Czy polskiej gospodarce grozi turecki scenariusz? Złoty się osłabia, inflacja szaleje, rząd rozrzuca pieniądze na lewo i prawo, a NBP traci wiarygodność. Jak zabezpieczyć portfel w takich okolicznościach? Czy nieruchomości ochronią oszczędności, gdy inflacja wyrywa się spod kontroli? Sprawdzam
W tym roku inflacja w Turcji sięgnęła 80%, ale kilkunastoprocentowe wzrosty cen to dla tego kraju norma od przynajmniej 5 lat. A i wcześniej właściwie dynamika nie schodziła poniżej 5–6%. Do pewnego momentu był to koszt szybkiego rozwoju gospodarczego. Ostatnie lata dla tureckiej gospodarki przypominały raczej stagflację.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Sprawujący autorytarne rządy prezydent Recep Erdoğan lubi chyba myśleć o sobie jako o innowatorze. Przynajmniej w zakresie polityki pieniężnej. Mimo pozornej niezależności banku centralnego, od lat kolejni jego prezesi słuchają się „rad”, których udziela Erdoğan. A jak się nie słuchają, to przestają być prezesami.
Prezydent Turcji wielokrotnie określał się jako wróg wysokich stóp procentowych. Jego wizja zakłada, że inflacja jest przejściowa (skąd my to znamy), a do tego uderza w portfele obywateli. Nie należy ich zatem dodatkowo obciążać podnoszeniem kosztów kredytu. Niskie stopy procentowe mają zachęcać biznes do inwestycji, a słabnąca lira – poprawiać konkurencyjność eksportu i atrakcyjność turystyki. Taka filozofia, zwana Erdoganomiką, znajdowała swoich wielbicieli także w NBP.
„Dynamiczne, nacechowane bardzo wysokim poziomem dumy narodowej wypowiedzi prezydenta R. T. Erdogana przyczyniły się do ukształtowania się kursu liry tureckiej na poziomie korzystnym dla tureckiego eksportu oraz tureckiej turystyki”
– pisał w 2018 r. prof. Eryk Łon, ówczesny członek Rady Polityki Pieniężnej. Dolar kosztował wówczas 6,5 liry. Dzisiaj sytuacja jest jeszcze „korzystniejsza”, bo kurs sięga prawie 18 lir za dolara.
Trudno się dziwić, że w kraju, w którym bank centralny nie walczy z inflacją i osłabieniem waluty, po okresie cudu gospodarczego sytuacja wymknęła się spod kontroli. Kurs liry się zawalił, a rezerwy walutowe nie pozwalały na jej obronę. W tej chwili Turcja ma rezerwy warte około 60 mld dolarów przy PKB na poziomie 815 mld dolarów. Dla porównania Polska ma ok. 150 mld dolarów rezerw przy PKB 675 mld dolarów.
Szanse na to, że sytuacja się poprawi są niewielkie. Jak Turcy mogą sobie poradzić z ochroną swoich portfeli? To może być ciekawa lekcja i u nas, bo przecież nie można wykluczyć, że i w Polsce inflacja wyrwie się spod kontroli.
Jak chronić oszczędności, gdy gospodarka się sypie?
Pierwsze, co przychodzi na myśl, to nieruchomości. Mówi się, że w długim terminie pozwalają zachować wartość nabywczą pieniędzy. Niektórzy twierdzą też, że na nieruchomościach „zawsze się zarobi”, ale badania obalające ten mit opisywałem w tym artykule.
Sprawdziłem więc, jak zmieniały się ceny mieszkań na tle inflacji w ostatnich latach. Z danych Eurostatu wynika, że indeks cen konsumenckich HICP (czyli według zharmonizowanej metodologii liczenia inflacji) w Turcji wzrósł między 2010 a 2021 r. o około 215%. W tym czasie indeks cen nieruchomości mieszkalnych HPI poszedł w górę o 320%.
Trzeba jednak dodać, że dopiero ostatni rok sprawił, że nieruchomości tak mocno wyprzedziły inflację, bo wcześniej oba indeksy szły dość równo. To dane roczne, więc dopiero za jakiś czas zobaczymy, jak kilkudziesięcioprocentowa inflacja w tym roku zmieni ten trend.
Na tym tle inwestycja w mieszkania w Unii Europejskiej wypada bardzo korzystnie. Pokazałem to na poniższym wykresie. Można powiedzieć, że w Turcji – przy odpowiednim timingu – dzięki inwestycji w nieruchomości dało się utrzymać realną wartość oszczędności, a w UE – pomnożyć swoje pieniądze.
A akcje? Giełda w Stambule notowała fenomenalne – na pozór – wyniki. Stopy wzrostu indeksu XU100 (czy też BIST100, jak kto woli) na poziomie kilkudziesięciu procent były normą w ostatnich latach. Od 2010 r. do 2021 r. wskaźnik prawie potroił swoją wartość (około plus 180%). Byłoby super, gdyby nie to, że wskaźnik inflacji poszedł w górę w tym czasie jeszcze mocniej.
To wszystko jednak blednie w porównaniu do zyskowności w jakiekolwiek inwestycje w twardej walucie. Bo na dobrą sprawę, co nam po utrzymaniu realnej wartości oszczędności w pieniądzu, który na świecie jest nic nie warty?
Policzyłem to na przykładzie inwestycji w coś bardzo prozaicznego – ETF na amerykański indeks S&P 500. W sierpniu 2015 r. jednostka iShares Core S&P 500 UCITS ETF kosztowała 194 dolary, czyli 536 lir (po ówczesnym kursie 2,77). Przez 7 lat instrument ten zyskał 120% i jest notowany po 426 dolarów. Co w przeliczeniu przy obecnym kursie USD/TRY 17,9 wynosi… 7638 lir. To oznacza stopę zwrotu w lokalnej walucie na poziomie 1323%!
Dlatego Ergodan bardzo chciał zachęcić gospodarstwa domowe i firmy, żeby sprzedawały dolary i kupowały lirę. Nie zaskoczę nikogo, gdy powiem, że apele te wywołały tylko odwrotny efekt.
Wierzysz w turecki scenariusz w Polsce? Oto jak się zachować
Czy realizuje się u nas turecki scenariusz? NBP, mimo błędów, łapie się jeszcze ze swoją polityką do grona krajów rozwiniętych. Podwyżki stóp były spóźnione, ale RPP nie była jedyna w tym błędzie. I trzeba przyznać, że ich efekt jest odczuwalny, bo akcja kredytowa gwałtownie spowolniła. A więc w tym zakresie zadanie zostało wykonane.
Na plus trzeba naszemu bankowi centralnemu zapisać zwiększenie rezerw walutowych, choć tutaj sam NBP przyznaje, że niewielka w tym jego zasługa, a raczej ten okropnej UE, która na siłę chce nam wcisnąć swoje pieniądze.
„W przypadku Polski sukcesywny wzrost wartości rezerw wynikał nie z prowadzonych interwencji walutowych, ale przede wszystkim z dodatniego salda przepływów zewnętrznych, pochodzącego w dużej mierze z napływu środków z Unii Europejskiej”
– pisali Beata Berłowska i Juliusz Jabłecki z Departamentu Zarządzania Ryzykiem Finansowym NBP. Największy zarzut wobec NBP to zrujnowanie wizerunku i wiarygodności – decyzje o stopach decyzjami o stopach, ale w polityce pieniężnej zarządza się w dużej mierze oczekiwaniami. Dlatego tak ważna jest dobra relacja z rynkiem finansowym i konsumentami, żeby wiedzieli, czego można się spodziewać po polityce pieniężnej i odpowiednio dostosowywać decyzje.
A z tym, w NBP jest, mówiąc delikatnie, problem. I nie chodzi tylko o comiesięczne konferencje (standupy?) prezesa, ale całokształt działań w zakresie komunikacji, za którą odpowiada dyrektor (nomen omen) Piotr Turek.
Załamanie gospodarki w takiej skali tureckiej raczej nam nie grozi – przynajmniej przy obecnym stanie rzeczy. Złoty się osłabił, ale w najgorszym momencie sięgnął 4,85 za dolara, a nie 18 – jak lira. A przecież jeszcze 5 lat temu polska i turecka waluta były warte tyle samo.
Dopóki zachowujemy względną stabilność gospodarczą i instytucjonalną, można zastanawiać się nad budowaniem portfela z tradycyjnych instrumentów: akcji, obligacji, nieruchomości, a wszystko odpowiednio zdywersyfikować walutowo.
Jeśli jednak wierzycie w turecki scenariusz i oceniacie, że pomysły rządu i działania NBP niebezpiecznie zaczynają przypominać Erdoganomikę – nie zastanawiajcie się i trzymajcie się instrumentów w twardych walutach.
Źródło zdjęcia: isakarakus/Pixabay