Kilka lat temu Eurobank zaproponował klientom zdalną ochronę ich komputerów przed wirusami i złośliwym oprogramowaniem. Ostatnio Raiffeisen zaoferował cyberpolisę, a Compensa – zdalne odwirusowanie komputera. Teraz ciekawe assistance dotyczące bezpieczeństwa, o nazwie CyberRescue, proponuje klientom mBank
W świecie, w którym coraz więcej cennych dla nas rzeczy ma postać cyfrową, rodzi się rynek na przeróżne usługi związane z ochroną konsumenta przez cyberzagrożeniami. Chodzi o bezpieczne przechowywanie jego danych cyfrowych, wsparcie w sytuacji, gdy coś złego się wydarzy oraz pokrycie strat spowodowanych wirusami, włamaniami, kradzieżami tożsamości, danych lub pieniędzy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W centrum tego rynku są oczywiście firmy technologiczne oraz producenci oprogramowania antywirusowego, ale ważną rolę mogą też odegrać banki, które dziś przechowują nasze pieniądze. Słyszałem o kanadyjskim banku, który nie zamierza na tym poprzestać – oferuje zamkniętą w kryptowalutowym „skarbcu” usługę ochrony dla wszelkich zasobów cyfrowych: umów, ważnych archiwów, haseł – przechowywanych w formacie cyfrowym.
Oferując usługi dodatkowe, związane z cyberbezpieczeństwem, banki z jednej strony mogą przywiązać do siebie klienta (poczucie bezpieczeństwa to silniejszy bodziec, niż wyższe oprocentowanie proponowane przez konkurencyjny bank), a z drugiej strony zarabiać na pośrednictwie w oferowaniu tego typu usług. Dostęp do milionów klientów banku to dla każdego gracza na rynku cyberbezpieczeństwa atut niemal bezcenny.
Bank zainstaluje „robaka”, ubezpieczy od cybernieszczęść, zdalnie naprawi komputer…
Już kilka lat temu Eurobank – chyba trochę wyprzedzając swój czas – zaproponował klientom bardzo ciekawy pomysł – zdalną ochronę ich komputerów przed wirusami i złośliwym oprogramowaniem. Klient miał instalować sobie specjalny program, który monitorowałby jego komputer (ze szczególnym uwzględnieniem wyszukiwarek) i blokowałby ewentualne próby okradania klienta, wyłudzania jego danych itp.
Czytaj też: Bank pomoże swoim klientom w ochronie komputerów przed złodziejami pieniędzy. Zainstaluje im…
Rzecz nazywała się Trusteer Rapport i była oferowana przez jedną ze spółek zależnych IBM. I chyba nie zrobiła kariery, bo nie słyszałem, by znalazła zastosowanie w wielu innych bankach. Najwyraźniej klienci doszli do wniosku, że nie chcą, by bank śledził ich działania w internecie po to, by nie mogli tego samego robić złodzieje pieniędzy.
W zeszłym roku Raiffeisen Polbank pokazał pierwszą prostą cyberpolisę dostępną wyłącznie dla posiadaczy jego kart debetowych. Polisa nazywa się „Cyberpomoc” i jest rodzajem assistance „technologicznego”, a więc dotyczącego kradzieży internetowych, zakupów online, ochrony danych i tożsamości.
Polisa zadziała w pięciu sytuacjach. Po pierwsze: gdyby ktoś ukradł pieniądze z karty posługując się skradzionym plastikiem bądź wyłudzonymi danymi karty (takimi jak jej numer, data ważności i kod CVC), gdyby klient stracił dane przechowywane na twardym dysku komputera, albo gdyby e-sklep wysłał wadliwy towar albo nie wysłał go w ogóle. Do tego ochrona reputacji online oraz tożsamości.
Kilka miesięcy temu recenzowałem też usługę Compensa iMe, która jest dokładana do polis ubezpieczenia mieszkania.
Zdalna pomoc informatyczna na wypadek, gdyby w komputerze domowym coś się rozkalibrowało, przestało działać albo wymagało konfiguracji. Po wykupieniu tej opcji klient dostaje do zainstalowania na swoim komputerze specjalne oprogramowanie, które pozwala zdalnie dostać się do niego informatykom z serwisu naprawczego online.
Klientowi w takim przypadku wyświetla się na ekranie pytanie „czy zgadzasz się na przejęcie komputera”, a po kliknięciu opcji „tak” władzę nad sprzętem przejmuje pracownik serwisu i próbuje coś zdziałać.
Czytaj też: W komputerze coś nie działa? Informatyk pomoże, ale… pod warunkiem, że ubezpieczyłeś mieszkanie
Usługę tę zresztą można sobie dokupić solo, nie posiadając polisy w Compensie – co zresztą uczyniłem, złośliwie podstawiając firmie wyjątkowo zapuszczonego laptopa. Ale muszę powiedzieć, że jak na usługę za 19 zł chłopaki poradzili sobie nie najgorzej.
Czytaj też: Obiecują, że za 19 zł odwirusują komputer. No to podrzuciłem im wyjątkowo zapuszczony laptop. I co?
CyberRescue, czyli pomogą odblokować konto i poradzą jak odzyskać e-maile
Teraz ciekawe assistance dotyczące bezpieczeństwa klientów w sieci zaproponował mBank. Od kilku dni klienci czwartego największego banku w Polsce mogą bezpłatnie rejestrować się do usługi CyberRescue. Usługę dostarcza firma o nic nie mówiącej nazwie Centrum Bezpieczeństwa Cyfrowego, która „wykiełkowała” w ramach finansowanego przez mBank programu wyszukiwania nowych pomysłów na biznes (mAkcelerator).
Jakkolwiek żadna usługa oferowana za zero nie ma większej wartości, to jednak do CyberRescue chętnie bym się zapisał (dlaczego tego nie zrobiłem – o tym za chwilę). W zasadzie mówimy o serwisie konsultacyjno-informacyjnym (coś a la bardziej rozwinięta infolinia), ale mimo wszystko może się przydać w sytuacji, gdy komputer zaczyna wariować, dostaliśmy podejrzanego mejla, a nasze konto na Facebooku nie działa, bo ktoś je przejął.
Z regulaminu usługi, który przeskanowałem, wynika, że – w odróżnieniu od np. iMe – tu nikt nie wykona za nas żadnej konkretnej roboty, ale… przynajmniej podpowiedzą co trzeba zrobić.
W przypadku przejęcia przez kogoś twojego konta na Facebooku lub Twitterze ludzie z CyberRescue podpowiedzą jak odzyskać dostęp i podrzucą gotowe zgłoszenie na policję. Nie dostałeś towaru zamówionego w sieci? Zgłoszą w twoim imieniu reklamację i będą pilnowali żeby odpowiedź przyszła w terminie (ale jeśli będzie nagatywna – już trudno).
Jeśli ktoś włamał ci się do skrzynki e-mail, powiedzą jak przejąć nad nią kontrolę i jak sprawdzić czy ktoś przejął wrażliwe dane. Po kradzieży telefonu podpowiedzą jak zdalnie zablokować kartę SIM (to akurat żaden patent – dzwoni się do operatora) i jak spowodować, by nikt nie mógł użyć danych na smartfonie.
Jeśli wreszcie otworzyłeś dziwnego e-maila i załącznik, możesz poprosić CyberRescue o poradę jak sprawdzić czy z załącznika nie wypełzło np. jakieś szpiegowskie oprogramowanie. Ta ostatnia usługa wydaje się mieć największy sens (tzn. gdybym miał za to assistance płacić, to pewnie zapłaciłbym głównie ze względu na ten punkt).
Usługa – to bolesny zonk – nie zadziała w sytuacji, gdy zniknie nam z konta bankowego kasa. Wtedy (o tym wyraźnie mówi regulamin) musimy działać samodzielnie. Usługa perfekcyjnie zadziała jedynie w przypadku kradzieży nagich fotek ;-).
Tutaj: więcej o CyberRescue
Pomogą chronić prywatność, ale musisz im trochę jej oddać
Zła wiadomość jest taka, że w celu realizacji usługi trzeba się zgodzić – odbywa się to na etapie składania wniosku – na przekazanie dość sporej paczki danych do zewnętrznej firmy-krzak (wspomnianego wyżej Centrum Bezpieczeństwa Cyfrowego). Nie do końca rozumiem czy mówimy o zgodzie „hipotetycznej” (tzn. gdyby chłopaki i dziewczęta chcieli napisać za mnie jakiś wniosek na policję to dobrze byłoby, gdyby mieli moje dane), czy też spółka ta dostanie sporo cyferek i literek na mój temat „prewencyjnie”.
„Wnoszę o przekazanie przez mBank dotyczących mnie informacji, w szczególności moich danych osobowych: imienia, nazwiska, adres zamieszkania, seria i nr dowodu osobistego lub paszportu, PESEL, numeru telefonu, adresu e-mail, informacji o preferowanym kontakcie kontaktu jak SMS, telefon, komunikator, e-mail; w tym również informacji objętych tajemnicą bankową w zakresie niezbędnym do świadczenia przez Centrum Bezpieczeństwa usługi CyberRescue”
Wszystko to jest „dobrowolne, ale niezbędne”. Trochę to przypomina apki na smartfony, które – oczywiście w celu poprawienia naszego komfortu w ich używaniu – proszą o mnóstwo uprawnień, łącznie z dostępem do listy kontaktów, SMS-ów itp.
Lubię być dobrze zaopiekowany i świetnie chroniony, więc usiłowałem złożyć w niedzielę wniosek o przystąpienie do usługi. Zrobiłem to nie zważając więc na niedogodności wynikające z konieczności zatwierdzania przeróżnych zgód (poza marketingowymi, które zaakceptowałem tylko w odniesieniu do kanału e-mailowego). Niestety, dwukrotnie dostałem informację, że wniosek nie został złożony i żebym skontaktował się z mLinią.
Cóż, byłoby niedobrze, gdyby assistance dotyczące moich kont w serwisach społecznościowych, na serwerach pocztowych, w sklepach internetowych działało tylko w dni powszednie. No, ale pierwsze koty za płoty. Liczę, że prędzej czy później uda mi się zapisać i przetestować CyberRescue w warunkach bojowych.
zdjęcie tytułowe: TheDigitalArtist/Pixabay.com