Finfluencers – to nowa kategoria „doradców finansowych”. Piszą lub mówią w internecie, można ich spotkać na portalach społecznościowych takich jak Youtube, Instagram czy TikTok, rzadziej na „dziaderskim” Facebooku. Na Zachodzie ich siła przekazu jest tak duża, że media zaczynają pisać poradniki ostrzegające przed ich bezkrytycznym słuchaniem. Zwłaszcza, że nie każdy finfluencer to ekspert – część z nich to po prostu popularne osobowości bez większego doświadczenia w zarządzaniu jakimikolwiek pieniędzmi, mówiące miłe dla ucha rzeczy o tym, jak szybko stać się bogatym
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ostatnio poinformował, że wszczął postępowanie sprawdzające dotyczące influencerów. Chodzi o to, żeby sprawdzić, czy gwiazdy internetu – Instagrama, Youtube’a, TikToka – nie wprowadzają swoich fanów w błąd.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Chodzi o zwykłą, elementarną uczciwość – czyli wyraźne oznaczanie aktywności internetowej, która jest opłacona przez komercyjnego partnera. Tak, żeby widzowie danego np. filmu wiedzieli, że jest on częścią komercyjnej współpracy z jakąś marką, a nie tylko prywatną opinią twórcy.
UOKiK wkracza do akcji w dobrym momencie, ale problem jest znacznie głębszy i niemożliwy do „posprzątania” przez żaden urząd.
W internecie nie tylko dość powszechne jest nieoznaczanie płatnej reklamy, ale też pojawiło się mnóstwo scamu, czyli oszukańczych lub nieuczciwych ofert. A między internetowymi twórcami rozgorzała nawet swego rodzaju wojna: ci, którzy specjalizują się w recenzowaniu innych (tzw. commentary), zapowiedzieli, że będą zniechęcać marki do współpracy z influencerami promującymi scam (vide Sylwester Wardęga).
Finfluencer: o finansach do młodego pokolenia
Częścią tego problemu – na razie głównie na Zachodzie, ale i u nas są pierwsze przykłady – są rosnące wpływy tzw. finfluencers, czyli finansowych influencerów podpowiadających młodym użytkownikom mediów społecznościowych np. jak inwestować oszczędności.
Jest wśród nich mnóstwo osób o nieustalonej reputacji, a dużej popularności. W zagranicznych mediach – np. w serwisie Bloomberg czy w „The Guardian” – pojawiły się nawet ostrzeżenia przed bezkrytycznym korzystaniem z porad finfluencerów.
„Kim oni są? Nie są w żaden sposób certyfikowani. Nie trzeba mieć żadnych papierów, żeby wylansować się jako finfluencer w mediach społecznościowych. Nie potrzebujesz też żadnej wiedzy, umiejętności ani doświadczenia. Wystarczy osobowość i dar przekonywania”
– przypomniała ostatnio brytyjska gazeta. Już przed erą mediów społecznościowych doradzanie w sprawach inwestowania i finansów osobistych nie było specjalnie elitarnym zajęciem (wystarczy przypomnieć sobie, ile szkód wyrządzili milionom Polaków pesudodoradcy finansowi, całkowicie analogowi). A teraz – gdy każdy może przemawiać w internecie – ludzi opowiadających o tym, co powinniśmy zrobić z pieniędzmi, są całe watahy.
To ludzie, którzy potrafią przetłumaczyć trudny, techniczny język finansów i inwestowania na coś, co jest proste, przystępne i zabawne. Szybko zyskują poklask i są za to dobrze wynagrodzeni. Bo przetłumaczenie skomplikowanych produktów finansowych (a swoją drogą dlaczego one, do jasnej cholery, nie są tak proste, żeby nie trzeba było ich tłumaczyć?) to naprawdę niełatwe zadanie.
Wszyscy grają w jednej drużynie. Ale co z odbiorcami?
Amerykańskie firmy finansowe coraz częściej zatrudniają TikTokerów, żeby pomagali im sprzedawać swoje produkty (zwłaszcza takie, które celują w młodych i niedoświadczonych inwestorów). I tu pojawia się ryzyko, że taki niezbyt doświadczony internetowy twórca będzie mówił za dużo i zbyt kolorowo, uprawiając de facto misselling. A już najgorzej jest wtedy, gdy jest skuteczny i „nagania” ludzi do rozwiązań finansowych, których ci ludzie do końca nie rozumieją.
Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd wkrótce opublikuje raport na temat słynnej afery GameStop (akcje borykającego się z problemami finansowymi dystrybutora gier zostały „napompowane” dzięki zmowie inwestorów skrzykniętych na portalach społecznościowych Reddit i Youtube). Przewodniczący Komisji już ogłosił, że jest zaniepokojony dotyczącymi inwestowania oszustwami i manipulacjami w mediach społecznościowych.
Komisja kilka dni temu ukarała grzywną jedno z towarzystw funduszy inwestycyjnych za brak nadzoru nad korzystaniem z mediów społecznościowych przez niektórych jej agentów, w tym Keitha „Roaring Kitty” Gilla, finfluencera, który pomógł zainicjować aferę GameStop.
Serwisy społecznościowe grają w jednej drużynie z tymi, którzy oferują najbardziej atrakcyjny (niekoniecznie najbardziej uczciwy) przekaz. Karmią nas tym, co sprawia nam przyjemność, aby utrzymać nasze zaangażowanie. I co jest prostszego i bardziej angażującego od opowieści, że bez żadnego wysiłku możesz się stać bogaty/a?
Finfluencer kontra Ty: jak skorzystać z rad, a nie dać się nabrać?
W „The Guardian” pojawił się jakiś czas temu przewodnik dla internautów o tym, jak uchronić się przed finansową wtopą spowodowaną przez porady finfluencera. Co trzeba sprawdzić, zanim pokierujemy się radą internetowego doradcy? Jakie założenia przyjąć słuchając internetowych porad?
>>> Popularność nie równa się sukcesowi. To, że jakiś film na Youtube ma miliony wyświetleń, nie oznacza jeszcze, że warto kierować się podawanymi tam poradami. Jeśli podawane tam wnioski są dla Ciebie ciekawe, potraktuj je jako punkt wyjścia do własnych badań i analiz. Czyli po prostu: wysłuchaj, a potem sam/a zweryfikuj czy to, co mówi finfluencer może trzymać się sensu. Nawet jeśli na potwierdzenie swoich tez podaje jakieś wykresy czy dane, to sprawdź czy podobne wnioski można wysunąć np. wydłużając wykres na dłuższy okres
>>> Zawsze najbezpieczniej jest założyć, że ktoś nie jest ekspertem, chyba że udowodniono inaczej. Brak regulacji zawodu internetowego doradcy oznacza, że ludzie mogą w sieci mówić to, co chcą – na dowolny temat. To, czy dany człowiek zna się na tym, o czym mówi, da się w łatwy sposób zweryfikować. Wystarczy sprawdzić co dana osoba robiła w życiu i co o niej mówią ci, którzy z nią pracowali. Nawet ekspert w danej dziedzinie może się mylić, więc – nawet jeśli pozytywnie zweryfikujesz CV internetowego doradcy, nigdy nie traktuj go jako jedynego źródła porad
>>> Upewnij się, że masz całościowy obraz sytuacji. Jeśli ktoś powie ci, że zarobił 50% na inwestycji bitcoina w ciągu ostatniego miesiąca, będzie to zapewne prawdą. Ale jest też tak, że cena kryptowaluty potrafiła spaść o prawie jedną trzecią w ciągu czterech miesięcy.
Jeśli ktoś w internecie opowiada Ci wyłącznie o zaletach jakiegoś sposobu lokowania oszczędności, a nie wspomina o ryzykach, które się z nim wiążą – wiadomo, że nie przedstawia pełnego obrazu. Każda inwestycja ma plusy i minusy. I żadna nie daje pewności zarobku (choć – pod pewnymi warunkami – można minimalizować ryzyko strat).
Nie musi być tak, że finfluencer próbuje celowo oszukać swoich widzów. Może po prostu nie jest wystarczająco dobrze poinformowany, albo brakuje mu doświadczenia. Jeśli sam nie zna całego obrazu inwestycji, o której mówi, to nie przekaże go też swoim odbiorcom.
>>> Upewnij się, że polecana inwestycja nie jest oszustwem. W czasach, gdy oszustwa cybernetyczne są na porządku dziennym, łatwo dać się nabrać komuś, kto poleca oszukańczą inwestycję. Tylko w ciągu sześciu miesięcy 2019 r. na Instagramie pojawiło się 356 oszukańczych programów „szybkiego wzbogacenia się”. Policzono, że większość ofiar, które straciły pieniądze, miała od 20 do 30 lat. Oszuści obiecywali wysokie zyski w ciągu kilku godzin od zainwestowania pieniędzy.
>>> Nie polegaj na ludziach tylko dlatego, że myślisz, że są tacy jak Ty. Jest wielu zwykłych konsumentów, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami z oszczędzania i inwestowania. Skup się na tym, jak dobra jest ich rada, a nie na tym, że macie wspólną historię, a Twój doradca jest takim samym szarym człowiekiem, jak Ty.
Lubimy zasysać wiedzę nie od mądrali w garniturach, którzy już nic nie muszą, bo zarabiają miliony, ale od normalnych, zwykłych ludzi. Jeśli ktoś jest taki, jak Ty i mu się udało, to Tobie też może się udać – tak brzmi przekaz. I to jest cały urok mediów społecznościowych – można w nich oglądać nie aktorów wyuczonych swoich ról, lecz ludzi takich jak Ty, którzy coś zrobili i mogą Ci powiedzieć o tym, jak im się udało.
Tyle, że to nie o to chodzi, że komuś podobnemu do Ciebie się udało. To, że on jest taki jak Ty, nie ma żadnego znaczenia. Ważne jest to, czy jego rada może mieć sens. A to zupełnie nie zależy od tego, czy macie ze sobą cokolwiek wspólnego.
Jeśli macie jakieś swoje rekomendacje na to, jak „konsumować” porady finansowe w internecie i skutecznie odsysać te skuteczne od fejkowych – dajcie znać w komentarzach. Czy finfluencer marketing to coś, z czym już się boleśnie zetknęliście?
———————
>>> „Subiektywnie o finansach” – od 12 lat w obronie konsumenta. Zobacz co udało nam się zdziałać w 2020 r.
>>> „Subiektywnie o Finansach” wśród 100 najpopularniejszych blogów w Polsce według Influtool. Jesteśmy jak samotna wyspa finansowa w oceanie spraw ważniejszych.
>>> „Subiektywnie o finansach” największym blogiem finansowym w Polsce. I jednym z najbardziej wpływowych według raportu Martis Consulting.
zdjęcie tytułowe: Geralt/Pixabay