Dla niektórych długoterminowych inwestorów ważnym aspektem inwestowania jest dywidenda. Lokują bezterminowo pieniądze w spółki, które wypłacają dywidendy, i traktują dywidendę jak odpowiednik odsetek od depozytu. O ile jednak depozyt nigdy nie stanie się np. dwa razy większy, to wartość rynkowa spółek dywidendowych zwykle w długim terminie rośnie. Okazuje się, że te same korzyści można osiągnąć inwestując w zdywersyfikowany… ETF-y dywidendowe. Co to jest i jak działa? I gdzie takie coś można kupić?
Na dochody inwestorów lokujących oszczędności w akcje – czy to samodzielnie czy za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych lub funduszy ETF – składają się dwa główne czynniki: wzrost wartości rynkowej inwestycji oraz ewentualne dywidendy. O ile w przypadku bezpośrednich inwestycji w akcje sprawa jest oczywista – dywidenda jest zawsze przekazywana na rachunek pieniężny inwestora, który kupił akcje – o tyle w przypadku funduszy i ETF-ów są możliwe dwie sytuacje: dywidendy mogą być wypłacane inwestorom albo akumulowane, czyli powiększać wartość aktywów funduszu.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Fundusze i ETF-y, które wypłacają klientom dywidendy otrzymane od spółek są sygnowane dopiskiem „distribution” albo „dist”. Wypłacają one otrzymane od spółek dywidendy najczęściej w okresach kwartalnych lub półrocznych. Pozostałe fundusze i ETF-y reinwestują otrzymane dywidendy (są oznaczane jako „accumulated” albo „acc”). W przypadku ETF-ów reinwestujących otrzymane dywidendy wzrost wartości rynkowej powinien być wyższy niż analogicznych ETF-ów wypłacających klientom dywidendy.
ETF-y dywidendowe: pomysł na inwestowanie dla przyszłego rentiera? A co z podatkiem?
Czy to, że inwestor dostanie dywidendy „do ręki” albo zostanie ona doliczona do wyników funduszu lub ETF-u ma jakieś znaczenie? Przecież de facto wychodzi na to samo. Dla niektórych inwestorów wypłacanie dywidend jest kluczowym elementem branym pod uwagę przy zakupie funduszu lub ETF-u. Dywidendowe fundusze zapewniają bowiem stały dochód z portfela inwestycyjnego potrzebny na pokrycie bieżących wydatków. Tacy inwestorzy są szczególnie zainteresowani tym, aby wypłacane dywidendy były jak największe i żeby ich wypłata odbywała się w regularnych cyklach.
Z tego punktu widzenia posiadanie np. ETF-u, który wypłaca dywidendy, może być elementem „rentierskiej” strategii inwestycyjnej. Mam portfel aktywów i jest to inwestycja o nieokreślonym horyzoncie czasowym, a moim bieżącym dochodem (porównywalnym z oprocentowaniem depozytu bankowego) jest dywidenda. Nie interesuje mnie w tej sytuacji bieżąca zmiana wartości mojej inwestycji, bo traktuję ją jako „dożywotnią”. Moim celem jest inkasowanie dywidend, które stanowią kilka procent wartości portfela w skali roku.
To dobry pomysł na strategię inwestowania zwłaszcza w niepewnych czasach, gdy trudno liczyć na wzrost wartości spółek. Wysokie dywidendy mogą stać się nie tylko głównym źródłem dochodu dla inwestorów, ale również wpływać stabilizująco na wartość portfela. Inwestorzy po prostu preferują dywidendy w trudnych czasach jako substytut gotówki, która zapewnia im większy psychologiczny komfort w przypadku spadku kursu giełdowego inwestycji.
W polskich warunkach pewną komplikacją jest podatek od dywidendy, który każdy inwestor musi indywidualnie sobie naliczyć i wpisać do PIT-38 (polskie biura maklerskie często przesyłają dane źródłowe na formularzu PIT-8C, co sprawę nieco ułatwia). Oczywiście, jeśli inwestujemy w ETF-y, które reinwestują wszystkie dywidendy, to nigdy nie zachodzi konieczność rozliczania podatku od otrzymanych dywidend.
Opodatkowanie dywidend może być w przypadku zagranicznych ETF-ów podwójne – pobrane przez zagranicznego fiskusa oraz przez polskiego. Dywidendy są bowiem, co do zasady, opodatkowane u źródła, czyli zgodnie z rezydencją emitenta (czyli amerykańskie spółki opodatkowują dywidendy w USA, niemieckie w Niemczech, brytyjskie w Wielkiej Brytanii, niezależnie od giełdy, na której są notowane akcje, to z kolei przekłada się na ETF-y). Stawki podatkowe są różne – np. w USA – 30%, Wielka Brytania ma 0%, Niemcy – 26,3% lub 0% (zależy od formy prawnej spółki), Irlandia – 25% lub 0%, Luksemburg – 15% lub 0%.
Ważna uwaga: w przypadku dywidendy wypłaconej przez ETF (czyli fundusz śledzący indeks, który agreguje dywidendy otrzymane od wielu spółek) znaczenie ma nie miejsce działania spółek wypłacających dywidendy, lecz miejsce rejestracji ETF-u (dobrze to wyjaśnił Przemek Wojewoda w tym wpisie blogowym).
Jeśli Polska ma z danym krajem umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania (mamy taką umowę z krajami europejskimi, USA i Kanadą), to jest trochę lepiej – wystarczy, że obliczymy wysokość 19% podatku Belki od zagranicznej dywidendy, która otrzymaliśmy, a potem odejmiemy ją od wysokości pobranego podatku u źródła (czyli w kraju, z którego pochodzi emitent). W USA najczęściej podatek wynosi 30% (chyba że jesteśmy w stanie potwierdzić naszą rezydencję podatkową – wówczas to 15%). Więcej na ten temat piszą w FXmag.
Polskie biura maklerskie dopiero zaczynają się przygotowywać do oferowania inwestorom wsparcia w tym zakresie. Służy do tego formularz W-8BEN, który pozwala polskim rezydentom podatkowym skorzystać z niższej (15% zamiast 30%) stawki podatkowej, jaką objęte są dywidendy oraz ekwiwalenty dywidend wypłacane przez spółki z USA. To rozwiązanie, które pozwoli inwestującym w akcje z USA zmniejszyć koszty związane z podatkami. Więcej na temat opodatkowania zagranicznych dywidend było w tym tekście na „Subiektywnie o Finansach”.
Jak „żyć” z dywidendy, czyli inwestujemy w wartość
Najciekawszą odmianą ETF-ów dywidendowych są te, które kopiują indeksy złożone ze spółek, które systematycznie płacą wysokie dywidendy, tzw. „cash cows”. Spółki wypłacające wysokie i stabilne dywidendy często pochodzą z grupy „value stocks”, czyli spółek działających w tradycyjnych sektorach gospodarki, w przeciwieństwie do spółek tzw. nowej ekonomii, charakteryzujących się szybkim wzrostem i niskimi (a najczęściej zerowymi) dywidendami.
Typowym przykładem „value stocks” mogą być spółki z sektora surowcowego lub banki, podczas gdy najbardziej znanym przykładem „growth stocks” (spółek wzrostowych, niewypłacających dywidend) mogą być spółki technologiczne. Historia pokazuje, że w okresach dobrej koniunktury gospodarczej kursy giełdowe spółek wzrostowych najczęściej zachowują się lepiej niż „value stocks”, podczas gdy w okresach dekoniunktury jest odwrotnie – value stocks zachowują się stabilniej.
W pełni pasywne podejście do inwestowania dywidendowego, które sprowadza się do wyboru spółek wypłacających wysokie dywidendy, ma pewne wady. Spółki działające w branżach cyklicznych np. rynki surowcowe najczęściej płacą wysokie dywidendy tylko przez określony czas. Wysokie dywidendy mogą też być skutkiem wydarzeń jednorazowych. To wszystko powoduje, że należy nie tylko patrzeć na wysokość dywidendy w danym roku, ale też na stabilność wypłacanych dywidend w dłuższych okresach.
Na inwestorów czyhają też inne pułapki, które mogą zmylić inwestorów poszukujących wysokich dywidend w spółkach. Jedną z nich jest… sposób liczenia wskaźnika dywidend (dividend yield). Wskaźnik ten określa relację wysokości wypłaconej dywidendy do kursu giełdowego, czyli atrakcyjność danej spółki pod kątem wypłacanej dywidendy.
Ale tym, co nas powinno interesować, jest nie historyczny wskaźnik wypłaty dywidendy, ale ten, który pokazuje relację planowanych dywidend w stosunku do aktualnego kursu akcji. Oczywiście: taki wskaźnik z założenia jest obarczony ryzykiem, gdyż prognozy co do przyszłych wypłat dywidend mogą być nietrafione.
ETF-y dywidendowe Fidelity: chcą być „sprytniejsze” od innych
Na szczęście są ETF-y, które opierają swoje inwestycje o spółki z długą historią wypłacania dywidend, gdyż w ten sposób można dobrze określić stabilność i średnią wysokość wypłacanych dywidend. To jest dokładnie to, co robią ETF-y z rodziny Fidelity Quality Income, które Inwestują w szeroki zakres spółek dywidendowych, ale z odpowiednim doborem tychże spółek.
Potocznie tego typu fundusze ETF są nazywane „smart Beta”, bo poszukują lepszej stopy zwrotu w stosunku do poniesionego ryzyka niż inne klasyczne ETF-y oparte o szeroki indeks wszystkich spółek. Głównym wskaźnikiem określającym efektywność tego typu ETF-ów jest zysk do ryzyka, który jest liczony jako średnia stopa zysku w stosunku do średniej zmienności kursu ETF-u w danym okresie (np. kilku lat).
W ramach rodziny ETF-ów Fidelity Quality Income można wybrać ETF skoncentrowany na jednym z czterech obszarów geograficznych: świat, Europa, USA, emerging markets. ETF-y te oferują różne poziomy dywidend, ale jednocześnie i różny poziom ryzyka.
I tak: Fidelity Global Quality Income UCITS ETF oferował średnią roczną stopę wypłaty dywidendy na poziomie 2.6-3,1%, licząc w euro w ostatnich 5 latach. Natomiast Fidelity Emerging Markets Quality Income UCITS ETF osiągał wyższe dywidendy na poziomie 2.9-3.55% (też licząc w euro), ale z drugiej strony charakteryzował się wyższą zmiennością notowań, czyli ryzykiem.
„Smart beta” czyli sposób na stabilny zysk i niskie ryzyko?
Niemniej od momentu uruchomienia każdy z ETF Fidelity Quality Income osiągnął lepsze wyniki w porównaniu do indeksów reprezentujących szerokie portfele spółek dywidendowych, jak chociażby indeks dywidendowy S&P Dividend Aristocrats. Co ciekawe, w ostatnich trzech latach ETF-y z tej rodziny charakteryzowały się relatywnie dużą stabilnością kursów, między innymi unikając dużego spadku w 2020 r. (w czasie kryzysu covidowego), jednocześnie wypłacając regularnie co kwartał dywidendę.
ETF Global Fidelity Quality Income UCITS ETF w okresie ostatnich trzech lat dał zarobić ponad 25% licząc w euro, niewiele tracąc na wartości w trudnym roku 2022, kiedy mieliśmy do czynienia z załamaniem kursów akcji na wielu rynkach giełdowych, w tym i na polskim. W przypadku polskich inwestorów dodatkowo stopę zwrotu poprawia osłabienie złotego w stosunku do europejskiej waluty.
——————–
A w poniższych artykułach poczytasz o pomysłach na inwestowanie za pomocą ETF-ów:
——————–
W odróżnieniu od klasycznych ETF-ów, które kopiują szeroki rynek, „smart Beta” stosuje systematyczne odchylenie w kierunku stabilnych finansowo spółek z rynków rozwiniętych, wypłacających regularnie dywidendy i charakteryzujących się ponadprzeciętną zyskownością. Ta strategii pozwoliła osiągnąć lepsze wyniki przy niższym ryzyku niż konkurencyjne ETF-y akcji – a nawet niż ETF-y dywidendowe! – w ostatnich trzech latach.
ETF-y typu „smart Beta” inwestujące w spółki dywidendowe to nowy i chyba ciekawy pomysł dla inwestorów poszukujących stabilnego dochodu i niskiego ryzyka inwestycyjnego, szczególnie w okresach dekoniunktury gospodarczej i recesji. Ale ta grupa ETF-ów „działa” trochę inaczej, niż klasyczne ETF-y, które po prostu kopiują indeksy. Tutaj mamy dodatkowe elementy strategii inwestycyjnej, które mogą działać lepiej albo gorzej.
Trzeba więc spędzić trochę czasu, żeby poznać charakterystykę danego ETF-u, historię i regularność wypłaconych dywidend, zmienność kursu czy też region świata, na którym koncentruje swoje inwestycje dany ETF. Takich analiz zwykle nie robi się w przypadku „zwykłych” ETF-ów. Ten element nieco upodabnia je do funduszy inwestycyjnych, w przypadku których – w ramach tej samej kategorii, np. funduszy akcyjnych – też są różnice w wynikach i strategii.
Warto też zwrócić uwagę, w jakiej walucie wypłacają dywidendy same spółki z portfela danego ETF-u. Ostatnio spółki dywidendowe z USA (generujące dywidendy w dolarach) miały przewagę nad spółkami europejskimi czy azjatyckimi, bo inwestorzy dodatkowo zarabiali na różnicach kursowych.
zdjęcie tytułowe: Micheile/Unsplash/Wealthseed