Złoto najwyraźniej ma dobre perspektywy. Tak zapewne sądzą inwestorzy z całego świata, którzy z impetem rzucili się w ostatnich tygodniach na szlachetny kruszec. Jeszcze w lutym tego roku przyzwoitą ceną za uncję złota było ok. 2000 dolarów i ta cena – uważana jeszcze niedawno za dość wysoką – utrzymywała się mniej więcej od października 2023 r. W połowie lutego złoto ruszyło w górę, a od połowy marca – jeszcze przyspieszyło. Co się dzieje na rynku złota?
Wykres cen złota przypomina stromą górę. Taki kształt przybrał mniej więcej dwa miesiące temu. Czym to jest spowodowane i jakie są perspektywy dla notowań złota? Czy ci, którzy spóźnili się na zimowe zakupy, mają jeszcze szansę na wiosnę nadgonić inwestycyjny „złoty” boom? Czy z cenami szlachetnego kruszcu jest już pozamiatane i właśnie widzimy ich cenową górkę?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Cena złota najwyższa od…
Na razie pewne jest to, że ceny złota nigdy jeszcze nie były tak wysokie, jak obecnie. W bardzo krótkim czasie wyskoczyły ponad swoje standardowe maksima. Poziomem, który bardzo długo wydawał się niewzruszonym oporem dla cen szlachetnego kruszcu, było 2000 dolarów za uncję. Ta granica pękła jesienią ubiegłego roku i po kilku miesiącach „droczenia się”, ceny wystrzeliły, pozostawiając poziom 2000 dolarów daleko w tyle.
Jakie mogą być tego przyczyny? Prawdopodobnie najważniejszą – z finansowego i makroekonomicznego punktu widzenia – jest bliski horyzont rozpoczęcia przez amerykański bank centralny obniżek stóp procentowych i to nawet mimo wciąż niejasnej sytuacji ze spadkiem inflacji. Przez kilka ostatnich lat stopy były na mocno podwyższonym poziomie, podobnie jak inflacja w USA i na całym świecie.
Ale po ostatnim posiedzeniu Fed 20 marca, wspartym publikacją dosyć optymistycznej projekcji inflacyjnej, do obniżek coraz bliżej. I to w sporej skali – trzy obniżki w nadchodzącym cyklu. Tak przynajmniej wypowiedzi szefa Fed Jerome’a Powella odczytali inwestorzy, a ani szef Fed, ani inni przedstawiciele Fed nie zaprzeczali takim spekulacjom. Inwestorzy szykują się więc do obniżek oprocentowania w najważniejszym banku centralnym na świecie. A skoro obniżki stóp procentowych na horyzoncie, to mniejsza opłacalność inwestycji na rynku obligacji skarbowych USA.
W pogoni za alternatywą i inwestycyjnym kołem zapasowym inwestorzy zwracają się w takich chwilach w stronę aktywów pewniejszych niż spadające stopy procentowe. Wybrali rynki akcji, które rosną od czasu potwierdzonych spekulacji o łagodzeniu polityki pieniężnej Fed. Drugą opcją jest właśnie złoto.
Dodatkowo w czasach niepewności złoto ma przewagę nad akcjami, bo tradycyjnie stanowi tzw. bezpieczną przystań inwestycyjną. Wojny, konflikty geopolityczne, pandemie – to okresy sprzyjające wzrostom cen złota. Nigdy jednak ceny nie rosły aż tak mocno. Do jakiego poziomu może skoczyć cena uncji kruszcu? Tego nie wiadomo, ale jeśli nieprzerwanie rośnie ona od dwóch miesięcy, to znak, że inwestorzy jeszcze nie nasycili się złotem.
Inwestorzy najwyraźniej nie uznali, że mimo przebicia kolejnych linii oporu, czas na korektę, sprzedaż, realizację zysków. Taki krótkoterminowy silny trend może oznaczać, że cena będzie rosła w kolejnych miesiącach.
Złoto kupują banki centralne? Nie wszystkie, NBP tak
Tradycyjnymi hurtowymi „pożeraczami” złota są banki centralne, które w ten sposób zabezpieczają swoje aktywa rezerwowe. Większość środków rezerwowych trzymają oczywiście w głównych walutach świata – dolarach, euro, funcie brytyjskim czy franku szwajcarskim. Są to rezerwy walutowe. Jeśli w skład rezerw wchodzi również np. złoto, wtedy mamy do czynienia z rezerwami dewizowymi.
Rezerwy dewizowe w naszym kraju przez ostatnie lata dynamicznie rosły, m.in. za sprawą dużych zakupów złota w czasach prezesury Adama Glapińskiego. Zakupy na wielką skalę rozpoczęły się jeszcze przed pandemią, w lipcu 2019 r. Wtedy NBP zakupił 100 ton tego kruszcu i jednocześnie zdecydował o przewiezieniu połowy zasobów złota przechowywanego w Londynie do kraju. Ostatnich zakupów NBP dokonywał w listopadzie 2023 r. Ogółem w ubiegłym roku polski bank centralny kupił 130 ton złota i posiada już łącznie 360 ton tego metalu. Jest to ok. 11,5 mln uncji, a każda uncja obecnie warta byłaby ponad 2300 dolarów.
W tym roku zarząd NBP podjął decyzję, że w rezerwach dewizowych złoto będzie mieć aż 20-proc. udział. Obecnie jest to ok. 13% rezerw dewizowych. Wartość złota w aktywach rezerwowych zwiększa się za sprawą dynamicznie rosnących cen na rynkach światowych. Ostatnio NBP chwalił się, że wartość złota w jego posiadaniu wzrosła dzięki zmianom cen aż o 2 mld dolarów – do ok. 25 mld dolarów. Całe rezerwy dewizowe NBP łącznie ze złotem wyniosły na koniec marca tego roku ponad 202 mld dolarów.
Pod względem zasobów złota NBP Polska jest na 17. miejscu na świecie. Oczywiście jeśli liczyć zasoby złota posiadane przez Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Nie licząc tych instytucji jesteśmy na 15. miejscu. Gdybyśmy chcieli dojść do 20% złota w posiadanych aktywach rezerwowych, musielibyśmy jeszcze dokupić sporo kruszcu.
Wszystko zależy oczywiście od ceny. Im droższe jest złoto, tym mniej trzeba by go kupować. Przy obecnych cenach potrzeba zaledwie… 220 ton. W sumie mielibyśmy wtedy ok. 580 ton złota. Byłoby to na warunki europejskie nie tak mało, więcej niż posiada np. EBC.
Jednak bardzo daleko przed nami są światowi liderzy, z którymi nie mamy szans rywalizować. Ogromne zasoby mają USA (ok. 8 tys. ton), Rosja (2,3 tys. ton) i Chiny (ok. 2,2 tys. ton). Do liderów należą też najbogatsze kraje Europy: Niemcy (3,3 tys. ton), Francja (2,4 tys. ton), Włochy (2,4 tys. ton), Szwajcaria (1 tys. ton). Na pewno gromadzenie złota łatwiejsze jest w krajach, w których złoto się wydobywa lub tam, gdzie banki centralne mogły gromadzić złoto nieprzerwanie przez kilkadziesiąt, a nawet czasem setki lat.
Złoto nie zawsze było w modzie w bankach centralnych. W okolicach 2000 r. zachodnie banki centralne uważały, że ogromne zasoby tego kruszcu przy walucie, która nie opiera się na złocie, jest anachroniczne. Zaczęły się wyprzedaże, związane również z rozwojem gospodarki opartej na internecie i rozwiązaniach cyfrowych. Cena złota mocno spadła. Wtedy np. ogromne zasoby sprzedała Wielka Brytania, która wcześniej miała jedne z największych na świecie rezerw.
Sytuacja nieco się zmieniła wraz z wielkim kryzysem finansowym w 2008 roku. Do łask powróciły pewne i trwałe aktywa. Wyprzedaże złota się skończyły, a kilka lat temu banki centralne zaczęły złoto ponownie gromadzić. Rok 2022 był rekordowy pod względem nowych zakupów. Banki centralne zakupiły wtedy najwięcej złota od półwiecza, ponad 1000 ton. Kolejny rok również upłynął pod znakiem zakupów kilkuset ton złota. NBP był już wtedy wśród największych kupujących. O tym, dlaczego banki centralne kupują złoto pisał niedawno Maciek Samcik.
Według World Gold Council, międzynarodowego stowarzyszenia branżowego z siedzibą w Wielkiej Brytanii, Polska jest wśród największych kupujących złoto. Tak było np. w czwartym kwartale ubiegłego roku, kiedy nasz kraj z zakupem ok. 25 ton był trzecim największym kupującym po Turcji i Chinach.
Ceny złota w górę. Drożeją też inne surowce
Popyt na złoto ze strony banków centralnych sam w sobie może być dźwignią napędzającą wzrost cen. Ale nie jest to jedyna i najważniejsza przyczyna. Ogromne ilości złota kupują np. Indie i kraje arabskie na potrzeby rynku wewnętrznego, a także przemysł precyzyjny na całym świecie. Tym bardziej, że światowa gospodarka może wychodzić powoli z dołka spowodowanego wysoką inflacją i wzrostem stóp procentowych. Podwyżki wynagrodzeń w wielu krajach zwiększyły popyt wewnętrzny, a planowane inwestycje, np. ekologiczne, wymagają surowców.
Nie tylko złoto pnie się bowiem do góry. Indeks światowych cen towarów, S&P GSCI, wzrósł w tym roku o 12%, wyprzedzając wzrost S&P 500 o 9,1%. Pokazuje to poniższy wykres „The Wall Street Journal”:
Miedź i ropa naftowa zyskały odpowiednio ponad 10% i 17%. Złoto zanotowało wzrost o 13%. Z czego wynika taki trend? Inwestorzy spodziewają się zwiększonego popytu na surowce strategiczne w obliczu prognoz odbicia wzrostu gospodarczego w najważniejszych gospodarkach świata, w tym – w USA i Chinach.
Ostatnie dane z tych obu krajów, np. prognoza wzrostu PKB w I kw. o 2,8% w USA, pokazują perspektywy silniejszego odbicia gospodarczego w tym roku. I chodzi przede wszystkim o ożywienie w sektorach produkcyjnych. A do produkcji wielu komponentów w najbardziej zaawansowanych branżach przemysłu, w tym infrastruktury energii zielonej czy nowych technologii cyfrowych potrzebne są metale szlachetne, w tym złoto. Sygnały z tych obu największych gospodarek wywołały więc nową falę zakupów.
Ceny podstawowych surowców strategicznych idą w górę łeb w łeb. Widać to na poniższym wykresie „The Wall Street Journal”:
Kupować jeszcze złoto? Sytuacja na świecie niepewna, więc…
Eksperci cytowani przez amerykańskie media i agencje prasowe są przekonani, że wyższe ceny złota pozostaną z nami przez dłuższy czas. Tym bardziej, że geopolityczna sytuacja na świecie nie jest pewna, trwają konflikty wojenne i na razie nie ma dobrych perspektyw na zakończenie tych najważniejszych, np. na wschodzie Ukrainy czy w strefie Gazy. A koniec epoki wysokich stóp procentowych w zachodnich gospodarkach sprzyja pomysłom na dywersyfikację portfeli inwestycyjnych.
Efekt obniżek stóp procentowych Fed nie nastąpi od razu. Inwestorzy reagują z wyprzedzeniem na sygnały płynące z banku centralnego USA, ale przez następnych kilka miesięcy niewiele się jeszcze zdarzy w polityce pieniężnej za Oceanem. Stopy procentowe pozostaną tam jeszcze przez jakiś czas na najwyższym poziomie od 23 lat. Do czasu obniżek prawdopodobne jest, że ceny złota pozostaną na wysokim poziomie, jakby w gotowości – być może do kolejnego skoku.
Ciekawe jest, że właściwie eksperci nie przewidują spadku cen złota. Spekulacje i prognozy dotyczą głównie tego, czy ceny złota będą stabilne w perspektywie kilku miesięcy, czy raczej będą kontynuować marsz w górę. Tym bardziej, że – jak pisałem powyżej – równolegle szlachetne surowce potrzebne są do zaspokojenia popytu inwestycyjnego w rosnących gospodarkach, w przemyśle elektronicznym i nowych technologiach.
Czy można uznać w związku z tym, że inwestycja w złoto jest wciąż dobrą decyzją i warto, mimo dużego wzrostu z ostatnich tygodni, rozważyć zakup tego kruszcu? Tradycyjnie eksperci rynkowi zalecają posiadanie złota w swoim portfelu inwestycyjnym. Tak jak zalecane jest ono w rezerwach dewizowych banków centralnych. Ale z jednym zastrzeżeniem.
Warto trzymać się zasady, żeby nie wkładać wszystkich jajek (czyli pieniędzy) do jednego koszyka inwestycyjnego. Czyli należy dywersyfikować ryzyko, kupować różne aktywa. Złota warto mieć ok. 10-20%, czyli maksymalnie mniej więcej w takiej proporcji, a w jakiej chce mieć złoto w rezerwach nasz bank centralny. To wystarczy w chwilach wzrostu cen, a zapobiegnie ryzyku, gdyby ceny tego kruszcu miałyby za jakiś czas spaść.
Oczywiście są kraje, w których relacja zasobów złota do ogólnego stanu rezerw jest dużo większa i sięga nawet ok. 70% całości aktywów rezerwowych. Na wszelki wypadek tradycyjnie w Subiektywnie o Finansach chwalimy podział portfela na kilka części, o czym wiele razy na łamach SoF pisał Maciek Samcik.
Źródło zdjęcia: Pixabay