Na warszawskiej giełdzie notowanych jest prawie 400 spółek. Na świecie – kilka tysięcy. Z którą się „związać”, żeby zarobić? Jedni będą wpatrywać się w wykresy, inni w raporty finansowe i strategie. A gdyby tak – będąc „małym nieinstytucjonalnym inwestorem” – popatrzeć na… strukturę akcjonariatu? Czy jeśli spółka „lubi” drobnych akcjonariuszy i robi ich stronę ukłony, to jej wycena rośnie?
Drobni inwestorzy wracają na parkiet. W pierwszym półroczu 2021 r. inwestorzy indywidualni „wykręcili” aż 24% wszystkich obrotów na głównym rynku. A to oznacza, że Kowalscy robią na giełdzie większy „ruch” niż wszystkie fundusze razem wzięte (udział krajowych instytucji finansowych to tylko 21%, reszta to zagranica).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
To rekordowy udział od dekady. Okazja była idealna, bo indeks WIG wzrósł od początku roku o ponad 30%, notując historycznie wysoki poziom. Inwestowanie w hossie to bułka z masłem. Ale kiedyś przyjdzie korekta, a za nią lata chude. W co inwestować, żeby nie być na minusie i nie aktywować stop-lossów? Akcje na warszawskiej giełdzie dały zarobić w ostatniej dekadzie średniorocznie 7%. Ale to statystyka, o indywidualnym wyniku decydują indywidualne wybory: które akcje kupić, a które omijać z daleka.
Wiwat inwestorzy, wiwat wszystkie stany! Trzymamy akcje coraz dłużej!
Na warszawskiej giełdzie zmiany. W ubiegłym roku – według Ogólnopolskiego Badania Inwestorów organizowanego przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (jedyne przedsięwzięcie o tej skali w Polsce) na rynek akcji zaczęła trafiać „świeża krew”. Minimalnie „ubyło” inwestorów powyżej 55 lat, a przybyło najmłodszych – w wieku studenckim.
Jak mówią autorzy raportu, polski inwestor przestaje być spekulantem rodem z lat 90. śledzącym zmiany kursu akcji w „Parkiecie” czy Telegazecie (ktoś pamięta jeszcze, że coś takiego istnieje?), a staje się osobą poszukującą na rynku spokoju – inwestuje coraz dłużej, zaczyna szukać spółek dywidendowych, a przede wszystkim – i to jest wielka zmiana, która trwa od kilku lat – pojawił się duży odsetek osób, które inwestują z myślą o emeryturze. Od kilku lat robi tak jedna piąta badanych inwestorów.
Koronnym dowodem na to, że czysta spekulacja ustępuje przemyślanej długoterminowej strategii inwestycyjnej, jest fakt, że wydłuża się średni okres, w którym inwestor trzyma konkretne akcje. W 2014 r. tylko jedna trzecia inwestorów trzymała wybrane akcje dłużej niż rok. W 2018 r. było to już 39%, a w dwóch ostatnich edycjach badania ten odsetek wzrósł do 52,4% (w ubiegłym roku spadł, ale to mogła być wina pandemicznego dołka i panicznej wyprzedaży portfela).
Poza tym perspektywa emerytalna – dotycząca co piątego inwestora – zachęca do trzymania akcji jeszcze dłużej. Ale wtedy powinniśmy skupić się na wyborze takiej spółki, która wypłaca dywidendę.
Najważniejsze, żeby spółka jasno komunikowała rynkowi swoje dywidendowe plany i żeby konsekwentnie realizowała politykę dywidendową. Mało tego – wysokość zysku do podziału nie powinna zależeć od wyniku utarczek na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy – czasami spółka chce przeczekać gorszy czas i zbudować poduszkę finansową, ale akcjonariusze wbrew rekomendacji zarządu postulują wypłatę dywidendy. Albo chociaż skup akcji własnych, który dla niektórych jest alternatywą (regularnie przeprowadza go np. Apple, przez warszawską giełdę przeszła fala skupów akcji w 2011 r.).
Polityka dywidendowa powinna być czytelna. Inwestorzy docenią prędzej nie tę spółkę, która zaskakuje rynek choćby dużą, ale jednorazową dywidendą, ale taką, która odpowiednio mierzy siły na zamiary i potrafi pogodzić potrzeby inwestycyjne z interesami tych, którzy kupili jej akcje i czekają na zysk do podziału.
Czy akcje są jak beczka wina?
Czy stabilny akcjonariat wpływa na wycenę akcji? Poszperałem na ten temat w internecie – niestety, polskich badań próżno szukać. GPW właśnie obchodziła 30-lecie działalności, większość inwestorów jest starszych niż sama giełda, czego nie można powiedzieć o innych rynkach, gdzie nie było gospodarki centralnie planowanej.
„W inwestycji w Apple nie chodzi o akcje. To jest dla mnie oddzielna kategoria, to jest jeden z trzech filarów mojego funduszu – po ubezpieczeniach i kolejach” – mawiał Warren Buffet, jeden z najbogatszych ludzi na świecie i najbogatszy inwestor finansowy. Dlaczego Apple? Bo to spółka, która wypłaca dywidendę choćby na rynku się waliło i paliło. A oprócz tego za nadwyżki gotówki na kontach przeprowadza skupy akcji, co podbije jeszcze ich cenę.
Dover (przemysłowy konglomerat z Illinois w USA) wypłaca dywidendę od 65 lat. Podobnie jak sprzedawca części samochodowych Geniuine Parts. Emerson Electric, 3M, Coca-Cola, Colgate-Palmolive – wszystkie te spółki wypłacają dywidendę od ponad 55 lat. W takich warunkach zbudowanie portfela dywidendowego to pikuś.
Jakie są plusy inwestycji w akcje tych „dywidendowych arystokratów”? Spółka się cieszy, bo ma stabilny akcjonariat, cena akcji rośnie, może wydać ekstra pieniądze, a inwestorzy – mają przewidywalny dopływ gotówki, zysk bez konieczności „upłynniania” akcji, no i ograniczone ryzyko.
Wiele spółek z GPW przyznaje otwarcie, że nie tylko nie wie, kto ma ich akcje, ale też nie za bardzo się tym interesuje, a nawet przyznaje, że ta wiedza nie jest im do niczego potrzebna. Tak wynika z odpowiedzi firm, które zapytałem, czy wprowadzą wzorem PZU tzw. kluby akcjonariusza, czyli system benefitów za posiadanie akcji w dłuższym terminie. No wygląda na to, że jeszcze nie planują (nie widzą sensu?).
Robert C. Merton, noblista z dziedziny ekonomii (nagrodę otrzymał za metodę wyceny instrumentów pochodnych), postawił pod koniec lat 90. tezę, że im większa jest liczba stałych, bazowych inwestorów (z ang. „base investors”, pisząc o tych indywidualnych), tym większa jest wartość spółki. To tak jak z drzewem – nie urośnie, jeśli nie ma solidnego pnia.
W jego modelu, jeśli inwestorzy ograniczą liczbę spółek, w które inwestują, będą to robić bardziej świadomie i z głową. Choć wtedy dywersyfikacja ryzyka jest mniejsza, to inwestycje – w teorii – będą bardziej przemyślane, a w konsekwencji, bardziej zyskowne.
10 lat później naukowcy z amerykańskiego akademickiego periodyku „The Journal of Finance” postanowili to sprawdzić na przykładzie akcji japońskich spółek. Co im wyszło? Artykuł ma wiele wątków, ale to, co nas interesuje najbardziej, to to, że obecność w akcjonariacie stabilnych inwestorów indywidualnych, jest dobra dla spółki i samych inwestorów, bo cena akcji rośnie.
Okazją do sprawdzenia tej teorii były zmiany na tokijskiej giełdzie, które polegały na obniżeniu wysokości minimalnej inwestycji w akcje spółki z 1000 akcji do 10. Co się stało, gdy dzięki tej zachęcie spółki otworzyły swój akcjonariat szeroko na rzeszę nowych, drobnych inwestorów?
Okazało się, że zyskują wszyscy – jeśli w spółce rośnie liczba inwestorów, to rośnie płynność obrotu. Jeśli jest płynność – reszta przyjdzie (prawie) sama. A dokładniej – stabilni, drobni inwestorzy przyciągają kolejnych, niekoniecznie długoterminowych„noise traders”, czyli, pisząc po polsku, graczy „nieracjonalnych”, ale za to tacy, którzy dostarczają płynności.
Bo gdy łatwo jest sprzedać i kupić akcje, to pojawiają się kolejni inwestorzy, a potem jeszcze kolejni. „Wzrost cen akcji powinien być funkcją udziału w akcjonariacie inwestorów indywidualnych – pisali Yakov Amihud, Haim Mendelson i Jun Uno. Mocne?
Inwestor w akcji, czyli budowanie lojalnego akcjonariatu nad Wisłą
Jaki z tego morał? Przykład z Japonii, czyli ułatwienie inwestorom kupowania akcji spółek, był tylko środkiem do celu. Jak osiągnąć ten cel, czyli zachęcić inwestorów do kupowania akcji danej spółki? Premiowanie inwestorów, którzy „siedzą” w danej spółce rok, dwa czy nawet dłużej jest nie tylko zachętą dla innych, ale też magnesem dla daytraderów i inwestorów wszelkiej innej maści. Na koniec dnia wygrywają wszyscy.
Czytaj też poprzedni tekst z cyklu „Inwestor w akcji”: Inwestowanie w akcje giełdowych spółek: trzy warunki dobrej inwestycji (subiektywnieofinansach.pl)
Akcjonariusze indywidualni PZU, których grono stale rośnie i udział w akcjonariacie spółki na koniec 2020 r. wynosił już 8,5%, jako pierwszej spółki finansowej w historii warszawskiej giełdy, mogą liczyć nie tylko na wzrost wartości rynkowej akcji oraz na sowitą dywidendę, ale też na dodatkowe korzyści finansowe. Każdy, kto kupi co najmniej 100 akcji PZU (a więc zainwestuje w spółkę ok. 4000 zł) otrzyma 10% zniżki na majątkowe polisy ubezpieczeniowe tej firmy. Zniżka obejmie polisy samochodowe, rolne, ubezpieczenia nieruchomości, NNW i turystyczne.
Udział w programie „Moje Akcje PZU” oznacza też bezpłatne, roczne członkostwo w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych (obejmujące pakiet podstawowy, który kosztuje 199 zł) lub 50% zniżki na roczne członkostwo rozszerzone (cena regularna to 399 zł).
Możliwe jest także uzyskanie większej, bo już 20-procentowej zniżki na ubezpieczenia, jednak to dodatkowa „premia” jest za co najmniej roczny staż bycia akcjonariuszem PZU przy spełnieniu warunków określonych w regulaminie programu. Jeśli ktoś z Was ma już akcje PZU, to powinien rozważyć zapisanie się do programu – za rok czekają zniżki pełną gębą. A kto jeszcze nie ma akcji, a kupuje w PZU polisy ubezpieczeniowe – niech zastanowi się nad udziałem w programie. Możliwość zapisania się do programu jest pod linkiem mojeakcje.pzu.pl.
Zniżki dla akcjonariuszy będą zauważalne w portfelu. Korzystając z kilku produktów ubezpieczeniowych PZU będzie więc można zaoszczędzić „duże” kilkaset złotych. Dla niektórych bonus będzie równoważny 10-15% wartości posiadanych akcji, dla innych – mniej. W każdym przypadku mówimy de facto o „drugiej dywidendzie”. Więcej szczegółów na temat programu „Moje Akcje PZU” podał Irek Sudak w swojej recenzji programu na „Subiektywnie o Finansach”.
Czytaj też: Wzrost wartości akcji, dywidenda i… prezenty. Akcjonariusze na celowniku (subiektywnieofinansach.pl)
——————–
Artykuł jest częścią nowej rubryki edukacyjnej „Inwestor w akcji”, którą blog „Subiektywnie o Finansach” współtworzy z grupą PZU
źródło zdjęcia: Unspalsh