Niespodziewana kryptowalutowa wolta, którą wykonał Elon Musk pokazała jak na dłoni – chyba dobitniej, niż kiedykolwiek – jak bardzo ten rynek jest podatny na manipulacje i kaprysy najbogatszych ludzi świata. I jak bardzo ryzykowne jest łączenie świata kryptowalutowych inwestycji ze światem „prawdziwych” usług finansowych. Co wolimy? By wartość naszych oszczędności zależała od grymasu twarzy jakiegoś bankiera centralnego, czy też od kaprysu jakiegoś multimiliardera?
Elon Musk wywołał totalny wstrząs na rynku kryptowalut swoją najnowszą deklaracją, że Tesla jednak nie będzie przyjmowała płatności Bitcoinem za swoje samochody. Drugi najbogatszy człowiek świata – kontrolujący majątek o wartości 164 mld dolarów – oświadczył, że nie może wspierać pieniądza, który powoduje tak wielki wzrost zużycia energii, w tym tej produkowanej z węgla.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Moc niezbędna dla tworzenia nowych Bitcoinów jest coraz większa, a węgiel stanowi źródło ok. 38% jej wykorzystania (według Cambridge Center for Alternative Finance). Szacunki całkowitego zużycia energii w sieci Bitcoin są bardzo zróżnicowane, ale mówi się o wzroście z 20-80 terawatogodzin w 2019 r. do ponad 100 terawatogodzin w tym roku. Poczytaj więcej o tym w tekście: „Dlaczego kryptowaluciarze niszczą nasz świat?”.
Oświadczenie Muska to był szok, bo zaledwie dwa miesiące wcześniej Elon Musk sprowokował hossę na rynku Bitcoina ogłaszając, że będzie można kupić Teslę za Bitcoiny. Po ogłoszeniu tego faktu cena tej kryptowaluty poszybowała o 15%, a jej wartość rynkowa wzrosła o 135 mld dolarów w ciągu godzin.
W tzw. międzyczasie Tesla kupiła na rynku Bitcoiny za 1,5 mld dolarów (Musk nie omieszkał się tym pochwalić), a potem po cichu je sprzedała z zyskiem. Podobno było to „testowanie płynności rynku”. Tere-fere. Elon Musk już pokazał, że jest w stanie zrobić ze „śmieciowej” kryptowaluty czwartą najbardziej wartościową na świecie.
W co gra Elon Musk?
Choć Musk twierdzi, że swoich prywatnych Bitcoinów się nie pozbywa, to jego deklaracja spowodowała załamanie ceny Bitcoina. Kurs w ciągu kilkunastu godzin z poziomu 54.500 dolarów za Bitcoina spadł do 47.500 dolarów (czyli o prawie 15%). A jeszcze ponad miesiąc temu płacono za najpopularniejszą kryptowalutę 65.000 dolarów. Elon Musk potrafił jednym twittem zbić wartość rynkową najpopularniejszej na świecie kryptowaluty o 150-170 mld dolarów.
Musk twierdzi, że nadal będzie wspierał kryptowaluty, ale te bardziej „oszczędne energetycznie”. Ale to już w zasadzie bez znaczenia, bo i tak nikt nie uwierzył multimiliarderowi, że właśnie teraz nagle go oświeciło, iż wydobywanie Bitcoinów truje planetę.
Większość obserwatorów podejrzewa, że Elon Musk prowadzi jakąś nową grę. Jedni mówią, że proklimatyczną narracją „podprowadza” rynki pod własną kryptowalutę. Inni twierdzą, że chodzi o zbicie kursu, żeby Elon mógł dokupić monety po lepszej cenie. Jeszcze inni, że Muskowi o nic nie chodzi, poza dobrą zabawą kosztem innych.
Wkurzenie na rynku na słowa Muska jest ogromne. Na rynku jest wystarczająco dużo inwestorów, którzy mają małe doświadczenie, a zainwestowali w kryptowaluty wszystkie swoje oszczędności, by drastyczny spadek ceny mógł wywołać lamenty i doprowadzić niejednego „inwestora” do bankructwa. Jedni oskarżali Elona o to, że przez niego muszą zastawić dom, bo po gigantycznych spadkach maklerzy żądają od nich uzupełnienia depozytu (jeśli ktoś wspomagał się tzw. lewarem, to stracił wielokrotnie więcej, niż wyniósł oficjalny spadek ceny Bitcoina)…
… inni deklarowali srogą „zemstę” na Tesli, odwołując zamówienie samochodu tej marki…
Pytanie brzmi: czy Elon Musk wywołał po prostu spadkową korektę na rozgrzanym do czerwoności rynku kryptowalut, czy też raczej wylał na uczestników kryptowalutowego interesu kubeł lodowatej wody, uświadamiając im ograniczenia rozwojowe wiążące się z kryptowalutami. Przynajmniej tymi tak energochłonnymi, jak Bitcoin.
W tym drugim przypadku może nie skończyć się na krótkiej korekcie. Aczkolwiek w swojej kilkunastoletniej historii Bitcoin miewał dużo większe upadki i zawsze się z nich podnosił.
Elon Musk: człowiek, który „chlapie” na prawo i lewo
Tego dylematu nie rozstrzygniemy. Ale co tak naprawdę się stało? Moim zdaniem coś znacznie bardziej doniosłego, niż „chlapnięcie” przez ekscentrycznego bogacza słów obrażających towarzystwo.
Bo Elon takie „chlapnięcia” zaliczał już w przeszłości. W 2018 r. ogłosił, że wycofa Teslę z giełdy i wykupi wszystkie akcje od inwestorów. Po dwóch tygodniach wszystko odwołał. W 2019 r. ogłosił plan drastycznej redukcji sieci salonów stacjonarnych, by po 10 dniach stwierdzić, że droga sieć zostaje, a w górę pójdzie po prostu cena sprzedawanych w nich samochodów.
Na początku 2020 r. ogłosił, że Tesla nie potrzebuje kapitału, po czym ogłosił emisję akcji wartą 2 mld dolarów. We wrześniu 2020 r. ogłosił, że nie zamierza się szczepić, a w marcu 2021 r. oświadczył, że popiera szczepienia przeciwko Covid-19 i chętnie skorzysta ze szczepionek.
Tak naprawdę to „chlapnięcie” – a w zasadzie jego efekt rynkowy – pokazało, jak bardzo ceny kryptowalut zależą od twittów bogaczy oraz jak bardzo są one podatne na ich bezkarne manipulacje.
Wśród komentatorów pojawiają się pełne wyrzutów pod adresem Muska stwierdzenia, że w istocie multimiliarder „bawi się przyszłością milionów ludzi i ich losem”.
Krach kryptowalutowy, czyli twitterowy
Krachy zdarzają się również na „tradycyjnych” rynkach akcji. Tam też rządzą grube ryby, a drobni inwestorzy bywają wyciskani z pieniędzy, jak cytryny. Ale są dwie różnice między rynkiem akcji, a rynkiem kryptowalut.
Po pierwsze: rynek kryptowalut jest znacznie mniejszy i mniej płynny, niż rynki akcji. Tutaj kapitał jest bardziej skoncentrowany, więc wystarczy mniej pieniędzy, żeby nim huśtać. Zapewne nawet Elon Musk nie byłby w stanie huśtać akcjami McDonald’sa. A nawet gdyby spróbował, to znalazłby po drugiej stronie godnych siebie przeciwników z wielkich funduszy inwestycyjnych, hedgingowych, banków inwestycyjnych zarządzających setkami miliardów dolarów.
Po drugie: na rynku akcji o wycenie rynkowej decydują nie tylko słowa grubych ryb na Twitterze. Spółki są wyceniane na podstawie przychodów, zysków, wypłacanych dywidend, benchmarkowane do konkurentów. Twitter ma znaczenie, ale jest jednym z wielu czynników decydujących o wycenie rynkowej spółek.
W przypadku kryptowalut jest inaczej. Tutaj warunki gry dyktują wyłącznie emocje. Nie ma przychodów, zysków, dywidend, jest Twitter, którym rządzi Elon Musk i podobni jemu. Jest trochę tak, jak na rynkach inwestycji alternatywnych. Wycena wina zależy od tego co na języku poczuje wpływowy sommelier, a wycena obrazów – od tego, czy artysta wpadnie w oko kolekcjonerskiemu guru.
Elon Musk kontra prezesi banków centralnych. Kto jest większym zgredem?
Czasem narzekamy, że grymas na twarzy jakiegoś bankiera centralnego powoduje umocnienie albo osłabienie waluty. Na porządku dziennym są „interwencje słowne” szefów banków centralnych. Wypowiedzi premierów, czy ministrów finansów też huśtają walutami. Tyle, że oni mają w tym huśtaniu interes bardziej złożony, niż tylko własny zysk. A – prawdopodobnie – tylko takie motywacje przyświecają Elonowi Muskowi, który na rynku Bitcoina osiągnął ostatnio pozycję papieża.
Inna sprawa, że bankierzy centralni nie tylko podnoszą i zmniejszają kursy walut (mają na nie krótkoterminowo ograniczony wpływ, bo wartość waluty generalnie odzwierciedla wiarygodność i atrakcyjność inwestycyjną kraju – np. bankierzy centralni w Szwajcarii, mimo najszczerszych chęci, nie są w stanie osłabić franka), ale mogą walutę drukować i psuć. Elon nie może Bitcoina i innych kryptowalut drukować, może nimi tylko huśtać. Ale za to bez ograniczeń.
W zasadzie można by przejść nad tymi mankamentami do porządku dziennego. Są ludzie, którzy lokują kapitał w tego rodzaju cyfrowe aktywa i są tacy, którzy wolą tradycyjne spółki. Dopóki jedni drugim nie wchodzą w drogę – wydaje się, że nie ma problemu. Oby tylko inwestujący w kryptowaluty zdawali sobie sprawę w co grają. I z nim grają.
Kłopot jednak polega na tym, że kryptowaluty zaczęły obrastać w ekosystem usług finansowych, takich jak np. pożyczki kryptowalutowe DeFi, czy możliwość zakładania kryptowalutowych lokat na procent (np. na 6% rocznie, kto by się nie skusił, gdy bank daje tylko 0,1%?). To wiąże rynek kryptowalut z rynkiem tradycyjnych usług finansowych. Na razie jeszcze nie jest to powiązanie zbyt popularne, ale gdyby się okazało, że jest spora grupa zwykłych ciułaczy, którzy zabierają pieniądze z banku, żeby ulokować je w jakimś „cyfrowym banku” na 6% w kryptowalucie, to „chlapnięcia” Elona Muska zaczęłyby boleć poza światem krypto.
Czytaj też: Czy Bitcoin to nowe, „cyfrowe złoto”? I czy każdy powinien go mieć?