Koniec roku to tradycyjnie czas podsumowań. Postanowiłem sprawdzić, czy warunki lokat bankowych oferowanych rok temu – a konkretnie w listopadzie 2022 r. – były w stanie ochronić wartość oszczędności przed inflacją. Wydawałoby się, że to niemożliwe, ale… okazuje się, że można było w banku skutecznie utrzymać wartość pieniądza
Rolą bankowych depozytów nie jest wypracowywanie zysków, choć oczywiście jest miło, gdy to się udaje. Powinny przynajmniej ochronić wartość oszczędności w czasie, a więc wygrać z inflacją, która nadgryza siłę nabywczą pieniądza. Ale w warunkach wysokiej inflacji osiągnięcie tego celu było – przynajmniej na pierwszy rzut oka – praktycznie niewykonalne.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przypomnę, z jakim wrogiem przyszło mierzyć się oszczędzającym. Inflacja zaczynała pokazywać rogi od połowy 2021 r. W lipcu sięgnęła 5% w ujęciu rocznym i rosła aż do szczytu w lutym 2023 r., kiedy to wskaźnik cen i usług konsumpcyjnych wyniósł 18,4% (dla ścisłości: po drodze w kilku miesiącach odnotowano lekki spadek dynamiki inflacji). Ostatnie dane o inflacji obejmują listopad. GUS podał, że w poprzednim miesiącu ceny wzrosło średnio o 6,6% (taki sam odczyt był również w październiku). Dane o inflacji w grudniu poznamy 5 stycznia 2024 r.
Czy depozyty oferowane pod koniec 2022 r. były w stanie ochronić oszczędności przed inflacją? Rok temu nikt nie dawał takich nadziei. Opieraliśmy się wówczas na inflacyjnych prognozach. Nie brakowało ekonomistów, którzy przewidywali, ze wiosną 2023 r. inflacja przebije 20% w ujęciu rocznym. Nie były bowiem znane losy różnego rodzaju tarcz antyinflacyjnych. Ostatecznie czarny scenariusz się nie zrealizował, szczyt inflacji mieliśmy w lutym z odczytem 18,4%.
Ale żeby rok temu ocenić, czy depozyt ochroni wartość pieniądza, musieliśmy polegać na inflacyjnych prognozach. Nawet te optymistyczne mówiły o tym, że pod koniec 2023 r. inflacja zejdzie do poziomu jednocyfrowego, ale nadal będzie to raczej 8-9% niż 4-5%.
Jeśli chodzi o średnioroczną inflację, Narodowy Bank Polski przewidywał (prognoza z listopada 2022 r.), że w 2023 r. wyniesie ona 13,2%, przy założeniu utrzymania w całym roku tarczy antyinflacyjnej, a więc obniżonego VAT-u na energię i żywność. Z kolei ekonomiści ING Banku szacowali wzrost cen w 2023 r. na 14,1%.
Co najmniej 8% na lokacie, by (prawie) pokonać inflację
Dziś wiemy, że w ciągu ostatniego roku, a konkretnie w okresie od listopada 2022 r. do listopada 2023 r. ceny poszły w górę średnio o 6,6%. Żeby sprawdzić, czy depozyty mogły udźwignąć taki wzrost cen, musimy przyjrzeć się warunkom lokat sprzed roku.
Na pierwszy rzut oka jesienno-zimowa oferta była rewelacyjna. W kilku bankach pojawiły się bowiem lokaty i konta oszczędnościowe z oprocentowaniem 8% w skali roku. Takie stawki ostatnio widzieliśmy tuż po kryzysie finansowym w 2008 r. Ale czy taki procent wystarczył, by wyjść co najmniej na zero po uwzględnieniu 6,6-proc. inflacji?
Do tego potrzebny był depozyt oprocentowany na 8,15% w skali roku. W listopadzie 2022 r. lokatę na 8,1% oferował Bank Nowy (były Podkarpacki Bank Spółdzielczy), ale był to depozyt 1-miesięczny. W kilku bankach uniwersalnych (tak określam banki z szeroką ofertą dostępną praktycznie dla każdego klienta) można było upolować depozyty na 8%.
Przy takim oprocentowaniu włożone na lokatę np. 10 000 zł przyniosłoby 648 zł zysku netto, czyli po uwzględnieniu podatku Belki. Ale jeśli uwzględnimy inflację, strata wyniosłaby ok. 11 zł, a więc w uproszczeniu można powiedzieć, że „ósemki dały radę”.
Które lokaty mogły ochronić wartość oszczędności przed inflacją?
Ale ósemka ósemce nierówna. Depozyt mógł (prawie) wygrać z inflacją, jeśli odsetki w takiej wysokości naliczane były przez cały rok. Problem w tym, że tylko jeden depozyt spełniał te warunki. To lokata roczna w Banku Pekao, na której można było ulokować aż 1 mln zł. Ograniczenia? To lokata na nowe środki, a więc w praktyce dostępna dla nowych klientów lub dotychczasowych, którzy przenieśli do Pekao oszczędności ze skarpety lub innego banku. Co ciekawe, w tamtym czasie „żubr” oferował również konto oszczędnościowe z oprocentowanie 8% i naliczanym przez 6 miesięcy od kwoty do 200 000 zł.
Atrakcyjną ofertę miał też bank Credit Agricole – 8% oferował na lokacie 9-miesięcznej, na której można było zdeponować „tylko” 75 000 zł. Żeby klienci tego banku mogli ochronić wartość oszczędności, po wygaśnięciu tego depozytu powinni szybko poszukać nowego z oprocentowaniem co najmniej 8%.
Ale nie w Credit Agricole, bo promocyjny depozyt oferowany był tylko dla nowych klientów, a więc można było z niego skorzystać tylko raz. Najlepszym uzupełnieniem było założenie we wrześniu 2023 r. (czyli po zakończeniu depozytu 9-miesięcznego) lokaty powitalnej w estońskim InBanku. To jedyny bank, który we wrześniu oferował 8% na lokacie 3-miesięcznej z maksymalną kwotą 50 000 zł.
W listopadzie 2022 r. stosunkowo długi depozyt z oprocentowaniem 8% oferował też Nest Bank. Chodzi o półroczną lokatę dla nowych klientów, ale z kwotą maksymalną ograniczoną do 20 000 zł. 8% w skali roku na lokacie 6-miesięcznej oferowały też estoński InBank (kwota lokaty do 1 mln zł) oraz włoski BFF Banking Group (Lokata Facto, kwota depozytu do 12 mln zł).
8% można było też znaleźć w Velo Banku, ale na lokacie 2-miesięcznej (lokata na nowe środki, do 150 000 zł), a więc już po dwóch miesiącach należało szukać innego depozytu.
Podobnie było w przypadku oferty ING Banku i Banku Millennium. Podobnie, bo te banki oferowały 8% na kontach oszczędnościowych, a podwyższone oprocentowanie obowiązywało przez 3 miesiące (od kwoty maksymalnie 400 000 zł).
Każdy ma swoją prywatną inflację
Oczywiście powyższe wnioski obarczone są dużym błędem. Pokazałem, które depozyty oferowane w listopadzie 2022 r. mogły wygrać z 6,6-proc. inflacją. A to przecież średni, statystyczny wzrost cen, który byłby prawdziwy, jeśli każdy Polak – konsument byłby taki sam: tyle samo zarabiał, dokładnie to samo kupował, w takiej samej ilości, w tych samych sklepach i w tym samym czasie. Każdy ma swoją prywatną inflację.
W danym roku GUS oblicza inflację na bazie wyników badania wydatków gospodarstw domowych przeprowadzonego w poprzednim roku. To swego rodzaju szablon, na który nakładane są ceny monitorowane w każdym miesiącu. Z danych GUS wynika, że przeciętny Polak przeznacza na żywność 27% budżetu.
Wiadomo, że w mniej zamożnych gospodarstwach domowych wydatki na żywność stanowią większą część budżetu. Z kolei ceny żywności rosną szybciej niż „średnia inflacja”. Przykładowo w listopadzie 2023 r., kiedy ogólna inflacja wyniosła 6,6%, inflacja żywnościowa sięgnęła 7,3%. W lutym 2023 r., kiedy mieliśmy szczyt średniej inflacji konsumenckiej (18,4%), ceny żywności były wyższe aż o 24% niż rok wcześniej.
Żeby przekonać się, czy depozyt wygrał z inflację, każdy powinien do wzoru podstawić swoją prywatną inflację. Jeśli np. ktoś rok temu włożył na 8-proc. lokatę 10 000 zł, ale jego inflacja wyniosła np. 10% (a nie 6,6% jak podaje GUS), to realnie w plecy będzie ponad 300 zł.
Obecnie można w bankach znaleźć lokaty roczne na 5%, poza garstką nieco lepiej oprocentowanych depozytów promocyjnych. Taki depozyt ochroni nasze oszczędności, jeśli za rok GUS ogłosi, że inflacja w ujęciu rocznym wyniesie nie więcej niż ok. 4%. Czy tak się stanie? Przekonany się… już za rok.
Zdjęcie tytułowe: Pixabay