UOKiK wlepił polskiej spółce koncernu Volkswagen rekordową karę – 120 mln zł! Pieniądze mają trafić, a jakże, do budżetu państwa. To może zaboleć – pytanie tylko, kto najbardziej na tym ucierpi: firma (jak chciałby UOKiK), czy konsumenci (co byłoby niezamierzonym efektem ubocznym)? Znalazłbym kilka lepszych „kar”, żeby nie tylko sprawiedliwości stało się zadość, ale i konsumenci byli zadowoleni. Jakich?
Gazety gospodarcze w Polsce żyją rekordową karą od UOKiK za „dieselgate”. Kara jest nieprawomocna. Firma może odwołać się do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jak długo trzeba będzie czekać na ostateczne potwierdzenie kary? Cóż, klienci jednego z telekomów na potwierdzenie decyzji UOKiK w sprawie wypłaty 65 zł rekompensaty czekają już pięć lat, bo firma – zgodnie z przysługującym jej prawem – ciągle się odwołuje.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
UOKiK na wyegzekwowanie 120 mln zł może czekać jeszcze dłużej. Przy takiej kwocie wiadomo, że ukarany koncern łatwo skóry nie sprzeda. Spółka już pokazał, jak bardzo zaangażowanych prawników ma – jedna z odpowiedzi przygotowanych przez Volkswagena w ramacg postępowania UOKiK liczyła prawie 900 stron maszynopisu!
Ale ja się zastanawiam, czy gigantyczne grzywny pieniężne w jakikolwiek sposób zadośćuczynią krzywdzie konsumentów? Oni zostali pokrzywdzeni praktykami koncernu, ale najwięcej zarobi państwo. A może należałoby to załatwić inaczej?
Skąd się wzięła kara? Ile kierowców w Polsce może mieć satysfakcję?
Nie byłoby kary dla Volkswagena, gdyby nie pogoń za ograniczeniem emisji spalin. Decydenci, nie tylko w Europie, ale też w USA (niektóre stany mają zdecydowanie ostrzejsze normy emisji spalin, niż te obowiązujące na Starym Kontynencie) ustalają trudne do spełnienia przez producentów normy tego, co może ulatywać z rury wydechowej samochodów. Trudne, ale nie niemożliwe do wypełnienia. Wszystko jest kwestią ceny i kosztów produkcji.
Ponieważ konsumenci chcą relatywnie tanich samochodów, Volkswagen tak przekonfigurował komputery pokładowe niektórych modeli samochodów (także tych marki Audi, Seat, czy Skoda), że gdy auto wykrywało, że zaraz będzie testowane (co wymagało podłączenia odpowiednich kabelków) to zaniżało wyniki emisji spalin.
W trakcie normalnej jazdy po mieście, czy autostradzie sprytny samochód wracał do zwyczajnej (czyli wyższej) emisji. I nie chodzi nawet o sadzę, cząstki stałe, czy CO2, od którego ociepla się klimat i płonie Australia, ale o tlenek azotu. To jeden ze składników samochodowego „smogu”, który działa drażniąco na spojówki, śluzówki i płuca.
W Europie w latach 2008-2016 sprzedało się 8 mln tak zmanipulowanych samochodów. Dla porównania: rocznie sprzedaje się 15 mln aut. W Polsce klienci kupili 140.000 samochodów z niechcianą, ponadstandardową opcją.
Kara dla Volkswagen Group Polska wyniosła dokładnie 120.607.288 zł. Dlaczego akurat tyle? Złożyły się nią trzy kary po 15.618.210 zł i jedna w wysokości 73.652.658 mln zł za to, że centrala rekomendowała dealerom samochodów, żeby ci odrzucali reklamacje klientów.
120 mln zł (ewentualnej) kary od UOKiK to pieniądze, które nie zabiją Volkswagena. W 2018 r. przychody VW wyniosły 238 mld euro, a zysk netto 12,1 mld euro. Byłby jeszcze większy, ale koszty afery dieslowej wyniosły 3,2 mld euro.
UOKiK pisze, że firma działała na szkodę konsumentów, ale sam nie daje tym konsumentom do ręki żadnych pieniędzy tytułem odszkodowania, czy zadośćuczynienia. Po uprawomocnieniu decyzji UOKiK, czyli w polskich warunkach pewnie za kilka lat, konsumenci będą mogli co najwyżej powoływać się na decyzję UOKiK dochodząc odszkodowań w sądach, Na dziś kierowcom decyzja UOKiK nie daje absolutnie nic. Co UOKiK mógłby zrobić, żeby było inaczej?
A gdyby Volkswagen, zamiast państwu, miał zapłacić klientom? Ile wyszłoby na głowę?
UOKiK nie musi firm karać finansowo firmy, która ma jakieś przewiny na koncie. Urząd ma całą paletę działań do wyboru, w tym nałożenie decyzji zobowiązującej, w której to sam przedsiębiorca proponuje rozwiązanie problemu. W takich przypadkach strony rezygnują z możliwości odwołania. Oprócz tego jest także opcja usunięcia skutku, jaki wywołała kwestionowana praktyka np. poprzez rekompensatę konsumencką.
Urząd ma już doświadczenie w wymieraniu nietypowych kar. W ubiegłym roku w związku z tym, że Biedronka niewłaściwie informowała o zasadach zwrotu towaru, nakazał przeprowadzenie szkolenia dla klientów i quizu, które miałyby zostać zamieszczone na stronach internetowych Biedronki. Pierwszych 35.000 osób, które ukończyły quiz, dostało bon na zakupy o wartości 10 zł.
Co mógłby zrobić UOKiK, żeby bardziej zadośćuczynić konsumentom? „Oszukanych” samochodów Volkswagen sprzedał 140.000, a kara wyniosła 120 mln zł. Na klientowską „głowę” wychodzi 857 zł. Czy takie „odszkodowanie” mogłoby zostać przyjęte jako forma przeprosin dla kierowców? Dlaczego nie?
Kar(m)a ekologiczna, czyli co Volkswagen mógłby zrobić dla nas „za karę”
Mam też inne pomysły. Volkswagen – zamiast wpłacać 120 mln zł do polskiego budżetu państwa – mógłby zawrzeć umowę z klientami, oferując im odkupienie „trefnych” pojazdów za cenę sprzed ujawnienia skandalu i dać jakiś rabat na nowe auto. W dodatku mógłby to być bonus na model zeroemisyjny, by w ten sposób wypromować modele elektryczne, które nie emitują już żadnych spalin. W ten sposób koncern mógłby raz na zawsze zmazać z siebie cień dieselgate.
A przecież od tego roku ruszyły dotacje państwowe na zakup samochodu elektrycznego. Mają wynieść do 37.000 zł przy zakupie modelu wartego 125.000 zł. Za tę cenę można kupić elektryczną Skodę CitiGo, Seata Mii Electric albo Volkswagena Up. I gdyby dla „ofiar” dieselgate ten Volkswagen Up był znacznie tańszy, to korzyść dla klienta byłaby podwójna: z jednej strony zyskałby „przeprosiy” finansowe od Volkswagena, z drugiej – zainkasował bonus od państwa.
UOKiK mógłby nakazać Volkswagenowi inną rekompensatę – sadzenie drzew. Jedno drzewo pochłania rocznie 6–7 kg CO2. Koszt posadzenia jednego drzewa to ok. 500 zł. Oznacza to, że za 120 mln zł można by posadzić 240.000 drzew, które rocznie pochłonęłyby 1680 ton CO2! Przeciętny samochód wydala do atmosfery ok. 1,3 tony CO2 rocznie. Czyli 120 mln zł kompensuje roczną emisję ok. 1300 pojazdów.
UOKiK – mógłby zobowiązać VW żeby za te 120 mln zł kupił klientom bilety na komunikację miejską, albo minuty do wykorzystania w bezemisyjnych samochodach car-sharingowych, hulajnogach, albo rowerach. To byłby również proekologiczny dobry przykład, który zmniejszyłby emisję CO2, a pieniądze zostałyby wykorzystane z pożytkiem.
Za 120 mln zł można przejeździć elektryczną hulajnogą jakieś 4.000.000 godzin (prawie 30 godzin na jednego oszukanego klienta). To także ekwiwalent ponad 1,68 mln godzin jazdy wypożyczonym samochodem elektrycznym (12 minut na klientowską głowę).
UOKiK na tle innych krajów plasuje się w środku stawki, jeśli chodzi o surowość dla Volkswagena. Włoski organ ochrony konkurencji nałożył 5 mln euro kary, czyli 25 mln zł. W USA sąd orzekł miliardowe odszkodowanie. Ponadto Federalna Komisja Handlu zawarła z Volkswagenem umowę na kwotę 15 mld dol. na mocy, której koncern zdecydował się odkupić „trefne” pojazdy. Z kolei Australijski odpowiednik UOKiK niedawno nałożył na firmę 125 mln dol. australijskich kary (ok. 340 mln zł). Też grubo.
źródło zdjęcia:PixaBay