Wśród wielu obietnic wyborczych nowej władzy są też takie, które mają skłonić nas do oszczędzania. Być może będą nowe obligacje antyinflacyjne, ale bardziej prawdopodobne są zmiany w podatku Belki. Kto może go nie zapłacić i czy to w ogóle dobry pomysł?
Koalicja partii demokratycznych zamierza rządzić Polską inaczej niż Zjednoczona Prawica. Wśród wielu zmian ma być większy nacisk na skłanianie Polaków do oszczędzania. Bo z tych oszczędności mają się brać inwestycje, którymi koalicja chce napędzać gospodarkę. Pieniądz ma być tani, inflacja pod kontrolą, transfery socjalne racjonalne, a pieniądze inwestowane (bo to ogranicza konsumpcję i wzrost cen).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Gdy inflacja bardzo nam dokuczała, Koalicja Obywatelska przyswoiła pomysł ekonomisty Bogusława Grabowskiego, który proponował, by Narodowy Bank Polski emitował specjalne obligacje „antydrożyźniane”. Miałyby być oprocentowane zgodnie z bieżącym wskaźnikiem inflacji (bez rocznego przesunięcia i już od pierwszego dnia), a ponieważ emitentem byłby bank centralny, pieniądze nie mogłyby być głupio wydawane przez rząd i nie stymulowałyby konsumpcji.
Dziś inflacja spada, więc pomysł na obligacje „antydrożyźniane” chyba nie jest już tak pilny. Zresztą w NBP wciąż rządzi Adam Glapiński, polityk obozu Zjednoczonej Prawicy (bo raczej trudno go nazywać inaczej po jego kompromitujących występach).
Partie demokratyczne wprowadzą zmiany w podatku Belki?
Natomiast drugi „oszczędnościowy” pomysł demokratycznej koalicji to zniesienie 19-procentowego podatku Belki dla niektórych oszczędności. A konkretnie – od dochodów z lokowania kapitału w depozyty bankowe, akcje i obligacje przekraczających horyzont czasowy jednego roku. Zwolnienie miałoby limit – obowiązywałoby dla inwestycji nieprzekraczających 100 000 zł.
A więc: jeśli mam w banku 80 000 zł i otrzymam oprocentowanie w wysokości 5%, to po roku – o ile nie wycofałem kapitału – mógłbym zainkasować pełne 4000 zł odsetek, a nie tylko 3240 zł po potrąceniu podatku Belki, jak to jest dzisiaj. Ale gdybym miał 200 000 zł, to za pierwsze 100 000 zł dostałbym pełne 5000 zł (bez podatku Belki), a za drugie 100 000 zł – tylko 4050 zł (po odliczeniu podatku).
Zmiany w podatku Belki nie znalazły się w umowie koalicyjnej, więc trudno powiedzieć czy w ogóle są aktualne. Ale ten dokument jest bardzo ogólny (być może po części dlatego, że partie demokratyczne w pierwszej kolejności będą chciały zająć się dość nieciekawym – mimo wszystko – stanem budżetu państwa zostawianego prezes premiera Morawieckiego). No i mają dobrą wymówkę: „tamci nie chcą nas dopuścić do sterów, więc realnie przejmiemy władzę dopiero w 2024 r.”.
W każdym razie nikt się z żadnych obietnic nie wycofywał, więc należy zakładać, że wszystkie będą zrealizowane, jeno w odpowiedniej kolejności. I być może ta kolejka będzie „rozładowywana” w większości dopiero od 2025 r. Co prawda wskaźnik realizacji obietnic wyborczych Zjednoczonej Prawicy wynosił tylko 35%, ale to kiepski benchmark jeśli chodzi o jakość rządzenia. Więc może tym razem będzie nieco inaczej? (na stronie: taki duży, a taki naiwny).
Pomysł z częściową likwidacją „belkowego” ma kilka dziur, bo przecież posiadacze większego kapitału mogliby zakładać depozyty na członków swoich rodzin. No i nie wszystkie inwestycje byłyby łatwe do skontrolowania przez władzę (wiadomo, że to, co zarobimy w funduszach i w bankach, jest opodatkowane automatycznie, ale co z dochodami z innych źródeł „kapitałowych”, np. z samodzielnego inwestowania w akcje?)
Jeśli jednak koalicja partii demokratycznych chce zwiększyć skłonność Rodaków do oszczędzania, to być może będzie chciała ten pomysł zrealizować, nie bacząc na ewentualne luki. Czy dzięki temu Polacy nauczyliby się lokowania oszczędności na dłuższy termin? Mam co do tego wątpliwości, bo z moich doświadczeń wynika, że posiadanie lub nieposiadanie długoterminowych oszczędności wynika albo z sytuacji finansowej (albo mam pozytywny cash flow, albo nie) albo z nawyków (nie oszczędzam, bo nie lubię).
Gdyby było inaczej, to mielibyśmy miliony osób aktywnie oszczędzających na kontach w IKZE (można przecież odliczać wpłatę od podatku PIT) oraz w IKE (można nie płacić podatku Belki). W obu przypadkach mówimy o korzyściach przysługujących po przekroczeniu wieku 60-65 lat, ale są to korzyści liczone w dziesiątkach tysięcy złotych. A mimo tego osób oszczędzających systematycznie w IKE i IKZE jest ledwie kilkaset tysięcy.
Otwartych rachunków IKE jest 800 000 (z tego tylko połowa aktywnych), a rachunków IKZE – ok. pół miliona. Część nie jest systematycznie zasilana, część należy do tych samych osób – mających i IKE i IKZE. Słowem – gdyby ktoś chciał korzystać z antypodatkowych opakowań dla pieniędzy, to już dziś może. Czyli brak podatku nie stymuluje skłonności do oszczędzania, przynajmniej na emeryturę.
Trzy argumenty za tym, by częściowo zlikwidować podatek Belki
No ale zwolnienie z podatku Belki nie dotyczyłoby oszczędności emerytalnych, tylko takich średnioterminowych. Na możliwość wycofania pieniędzy bez podatku Belki można byłoby liczyć już po roku oszczędzania. Może więc w takim trybie nasza skłonność do oszczędzania by „zatrybiła”? Oto trzy argumenty za zniesieniem lub ograniczeniem podatku Belki oraz trzy przeciw.
Po pierwsze: to niewiele kosztuje. Partie dziś opozycyjne mogłyby „po taniości” zrealizować obietnicę wyborczą. Wpływy z podatku Belki co prawda w tym roku mogą sięgnąć 10 mld zł (w zeszłym roku było to 5,7 mld zł), ale biorąc pod uwagę, że rząd Zjednoczonej Prawicy wpisał do budżetu na 2024 r., że chce zebrać z podatków ok. 600 mld zł (z czego ponad 300 mld zł z VAT) – nie jest to dużo. Tym bardziej że zwolnienie obejmie tylko część oszczędności, więc pewnie będzie kosztowało budżet 3-4 mld zł.
Po drugie: to wspiera oszczędzających, których najbardziej „okradła” inflacja. Rząd Zjednoczonej Prawicy był znany z tego, że pochylał się nad najmniej zarabiającymi i tymi, którzy w ogóle nie mają dochodów. Prezes NBP dość otwarcie mówił, że niespecjalnie obchodzi go los posiadaczy kapitału. To właśnie posiadacze stosunkowo niewielkich oszczędności zostali najbardziej uderzeni przez inflację. Klasę średnią, która błyskawicznie traci wartość nabywczą zgromadzonych oszczędności, można teraz wynagrodzić i pokazać, że zgromadzone dzięki pracowitości pieniądze nie muszą być zniszczone.
Poniżej macie wykres pochodzący z prezentacji Związku Banków Polskich, pokazujący jak się zmieniała nominalna i realna wartość depozytów i kredytów. Widać jak na dłoni, że wysoka inflacja „nagrodziła” posiadaczy kredytów (wartość ich kredytów realnie spadła), a „ukarała” deponentów (wartość ich depozytów realnie spadła, nawet uwzględniając naliczone oprocentowanie).
Po trzecie: to pokazuje, że nie tylko PiS obniża podatki. To był jeden z najważniejszych wyborczych komunikatów Zjednoczonej Prawicy – „oni podwyższali podatki, my je obniżyliśmy”. W realu nie do końca to tak wygląda, bo udział podatków w PKB za rządów PiS wzrósł, ale rząd zabierał nam pieniądze pośrednio, nakładając podatki na firmy, a nie na osoby prywatne. Likwidując podatek Belki dla niektórych oszczędności, można pokazać: „to my obniżamy podatki, wy tylko udawaliście”.
Zmiany podatku Belki? Trzy argumenty przeciw
Ale są i kontrargumenty, które być może bardziej przemówią do tej lewicowej części koalicji rządowej, która troszczyć się chce głównie o tych, którzy potrzebują wsparcia, a nie tych, co nie mają już co robić z pieniędzmi i je oszczędzają.
Po pierwsze: to wspiera posiadaczy kapitału. Co prawda trudno powiedzieć, że podatek Belki jest niski, ale można powiedzieć, że dotyczy „kapitalistów”, czyli tych, którzy już zgromadzili oszczędności. Być może to jeszcze nie jest ten etap rozwoju gospodarki, żeby im odkręcać śrubę, skoro budżet państwa straszy „dziurą Morawieckiego”, a obietnice wyborcze będą kosztowały dziesiątki, jak nie setki miliardów złotych?
Po drugie: to powinno być częścią wielkiej reformy podatków. Może nie ma sensu teraz robić drobnych kroczków, skoro za rok można zrobić jakieś poważniejsze zmiany? Na przykład reformę, która zrówna opodatkowanie dochodów z różnych źródeł? Dlaczego ma być tak, że np. podatek od najmu wynosi 8,5%, z kapitału wynosi 19%, z działalności gospodarczej 24% (wliczając składkę zdrowotną), a od pracy od 9% (do 30 000 zł dochodu rocznie) do nawet 41% (też wliczając składkę zdrowotną)? Ten sam pieniądz, a zupełnie inaczej opodatkowany. Zmiany podatku Belki powinny być częścią czegoś większego?
Po trzecie: to może zniszczyć oszczędzanie na emeryturę. Proponowane zmiany podatku Belki mogą być problemem dla posiadaczy kont IKE, dla których brak podatku Belki jest podstawowym bonusem w zamian za to, że nie ruszą pieniędzy do emerytury. Czy zniesienie podatku Belki już dla inwestycji powyżej jednego roku nie spowoduje, że wyparują nawet te mikre oszczędności na emeryturę, które mamy? A więc czy efekt obniżenia podatku (ma nim być zwiększenie skłonności do oszczędzania) nie będzie odwrotny od zamierzonego?
Patrząc na te dwa zestawy argumentów, nie można mieć pewności, które z nich okażą się silniejsze dla polityków partii wybierających się do rządów. Obstawiam, że przewagę zdobędą zwolennicy zmiany podatku Belki dla niektórych inwestycji, ale wolałbym doczekać się porządnej reformy upraszczającej wszystkie podatki. Żeby było sprawiedliwiej nie tylko dla deponentów. A co Wy o tym myślicie?
Ciekawe? Posłuchaj też 181. odcinka podcastu „Finansowe Sensacje Tygodnia”, w którym dyskutujemy o tym, ile wynosi „dziura Morawieckiego”, o ile w ogóle istnieje. I czy jest się czym martwić? W podcaście zastanawiamy się też, co nowa władza powinna zrobić z polityką mieszkaniową i czy zapowiedziana modyfikacja podatku Belki ma sens. Na koniec o badaniach, z których wynika, że chodzenie na papierosa z szefem może popłacać. Zapraszają: Maciek Samcik, Maciek Danielewicz, Maciek Jaszczuk i Maciek Bednarek
To nie pierwsze podejście do zmiany podatku Belki. Ministerstwo Finansów planowało jego reformę całkiem niedawno. Czy to dobry pomysł? Komu mogłaby się opłacić kwota wolna?
Zobacz też recenzję ostatniej akcji promującej oszczędzanie w bankach spółdzielczych z grupy SGB. Można wygrać 100 000 zł, ale… są haczyki.
Zobacz też, jak przez ostatnie trzy lata wysokiej inflacji chroniłem swoje prywatne pieniądze przed utratą realnej wartości. Konkretne przykłady dobrych i gorszych inwestycji antyinflacyjnych.
Zobacz też, jakie zmiany w portfelu mogą się opłacić w przyszłości? Nic się nie stanie z dnia na dzień, ale… jakie zmiany w strategii zarządzania oszczędnościami mogą wynikać z wyborczego werdyktu Polaków? Wytypowałem cztery
Przeczytaj też o tym, co powinien zrobić nowy rząd, by nasze pieniądze szybciej się mnożyły: Osiem najważniejszych zadań – związanych z naszymi portfelami – dla nowo wybranych rządzących
Przeczytaj też o tym, że banki mają problem z naszym bezpieczeństwem, bo… oddały jego część telekomom. I nie bardzo wiedzą, jak stamtąd wrócić. Może już się nie da?
————
RANKING LOKAT – GDZIE DOSTANIESZ NAJLEPSZY PROCENT?
Obawiasz się inflacji? Zastanawiasz się, co zrobić z pieniędzmi? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – to aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także kont osobistych, rachunków firmowych i kart kredytowych. Wszystkie tabele znajdziesz w zakładce „Rankingi” na stronie głównej www.subiektywnieofinansach.pl. Zacznij zarabiać w bankach!:
>>> Tutaj ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Tutaj ranking najlepszych kont oszczędnościowych
>>> Tutaj ranking najlepszych kart kredytowych dla konsumentów
>>> Tutaj ranking najlepszych bankowych kont osobistych
>>> Tutaj ranking najlepszych kont dla małej firmy
————