Wkrótce ruszy kolejny nabór na dopłaty do przydomowej fotowoltaiki. Jak będzie działał program Mój Prąd 3.0, a czego w nim zabrakło? Co należałoby dopisać, a co wyrzucić? A może… należałoby w ogóle okroić program Mój Prąd i skierować pieniądze na walkę ze smogiem? Sprawdzam!
Coś jest nie tak w polskim systemie wsparcia zielonej energii. Maniacy fotowoltaiki żyją w Polsce jak pączki w maśle. Mają dotacje, system opustów, który redukuje rachunki prawie do zera i ulgę podatkową. Wystarczy ruszyć na przedmieścia, by zobaczyć jak na dachy domów, porosły panelami fotowoltaicznymi, niczym huba na drzewach. Są rejony, gdzie trudniej znaleźć dom bez paneli, niż taki z fotowoltaiką na dachu. Nawet mieszkańcy bloków, którzy dysponują niewielkim balkonem, też chcą coś z tego mieć.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W sumie prąd produkowany jest już w ponad pół milionie przydomowych mikroinstalacji, podczas gdy jeszcze kilka lat temu było ich kilkanaście tysięcy. W sumie 99% nowych Odnawialnych Źródeł Energii w Polsce to fotowoltaika. To prawdopodobnie zmieni się dopiero wtedy, gdy za kilka lat do użytku zostaną oddane gigantyczne morskie farmy wiatrowe na wysokości Łeby. Do tego projektu przymierza się Polenergia (dzięki „wiatrowi zmian” jej kurs wystrzelił w ciągu roku o 230%), Orlen oraz PGE. To będzie największy infrastrukturalny projekt w historii Polski wart dziesiątki miliardów złotych.
Na razie w ofensywie jest fotowoltaika. Już teraz są dni, kiedy produkcja zielonej energii zaspokaja połowę polskiego zapotrzebowania. A rząd dolewa oliwy do tego ognia, bo zapowiedział nie tylko to, że program Mój Prąd będzie miał trzecią edycję, ale i kontynuację programu Prosument 3.0.
Program Mój Prąd 3.0 będzie finansowany ze środków unijnych. Nabór wniosków wystartuje 1 lipca, ale będzie można zgłaszać projekty, które zostały sfinansowane od 1 lutego. Jeśli już montujecie fotowoltaikę albo przygotowujecie się do inwestycji, warto zbierać faktury i mieć porządek w dokumentach, bo część kasy da się odzyskać, gdy ruszy program Mój Prąd w kolejnej edycji.
Po pierwsze: program Mój Prąd do „odsztywnienia”. Albo rybki albo akwarium
Czy nie przesadzimy za chwilę z rozwojem fotowoltaiki? Jedną z podstawowych zasad wsparcia jakiegoś przedsięwzięcia czy projektu ze środków publicznych jest to, że pomoc nie może się łączyć z innymi instrumentami finansowymi poprawiającymi los beneficjenta. Gdy korzystam z ulgi X, nie mogę korzystać z ulgi Y.
Fotowoltaika jest wyłączona z tej zasady, a osoby, które ją montują dostają aż trzy formy pomocy naraz: bezzwrotną dotację 5.000 zł na budowę instalacji, korzystny system rozliczeń za prąd (wprowadzone do sieci nadwyżki mogę odebrać z 80%-procentowym rabatem) i ulga termomodernizacyjna, która przekłada się zaoszczędzenie ok. 4.000 zł. Gdyby dodać do tego rosnące ceny prądu, które są czwartą zachętą, to trudno się dziwić, że kto żyw (i kto ma dach) instaluje panele. Dla niektórych jest to nawet substytut depozyty bankowego.
Czy takie faworyzowanie jednej technologii jest słuszne? Przez lata PV nie miała żadnego wsparcia, ale też sama technologia była droga i z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego była niczym więcej jak technologiczną fanaberią. Dziś to jest czymś tak naturalnym jak woda w kranie. Do tego spadły ceny paneli.
Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej (IRENA) szacuje, że w latach 2010–2018 spadek kosztów wytworzenia prądu w elektrowniach słonecznych sięgnął aż 77%. Niestety, nie widać tego spadku w cenach instalacji. Owszem, spadła cena najważniejszego parametru, czyli modułów, ale cena instalacji „pod klucz” kilku lat utrzymuje się w przedziale od 5.500-6.000 zł wzwyż w przypadku najmniejszych „elektrowni” do 10kW. Im więcej mocy, tym cena jednostkowa jest mniejsza.
Wniosek: należałoby zrezygnować ze wsparcia dotacyjnego, czyli dopłaty 5.000 zł. Zdaniem ekspertów, są przykłady z historii na to, że takie dotowanie podnosi ceny, a dotacja trafia do sprzedawcy, a nie do klienta (widzieliśmy to chociażby gdy rząd szykował się do wprowadzenia dopłat do samochodów elektrycznych, kiedy producenci dostosowali cenniki „pod” dotacje).
Propozycja, by program Mój Prąd „odsztywnić” jest może radykalna, ale na tym etapie rozwoju fotowoltaiki w Polsce nie wydaje się kontrowersyjna. Tym bardziej, że zostają jeszcze dwie inne metody wsparcia. Być może konsument powinien mieć wybór: wybiera jedną z trzech opcji wsparcia albo dwie z trzech. Ale nie wszystkie na raz.
Po drugie: mniej znaczy lepiej, czyli koniec z przewymiarowaniem
Wprowadzony przez rząd w 2016 r. roku system opustów premiuje zużycie energii. Dziś gospodarstwo domowe może zbilansować w ciągu roku produkcję i zużycie prądu oraz obniżyć rachunki niemal tylko do opłat stałych – dzięki temu fotowoltaika spłaca się sama, redukując rachunki za prąd nie o 20%, nie o 50%, ale nawet o 90% i więcej. Jak to się dzieje, że użytkownicy chwalą się, że zredukowali rachunki tylko do obowiązkowych opłat stałych, niezwiązanych ze zużyciem prądu, choć formalnie można odzyskać tylko 80% rachunku?
Odpowiedź jest prosta – instalacje są przewymiarowane, czyli za duże w relacji do zużycia prądu przez gospodarstwo domowe. Dziś bardziej się opłaca dopłacić do droższej i bardziej wydanej instalacji, bo i tak sama na siebie zapracuje i wydatek nam się zwróci. Na przykład właściciel domu, którego właściciel zużywa rocznie 3.000 kWh, montuje instalację o mocy 4kW. W normalnej sytuacji nie opłacałoby się dopłacać kilku tysięcy złotych za większą moc. W dzisiejszym systemie można powiedzieć, że jest to wręcz premiowane.
Co w tym złego? To zaprzeczenie idei OZE i poszanowania energii. Taki system sprawia, że zamiast ograniczać zużycie prądu, zwiększamy je, bo wiemy, że nie zapłacimy z tego tytułu ani grosza więcej, bo skompensuje nam to fotowoltaika. To zachęta do stawiania energochłonnej klimatyzacji, pralko-suszarek (choć ubrania można suszyć za darmo w ogródku), czy osławionych pomp ciepła.
Te urządzenia, jeśli je odpalimy po zmroku, nie będą konsumować prądu z naszej fotowoltaiki, tylko prawdopodobnie prąd z elektrowni Bełchatów – największego truciciela w Unii Europejskiej. Zwiększy się zużycie prądu w skali całego systemu energetycznego, elektrownia będzie musiała więcej wydać na prawa do emisji CO2, które już teraz jest rekordowo drogie, a koszty przerzuci na odbiorców – tych co fotowoltaiki nie mają.
Trudno oczekiwać, że konsument będzie się tym przejmował – jak dają, to trzeba brać. Ale odpowiedzialne państwo nie powinno doprowadzać do takich zaburzeń rynku i powinno dbać o wszystkich odbiorców energii. Wniosek – system opustów powinien zostać zniesiony (to prostsze rozwiązanie). Trudniejsze – wprowadzenia kryteriów maksymalnej mocy instalacji na podstawie średniego zużycia z lat ubiegłych. Dzięki temu instalacje nie byłyby przewymiarowane. Czy to problem? Zapytałem o to drugą stronę, czyli instalatorów:
„Mówiąc o przewymiarowaniu instalacji warto zaznaczyć, że w ciągu najbliższej dekady panele z magazynem energii mają szansę być tak powszechne, jak lodówka. Przecież mogą zasilać pompy ciepła czy ładowarki aut elektrycznych, a większa autokonsumpcja to też odciążenie sieci, na co teraz skarżą się Operatorzy Systemów Dystrybucyjnych. W odciążeniu sieci pomogłoby także uregulowanie kwestii direct-line, czyli bezpośrednich połączeń instalacji z odbiorcą z pominięciem sieci”
– mówi nam Kamil Sankowski, członek zarządu ds. sprzedaży Edison Energia.
Po trzecie: magazyny energii i ładowarki do e-aut? Zbędny gadżet, czy konieczność?
Własną instalacja fotowoltaiczna to tylko jeden z kilku elementów domu przyszłości. Kolejne to pompy ciepła, własna ładowarka do samochodu elektrycznego czy magazyn energii. Na ten moment program Mój Prąd 3.0 nie zakłada dofinansowania tych gadżetów. A czy powinien? Sprzedawcy już przebierają nóżkami, bo chcą zaoferować klientom dodatkowe produkty i nie poprzestawać li tylko na fotowoltaice. Ale czy dopłacanie do magazynów energii czy e-ładowarek ma sens?
Argumentów na „nie” nie brakuje: energia zgromadzona w bateriach jest tą najdroższą, bo po prostu to drogie urządzenia, których ceny zaczynają się od 30.000 zł. Poza tym rodzajem magazynu energii jest w obecnych warunkach sieć energetyczna, z której możemy odbierać niewykorzystane nadwyżki.
Dziś niewiele osób się interesuje magazynami energii, bo są drogie. Gdyby były dotacje, wzrósłby popyt. Po co jednak je kupować?
- oszczędności finansowe (wyższe zużycie własne)
- wyższy poziom wykorzystania instalacji PV
- gwarancja niezależności energetycznej
- bezpieczeństwo w przypadku przerw w dostawie energii
- większa równowaga w dystrybucji energii
- wykorzystanie nadwyżki produkcji
Są to mocne argumenty, ale być może dla kogoś, kto mieszka w Bieszczadach i ma zamrażarkę pełną zapasów (mamy na „Subiektywnie o finansach” takich czytelników, pan Krzysztof wie o kim mowa), które nie mogą się rozmrozić. Jak kiedyś liczyliśmy, przerwy w dostawach prądu dla przeciętnego gospodarstwa domowego nie są zbyt uciążliwe, więc wydawać kilkadziesiąt tysięcy złotych, żeby się przed nimi zabezpieczyć jest pewnego rodzaju perwersją.
A ładowarki do samochodów elektrycznych? Samochód elektryczny można ładować z domowego gniazdka. Tyle, że trwa to kilkanaście godzin. Dedykowana ładowarka przyspiesza ten proces. Czy to sprzęt, który warto dopłacać? Ja jestem na „nie”.
Są obszary, gdzie te pieniądze bardziej by się przydały. Rząd ogłaszał wojnę ze smogiem. Efekty są znikome. W programie Czyste Powietrze, który zakłada wymianę 3 mln kopciuchów w ciągu 10 lat, do tej pory złożono ok. 200.000 wniosków i zrealizowano ok. 70.000 inwestycji. W dużo krótszym czasie postawiono kilkaset tysięcy instalacji fotowoltainczych z dopłatą, bo program Mój Prąd okazał się hitem popularności.
To nie jest wybór albo-albo. Warto montować (mądrze) fotowoltaikę i wymieniać kopciuchy. Ale jak widać, nie ma wystarczającego bodźca finansowego, żeby niezamożni Polacy wymieniali stare piece na węgiel.
Czytaj też: Czy fotowoltaika bez pomocy państwa mogłaby się w ogóle opłacać?
Po czwarte: program Mój Prąd tylko dla montera ze znakiem jakości?
O tym, jak gigantyczną skalę przybrał boom na fotowoltaikę – i jak wielkim sukcesem jest program Mój Prąd – świadczy pewna anegdota. Otóż mój znajomy, na co dzień pracownik biura maklerskiego, zagaił co sądzę o tej całej fotowoltaice i czy warto w to wejść. Ponieważ wiem, że mieszka w bloku, dopytałem się co ma na myśli: czy chce kupić dom? A może chce się zaangażować kapitałowo w jakiś projekt? „Otóż nie” – odpowiedział. „Myślę, żeby zrobić kurs montera i samemu montować te panele ludziom” – odpowiedział.
W tym przypadku na zapowiedziach się skończyło, ale faktem jest, że popyt na usługi związane z montażem fotowoltaiki sprawił, że nowe firmy powstają, jak grzyby po deszczu. Może być ich już nawet kilka tysięcy, podczas gdy 5 lat temu było może kilkaset. Dla gospodarki efekt jest pozytywny – to zupełnie nowy sektor, w którym nie brakuje zamówień, a prace znalazło nawet 40.000 osób. Ale czy każda firma jest rzetelna? Czy program Mój Prąd 3.0 powinien zawierać kryterium jakościowe? Na przykład weryfikację instalacji przez inspektorów URE, Dozoru Technicznego, albo budowlanego? Z taką propozycją wyszła jedna z firm instalatorskich.
„Zgłaszają się do nas prosumenci, którzy zawarli umowy z niedoświadczonymi firmami, z prośbą o zweryfikowanie poprawności projektu, montażu i wydajności ich instalacji fotowoltaicznej. Przeprowadzamy odpłatny audyt. W większości przypadków stwierdzamy rażącą niezgodność projektu i montażu instalacji ze sztuką budowlaną”
— mówi dr inż. Michał Modzelewski. I dodaje: operatorzy sieci przesyłowych mogą spać spokojnie, ponieważ większa część nieprofesjonalnie wykonanych instalacji najpewniej przestanie działać już za kilka lat. Tyle, że ktoś już za nią zapłacił, a my do tego jeszcze dopłaciliśmy, zrzucając się na program Mój Prąd.
Cóż, do tej pory nie słyszałem, żeby ktoś narzekał na jakość montażu. Instalacje są objęte gwarancją. Ale pewnie jest tak, jak z naprawą samochodu – jedne warsztaty mają opinię solidnych i doświadczonych, a inne – naciągaczy. Konsument na wybór. Inna sprawa, że jeśli źle wybierze, to by wszyscy do tego wyboru dopłacamy. Bo program Mój Prąd składa się przecież z naszych, podatników, pieniędzy.
—————————
DZIŚ W NASZYM PODCAŚCIE: „LIBEK” W ŚWIECIE NOWEJ EKONOMII, CZYLI JANUSZ LEWANDOWSKI O ZADŁUŻENIU ŚWIATA I FUNDUSZU ODBUDOWY
Dziś w „Finansowych sensacjach tygodnia” specjalny gość – Janusz Lewandowski, były komisarz unijny ds. budżetu (czyli w Komisji Europejskiej odpowiednik ministra finansów), obecnie europoseł, wcześniej minister w dwóch rządach Rzeczpospolitej. No i liberał, bo współzakładał Kongres Liberalno-Demokratyczny. Zapytaliśmy Janusza Lewandowskiego oczywiście o europejski plan odbudowy i o to, czy awantura o jego zawartość na obecnym etapie ma sens, a także o to, ile realnie pieniędzy może do nas przypłynąć. No i nie odmówilibyśmy sobie pytania o to, czy nasz rozmówca już spalił książki o liberalnej ekonomii i przyzwyczaił się do tej nowej, w której można się zadłużać ile wlezie. Zapraszamy do posłuchania TUTAJ!
—————————
HOMODIGITAL.PL POLECA:
>>> Sprawdź hosting od Zenbox: Masz stronę internetową, e-sklep, prowadzisz bloga? Szukasz najlepszego na rynku hostingu? Sprawdź Zenbox, czyli hosting, któremu zaufało „Subiektywnie o finansach”. Po szczegóły zapraszam tutaj! A tutaj przeczytaj czym różni się porządny hosting od kiepskiego.
>>> Chcesz chronić swoją prywatność podczas przeglądania stron internetowych? Skorzystaj z VPN od firmy Surfshark. Bezpieczeństwo i dyskrecja w sieci level hard za rozsądną cenę. Przetestowane przez ekipę „Subiektywnie o finansach” i Homodigital, czyli subiektywnie o technologii. Sprawdź przed jakimi niebezpieczeństwami chroni cię VPN. Potrzebujesz więcej prywatności i bezpieczeństwa? Kliknij tutaj
Homodigital.pl, czyli subiektywnie o technologii. Codziennie nowy artykuł, w którym walczymy o Twoje prawa, rozwiązujemy problemy, ostrzegamy przed pułapkami, radzimy jak ochronić się przed utratą prywatności, danych lub pieniędzy. Zaglądaj na Homodigital.pl, codziennie nowy felieton!
źródło zdjęcia: Pixabay