Na rynku kryptowalut kolejna drama. Tym razem zły los zniszczył czwartą największą giełdę kryptowalut – FTX. W rolę złego losu wcielił się Changpeng Zhao, właściciel konkurującej z FTX giełdy Binance. Ujawnił (poprzez kontrolowane przez siebie media), że FTX nie ma odpowiednich zabezpieczeń kapitałowych i wywołał klasyczny „run na bank”. Sam Bankman-Fried – właściciel FTX – stracił 94% swojego majątku, czyli „drobne” 15 mld dolarów. A my mamy kolejny dowód na to, że na rynku krypto, z powodu braku systemowych bezpieczników, możliwy jest dowolny przekręt i manipulacja. Nic dziwnego, że ceny głównych kryptowalut znów runęły
Upadek Sama Bankman-Frieda może być jedną z najbardziej spektakularnych katastrof finansowych w historii. Owszem, różni obrzydliwie bogaci ludzie tracili na giełdzie fortuny jednego dnia (taki „Zuck” zbiedniał ostatnio o 100 mld dolarów), ale tutaj mamy sytuację nietypową – facet w ciągu kilkudziesięciu godzin nie tylko zmniejszył stan swojego portfela o 15 mld dolarów, lecz przy okazji ta strata stanowi 94% jego pieniędzy. Nie oznacza to, że Bankman-Fried od razu skończy na ulicy – według Bloomberga zostało mu jeszcze 991 mln dolarów „na drobne wydatki” (pewnie też na prawników).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Binance niszczy i (nie) ratuje FTX
Śmiertelny cios zadał Changpeng Zhao, twórca i właściciel innej giełdy kryptowalut – Binance. Należący do niego opiniotwórczy portal CoinDesk, zajmujący się rynkiem cyfrowych aktywów, opublikował w zeszłym tygodniu raport, z którego wynikało, że w bilansie należącej do Bankman-Frieda spółki Alameda Research, prowadzącej platformę handlu kryptowalutami FTX, jest duży udział tokenów kryptowalutowych FTT FTX, których twórcą jest… Bankman-Fried.
Oznaczało to, że Alameda swoje rezerwy pieniężne, przeznaczone do utrzymywania płynności i wypłaty dla klientów w sytuacji, gdyby rynek się zdestabilizował, przechowywała w cyfrowych pieniądzach „drukowanych” (w uproszczeniu) przez swojego właściciela, a nie w niezależnych aktywach jak np. tradycyjne waluty albo choćby inne kryptowaluty (które w każdej chwili można upłynnić). To tak, jakby okazało się, że rezerwy walutowe NBP składają się głównie z polskich złotych, a nie z dolarów, euro oraz sztabek złota.
Raport oczywiście wywołał pogłoski, że FTX – czwarta największa giełda kryptowalut, na której ludzie przechowywali 20 000 bitcoinów – może stać się niewypłacalna, co z kolei doprowadziło do tego, że posiadacze portfeli kryptowalutowych zaczęli pozbywać się cyfrowych „pieniędzy” powiązanych z FTX (czyli tokenów FTT FTX, w których przechowywali część aktywów handlując na FTX). W ciągu kilkudziesięciu godzin inwestorzy chcieli sprzedać tokeny za 6 mld dolarów.
Żeby było ciekawiej, do runu dołączył się Binance, który posiadał 500 mln dolarów w tokenach FTT FTX. Binance może być głównym beneficjentem upadku konkurenta, bo jego udział w światowym rynku handlu kryptowalutami osiągnie teraz 80%. Na nieregulowanych rynkach monopole przeważnie źle się kończą, więc – wbrew pozorom – nie jest to dobra wiadomość dla fanów kryptowalut.
Giełda FTX oczywiście nie wytrzymała tego runu (zwłaszcza że jej rezerwy płynności były trzymane częściowo w tych właśnie tokenach FTT FTX, których cena spadła z 25 dolarów do 4 dolarów), wstrzymała transakcje, a Changpeng Zhao ogłosił, że Binance podpisał „niezobowiązującą” umowę w sprawie przejęcia FTX, żeby ratować jego wypłacalność. A po kolejnych kilkunastu godzinach pojawiły się pogłoski, że chyba jednak nie przejmie FTX, bo przejrzał księgi rachunkowe i się przeraził.
Minęły kolejne godziny i Binance oficjalnie poinformował, że jednak nie będzie reanimował trupa i rezygnuje z wykonywania postanowień listu intencyjnego w sprawie zakupu FTX. Rzecznik Binance powiedział portalowi Coindesk to:
„Biorąc pod uwagę korporacyjną należytą staranność zarządzania naszym majątkiem, a także najnowsze doniesienia prasowe dotyczące niewłaściwego zarządzania funduszami klientów i rzekomych dochodzeń amerykańskich regulatorów zdecydowaliśmy, że nie będziemy dążyć do potencjalnego przejęcia FTX.com”
I tak właśnie kolejny duży gracz kryptowalutowy okazał się, w pewnym sensie, wydmuszką i dokonał żywota. Wszyscy, którzy uwierzyli w jego wiarygodność – stracili pieniądze.
Bankman-Fried stracił 15 mld dolarów. Pociągnął na dno nawet… nauczycieli
Jakie będą losy ludzi, którzy trzymają w FTT FTX swoje oszczędności – nie wiadomo. Raczej nie wyjdą z tego bez szwanku. Nie tylko oni zresztą, bo całe zamieszanie skończyło się małym krachem wszystkich kryptowalut. Bitcoin zjechał w kilkadziesiąt godzin z 20 500 dolarów do 17 500 dolarów, czyli o 15%. A przy okazji naruszył ważny poziom 18 000 dolarów, który miał bronić BTC przed dalszymi spadkami (po raz ostatni tak nisko Bitcoin był dwa lata temu, w listopadzie 2020 r.).
Inwestorzy wyprzedają Bitcoina i inne kryptowaluty, bo nie mają pewności czy nie dotknie ich efekt domina. Gdyby zaczynały chwiać się kolejne instytucje kryptowalutowe, to musiałyby wyprzedawać bez względu na cenę swoje rezerwy, a te są przechowywane m.in. właśnie w najpopularniejszych kryptowalutach.
Bankman-Fried w szczytowym momencie dysponował cyfrowym majątkiem o wartości rynkowej 26 mld dolarów. Wraz z nim idą na dno inwestorzy tacy jak Softbank Vision Fund (miał 53% udziałów w Alameda, spółce prowadzącej giełdę kryptowalut, o wartości 6,2 mld dolarów), fundusz Temasek, czy… prywatny fundusz emerytalny nauczycieli z Ontario (w Kanadzie), który zainwestował 400 mln dolarów w tokeny FTT FTX. Sam Bankman-Fried zapewne wyda resztki swojej fortuny na prawników, bo zapewne dostanie trochę pozwów o wprowadzanie inwestorów w błąd.
To już kolejna taka historia na rynku kryptowalut. Opisywałem na „Subiektywnie o Finansach” krach kryptowaluty Terra Luna i powiązanego z nią stablecoina UST. Miał on „udawać” dolara i kopiować jego zachowanie, ale gdy inwestorzy zaczęli wyprzedawać „monety”, okazało się, że ma za małe „rezerwy walutowe”. Opisywałem też upadek platformy Celsius, która oferowała depozyty oparte na kryptowalutach i zapewniała wysokie „gwarantowane” oprocentowanie. Okazało się, że gwarancje są „nieważne”, gdy rynek kryptowalut przestał rosnąć.
Teraz mamy krach platformy FTX i spółki Alameda Research, która nią zarządzała. To kolejny dowód na to, że brak regulacji na rynku kryptoaktywów czyni go „nieinwestowalnym” z punktu widzenia każdego, kto ceni elementarną przejrzystość rynku, w który wkłada pieniądze. Tutaj każdy może zniszczyć każdego, nikt nie wie jakiej jakości rezerwy finansowe mają firmy emitujące i gwarantujące cyfrowe aktywa, w które ludzie lokują pieniądze. Nie ma żadnych zasad. Nawet największa firma może się okazać piramidą finansową i nikogo to nie dziwi.
Wyobraźcie sobie, że banki działają jak rynek krypto…
Wyobraźcie sobie, że prezes np. PKO BP inspiruje publikację w zaprzyjaźnionej gazecie o tym, że np. Bank Pekao ma „sfałszowany” kapitał własny, a w jego kasie nie ma prawdziwych pieniędzy, tylko takie, które sam sobie wydrukował na drukarkach w centrali. Wyobraźcie sobie, jak na taki komunikat reagują posiadacze depozytów.
Wyobraźcie sobie, że nie istnieją żadne regulacje, które mówią o tym, ile rezerw płynnościowych, ile kapitału ma mieć bank, żeby mógł legalnie działać i przyjmować od ludzi pieniądze. Wyobraźcie sobie, że nikt nie ma możliwości ani nie chce tego sprawdzać. Nie ma żadnego KNF-u, do którego banki muszą raportować, nie ma żadnego obowiązku składania sprawozdań finansowych na giełdę, a jeśli banki coś publikują, to nikt nie sprawdza, czy to jest prawdziwe.
Wyobraźcie sobie wreszcie, że nie istnieje żaden Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który w razie kłopotów banku z płynnością albo wypłacalnością uruchamia pieniądze, żeby klienci nie stali w kolejkach po swoje depozyty. I że nie ma żadnych procedur przymusowej restrukturyzacji banku – czyli wywłaszczenia akcjonariuszy i obligatariuszy – żeby chronić deponentów.
No i już na sam koniec wyobraźcie sobie, że jeśli ktoś włamie się do banku i ukradnie z niego pieniądze – nikogo to nie obchodzi, ani nie interesuje. Nawet wtedy, gdy bank z dnia na dzień „zniknie” – ludziom po prostu znikają pieniądze i już. Policja wzrusza bezradnie ramionami, prokurator dłubie palcem w nosie. Nikt nic nie wie. Witajcie na rynku kryptowalut. Jak w takim miejscu inwestować pieniądze?
Binance się martwi. Czy giełdy kryptowalutowe uratują wiarygodność?
Giełdy kryptograficzne próbują ratować wiarygodność i zapowiedziały, że będą publicznie informować o swoich rezerwy funduszy, ponieważ po upadku FTX obawy o niewypłacalność grożą właściwie wszystkim. W ciągu ostatnich 24 godzin siedem giełd – Binance, Gate.io, KuCoin, Poloniex, Bitget, Huobi i OKX – wydało oświadczenia, że opublikuje swoje tzw. certyfikaty rezerwowe w celu zwiększenia przejrzystości. Ma to nastąpić w ciągu miesiąca.
Założyciel Binance – i sprawca całego zamieszania Changpeng Zhao wezwał branżę do dostarczenia „dowodu rezerw”. Powiem tak: życzę powodzenia, ale nie bardzo wierzę w to, że jakakolwiek odnoga branży finansowej (a cyfrowe pieniądze to jedna z nich) będzie sama potrafiła się upilnować. Gorzej, że większość drobnych inwestorów, lokujących pieniądze w kryptowaluty – w tym te powiązane z giełdami nie posiadającymi wystarczających rezerw finansowych – nie ma zielonego pojęcia o tym, jak bardzo bez trzymanki działa ten rynek.
Brak regulacji na tym rynku powoduje, że nie trzeba być piramidą finansową, żeby upaść. I nie trzeba oszukiwać inwestorów (np. trzymając rezerwy finansowe głównie w „wydrukowanym” przez siebie pieniądzu), żeby upaść. Wystarczy, że jakiś gość – na przykład Twój konkurent – na Twitterze ogłosi, że nie masz pieniędzy i że trzeba wiać z Twojej platformy.
W braku bezpieczników systemowych każdy taki komunikat może być uznany przez publiczność za wiarygodny. A żadna instytucja finansowa – łącznie z giełdą kryptowalut – nie wytrzyma zmasowanego runu klientów. Z tego też warto zdawać sobie sprawę, inwestując swoje pieniądze w kryptowaluty oraz spółki z nimi powiązane (zwłaszcza jeśli to nie jest 1% aktywów, tylko np. 50%).
zdjęcia: Coindesk/Zerohedge