W ubezpieczeniach – zwłaszcza komunikacyjnych, gdy cena zależy od bardzo wielu czynników – znalezienie najtańszej oferty zwykle zajmuje sporo czasu. Trzeba przekopać się przez niemalą liczbę formularzy, odyć sporo rozmów z agentami lub pracownikami infolinii, a przy tym wszystkim umieć poruszać się po „terenie”. Czyli wiedzieć od czego zależy cena ubezpieczenia samochodu i jak ubezpieczyciele obniżają ceny, by klientowi wydawało się, że wybrał najlepszą ofertę, gdy tak naprawdę kupił wykastrowaną.
Czytaj też: Samochodowe OC i AC. Jak nie dać się nabrać? Radzę!
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Do tego wszystkiego nie przydadzą się ani porównywarki, ani kalkulatory. Trzeba samemu zebrać wiążące oferty i wybrać najlepszą. Do tego wszystkiego bardzo często dochodzi jeszcze sprawa traktowania stałych klientów. W każdej innej branży stały klient, który korzysta z jej usług od wielu lat, może mieć tylko lepiej, niż klient „dorywczy”. Dostaje rabaty, korzysta z ofert specjalnych, ma lepsze warunki przy sezonowych wyprzedażach. No dobra, nie wszędzie tak jest, ale w coraz większej liczbie branż dbałość o lojalnego klienta zaczęła mieć znaczenie.
Czy tak samo jest w ubezpieczeniach? Nie sądzę. I nie chodzi tylko o rosnące ceny. Owszem, dość często dochodzą do mnie skargi konsumentów, którzy uważają, że mimo bycia lojalnymi klientami jakiejś firmy płacą za ubezpieczenie coraz więcej. Ale sam wzrost ceny – bez odniesienia do tego jak ona się zachowała w konkurencyjnych firmach – nic jeszcze nie mówi.
Jeśli w dotychczasowej firmie cena rośnie, a w nowej nie, to już jest przykre, ale może się zdarzyć. Czasem firmy ubezpieczeniowe chcą „podkupić” klienta konkurencji, dlatego dają ceny niższe od standardowych lub wręcz dumpingowe. Jeśli tego klienta nie potrafią później utrzymać na dłuższy czas, np. wysoką jakością obsługi – jest to czysta forma „przepalania” gotówki. Ale kto bogatemu zabroni?
Czytaj też: W pracy lojalność się nie opłaca. Oni obliczyli dlaczego
Brzydki zapach pojawia się, gdy na tego typu praktykę napatoczy się lojalny klient danej marki ubezpieczeniowej. A więc ten sam klient w tej samej firmie dostaje inną (niższą) ofertę, gdy przedstawi się jako nowy, a inną (znacznie wyższą) – gdy występuje jako dotychczasowy. Nie zdarza się to często, bowiem wymaga od klienta zaplanowania pewnego fortelu: zadzwonienia do swojej firmy w dwóch rolach. Mało kto ma czas na takie „zabawy”.
„Piszę w sprawie ubezpieczenia OC samochodu. Rok temu wykupiłem je w firmie Axa, bo było tanie, zapłaciłem ok. 460 zł. W tym roku przysłali mi ofertę przedłużeniową na 680 zł. Drogo, ale myślałem ze po prostu ceny skoczyły. Jednak coś mnie tchnęło, żeby jeszcze raz wyliczyć składkę tak, jakbym to robił jako nowy klient dla nowego samochodu. I co się okazało? Cena wynosi 478 zł”
– napisał do mnie pan Michał. Cóż, sprawa jest prosta: żeby skusić nowego klienta firma ubezpieczeniowa podsuwa mu ofertę na pograniczu opłacalności po to, by go ściągnąć od konkurencji. Klientowi, który już został w zeszłym roku złowiony atrakcyjną ceną takiej oferty składać nie można, bo kiedyś trzeba zacząć na nim zarabiać. Oczywiście: lepiej by było, gdyby ten klient się o tym nie dowiedział, ale… tym razem się nie udało, bo ów konsument miał zadatki na Sherlocka Holmesa.
Co ciekawe, w tym konkretnym przypadku patent na obniżenie ceny polisy okazał się przerażająco prosty. Wystarczyło zachować się tak, by w bazie danych firmy ubezpieczeniowej znów zapisać się jako nowy klient.
„Zadzwoniłem na infolinię, gdzie co prawda nie mogli udzielić mi odpowiedzi na pytanie dlaczego jaet tak duża różnica w cenie ubezpieczenia tego samego auta dla nowego i dotychczasowego klienta. Ale konsultant doradził, że gdy złożę wypowiedzenie przed końcem umowy i wykupię nową polisę, to będę mógł mieć lepszą cenę. Nie wiem czy jestem jedyny, który wpadł na taki pomysł, ale wychodzi na to, że najlepiej zawsze rezygnować z umów i podpisywać nowe, niż kontynuować dotychczasowe”.
Konkluzja pana Michała może mieć sens, ale nie przeceniałbym znaczenia tego patentu. Jeśli systemy informatyczne firmy ubezpieczeniowej są właściwie urzeźbione, to nie powinny dopuszczać do tego typu kombinacji. Ani „tożsamości” samochodu, ani tożsamości klienta nie da się zmienić, więc zakładam, że w większości firm ubezpieczeniowych wprowadzono automatyczną weryfikację, z której wynika czy klient nie był widziany w firmie od lat, czy tylko od tygodni. W wyhaczaniu takich „łowców okazji” sa już wyćwiczone banki, które też oferują nowym klientom darmowe usługi, a „starym” – już niekoniecznie.
Przetestowanie sposobu podsuniętego panu Michałowi przez konsultanta pewnie nigdy nie zaszkodzi (choć czasem może oznaczać więcej zachodu przy zawieraniu polisy – nowy klient musi podawać więcej danych, które w przypadku „starego” są już predefiniowane). Ale czy coś zmieni w cenie? Niekoniecznie. W przypadku pana Michała w kieszeni zostało 200 zł, co jest kwotą niebagatelną. Ale oszczędność wynikająca z przedstawienia się jako nowy klient nie zawsze musi być osiągalna.
źródło zdjęcia: Olichel/Pixabay.com