Rząd premiera Donalda Tuska jest w czepku urodzony. „Mamy sukces!” – ogłosił już po kilku dniach urzędowania minister finansów Andrzej Domański, gdy unijna Rada ds. Gospodarczych i Finansowych (ECOFIN) ogłosiła reformę reguł fiskalnych. A więc nowe zasady wychodzenia przez kraje z nadmiernego zadłużenia i ze zbyt dużych dziur w państwowych budżetach. Wiele wskazuje na to, że koalicyjny rząd przez kolejne lata nie będzie musiał zbyt często mówić, że „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Co się zmienia?
W życiu trzeba mieć szczęście. Wygląda na to, że Donald Tusk i jego nowy minister finansów Andrzej Domański mają tego szczęścia aż w nadmiarze. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy ówczesny premier Mateusz Morawiecki ogłaszał projekt budżetu na 2024 r. (z deficytem w wysokości 165 mld zł), większość ekonomistów pukała się w czoło. I przepowiadała, że czeka nas „druga Grecja”. Albo że wejdziemy w unijną procedurę nadmiernego zadłużenia i skończą się te wszystkie „pięćsetplusy”, bo będzie trzeba ciąć wydatki.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wielka dziura w budżecie i… cyk: Unia Europejska zmienia zasady. Rząd w czepku urodzony?
Nastał nowy rząd, który jeszcze zwiększył maksymalny deficyt w budżecie na przyszły rok – do 184 mld zł – i okazuje się, że… nie tylko nie ma drugiej Grecji, ale nawet rentowność polskich obligacji po raz pierwszy od ponad roku spadła poniżej 5% (a więc możemy taniej się zapożyczać). Kolejnego dnia unijny ECOFIN ogłosił natomiast, że zmienia zasady wychodzenia przez państwa z nadmiernego zadłużenia. Zmienia je tak, żeby nam było łatwiej.
Łatwiej, czyli jak? Na początek dwa słowa o tym, po co to wszystko i czym jest procedura nadmiernego zadłużenia. Unia Europejska walczy ze zbyt szybkim zadłużaniem się państw członkowskich (i słusznie, bo finansowe rozpasanie niektórych państw uderza w wiarygodność całego obszaru gospodarczego). Dlatego wprowadziła dwie zasady.
Pierwsza mówi, że dziura w budżecie państwa członkowskiego nie może przekraczać 3% PKB (czyli 3% wartości wszystkiego, co w kraju wytwarzamy w skali roku). A druga – że dług kraju nie powinien być większy niż 60% tegoż PKB. Jeśli jakiś kraj nie spełnia tych warunków, to wpada w procedurę nadmiernego zadłużenia i musi w kilku lat dojść do poziomów, których oczekuje Bruksela.
Polskie PKB na koniec 2023 r. będzie wynosiło 3,3 biliona złotych. A nasze zadłużenie to obecnie jakieś 1,7 biliona złotych – do granicy 60% mamy więc jeszcze sporo „luzu”. A jak jest z drugim warunkiem? Sięgający 184 mld zł deficyt z całą pewnością przekracza 3% naszego PKB (jak łatwo policzyć, wynosi ponad 5%). Więcej o tym, co ów deficyt może oznacza dla naszych pieniędzy, pisałem tutaj.
Grozi nam więc procedura nadmiernego deficytu, w którą zapewne wpadniemy w pierwszej połowie 2024 r. Niefajnie? Tylko troszkę. Po pierwsze dlatego, że prawie połowa państw Unii Europejskiej jest w podobnej sytuacji (a jak wiecie pójście na wagary z połową klasy jest zwykle mniej „kosztowne”, jeśli chodzi o karę, niż ucieczka ze szkoły bez „wsparcia”). A po drugie dlatego, że Unia Europejska wprowadza nowe, łatwiejsze do spełnienia przez nas zasady „działania” procedury. Co się zmienia?
———————–
ZAPLANUJ SWOJĄ ZAMOŻNOŚĆ. Myślisz, że nie masz szans na żywot rentiera? Że masz za mało oszczędności? Że za mało zarabiasz? Że nie umiał(a)byś dobrze ulokować pieniędzy, gdybyś je miał(a)? W tym e-booku pokazuję, że przy odrobinie konsekwencji, pomyślunku i, posiadając dobry plan, niemal każdy może zostać rentierem. Jak bezboleśnie oszczędzać, prosto inwestować i jak już teraz zaplanować swoje rentierstwo – o tym jest ten e-book. Praktyczne rady i wskazówki. Zapraszam do przeczytania – to prosty plan dla Twojej niezależności finansowej.
———————–
Procedura nadmiernego deficytu: jak teraz będzie działała?
Przede wszystkim w pewnych okolicznościach będzie można zwalczać nadmierne zadłużenie nie przez cztery lata, lecz aż przez siedem. Dłuższy wariant będzie dostępny dla tych krajów, które przedstawią wiarygodny plan reformy fiskalnej lub inwestycji pobudzających wzrost gospodarczy w takich obszarach jak polityka ekologiczna, cyfryzacja, obronność czy polityka społeczna.
Innymi słowy – będzie można wolniej pracować nad zmniejszeniem dziury w budżecie, jeśli ekstrawydatki z dodatkowego zadłużenia idą na „szczytne cele”. Każdy kraj będzie musiał przygotować plan na 4-7 lat i tam zadeklarować inwestycje, które chciałby wyłączyć z corocznego „limitu” redukcji deficytu.
Kraje o zadłużeniu przekraczającym 60% PKB (czyli nie Polska) będą musiały obniżać zadłużenie o 0,5-1% PKB rocznie (w zależności od bieżącego poziomu zadłużenia, wyższy próg jest dla krajów z długiem 90% PKB i wyższym). Ale do 2027 r. od tych kwot będą odejmowane odsetki od płaconego zadłużenia, a więc cele związane ze zmniejszeniem zadłużenia będą liczone od mniejszej kwoty.
Płatności odsetkowe Francji sięgają już o 0,3% PKB rocznie (wyższe stopy procentowe podnoszą średni koszt emitowanych obligacji), więc nowa regulacja robi różnicę. Mniej zadłużone kraje będą mogły tym sposobem ograniczyć znacznie skalę cięć zadłużenia.
Trzecia sprawa to możliwość wyłączenia wydatków na inwestycje ekologiczne oraz tych na obronność z obliczania rocznego minimalnego „wysiłku dostosowawczego” w ramach procedury nadmiernego deficytu. Czyli jeśli mamy wysoki deficyt, ale idzie on na obronność lub „zielone” inwestycje, to nadal jesteśmy w procedurze nadmiernego zadłużenia, ale w danym roku nasz cel „odchudzania” jest obcięty o te inwestycje.
W przypadku „zielonych” inwestycji może to dotyczyć tylko inwestycji strategicznych, zatwierdzonych przez kraje Unii Europejskiej i monitorowany przez Komisję Europejską. W przypadku inwestycji obronnych ma być brana pod uwagę (nie jestem tego pewny, widziałem to w jednym z omówień decyzji ECOFIN, ale nie potwierdziłem) średnia z czterech ostatnich lat.
Zmniejszałoby to trochę znaczenie nowych regulacji dla Polski. Zwłaszcza że liczą się tylko wydatki materiałowe i o charakterze inwestycyjnym, a więc nie te, które tylko odtwarzają zdolności bojowe, lecz je rozwijają. Nasze łącznie wydatki na zbrojenia w tym roku wynoszą ok. 3% PKB (ok. 100 mld zł), czyli ich wyłączenie z corocznego „celu odchudzania” w całości pozwoliłoby o dwie trzecie zmniejszyć ten wysiłek. A przecież są jeszcze inwestycje ekologiczne i w rozwój cyfrowy.
„Rabat zbrojeniowy” był już na stole za premiera Mateusza Morawieckiego. „W ostatnich tygodniach wywalczyliśmy na Radzie Europejskiej, że wydatki materiałowe na uzbrojenie nie będą zaliczane w przypadku wyliczeń związanych z procedurą nadmiernego deficytu do deficytu budżetowego” – powiedział miesiąc temu Morawiecki. No, ale splendor spływa już na rząd Donalda Tuska. Świat nie jest sprawiedliwy.
Zmniejszanie dziury budżetowej tak, żeby nie bolało
Co to wszystko oznacza? Instytut Breugel policzył, że jeśli Polska załapie się na siedmioletnią ścieżkę obniżania deficytu budżetowego (przedstawi dobry plan „siedmioletni”) – co jest dość prawdopodobne ze względu na relatywnie niskie zadłużenie kraju – to wystarczy, że będzie rocznie cięła deficyt w budżecie o 0,39% PKB (punktu procentowego). Jeśli te wyliczenia są trafne i rzeczywistość je potwierdzi – można będzie powiedzieć, że minister finansów jest w czepku urodzony.
Przy obecnym PKB mówimy o pieniądzach rzędu 13-14 mld zł. Przy budżecie, którego „wydatkowa” strona powoli zbliża się do 870 mld zł, to są grosze. Oczywiście, PKB będzie nam rósł, już w 2024 r. przekroczy zapewne 3,6 biliona złotych – więc i 0,39% od tej wartości będzie ważyło nominalnie więcej, ale wzrost PKB to również wzrost przychodów podatkowych.
Gdybyśmy się na siedmioletni okres nie załapali, to nasz „wysiłek” musiałby wynieść 0,6% PKB, czyli też do przełknięcia. Gdybyśmy przyjęli, że przez kolejnych siedem lat PKB będzie nam rosło średnio o 10% nominalnie (i o 3-4% realnie, w zależności od inflacji), to po tym okresie będziemy musieli ograniczyć deficyt budżetowy do… 174 mld zł. Czyli do poziomu nominalnie mniejszego niż wynosi on dziś!
Wygląda więc na to, że nowemu rządowi nie grozi to, iż minister finansów powie, że „pieniędzy nie ma i nie będzie”, jak to kiedyś zrobił Jan Vincent Rostowski. PKB będzie nam spokojnie rosło, a Unia Europejska będzie nam „zdejmować” z koniecznych, corocznych „poświęceń” kolejne dziesiątki miliardów złotych. Aż niepostrzeżenie „dojedziemy” do sytuacji, w której deficyt na nominalnie podobnym poziomie jak teraz zacznie spełniać warunek 3% deficytu do PKB.
Nie wiem jednak, czy Breugel uwzględnia fakt, że 465 mld zł dodatkowych wydatków państwa w przyszłym roku będzie umieszczonych w funduszach pozabudżetowych. Będzie to trzeba włączyć do budżetu, co powiększy deficyt o 50 mld zł rocznie. Jeśli mamy mieścić się w granicach narysowanych przez analityków Breugela (spadek deficytu o kilkanaście miliardów złotych w każdym kolejnym roku) – coroczne cięcia wydatków powinny być znacznie większe (bo gdzieś trzeba by „uciąć” te 50 mld zł w budżecie, żeby spłacić tymi pieniędzmi rosnący dług pozabudżetowy).
Rząd Tuska w czepku urodzony, ale… PKB sam się nie zrobi
Tu są jeszcze dwie sprawy. Pierwsza: potrzebny jest solidny wzrost PKB przez tych siedem lat, który pozwoli wykorzystać „ulgowe” lata jeśli, chodzi o konieczność redukowania dziury budżetowej. Druga: musimy więcej inwestować, co będzie trudne jeśli, nie będzie rósł PKB (bo wtedy będzie trzeba więcej pieniędzy pożyczyć).
No i oczywiście na koniec jedno zastrzeżenie – 174 mld zł za siedem lat będzie znacznie mniej warte niż 184 mld zł teraz (taki wynosi deficyt w budżecie na 2024 r.). Czyli to nie jest tak, że na corocznych „zwolnieniach” doczłapiemy się za siedem lat do takiego samego spadku dziury budżetowej. Realnie ta dziura będzie musiała być dużo mniejsza. Tak czy owak: nowe zasady działania procedury nadmiernego zadłużenia (i nadmiernego deficytu) oznaczają, że rząd Tuska jest w czepku urodzony.
Czy to, co dobre dla rządu, jest też dobre dla nas? Wszystko zależy od tego, na co pójdą pieniądze z tego dodatkowego długu (skoro nie musimy redukować szybko deficytu, to znaczy, że będziemy się zadłużać w sporym tempie). Jeśli kasa pójdzie na stymulowanie konsumpcji, to skończy się tak, jak skończył się rząd Mateusza Morawieckiego – zaoraniem inwestycji i przedsiębiorczości. Jeśli pójdą na inwestycje – to mogą się zwrócić z kilkakrotnym mnożnikiem. Dług jest zły, jeśli nie jest inwestycją i nie przynosi przyszłych przychodów – ta zasada sprawdza się w życiu prywatnym i „rządowym”.
Gdybyśmy chcieli wykorzystywać cały limit wielkości „dziur” budżetowych (przy założeniu, że możemy sobie pozwolić na zignorowanie wzrostu tego długu, który został wyprowadzony z budżetu – czego nie jestem pewny), to przez siedem lat, przy założeniu braku wzrostu PKB, nasz dług wzrósłby o bilion złotych (do prawie 85% obecnego PKB). I już naprawdę przestałoby być zabawnie. Czyli to nie jest tak, że „hulaj dusza, piekła nie ma”.
Czytaj też o obligacjach amerykańskiego rządu i amerykańskich korporacji. Jak kupić najbezpieczniejsze (podobno) papiery wartościowe świata, czyli obligacje amerykańskiego rządu? Polak też może je mieć
Czytaj też o ciekawych funduszach inwestycyjnych: Inwestowanie w branże przyszłości. Półprzewodniki, biotechnologia, sztuczna inteligencja. Oni przekonują, że potrafią wybrać perełki. Jak to robią?
Ciekawe rzeczy dzieją się nie tylko w obligacjach: Wraca kryptowalutowe szaleństwo. Wycena bitcoina w rok się potroiła, jest w dziesiątce najcenniejszych aktywów świata. Koniec wielkich skandali, ale co dalej?
Czy Magnificent 7 to największa od ćwierćwiecza bańka spekulacyjna? Przeczytaj o wielkim sporze o Magnificent 7. A może to nie bańka spekulacyjna tylko realna wycena nadchodzącej „rewolucji AI”?
Sławomir Mentzen w czepku urodzony: sprawdź jak posłowie inwestują swoje oszczędności
Zobacz nasz nowy wideoporadnik:
zdjęcie tytułowe: Unsplash/TVN