W tym roku z depozytów bieżących, czyli kont osobistych i oszczędnościowych, odpłynęło aż 113 mld zł. Czy to oznacza, że Polacy zaczęli przejadać oszczędności? Nowe dane NBP pokazują, że pieniądze zostały w systemie bankowym, ale Polacy znowu polubili depozyty terminowe i solidnie zabrali się za oszczędzanie
Inflacja oszalała i zapewne nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W październiku – według wstępnych danych – skoczyła do 17,9%. Jak na drożyznę reagują Polacy? Dookoła słyszymy, że zaciskamy pasa, polujemy częściej niż w przeszłości na promocje, kupujemy mniej oraz tańsze zamienniki. Ale tego, że mniej kupujemy, nie widać jeszcze w twardych danych. GUS podał niedawno, że sprzedaż detaliczna, czyli pieniądze, jakie konsumenci zostawiają w sklepach, wzrosła we wrześniu o 4,1% w porównaniu z wrześniem ubiegłego roku, choć w skali miesiąca spadła o 2,8%.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W każdym razie panicznego ograniczenia zakupów jeszcze nie widać, co zresztą chcą wykorzystać przedsiębiorcy. Tzw. inflacja producencka, czyli ceny, po jakich firmy sprzedają swoje towary i usługi, obniżyła się we wrześniu o 0,9 pkt proc. Co prawda nadal znajduje się na kosmicznie wysokim poziomie 24,6%, ale po trzech miesiącach stabilizacji wskaźnika odnotowaliśmy pierwszy wyraźny spadek. To dobry sygnał, bo oznacza, że jeśli trend się utrzyma, za jakiś czas również ceny w sklepach przestaną rosnąć.
Problem może się pojawić, jeśli spadek inflacji producenckiej okaże się być chwilowy. Jak wynika z raportu firmy doradczej Grant Thornton, aż 76% polskich przedsiębiorców sygnalizuje podwyżki swoich produktów i usług w najbliższym roku. Pod tym względem Polska jest w światowej czołówce. Głównym powodem są rosnące ceny energii i paliwa, co podwyższa przedsiębiorcom koszty. Wskazują jednak na to, że jest przestrzeń do podnoszenia cen, ponieważ polscy konsumenci mają jeszcze pieniądze.
Depozyty bieżące: w tym roku odpłynęło 113 mld zł
Ale czy przypadkiem przedsiębiorcy nie przejadą się na wierze w zasobność portfeli Polaków? A może wydajemy ostanie zaskórniaki, jedziemy na oparach, by przy tak wysokich cenach jakoś związać koniec z końcem?
Niedawno gruchnęła niepokojąca wiadomość o wynikach sprzedaży obligacji skarbowych. We wrześniu Polacy kupili rządowe papiery dłużne tylko za 2,6 mld zł. Dla porównania w sierpniu sprzedano ich za 6 mld zł, w lipcu za 10,3 mld zł, natomiast w czerwcu aż za ponad 14 mld zł. Maciek Samcik próbował wskazać przyczyny tego załamania. Jedną z nich może być po prostu fakt, że rynek się nasycił – zrobili to ci, którzy mogli i chcieli zainwestować w obligacje.
Inną przyczyną wskazaną przez Maćka jest alternatywa w postaci lepszej oferty depozytowej w bankach. Czy to dobry trop? Narodowy Bank Polski opublikował właśnie najnowsze dane o wartości bankowych depozytów obejmujących wrzesień 2022 r. Bank centralny podaje wartość depozytów ogółem oraz w rozbiciu na depozyty bieżące (środki na z reguły nieoprocentowanych kontach osobistych i oprocentowanych kontach oszczędnościowych) oraz depozyty terminowe.
Jeśli spojrzelibyśmy tylko na depozyty bieżące, od razu powinna zapalić się czerwona lampka ostrzegawcza. Bo wartość środków w kategorii spada w bardzo szybkim tempie. W piku, czyli na koniec grudnia 2021 r., leżało na nich 896 mld zł. Od stycznia do września ubyło aż 113 mld zł! Stan na koniec września to 783 mld zł.
Wyjaśnienie byłoby proste – inflacja powoduje, że zaczynamy przejadać oszczędności. Z danych NBP płyną jednak dobre informacje. Wartość depozytów gospodarstw domowych ogółem wpadała w tym roku w głębokie dołki. Na koniec grudnia 2021 r. wynosiła 1 bln 60 mld zł. W marcu 2022 r. spadła o 27 mld zł, na co zapewne wpłynęła pojawiająca się w tamtym czasie ciekawa oferta obligacji skarbowych. Po marcowym dołku wartość depozytów powoli zaczęła odrabiać straty. We wrześniu stan depozytów jest zbliżony do sytuacji z grudnia 2021 r., a więc wynosi blisko 1 bln 60 mld zł.
Depozyty terminowe wracają do łask Polaków
Mimo że z depozytów bieżących uleciało grubo ponad 100 mld zł, to pieniądze nie uciekają z systemu bankowego – to, co znika z rachunków bieżących, odnajduje się w kategorii depozyty terminowe.
Po dołku z końca 2021 r. (ok. 163 mld zł) ich wartość zaczęła powoli rosnąć, a istotne przyspieszenie widać od kwietnia, co w pewnym sensie koreluje z pojawiającym się wiosną wyższym oprocentowaniem bankowych lokat.
W kwietniu na lokatach terminowych trzymaliśmy już 183 mld zł, a w każdym kolejnym przyrastało średnio ok. 20 mld zł. W efekcie we wrześniu na lokatach terminowych leżało już 276 mld zł. Od początku tego roku z depozytów bieżących ubyło dokładnie tyle samo pieniędzy (ok. 113 mld zł), ile przybyło na lokatach terminowych.
I to – uważam – jest bardzo dobra wiadomość. Po pierwsze dlatego, że bronimy stanu posiadania. Po drugie, że przynajmniej częściowo próbujemy chronić oszczędności przed inflacją – trzymanie środków na nieoprocentowanych ROR-ach oznacza bezwarunkową kapitulację.
Pytanie, na które nie znam odpowiedzi, to: powrót do łask lokat terminowych to tylko efekt tego, że banki uatrakcyjniły ofertę depozytową? A może w ten sposób hodujemy „finansowy tłuszczyk” na ciężkie czasy?
Źródło zdjęcia: Pixabay