Polskie firmy eksportują na potęgę, ale nie doczekaliśmy się globalnego czempiona. Firmy rozpoznawalnej na całym świecie, ikonicznej, będącej potęgą w skali kontynentu. Takiego Heinekena, Samsunga, czy Acera. Bez takich firm nie dość, że gospodarka jest mniej odporna na wstrząsy, to mamy też większe kłopoty w rywalizowaniu o najbardziej utalentowanych pracowników. A to się może zemścić w gorszych czasach dla gospodarki. Jaki jest przepis na stworzenie narodowego czempiona? To w sumie proste, niczym przepis na suflet czekoladowy – wystarczą cztery składniki i trochę szczęścia
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ostatnio tematem rozmów na najwyższym szczeblu – ale i w naszych domach – są zarobki Polaków. Są różne pomysły na ich zwiększenie. Jedni chcą administracyjnie podwyższać płacę minimalną (by firmy miały większe parcie na inwestycje), a inni obniżać podatki (by firmy… miały większe parcie na inwestycje).
Ale jak zarabiać więcej, skoro nie mamy w Polsce firmy pokroju Apple’a, Samsunga, Mercedesa, czy Embraera? Albo najlepiej wszystkich naraz – promieniujących wysokimi wynagrodzeniami wysoko wyspecjalizowanych pracowników na całą gospodarkę? Skoro nie doczekaliśmy się żadnej globalnej firmy z szeroko pojętego segmentu technologicznego, to nic dziwnego, że najlepsi pracownicy wolą pracować za granicą. Im zaś więcej talentów wypuszczamy na Zachód, tym trudniej nam zbudować technologiczną potęgę. I kółko się zamyka.
Największym kapitałem każdej gospodarki jest potencjał intelektualny. Talenty, geniusze, wizjonerzy. Niektórzy tworzą wielkie firmy, inni dla nich pracują. Z okazji początku kolejnego roku szkolnego omawialiśmy na „Subiektywnie…” raport o potencjalne intelektualnym i naukowym poszczególnych państw świata. W przypadku Polski, niestety, szału nie ma. Omawialiśmy też pozycję naszego kraju w rankingu innowacyjności gospodarek, państw realnego dobrobytu.
Czytaj też: Ile płacą ci za godzinę pracy? A ile płaca w innych krajach? Sprawdź czy nie powinieneś zażądać podwyżki
Czy doczekamy się w Polsce firmy o globalnym znaczeniu – z rozpoznawalną marką, obecną na wielu rynkach i z miliardowymi przychodami, porównywalnymi z PKB małego państwa – słowem: „narodowego czempiona”? Dlaczego takiej nie mamy? A może można jej pomóc się „wykluć”? Tylko czy potencjał polskiej gospodarki jest już wystarczający, byśmy mogli realnie o tym myśleć? Przecież nawet największe polskie koncerny, np. te paliwowe, są dziesięć razy mniejsze, niż najpotężniejsze koncerny z tej branży w Europie.
O tym dyskutowali m.in. uczestnicy warszawskiej konferencji CEO Summit. Jak sama nazwa wskazuje, to spotkanie prezesów, liderów biznesu, międzynarodowych inwestorów oraz przedstawicieli rządów, organizowane przez Bank Pekao i amerykański think-tank Atlantic Council. Gościem była m.in. ambasador USA Georgette Mosbacher.
Polska jest w ekstraklasie, ale grozi nam strefa spadkowa
O tym, że polska gospodarka wykonała w ostatnim 30-leciu ogromny skok, nie trzeba nikogo przekonywać. Ale dopiero od kilku lat jesteśmy w gospodarczej pierwszej lidze, bo mamy trwałą nadwyżkę w handlu zagranicznym. Oznacza to, że więcej eksportujemy niż importujemy, co świadczy o zdrowej i wydajnej gospodarce i działa stabilizująca na walutę – zagraniczne firmy muszą kupować złotego, skoro chcą u nas kupować.
Stan na dziś wygląda tak, że eksport wzrósł w ostatnich kilkunastu latach niemal czterokrotnie, a pod względem jego relacji do PKB (55%) nasz kraj przewyższa unijną średnią (45%). To więcej niż pokazują państwa o podobnym potencjale ludnościowym, co Polska. Nadwyżka w handlu zagranicznym była w Polsce w ostatnich trzech latach rekordowo wysoka – 70–80 mld zł.
Gdzie kryje się ryzyko? Cóż, tak jak w biblijnej przypowieści – lepiej budować dom na skale, który nie runie, gdy przyjdzie huragan i powódź. Tymczasem fundamenty naszego eksportu mogą się okazać chybotliwe, gdy przyjdzie gospodarcza zawierucha.
Eksport, który nie daje pełni szczęścia
Jak wynika z zaprezentowanego na konferencji raportu „Czy Polskę stać na posiadanie globalnych czempionów”, rosnąca pozycja naszego kraju w światowym handlu jest w dużej mierze zasługą obecnych w naszym kraju koncernów zagranicznych. Gorzka prawda jest taka, że blisko połowa wartości naszego eksportu została wypracowana przez firmy z kapitałem zagranicznym.
Aż dwie trzecie czołówki największych eksporterów w naszym kraju to lokalne spółki-córki największych globalnych koncernów. Jednocześnie 27% łącznej wartości dodanej zawartej w polskim eksporcie wytwarzana jest poza granicami kraju – to więcej nie tylko od średniej dla krajów rozwiniętych, ale też większości gospodarek rozwijających się.
To nie są dobre informacje. Silna pozycja koncernów z Europy Zachodniej rzutuje także na strukturę geograficzną polskiego eksportu – jedynie ok. 20% jego łącznej wartości trafia na rynki pozaeuropejskie.
Powód takiego stanu rzeczy? Nie zbudowaliśmy porównywalnie dużych firm, jak te, które zostały ufundowane u nas przez zagraniczne koncerny. Owszem są takie firmy jak CD Projekt, Nowy Styl, czy Wielton, które są absolutnie w światowej czołówce (dwie ostatnie przejmują zagraniczne firmy w całej Europie!), ale żadna z nich nie jest biznesem XXI-wiecznym.
Jeśli chodzi o tzw. nową gospodarkę, opartą na technologiach, mamy takie marki jak Brainly, Booksy, czy DocPlanner. Ale wciąż nie mamy firm gabarytami przypominających choćby Nokii z czasów jej świetności. Łączna kapitalizacja szwedzkich i duńskich czempionów odpowiada blisko 90% PKB tych krajów, w Finlandii – ponad 60%. Wartość polskich czempionów podliczono jako odpowiednik zaledwie 10% polskiego PKB.
Czytaj też:W jakim zawodzie czeka cię teraz najlepiej płatna praca? Oraz lista zawodów, które muszą wyginąć
Sześć zagranicznych czempionów, które świecą przykładem
Czego dokładnie potrzebujemy? Wzorem dla polskiej gospodarki powinny być takie firmy jak Samsung, Acer, SAB Miller (producent piwa i napojów), brazylijski Embraer, meksykański potentant cementowy Cemex, czy turecki Arcelik (jeśli ta nazwa nic, a nic wam nie mówi, to może powie Beko).
Każda z tych firm ma inny rodowód, inne korzenie i inną historię sukcesu. Bankowi analitycy sprawdzili jakie to elementy, wyciągnęli wnioski i stworzyli przepis, który składa się „tylko” z czterech składników. Oprócz pewnych szczęśliwych uwarunowań wewnętrznych np. dynamiczny rynek wewnętrzny, są to:
- silne wsparcie systemowe – zarówno w wymiarze finansowym (preferencyjne kredyty), regulacyjnym (ulgi podatkowe, niższe stawki celne), jak i popytowym (zamówienia publiczne);
- skuteczna strategia przejmowania konkurentów i fuzje, przejmowanie obcych technologii oraz zwiększenie rozpoznawalności;
- efektywność operacyjna – stała weryfikacja modeli biznesowych pod kątem możliwych usprawnień i ich umiejętna implementacja w przejmowanych spółkach;
- umiejętne zagospodarowanie nisz rynkowych przy maksymalnym wykorzystaniu posiadanych przewag lokalnych.
Po co nam właściwie te czepiony?
Do czego gospodarce potrzebne są czempiony? Tego typu firmy działają stabilizująco na gospodarkę. Posiadanie czempionów niesie duże korzyści zwłaszcza w trzech wymiarach: tworzenia atrakcyjnych miejsc pracy (a tym samym zapobiegania odpływowi talentów z kraju), stymulowania przepływu technologii i know-how, a także możliwości szybszego wzrostu w drodze przejęć mniejszych podmiotów na lokalnych i regionalnych rynkach (duża siła kapitałowa).
Dlaczego polskie firmy nie „czempionieją”? Szukając odpowiedzi przepytano prawie 7500 mikro, małych i średnich polskich firm. Najcześciej powtarzały się trzy odpowiedzi: oprócz dwóch oczywistych, czyli dużej konkurencji ze strony innych firm oraz konkurencji zagranicznej pojawiło się… ryzyko kursowe. Gdyby Polska była w strefie euro – polskie firmy odważniej budowałyby swoją pozycję międzynarodową.
W dalszej kolejności przedsiębiorcy wskazywali brak pracowników (!) oraz brak możliwości sprawdzenia wiarygodności zagranicznego kontrahenta, który mógłby otworzyć polskiej firmie wrota do ekspansji na obcym rynku. Co ciekawe najmniej wskazań miał dostęp do finansowania eksportu. W zestawieniu nie pojawił się czynnik, który też ma zapewne znaczenie – Polska jest krajem na tyle dużym, że bez międzynadorowej ekspansji można nieźle żyć, a jednocześnie na tyle małym, że nie da się zbudować lokalnie firmy o gabarytach chińskiego Alibaba.
źródło zdjęcia:PixaBay