mBank zanotował prawdopodobnie najgorsze wyniki wśród wszystkich banków po „naliczeniu” w rachunku wyników wakacji kredytowych. Ale nawet po uwzględnieniu braku wpływu „wakacyjnych” odsetek utrzymuje niezłą marżę odsetkową. Wykorzystał też kwartał, w którym i tak wszyscy spodziewali się straty, by dodatkowo „dociążyć” rezerwy frankowe. W efekcie po trzech kwartałach mBank jest aż 1,5 mld zł na minusie. Ale wciąż pozostaje maszynką do robienia pieniędzy
Powiedzieć, że mamy w branży bankowej kolejne – po ex-Getin Banku – „brzydkie kaczątko” byłoby grubą przesadą, ale z pewnością to na wyniki finansowe mBanku analitycy patrzą teraz z największym zainteresowaniem – głównie z powodu największego obciążenia tej instytucji „problemem” frankowym. Tym razem jednak głównym „tematem” są wakacje kredytowe. Okazuje się, że ich wpływ na działalność banku jest mniejszy, niż można się było spodziewać.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
mBank w raporcie kwartalnym podał, że z powodu wakacji kredytowych nie wpłynęło i nie wpłynie na jego rachunek 1,34 mld zł odsetek i innych należności z tytułu złotowych kredytów hipotecznych. Wygląda groźnie, ale… chyba bankowi nie grozi z tego powodu nic strasznego. Bo wie, gdzie musi przycisnąć klientów, żeby na nich mimo wszystko zarabiać.
Z powodu wakacji kredytowych mBank zarabia mniej na odsetkach…
Przychody odsetkowe banku wyniosły w trzecim kwartale 1,87 mld zł i były o pół miliarda złotych mniejsze niż w poprzednim kwartale. A ponieważ dwukrotnie (do 1,14 mld zł) wzrosły też odsetki wypłacane klientom od depozytów, to bank zanotował ponad dwa razy mniejszy zysk odsetkowy – ale wciąż mocno dodatni, wynoszący 724 mln zł. Pół miliarda złotych kwartalnie z okładem – dokładnie 555 mln zł w poprzednim i 521 mln zł w ostatnim – mBank zarabia na prowizjach. Od tego trzeba odjąć mniej więcej miliard złotych kwartalnie kosztów działania banku.
Mamy więc sytuację, w której z powodu wakacji kredytowych – inna sprawa, że nie mamy pewności czy pieniądze z ich tytułu trafiają do rzeczywiście najbardziej potrzebujących kredytobiorców – bank nie zarabia 1,7 mld zł na marży odsetkowej kwartalnie (czyli różnicy między oprocentowaniem depozytów i kredytów), tylko ponad dwa razy mniej. Ale wciąż zarabia i to naprawdę nieźle. A do tego ma wysokie zyski prowizyjne, co łącznie powoduje, że – nawet uwzględniając niemałe koszty działania banku – brak odsetek „wakacyjnych” nie sprowadza jego wyników na minus.
Dobry – dla banku – wniosek jest więc taki, że pomimo wakacji kredytowych jest maszyną do zarabiania pieniędzy. Nie wiem, czy ktoś w banku przewidział, że rządowi przyjdzie do głowy „wakacyjny” pomysł, czy też po prostu w planie było agresywne zarabianie na marży odsetkowej w czasie podwyżek stóp procentowych, ale mBank zrobił dokładnie to, co próbują zawsze zrobić banki – tak napompował przychody odsetkowe (podwyższając oprocentowanie kredytów i przez dwa kwartały trzymając blisko zera oprocentowanie depozytów), że teraz nawet jednorazowe spisanie na straty 1,3 mld zł „niewpłyniętych” odsetek nie powoduje poważniejszych kłopotów.
Płacą za to deponenci. mBank jest mistrzem arbitrażu odsetkowego – płaci nawet 8% za nowe środki i nowym klientom, ale dotychczasowy klient za swoje „stare” środki, przechowywane w banku dostaje najwyżej 1%, zaś przedsiębiorcy jeszcze mniej. Bank ciśnie też, jak tylko się da, wszystkich niehipotecznych kredytobiorców. Oprocentowanie kredytów, limitów w rachunku, kart kredytowych jest tak wysokie, jak tylko pozwala na to prawo.
…ale mBank wykorzystał okazję i dociążył rezerwy frankowe
mBank skorzystał jednak z okazji i z faktu, że i tak wszyscy spodziewali się po nim straty i… dokonał też „gruntownego przeglądu metodologii” (tak to zostało określone w raporcie kwartalnym), jeśli chodzi o ocenę kosztów ryzyka związanych z pozwami frankowiczów, co spowodowało wzrost utworzonych rezerw na ten cel o 2,3 mld zł. I to głównie z tego faktu – kolejnych rezerw frankowych – wynika jego strata po trzech kwartałach.
W tym roku prawie nie tworzył nowych rezerw na franki, ale w poprzednich latach utworzył już 4,1 mld zł rezerw. To oznacza, że teraz zwiększył rezerwy frankowe o jedną trzecią. I chyba ma po temu powody. Bank podał, że na koniec trzeciego kwartału toczyło się już 17 100 indywidualnych postępowań sądowych o franki (o ponad 1 000 więcej niż w czerwcu), a ich wartość to 5,25 mld zł. Na razie mBank ma „na koncie” 1 338 prawomocnych orzeczeń w sprawach frankowych, z tylko tego 95 rozstrzygnięć było korzystnych dla niego. Do tego dochodzi jeszcze 1 700 klientów, które walczą z bankiem w ramach pozwu zbiorowego.
mBank spodziewa się, że w sumie 58% wszystkich frankowiczów mających aktywny kredyt będzie kwestionowało jego zgodność z prawem (mniej więcej połowa z nich już to zrobiła). I że awanturować będzie się 12% spośród tych, którzy już spłacili swój kredyt frankowy. mBank próbuje „rozbroić” tę bombę i zaczął program ugód z frankowiczami. Każdy frankowicz ma dostać propozycję odwalutowania kredytu i jego zamiany na kredyt złotowy (m.in. stałoprocentowy, oprocentowanie ma się zaczynać od 4,99% w skali roku). Bank szacuje, że jedna trzecia klientów „wejdzie” w ugody.
To optymistyczne założenie. Zasady ugód w przeprowadzonym wcześniej pilotażu były takie, że klient i bank dzielili się ryzykiem związanym z kredytami frankowymi mniej więcej po połowie, w efekcie czego kapitał do spłaty mógł obniżyć się o ok. 20–30%, ale w zamian klient musiał zaakceptować „złotowe” oprocentowanie pozostałej części kredytu w przyszłości. I zrezygnować z roszczeń sądowych. W „Rzeczpospolitej” wyczytałem, że tylko 8% klientów, którym zaproponowano ugody, ją przyjęło. Ale bank proponował ugody głównie klientom już „wzburzonym”.
Wygląda na to, że mBank przełknie jakoś frankowy problem. Co prawda po kolejnej fali rezerw kapitał własny mBanku spadł do 11,1 mld zł (z 13,4 mld zł na koniec zeszłego roku), ale koszt wynikający z rezerw jest jednorazowy, a bank z kwartału na kwartał zarabia pieniądze. Jego współczynnik wypłacalności zjechał aż o 2 pkt procentowe – do 14,7% (groźnie byłoby, gdyby zjechał do jednocyfrowych wartości). Wciąż jednak pozostaje maszynką do zarabiania pieniędzy.
mBank podał w raporcie, że gdyby wyłączyć z jego rachunku wyników kredyty frankowe (wpływ rezerw na dochód banku) oraz wakacje kredytowe, to w trzecim kwartale pokazałby 1,3 mld zł zysku netto. Ma też aż 5,64 mln klientów detalicznych płacących abonamenty, spready i prowizje za przelewy oraz liczący 125 mld zł portfel kredytowy, który – jak akurat nie jest na wakacjach – pozwala nieźle zarabiać. Bank chwali się, że pozyskał 59 000 nowych klientów, poza tym obsługuje też 33 000 klientów korporacyjnych.
Źródło zdjęcia: Maciej Bednarek