Pracownicze Plany Kapitałowe zostały zaprojektowane, by jak największą rzeszę Polaków zachęcić do oszczędzania na emeryturę. I słusznie. Wygląda jednak na to, że dla Polek jest to rozwiązanie mniej atrakcyjne. Idą wybory, z lewa i z prawa nadlatują propozycje programowe – czekam, aż ktoś zauważy, jaką dziurę, całkiem niepotrzebnie, w oszczędnościach w ramach PPK zostawia macierzyństwo. Chodzi o nawet o 100 000 zł
Zrobiłem proste wyliczenie – z góry zaznaczam, że nie jest to żadna prognoza, na wypadek, gdyby w komentarzach ktoś chciał się czepiać. Ewa i Adam kończą te same studia w tym samym roku i, mając 24 lata, zaczynają pracę. Oboje dostają pierwszą pensję w wysokości 5000 zł i rozpoczynają długą karierę trwającą aż do osiągnięcia wieku emerytalnego.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przyjąłem, że oboje dostają co roku 5% podwyżki. Oboje odkładają też 3,5% swojej pensji w PPK (2% od siebie i 1,5% od pracodawcy). No i założyłem, że stopa zwrotu z zainwestowanych w te fundusze środków wynosi 5% rocznie. Możecie uważać, że to za mało albo za dużo – chodzi o pokazanie skali, a nie dokładne obliczenie.
Co z tego wyszło? Adam w wieku 65 lat będzie zarabiał około 37 000 zł miesięcznie (jeśli wydaje się Wam, że to dużo, to przypomnę, że średnia płaca w Polsce przez ostatnie 20 lat wzrosła trzykrotnie) i przez cztery dekady odprowadzi do PPK łącznie ok. 284 000 zł. Dzięki sile procentu składanego ma jednak zgromadzone na emeryturę 684 500 zł, czyli zysk z inwestycji wyniósł przez ten czas ponad 400 000 zł.
Kobieta i mężczyzna w PPK, czyli jak stracić 112 000 zł
Ewa ma gorzej, ponieważ jej wiek emerytalny zaczyna się w wieku 60 lat. To oznacza, że „dociągnęła” do pensji 29 000 zł, na PPK odłożyła 213 000 zł, dołożyła 260 000 zł z zysku inwestycyjnego, co łącznie dało 472 500 zł oszczędności. A statystycznie Ewa będzie żyła dłużej od Adama, więc te „zaskórniaki” muszą jej starczyć na 10-15 lat więcej niż mężczyźnie.
A teraz dochodzimy do tego dodatkowego ciosu, który twórcy PPK zafundowali kobietom. Przypomnijmy, że system ten aż do przesady chce osładzać wizję dodatkowego oszczędzania na emeryturę w filarze kapitałowym i za wszelką cenę stara się zgromadzić jak najwięcej uczestników, zachowując jednak dobrowolność: oferuje dopłaty od państwa, możliwość wycofywania środków wcześniej, wymusza niskie (jak na polskie warunki) opłaty za zarządzanie, ma wpisany mechanizm autozapisu raz na 4 lata, by dać „drugą szansę” malkontentom.
Jednocześnie rząd PiS, który ten system wprowadził, w swojej retoryce poświęca rodzinie i dzieciom bardzo dużo uwagi. Ba! Program 500+ (już wkrótce 800+) przecież miał wspierać rodziny w wychowaniu dzieci, wiele innych rozwiązań ma „zaszyte” preferencje dla rodzin z dziećmi, np. w „Bezpiecznym kredycie 2%” rodzina z dzieckiem ma wyższy limit kredytu, a z programów „Mieszkanie bez wkładu własnego” i „Konto mieszkaniowe” mogą korzystać rodziny z dziećmi, jeśli ich lokale są małe.
No ale… w przypadku takiego PPK kobieta, która idzie na roczny urlop macierzyński, składek na PPK już nie odprowadza. Biorąc pod uwagę, że lekarze coraz częściej kierują kobiety w ciąży na zwolnienia lekarskie już w pierwszych miesiącach (i słusznie, żadna praca nie jest warta podejmowania ryzyka komplikacji), często poza pracą matka może spędzić nawet półtora roku.
To przekłada się nie tylko na dynamikę zarobków – pracownica, której nie ma przez rok w pracy, raczej nie dostanie podwyżki, jeśli firma kieruje się wyłącznie przesłanką stażu za biurkiem. No a jednocześnie okres zwolnienia przed narodzinami dziecka i opieki nad nim oznacza wstrzymanie dopłat do PPK.
Jak to się przekłada na końcowe oszczędności? W moim modelu założyłem, że Ewa urodziła dwoje dzieci: pierwsze mając 29 lat, a drugie – 33 lata. To oznacza, że łącznie przez cztery lata – i to na początku kariery – nie dostawała podwyżek. W wieku 60 lat zarabia więc niecałe 24 000 zł, o 5100 zł mniej (czyli jakieś 18%) niż Adam w tym samym czasie.
Przez te 4 lata (przyjąłem dla łatwiejszego rachunku – choć badania pokazują, że w razie choroby dziecka to matka częściej idzie na zwolnienie, więc jest to uprawnione przybliżenie) nie odprowadzała składek na PPK. W połączeniu z niższą pensją włożyła więc do systemu 168 000 zł, o 45 000 zł mniej, niż gdyby dzieci nie miała. Łącznie ma zgromadzone 360 000 zł, co oznacza, że jest w do tyłu o 112 000 zł!
Dodam tylko, że przechodzący na emeryturę pięć lat później Adam będzie miał 324 000 zł więcej niż Ewa z dwójką dzieci (prawie dwa razy więcej!!!), która wiek emerytalny osiągnie, mając 60 lat.
Ile będzie kosztować naprawienie PPK?
Nie jestem w stanie w ramach tego krótkiego felietonu rozwiązać problemu, który prawdopodobnie jest jednym z ważniejszych czynników wpływających na różnice w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn – czyli luki w dynamice płac związaną z wychowywaniem dzieci.
Jestem za to w stanie oszacować, ile musiałoby dołożyć państwo (do programu, do którego i tak dokłada – z założenia), żeby nawet nie tyle wyrównać szanse, co ograniczyć dziurę w emerytalnym portfelu matek, o dobro których tak przecież dbać chce rząd.
Ewa, matka dwójki dzieci, za okres macierzyństwa nie odłoży ok. 10 500 zł, porównując do sytuacji Ewy bezdzietnej. To jednak nie oznacza, że tyle państwo musiałoby dopłacić – na zwolnieniu lekarskim kobieta w ciąży dostaje 100% wynagrodzenia, a na urlopie macierzyńskim/rodzicielskim ok. 80% (chociaż patrząc na trend zmian, nie zdziwię się, jeśli za kilka lat będzie to pełne 100%).
Przecież zasiłek za czas opieki nad sobą przed narodzinami i nad dzieckiem po narodzinach pokrywa w większości ZUS. Wystarczyłoby, żeby te 2% wynagrodzenia trafiało do PPK, a nie na konto matki. To zaś oznacza, że tak naprawdę ponad połowę z tych 10 500 zł już i tak państwo wypłaca. To oznacza, że wystarczyłoby dołożyć z budżetu ok. 5000 zł, by pokryć wpłatę pracodawcy. 5000 zł rozłożone na 4 lata oznacza średnio 1250 zł rocznie.
Jak to się przekłada na oszczędności Ewy-matki po osiągnięciu 60 roku życia? Na jej rachunku zgromadzone byłoby 405 500 zł, a więc o ponad 45 000 zł więcej niż bez dopłat. Prosta zmiana w przepisach i niewielki nakład z budżetu państwa może wyraźnie zaprocentować w przyszłości.
W Polsce w ostatnich 12 miesiącach urodziło się 291 000 dzieci. To oznacza śmieszny w skali rozpasanych wydatków koszt ok. 360 mln zł rocznie. To jakieś pięć sasinów i to bez uwzględnienia inflacji od czasu wyborów, które się nie odbyły.
To co, Panie Premierze, Panie Prezesie, Panie i Panowie Posłanki i Posłowie? Dodajemy to – jedyne w miarę rozsądne – pytanie do listy na referendum? Czy może uwzględnicie ten postulat bez konieczności wyrzucenia kilkudziesięciu milionów złotych na głosowanie nad taką oczywistością?
Przeczytaj też: Pytania w referendum ogłupiają i… inspirują: jak na nie odpowiedzieć, żeby „zasłużyć” na niskie ceny, krótką pracę i wysoką emeryturę?
Źródło zdjęcia: Gerd Altmann/Pixabay