnego miesięcznego dochodu rozporządzalnego na osobę w 2023 r. wyniósł 2678 zł i był wyższy od dochodu z 2022 r. nominalnie o 13,7%, a realnie o 2,1% (pamiętajmy, że dużą część tego nominalnego wzrostu zjadła po drodze wyjątkowo wysoka w 2023 r. inflacja).
Z kolei przeciętne miesięczne wydatki na osobę w gospodarstwach domowych osiągnęły w 2023 r. wartość 1636 zł i były wyższe nominalnie o 9,4%, a realnie niższe o 1,8% od wydatków z 2022 r. Udział wydatków w dochodzie rozporządzalnym zmalał z 63,5% w 2022 r. do 61,1% w 2023 r. i osiągnął najniższy poziom w okresie od 2010 r. Z tego wskaźnika możemy wyciągnąć wniosek, że sytuacja materialna Polaków uległa poprawie.
Dochód rozporządzalny? To te dochody w gospodarstwie domowym, z których możemy bezpośrednio korzystać. Musimy więc odliczyć wszystkie zaliczki na podatek dochodowy, podatki, a także składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Wliczamy natomiast w dochód rozporządzalny – poza dochodami z pracy – również wszelkie kwoty otrzymywane z programów społecznych, np. świadczenie 800+.
Najwyższy udział wydatków w dochodzie rozporządzalnym mają gospodarstwa domowe mniej zamożne, a stosunkowo niższy udział wydatków te gospodarstwa, które na bieżące potrzeby mogą wydać proporcjonalnie mniej pieniędzy, a resztę przeznaczyć na oszczędności. Czyli m.in. te, które moglibyśmy zaliczyć do klasy średniej. Członkiem klasy średniej na pewno nie jest ktoś, kto w gospodarstwie domowym ma dochód rozporządzalny 2700 zł na osobę. To średniak, ale nie klasa średnia.
Poniższy wykres GUS pokazuje poziom przeciętnych miesięcznych dochodów i wydatków na osobę w gospodarstwach domowych oraz udział wydatków w dochodzie rozporządzalnym w latach 2010–2023. W 2010 r. wydatki stanowiły prawie 84% dochodu gospodarstw domowych, a w 2023 r. – tylko nieco ponad 61%. Żeby przełożyć te dane na naszą sytuację materialną, musimy pomnożyć wysokość kwot dochodu i wydatków przez liczbę osób w gospodarstwie domowym. Pamiętajmy jednak, że są to dane uśrednione i ogólnopolskie, które nie uwzględniają specyfiki zawodowej czy miejsca naszej pracy i zamieszkania.
Jak rozkładają się dochody Polaków? Na górze własny biznes
Dochody i wydatki gospodarstw domowych nie są wielkością stałą ani identyczną w całej Polsce i w odniesieniu do wszystkich grup społecznych. Najwyższy przeciętny miesięczny dochód rozporządzalny na osobę w gospodarstwach domowych (3313 zł) oraz przeciętne miesięczne wydatki na osobę (1862 zł) osiągały gospodarstwa osób pracujących na własny rachunek (poza gospodarstwem rolnym). Czy to jest ta ikoniczna „klasa średnia”? Pewnie nie w całości, ale…
Podobnie jak w latach poprzednich najniższym przeciętnym miesięcznym dochodem rozporządzalnym na osobę w 2023 r. dysponowały gospodarstwa domowe rencistów. Ich przeciętny miesięczny dochód na osobę wyniósł 2162 zł i był o 19,3% niższy od średniej ogólnopolskiej. Natomiast najniższe przeciętne miesięczne wydatki na osobę odnotowano w gospodarstwach domowych rolników (1245 zł) i były one o 23,9% niższe od średnich wydatków dla gospodarstw domowych ogółem.
Nie jest niczym zaskakującym, że wyższy dochód rozporządzalny mają mieszkańcy największych miast. Pokazuje to poniższa grafika. Różnice są na tyle duże, że średni dochód na osobę mieszkającą w mieście był wyższy o 26,6% niż na wsi (w 2022 r. o 24,9%). Zagrały tu przede wszystkim dwa czynniki – wyższe dochody uzyskiwane z wynagrodzeń w miastach, jak i większa liczba osób do podziału dochodu w gospodarstwa domowych na wsi.
Podobnie było z wydatkami. Przeciętne miesięczne wydatki na osobę w gospodarstwach domowych w mieście były o 29,5% wyższe niż na wsi. Oczywiście doświadczenie uczy, że sama nominalna wysokość dochodów i wydatków nie przesądza o poziomie życia. Na wsi i w małych miastach wiele produktów żywnościowych jest tańszych lub wręcz wytwarzanych przez konsumentów, więc koszty są jeszcze niższe. Podobnie cena usług może być dużo niższa w mniejszych ośrodkach niż w większych miastach, w których zależy od ogólnego wyższego poziomu wynagrodzeń.
W jakich regionach Polacy mieli najwyższe dochody? Niekwestionowanym liderem jest tu niezmiennie województwo mazowieckie (3209 zł, a w 2022 r. – 2807 zł). Ten poziom dochodów pompuje jednak region stołeczny. Dochody w całym województwie były wyższe niż przeciętny miesięczny dochód na osobę w kraju o 19,8%. Poza tym wyższe niż przeciętne dochody notowały województwa: śląskie, zachodniopomorskie, małopolskie, lubuskie i dolnośląskie.
Nawet jeśli większość z nas może tylko pomarzyć o byciu w klasie średniej, to samopoczucie mamy takie, że większość z nas już by mogła pomyśleć o tym, żeby się do niej zaliczyć. W 2023 r. nastąpił wzrost odsetka gospodarstw oceniających swoją sytuację materialną jako dobrą albo raczej dobrą (54% gospodarstw domowych wobec 50,6% w 2022 r.) oraz spadek odsetka gospodarstw postrzegających ją jako złą lub raczej złą (4,9% wobec 5,9% w 2022 r.).
Najlepiej swoją sytuację materialną, podobnie jak w latach poprzednich, postrzegały gospodarstwa domowe osób pracujących na własny rachunek poza gospodarstwem rolnym (76% ocen pozytywnych), najgorzej zaś gospodarstwa domowe rencistów (23,9% ocen pozytywnych wobec 20,9% w 2022 r.). Ludzie mieszkający na wsi, podobnie jak w latach poprzednich, gorzej oceniali swoją sytuację materialną niż mieszkańcy miast (51,4%).
Marzeniem… przekroczenie progu podatkowego?
Dane GUS o liczbie osób będących w klasie średniej niewiele mówią. Choć z wykresu pokazującego relacje między dochodami i wydatkami osób w gospodarstwach domowych zaliczanych do poszczególnych grup pod względem wysokości dochodu coś możemy wyczytać. GUS podzielił nas na pięć grup pod względem sytuacji finansowej. Najwyższa grupa – czyli górne 20% pod względem dochodów – ma jakieś 5300 zł dochodu na osobę i 2500 zł wydatków.
Jeśli mówimy o rodzinie 2+2 z dwojgiem pracujących rodziców, to taki „model” zakłada 21 500 zł miesięcznego dochodu i możliwość wydania na przyjemności lub przeznaczenia na oszczędności ponad 10 000 zł miesięcznie. Sporo. Ale już w przypadku pary bezdzietnej – mówimy o niecałych 11 000 zł dochodu i 5 000 zł na oszczędności lub przyjemności miesięcznie. Czy można powiedzieć, że to już jest klasa średnia? Czy, mając dochody na poziomie 20% najlepiej zarabiających Polaków, mamy gwarancję, że mieścimy się w klasie średniej?
Takie zarobki i oszczędności pozwalają, by zaoszczędzić na 70-metrowe mieszkanie w tempie trzy metry kwadratowe rocznie przy założeniu kompletnego umartwiania się (wszystkie oszczędności są gromadzone na zakup mieszkania). Niezbyt szybko. Raczej w wielu przypadkach mówimy więc dopiero o aspirowaniu do klasy średniej.
Wskazówki o naszych dochodach i o liczbie osób znajdujących się w klasie średniej mogą dać podatki, jakie musimy zapłacić fiskusowi. Od tego zresztą zaczął się ten tekst. Pierwsza stawka podatkowa 12% obejmuje dochody do 120 000 zł brutto (do 7150 zł na rękę). Wyższą stawką – 32% – opodatkowana jest nadwyżka ponad tę kwotę. Wciąż mamy też kwotę wolną od podatku w wysokości 30 000 zł. A więc jeśli ktoś w skali roku zarobi mniej – zapłaci tylko 9% składki zdrowotnej i 0% podatku PIT.
Czy przekroczenie progu podatkowego zapewnia dochodowy dobrostan? To zależy nie tylko od wynagrodzenia osób dorosłych w gospodarstwie domowym, ale też od wielkości rodziny. Załóżmy, że mamy dwie osoby pracujące zarabiające maksymalną kwotę z pierwszego przedziału podatkowego, czyli netto 7150 zł miesięcznie. Ten dochód rozłożony na cztery osoby (licząc dwójkę dzieci) wyniesie 3575 zł netto na osobę. Trzeba dodać też świadczenia na dzieci, czyli np. dwa razy świadczenie 800+. Mówimy zatem o dochodzie rzędu ok. 4000 zł na osobę.
Osób, które zarabiają brutto 10 000 zł miesięcznie, jest w Polsce ok. 1,5 mln. W naszym kraju pracuje ok. 15 mln osób, więc osoby z drugiego przedziału podatkowego stanowią ok. 10% całości Polaków zatrudnionych w gospodarce narodowej.
Co z wydatkami? Każde gospodarstwo domowe ma sztywne koszty stałe. Trzeba więc odjąć comiesięczne kwoty rat na kredyt mieszkaniowy, zakup samochodów, komputerów, smartfonów itp. Są koszty ubezpieczeń, koszty utrzymania mieszkania, energii, ogrzewania i wody, opłaty subskrypcyjne (TV, rozrywka, media), stałe koszty związane z edukacją, sportem i hobby.
Według danych GUS, standardem jest, że przeciętne gospodarstwo domowe wydaje na żywność ponad jedną czwartą wszystkich swoich miesięcznych wydatków. Drugą najważniejszą pozycją w domowych wydatkach są koszty utrzymania mieszkania lub domu wraz z nośnikami energii. Na trzecim miejscu są wydatki związane z transportem, które stanowią ok. 9% całości. Widać więc, że ok. 55% całości wydatków stanowią te wydatki, bez których nie możemy się obyć. Oczywiście różne osoby będą dysponowały różnymi kwotami, ale struktura według tzw. koszyka GUS jest właśnie taka. Przydatny informator GUS na ten temat można przejrzeć tu.
Trzeba też pamiętać, że urzędy statystyczne nie publikują zasadniczo zmian kosztów utrzymania gospodarstw domowych, tylko zmiany w swoich koszykach towarów i usług konsumpcyjnych. Do zmierzenia kosztów utrzymania przydałby się wskaźnik określany jako Cost of living index. Jak mógłby wyglądać, informuje Investopedia.
Jeśli spojrzymy na koszyk inflacyjny Francuzów przyjęty przez francuski urząd statystyczny Insee w obliczeniach zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych, to wydatki na żywność w opublikowanym ostatnio wskaźniku inflacji za październik 2024 r. wynoszą tylko 15% całości. To zasadnicza różnica wobec polskiego poziomu i to w kraju, w którym tradycyjnie jedzenie stanowi bardzo ważny składnik codziennego życia i zwyczajów towarzyskich.
Ile trzeba mieć na pasku płacowym, żeby się mieścić w 10% najlepiej zarabiających?
Ile w Polsce trzeba zarabiać, żeby poczuć się naprawdę bogatym? Na to pytanie odpowiada coroczny raport firmy konsultingowej KPMG. Opierając się na danych polskiego Ministerstwa Finansów, KPMG przyjmuje kilka kategorii zamożności. Poczucie, że spokojnie i wygodnie starcza nam na nasze potrzeby, nie oznacza, że jesteśmy obiektywnie bogaci. Jest tutaj wiele pięter możliwych zarobków i poziomów konsumpcji.
Wraz z rozwojem gospodarki i powiększaniem potencjału naszego PKB przybywa ludzi zamożnych. Niestety równocześnie nie ubywa osób ubogich, o czym świadczą choćby coroczne raporty GUS o najniższych dochodach i poziomach ubóstwa. Polskie społeczeństwo coraz bardziej się różnicuje pod względem majątkowym i dochodowym. Kim są w takim razie ci najbogatsi, z elitarnej grupy 10% z najwyższymi dochodami?
Liczba Polaków osiągających miesięczne dochody przewyższające 10 000 zł brutto w 2022 r. liczyła 1,5 mln osób. W tym właśnie roku Polacy rozliczali się już według podwyższonego drugiego progu podatkowego. Wzrósł on z 85 500 zł do 120 000 zł rocznie. Według raportu KPMG osoby „dobrze zarabiające” to właśnie te z drugiego progu podatkowego. W 2021 r. takich osób było mniej – tylko 991 000.
Dochody powyżej 20 000 zł brutto miesięcznie osiągnęło 441 000 osób. Kolejna grupa – bogaci (średnie dochody miesięczne na poziomie 113 000 zł brutto) – w 2022 r. liczyła nieco ponad 83 600 osób. Natomiast grupa bardzo bogatych Polaków (z zarobkami co najmniej 187 000 zł miesięcznie) liczy zaledwie 35 000.
Można więc szacować, że klasa średnia w Polsce nie stanowi więcej niż 900 000 osób, a niewykluczone, że jest to ledwie pół miliona ludzi. Wszystkie organy państwa zajmują się… nie, nie troszczeniem się o tę grupę. Raczej w większości przypadków zastanawiają się nad możliwością jej „dojeżdżania”. Bo przecież kogoś trzeba opodatkować, żeby starczyło na wszystkie państwowe wydatki. Biednych nie można, bo ich jest dużo. Korporacji nie można, bo uciekną. Zostaje więc… klasa średnia. Tyle tylko, że bez jej rozszerzenia do kilku milionów ludzi, Polska nie będzie się dalej bogaciła w szybkim tempie.