Kiedy już klienci trzeciego największego banku w Polsce – i największego banku prywatnego – przyzwyczają się do zamiany „barw klubowych” z zielonych na czerwone, to zapewne zapytają pracowników Santandera: „a co my z tego wszystkiego będziemy mieli?”. Zapytałem o to prezesa banku podczas oficjalnej konferencji celebrującej koniec BZ WBK i początek Santander Banku Polska. Czego się dowiedziałem?
O tym co dla klientów „zielonego” banku oznacza przemianowanie BZ WBK na Santander pisałem w poprzednim tekście. Tutaj zaznaczę tylko, że na razie konsekwencje tego ruchu będą bardzo ograniczone – minimalnemu liftingowi poddano aplikację mobilną (ale ta – przynajmniej w wersji na Android – zadebiutuje w nowej wersji dopiero za kilka dni), a jeśli chodzi o sprawy zasadnicze, czyli ofertę i obsługę klientów, to zaskoczeń żadnych być nie powinno.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Trzeba natomiast uważać na internetowych złodziei, którzy zapewne spróbują wykorzystać zamieszanie ze zmianą strony internetowej banku do skoku na nasze pieniądze. Ale wystarczy zachować elementarną ostrożonść, nie otwierać podejrzanych e-maili i nie klikać żadnych linków przesłanych „z banku” pocztą elektroniczną, by się uchronić przed kłopotami.
Tyle jeśli chodzi o bieżące konsekwencje „czerwonej rewolucji” w dawnym BZ WBK. Ale sensem takich zmian jest z reguły to, żeby w dłuższej perspektywie odświeżony bank rozwijał się szybciej, dał klientom nowe propozycje oraz skorzystał na bliższych związkach z macierzystą grupą finansową. Zapytałem więc Michała Gajewskiego, prezesa Santander Banku Polska, jak zmieni się życie klientów za kilka, kilkanaście miesięcy.
Prezes obiecuje, że przemianowanie na Santander klienci odczują w trzech wymiarach, w których bank ostro działał jeszcze przed rebrandingiem. Te trzy aspekty to: innowacyjność (więcej rozwiązań biometrycznych, dzięki którym klienci nie muszą się męczyć przy logowaniu, weryfikacji tożsamości, zatwierdzaniu transakcji i podpisywaniu papierów), rozbudowanie pakietu płatności (bo bank służy głównie do płacenia i ma ono być wygodne) oraz stworzenie ekosystemu różnych usług, ułatwiających życie klientom („więcej, niż bank”).
To wszystko może zagwarantować Santanderowi, że zmiana marki z BZ WBK nie spowoduje odpływu klientów. Choć bowiem marka BZ WBK była pokraczna i mało zrozumiała dla młodych klientów („Bank Zachodni Wielkopolski Bank Kredytowy”, WTF?) to przynajmniej była powszechnia znana. A marka Santander – jakkolwiek w BZ WBK nie ujawniają jaka jest jej spontaniczna rozpoznawalność – na pewno nie należy do najbardziej cenionych przez polskich konsumentów. „Czerwony” bank musi się więc obronić ofertą i obsługą klienta.
Tak się zmieniał BZ WBK…
Przelew „na twarz”? Biometria to priorytet
W aspekcie innowacyjności Santander postawi na biometrię. Już dziś technologia Face ID (czyli identyfikacja klienta na podstawie rysów jego twarzy) jest wykorzystywana w bankowości korporacyjnej do logowania. Następnym krokiem będzie biometryczne zatwierdzanie transakcji. Nie wiadomo jednak kiedy bank zdecyduje się udostępnić te opcje klientom detalicznym.
Czytaj też: Bank rozpozna cię po twarzy. Koniec z loginami i hasłami?
Pod koniec tego lub na początku przyszłego roku klienci dostaną do dyspozycji możliwość uczynienia z panelu bankowości elektronicznej Santander centrum zarządzania domowymi finansami. Będzie więc można podpiąć do panelu widoki kont, kart i depozytów, które klient ma w innych bankach. A także zainicjować z poziomu bankowości elektronicznej Santandera transakcję, która ma być zrealizowana z konta w innym banku. Czyli będzie można z poziomu konta w Santanderze kontrolować całe swoje domowe finanse
Te możliwości gwarantuje unijna dyrektywa PSD2 (zmusza ona banki, by dawały dostęp do danych podmiotom zewnętrznym za zgodą klientów). I już dziś bank testuje to na klientach korporacyjnych. Wśród innowacji jest też system błyskawicznych przelewów z wykorzystaniem technologii blockchain.
Czytaj też: Zaczęło się! Co unijna dyrektywa PSD2 zmieni w naszych portfelach? Oj, dużo
Platforma, która to umożliwia, nazywa się One Pay i dziś oferuje możliwości przelania pieniędzy w czasie rzeczywistym do Wielkiej Brytanii. Ale docelowo bank ma umożliwiać błyskawiczny transfer różnych walut w różne miejsca. Bo to przecież jest pięta achillesowa banków, na których niemocy wyrosły usługi takie jak Revolut.
Czytaj też: Kryptowaluty to chwilowa moda? Ten pomysł dowodzi, że jednak nie
Płacenie smartfonem to dopiero początek. Teraz czas na zegarki
W dziedzinie rozwijania nowych sposobów płacenia Santander – po tym jak udostępnił klientom BLIK, Google Pay i Apple Pay – obiecuje rozwijanie możliwości płacenia zegarkiem i innymi przedmiotami, w których można zainstalować technologię platniczą (np. Garmin Pay). Nowości w tej dziedzinie podobno zobaczymy już jesienią.
Wartością dodaną dla klientów mają być też rozwijane usługi e-administracji. W banku można dziś założyć sobie profil zaufany, dzięki któremu da się złożyć np. wniosek o świadczenie 500+, 300+ itp. Zapewne w tej dziedzinie preferowanymi partnerami dla administracji publicznej będą banki państwowe (PKO BP, Pekao), ale być może Santander, jako największy bank prywatny, też otrzyma „wejściówkę” do oferowania swoim klientom urzędu online.
Santander pomoże zorganizować wakacje i umówić wizytę u lekarza?
„Więcej niż bank” to w strategii Santandera wspomaganie klientów w dziedzinie zarządzania zdrowiem, planowania podróży, czy ułatwiania aktywności związanych z samochodem (duża część klientów każdego banku to kierowcy). Nic nowego, każdy bank dziś chce być „przyjacielem” klienta i w tle wspomagać jego decyzje np. przy zakupach.
Czytaj też: W poszukiwaniu idealnego banku dla kierowcy. Jakie usługi finansowe powinien oferować?
Pod marką BZ WBK sztandarowym pomysłem banku w tej dziedzinie była możliwość zakupu biletów komunikacji miejskiej i płacenia za parkowanie z poziomu aplikacji mobilnej. Polska odnoga Santandera chce korzystać z rozwiązań „wpiętych” w bankowość elektroniczną spółek-córek hiszpańskiej grupy w innych krajach.
O szczegółach prezes Gajewski nie chciał mówić, ale łatwo sobie wyobrazić, że za pomocą aplikacji mobilnej banku można oferować np. telematyczne ubezpieczenia, organizować klientom podróże (rezerwacja hoteli i samochodów z wiarygodnego źródła), prywatnych lekarzy na preferencyjnych warunkach itp.
„Konto jakie chcę” zostaje w ofercie i się nie zmieni
Takie rzeczy ma w planach wiele banków, więc oczywiście nie ma co się podniecać. Przynajmniej do czasu, gdy nie zobaczymy jakichś wodotrysków made in Santander. Tym niemniej dobra wiadomość dla klentów jest taka, że zmiana marki niejako zmusza świeżo upieczonych „santanderowców” do spięcia pośladków i pokazania klientom nowej jakości.
Pod względem podstawowych produktów na razie nic się nie zmienia. Prezes Gajewski twierdzi, że obecnie oferowany pakiet „Konto jakie chcę” jest na tyle prosty i elastyczny zarazem, że nie wymaga większych korekt. Jeśli bank, już pod marką Santander, będzie wprowadzał nowe produkty, to mają one spełniać dwa warunki: być „jakie chcę” (czyli możliwie spersonalizowane lub umożliwiające klientowi samodzielną personalizację) oraz proste w konstrukcji.
Czytaj też: BZ WBK likwiduje wszystkie konta i wprowadza „Konto jakie chcę”. Czy warto je chcieć? Sprawdzam!
Będziemy pilnie obserwowali politykę prowizji i oprocentowania, bo rebranding może być okazją, by na nowo skalibrować biznes. Mamy nadzieję, że pod „czerwoną” marką klienci nie zobaczą jeszcze niższego oprocentowania oszczędności.