10 marca 2025

Trump balansuje na linie, a dolar słabnie w oczach. Czy „zielony” może stracić przez to status bezpiecznej przystani? „Jest bliżej niż kiedykolwiek”

Trump balansuje na linie, a dolar słabnie w oczach. Czy „zielony” może stracić przez to status bezpiecznej przystani? „Jest bliżej niż kiedykolwiek”

Donald Trump robi to, co umie najlepiej – wprowadza zamieszanie i chaos. Pytanie, czy tym razem jednak nie przesadził? Rynki zareagowały na jego poczynania całkiem nietypowo – o ile zwykle w przypadku wzrostu ryzyka inwestorzy uciekali do dolara, to teraz… od niego uciekają. Czy to już zmiana paradygmatu, że dolar jest „bezpieczną przystanią”, jak chcą niektórzy, czy tylko chwilowe zaburzenie? Czy dolar może stracić status „bezpiecznej przystani”? A za tym i być może z czasem i głównej waluty rezerwowej świata? „Jest do tego bliżej niż kiedykolwiek” – sugerują analitycy niektórych banków inwestycyjnych. Niektórzy mówią nawet o możliwym cichym sojuszu Europy i Chin przeciwko dolarowi

Dolar i amerykańskie obligacje – ze względu na siłę gospodarki USA – są od dekad jedną z najczęściej wykorzystywanych przez globalny kapitał „bezpiecznych przystani”. Rosnące ryzyko, większy strach na rynkach i od razu widać wzrost popytu na dolary. Nawet w 2008 r., gdy to amerykańskie banki narozrabiały, wywołując światowy kryzys finansowy, inwestorzy gremialnie zareagowali właśnie… ucieczką do dolara i do obligacji emitowanych przez amerykański rząd.

Zobacz również:

Czy dolar może stracić status „bezpiecznej przystani”?

Tym razem znowu USA wstrząsają rynkami finansowymi, rozpętując największą od wielu dekad wojnę celną. Wprowadzenie ceł na swoich sąsiadów, Meksyk i Kanadę (natychmiast ograniczone wskutek protestu amerykańskich firm, ale chyba tylko czasowo), podniesienie ceł na produkty z Chin i zapowiedź taryf na import z Europy – to pierwsze kroki polityki Donalda Trumpa, której celem jest zachęcenie firm z całego świata, by budowały fabryki w USA. Odbudowanie przemysłu ma z kolei spowodować, że Amerykanie będą kupować więcej towarów na własnym rynku, a mniej importować.

Teoretycznie to plan, który – o ile się uda – może zwiększyć potęgę amerykańskiej gospodarki, bo PKB kraju się zwiększy, a bilans handlowy się poprawi (mniej importu, więcej eksportu). Zobacz rozmowę, w której ekonomista tłumaczy, jaki jest plan Trumpa (a potem czytaj dalej):

Dlatego analitycy rynkowi zakładali, że działania Trumpa mogą wzmocnić dolara (zwłaszcza w obliczu wysokich stóp procentowych „obowiązujących” w USA). Ale nic z tych rzeczy – dolar stracił do euro około 4% w ciągu kilku dni i była to najsilniejsza tygodniowa przecena dolara od co najmniej 10 lat.

Cła i niepewność dotycząca warunków handlowania (dotykająca w największym stopniu amerykańskich firm) powodują, że gospodarka USA traci impet, a firmy bardziej podatne na koniunkturę w gospodarce zaczynają komunikować ryzyko mniejszych zysków. Indeks amerykańskich banków w ciągu ostatniego miesiąca – jak podaje Reuters – stracił 8%, podczas gdy jego europejski odpowiednik podskoczył o 15%.

Inwestorzy zainwestowali pieniądze w Europę, aby zdywersyfikować swoją działalność w aktywa będące możliwie daleko od rynku amerykańskiego. A także w Chiny. Niemal nieprzerwany odpływ pieniędzy z funduszy inwestycyjnych skoncentrowanych na lokowaniu w Chinach odwrócił się na początku lutego. W sytuacji, gdy Europa i Chiny są gotowe do dużych wydatków, by się bronić w obliczu zmiany polityki amerykańskiej dolar – przynajmniej na razie – wygląda mniej atrakcyjnie.

Reakcja rynku walutowego jest jednak trochę dziwna, bo jednocześnie Europejski Bank Centralny po raz kolejny obniżył stopy procentowe w Strefie Euro, a to znów zwiększyło różnicę między oprocentowaniem pieniędzy ulokowanych w obligacjach dolarowych i tych denominowanych w euro (na korzyść dolarowych). Przeważnie taka sytuacja umacnia walutę, która ma wyższe „oprocentowanie”. Tymczasem stało się odwrotnie.

Zdaniem niektórych analityków to nie jest przypadek, lecz początek – a może tylko przyspieszenie – nowego trendu. A ten trend to możliwa utrata statusu „bezpiecznej przystani” przez dolara. „Nie piszemy tego pochopnie. Zwracamy uwagę na kilka zmian, które nastąpiły od początku roku, a które dają wstępne sygnały wzmacniające tę hipotezę” – napisał kilka dni temu George Concalves, globalny strateg rynku walutowego w Deutsche Banku.

„Jeszcze w grudniu panował przytłaczający konsensus co do wyjątkowości Stanów Zjednoczonych, a aktywa amerykańskie były jedynym miejscem do inwestowania postrzeganym jako atrakcyjne. Agresywność Trumpa zmuszająca inne kraje do większych wydatków wszystko zmienia” – mówi Dario Perkins, dyrektor zarządzający w TS Lombard, firmie konsultingowej zajmującej się doradztwem gospodarczym.

„Zajmowaliśmy długą pozycję na dolarze [czyli zakładali jego umocnienie w stosunku do euro – mój dopisek], ale zamknęliśmy tę pozycję ponad tydzień temu. Zachowanie Trumpa drastycznie zmniejszyło atrakcyjność amerykańskich aktywów” – uważa Mark Dowding, dyrektor ds. inwestycji w RBC BlueBay.

I nie jest to odosobniona opinia. Niektórzy zarządzający funduszami hedgingowymi spodziewają się, że euro może zyskiwać dalej, nie wykluczają, że kurs euro z obecnego poziomu 1,08 dolara za jedno euro pójdzie w górę do 1,2 dolara za euro. Tak duży spadek wartości dolara mógłby spowodować, że waluta ta straciłaby część blasku „bezpiecznej przystani”. Waluty tego typu przyciągają inwestorów nie tyle wysokim oprocentowaniem denominowanych w nich obligacji, ile własną siłą. I dolar silny do tej pory był, ale teraz to się może zmienić.

Trump popełnił błąd? Nie najlepszy moment na cła?

Dolar miał się doskonale jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA, bo wiele wskazywało, że wygra je postrzegany jako probiznesowy polityk Donald Trump. Ten zwycięski marsz „zielony” kontynuował także po wyborach – od września zeszłego roku kurs EUR/USD spadł z okolic 1,12 do około 1,02 w styczniu i analitycy zastanawiali się, czy nie zejdzie do tzw. parytetu. To oznaczałoby rzadką sytuację, w której dolar jest wart dokładnie tyle samo (lub więcej) niż euro.

Ale z gospodarki amerykańskiej zaczęły dobiegać niepokojące sygnały – koniunktura konsumencka zaczęła się osłabiać, również sygnały z rynku pracy nie dodawały optymizmu. Jeśli do tego dodamy masowe zwolnienia w amerykańskiej administracji przeprowadzane przez Trumpa z pomocą Elona Muska, to perspektywy dla rynku konsumpcyjnego wydają się nie najlepsze.

Te sygnały nasiliły się w ostatnich paru dniach. Zaczęło wyglądać na to, że recesja w USA wcale nie jest aż tak nieprawdopodobna – według oszacowania JP Morgan Chase prawdopodobieństwo recesji wzrosło z 17% w listopadzie do 31% na początku marca. Również model Goldman Sachs wskazuje na wyższe prawdopodobieństwo recesji. W takim środowisku decyzja Trumpa o nałożeniu ceł na sąsiadów zwiększyła ryzyko, że amerykańska gospodarka – zwykle pędząca znacznie szybciej niż europejska – złapie zadyszkę.

Taka sytuacja uderzyła w dolara, bo wolniej kręcąca się gospodarka oznaczałaby obniżenie stóp procentowych. „Rynki wyceniły wpływ taryf na gospodarkę amerykańską”, spodziewając się – co najmniej przejściowego – spowolnienia. Tak to widzi Brad Bechtel, szef rynków walutowych w Jefferies.

Tym razem „huśtanie łodzią” przez amerykańskiego prezydenta – zwiększające niepewność i ryzyko na globalnych rynkach – nie pomogło dolarowi, jak to wcześniej bywało. Ale nie tylko słabością Ameryki dolar się osłabił względem euro. Również nagłą wiarą w Europę, a zwłaszcza w Niemcy.

Trump szaleje, Niemcy się budzą. Euro w roli bezpiecznej przystani

Pierwszych kilka tygodni prezydentury Trumpa były również okresem gwałtownego zwrotu w podejściu USA do polityki międzynarodowej. Prezydent odwrócił się od wieloletnich sojuszników, przede wszystkim tych w Europie, wstrzymał pomoc dla Ukrainy, za to zaczął umizgi do Władimira Putina. Europa zaczęła rozumieć, że jeśli chce uratować Ukrainę, to będzie musiała liczyć na siebie.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w lutym wybory przegrał znany kunktator Olaf Scholz, a nowym kanclerzem zostanie przywódca CDU Friedrich Merz, który od dawna postulował zwiększenie pomocy dla naszych wschodnich sąsiadów. Teraz Merz zapowiada rozluźnienie reguł fiskalnych dla wydatków zbrojeniowych i stworzenie funduszu infrastrukturalnego w wysokości 500 mld euro. To świetne wiadomości dla przemysłu zbrojeniowego w Europie, ale też dla całej gospodarki europejskiej – niemiecki impuls fiskalny będzie niewątpliwie korzystny dla ich sąsiadów, w tym Polski.

Do tych dobrych wieści z Niemiec dołożyła się Komisja Europejska, zapowiadając finansowanie wydatków obronnych w wysokości 150 mld euro i stworzenie luźniejszych ram fiskalnych dla około 650 mld euro finansowania tychże wydatków przez państwa członkowskie. Raczej nie należy zakładać, że wszystkie z tej możliwości skorzystają, ale już te zapowiedzi wystarczyły, by pojawiła się nowa gwiazda światowych giełd – europejski przemysł zbrojeniowy.

Bo jeśli w Europie pojawią się setki miliardów euro na zbrojenia, to nawet jeśli część pójdzie na zakupy uzbrojenia w USA, to większość zostanie wydana w lokalnych firmach. Będzie więcej pracy, ludzie zarobią więcej pieniędzy i będą je wydawać w sklepach. Koniunktura się nakręci. Nic więc dziwnego, że akcje największych europejskich firm zbrojeniowych poszybowały do góry w przeciągu ostatnich paru dni. Francuski Thales w kilka dni zyskał na wartości 30%, Dassault – ponad 16%, a niemiecki Rheinmettal – przeszło 10%. Więcej o hossie zbrojeniowej przeczytaj w tym tekście w „Subiektywnie o Finansach”.

Część pieniędzy z Ameryki prawdopodobnie przewędrowała do Europy, wzmacniając euro i osłabiając dolara. Wspólna waluta nie była zresztą jedyną, która zyskiwała na nowym podejściu do wydatków obronnych państw europejskich – solidnie wzmocniła się również szwedzka korona. Szwecja jest bowiem jednym z tych krajów, gdzie wkład przemysłu obronnego na gospodarkę jest największy, a marki takie jak Saab czy Bofors znane są na całym świecie.

Zyskują też inne „bezpieczne przystanie” – jen i frank

Mamy więc dwa zjawiska wywołane przez Trumpa, która mogą na dłużej zdestabilizować rynek walutowy (rozpoczęcie wojny celnej oraz wywołanie hossy inwestycyjnej w Europie, która może być atrakcyjna dla inwestorów) oraz jedno niezależne od amerykańskiego prezydenta (czyli dane z gospodarki sugerujące wzrost ryzyka recesji). Wszystkie działają tak samo – na osłabienie dolara.

Euro i szwedzka korona nie są jedynymi walutami zyskującymi na „rozhuśtywaniu łódki” przez Donalda Trumpa. Zyskiwały również tradycyjne „bezpieczne przystanie”, czyli szwajcarski frank i japoński jen. Jen jest szczególnie interesującym przypadkiem, bo jest to waluta od lat traktowana jako niedowartościowana, ale jednocześnie wciąż niespełniająca oczekiwań, że odbicie jest tuż-tuż i zaraz będzie lepiej.

Teraz BNP Paribas Asset Management przewiduje, że nawet po ostatnim wzmocnieniu jen wciąż ma potencjał na zyskanie 10-15% w stosunku do dolara. Powód? Japoński bank centralny podwyższa stopy procentowe, a Fed najprawdopodobniej będzie je obniżać, co powinno zmniejszyć spread między obu krajami i w końcu wesprzeć jena. Jak dodaje francuski bank, japońska waluta powinna również zyskiwać na ucieczce inwestorów do bezpiecznych przystani.

Tak, tak, gdy dolar jest „na ryzyku” spadku wartości, to jednocześnie jen odzyskuje blask – nie dość, że obligacje denominowane w tej walucie będą wyżej oprocentowane (a przez długi czas miały oprocentowanie ujemne) to jeszcze analitycy przewidują, że inwestorzy będą zarabiać dzięki lepszemu kursowi wymiany w stosunku do dolara. Japońska gospodarka – również bardzo bogata i dużo stabilniejsza od amerykańskiej – może spełniać definicję „bezpiecznej przystani” w znacznie większym stopniu niż amerykańska – przynajmniej w najbliższym czasie.

Dolar będzie tracił zaufanie? Sojusz europejsko-chiński?

Pojawia się oczywiste pytanie, czy ta słabość dolara wobec innych walut – w odpowiedzi na kryzys celny i destabilizację gospodarki amerykańskiej – to początek trwalszego trendu czy po prostu chwilowe zaburzenie związane z nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Obie teorie mają swoich zwolenników.

Wspomniany wyżej Deutsche Bank napisał w nocie do klientów, że utrata przez dolara statusu „bezpiecznej przystani” musi być scenariuszem branym pod uwagę przez inwestorów. Ich zdaniem to nie musi być krótkie odwrócenie trendu i mniejsza atrakcyjność dolara jako waluty „na niepewne czasy” może pozostać na dłużej. Deutsche Bank pisze, że „trudno jest przecenić skalę zmian w światowych relacjach gospodarczych geopolitycznych zachodzących w przeciągu [zaledwie] dni”.

Niektóre z funduszy hedgingowych kupują opcje zakładające, że euro może osiągnąć wartość nawet 1,20 dolara. Były Sekretarz Skarbu USA Lawrence Summers ostrzegł, że chaotyczna polityka Trumpa stwarza największe w ostatnich 50 latach ryzyka dla dominacji dolara w światowej gospodarce. Ostrzegł, że wobec agresywnych ruchów USA może nastąpić zbliżenie między Europą a Chinami. A Chiny to największy wróg dolara – taki sojusz, przeciągnięcie Europy na stronę „antydolarową”, byłby dla amerykańskiej waluty szalenie niebezpieczne.

A Chiny też się budzą. Jeszcze niedawno niewiele było dowodów na to, że dominacja Wall Street w „wyścigu zbrojeń AI” może być poważnie zagrożona. Ale pod koniec stycznia na scenie pojawił się tani chiński model sztucznej inteligencji. DeepSeek nie tylko zburzył założenia dotyczące kosztów i efektywności wyścigu w tworzeniu sztucznej inteligencji, ale także tego, jak blisko w tyle za zachodnimi firmami są Chiny.

Akcje spółek technologicznych notowane na giełdzie w Hongkongu wzrosły o 24% od 27 stycznia (gdy pojawił się DeepSeek), gdy koszyk amerykańskich spółek technologicznych spadł o 12%. Yang Tingwu, wiceprezes zarządu Tongheng Investment, uważa, że „chińska giełda jest już odporna na wyższe amerykańskie cła”. To nie stworzy z juana nowej waluty rezerwowej świata, ale może czynić atrakcyjną dla Chińczyków strategię wspomagania euro w rywalizacji z dolarem.

Nie wszyscy aż tak bardzo się przejmują. Na przykład Goldman Sachs co prawda już nie przewiduje, że euro w najbliższym czasie spadnie poniżej jednego dolara (a miał taką prognozę na początku roku, teraz wstydliwie chowa ją na dno szuflady), ale z drugiej strony spodziewa się, że na dłuższą metę wojna handlowa będzie amerykańskiej walucie służyła i spodziewa się, że EUR/USD spadnie do 1,01 w ciągu sześciu miesięcy. A to by oznaczało znów mocnego „zielonego”. W podobny sposób widzi to MUFG Bank.

Są analitycy, którzy uważają, że silna i odporna na wstrząsy gospodarka USA oraz stosunkowo wysokie stopy procentowe sprawią, że dolar utrzyma swoją atrakcyjność, a moda na inwestowanie z dala od USA w końcu przeminie. „Myślę, że nastąpiła zmiana w grze, ale postrzegamy ją jako zmianę taktyczną, a nie dużą zmianę sekularną” – taką opinię ma Nate Thooft, strateg w Manulife Investment Management. Ostatnio jednak nawet on podniósł rekomendację dla akcji europejskich z „nie doważaj” do neutralnej.

A jak będzie? W jakiejś mierze zależy to zapewne od samego Trumpa. Z jednej strony trwale słabszy dolar ułatwiłby osiągnięcie jednego z podstawowych celów prezydenta, czyli reindustrializację Ameryki. Z drugiej strony jego działania powodują bardzo gwałtowne ruchy na rynkach i osłabiają zaufanie inwestorów do dolara i aktywów w nim denominowanych. „Moda” na inwestowanie w euro (oportunistycznie), franku szwajcarskim czy jenie (czyli spokojniejszych przystaniach).

Utrata przez dolara szczególnego statusu na rynkach międzynarodowych zmniejszyłaby amerykańską kontrolę nad tymi rynkami (bo dopóki transakcje są w dolarach, to przechodzą przez amerykańskie banki). A to zapewne nie spodobałoby się najważniejszemu lokatorowi Białego Domu. Pytanie, co będzie dla niego ważniejsze – pozycja dolara czy reindustrializacja Ameryki. O tym, że Donald Trump może się zderzyć z bardzo twardą ścianą, mówił w rozmowie z Maciejem Samcikiem Paweł Mizerski, zarządzający funduszami w UNIQA:

——————————-

ZAPROSZENIA DO OSZCZĘDZANIA:

Jak zdobyć motywację do inwestowania? Jak osiągnąć ten stan, w którym łatwiej nam jest odłożyć pieniądze, niż je wydać? Dziś odpowiemy na pytanie o najtrudniejszy etap oszczędzania, czyli jego… początek. Jedni mówią, że ten najtrudniejszy etap kończy się wraz z zebraniem pierwszych 10 000 zł, inni – że dopiero po zebraniu 100 000 zł. Dlaczego tak trudno jest osiągnąć ten poziom? I jak przeskoczyć przez ten płot?

jak zaoszczędzić pierwsze 100 000 zł

Konto na platformie Raisin pozwala zarobić do 6,7% w skali roku. Dywersyfikacja oszczędności jest dla każdego. Załóż bezpłatne konto w Raisin tutaj, a potem złóż zlecenie utworzenia lokaty, przelej pieniądze i przetestuj nową platformę do europejskiego oszczędzania dostępną w Polsce.

Konto oszczędnościowe w BNP Paribas płaci 9% w skali roku. Ruszyła ciekawa promocja. Aktywni klienci dla każdego banku są wartością dodaną, więc bank BNP Paribas podkręca nagrody w swojej promocji, w której zachęca nas do… osobistej wizyty w oddziałach banku. Jak zasłużyć na oprocentowanie w wysokości 9%? Komu opłaci się ta akcja?

Konto oszczędnościowe w Banku Pekao, czyli 7% przez pięć miesięcy do 100 000 zł. Co najbardziej denerwuje tych, którzy chcieliby skorzystać z bankowych promocji wysoko oprocentowanych depozytów lub kont oszczędnościowych? Dwie rzeczy: krótki okres trwania wysokiego oprocentowania i niska kwota, którą można w promocji ulokować. W Banku Pekao ruszyła ciekawa promocja bez tych wad.

——————————-

ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTERY

>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.

>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.

——————————-

ZOBACZ JAK PRZYGOTOWAĆ SWOJE PIENIĄDZE DO WOJNY:

zdjęcie tytułowe: Pixabay

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu