Prezydent Joe Biden ogłosił, że USA nie będą już kupowały rosyjskiej ropy i gazu. Nie kupi ich też Wielka Brytania. Europa przygotowuje plan stopniowej rezygnacji z rosyjskich surowców. A polski Orlen zacieśnia współpracę z węgierskim MOL-em, czyli firmą, która robi dobre interesy z Rosjanami, interesy szkodliwe dla Ukrainy. Czy po agresji Rosji Orlen powinien zrezygnować z oddawania części polskiego rynku MOL-owi?
Rynek ropy naftowej przeżywa wstrząsy niespotykane od lat. Prezydent Joe Biden ogłosił właśnie, że Stany Zjednoczone nie będą przyjmowały rosyjskiej ropy i gazu w amerykańskich portach. Również Wielka Brytania poinformowała, że nie będzie sprowadzać ropy z Rosji. Europa zapowiedziała, że z rosyjskich surowców chce rezygnować, ale stopniowo (w ciągu kilku lat).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Rynek zareagował wzrostem cen ropy brent – kosztuje 125-130 dolarów za baryłkę. A w Polsce średnie ceny litra benzyny 95 i oleju napędowego przekroczyły 7 zł. Dopóki nie uda się zwiększyć podaży ropy naftowej, trudno liczyć na tanie paliwo – a zwiększyć podaż mogą np. państwa arabskie zrzeszone w OPEC, zapowiedziały to także USA, a być może „odblokowana” zostanie też ropa z Iranu, dziś objęta sankcjami.
W tym niestabilnym świecie nasz narodowy koncern naftowy Orlen łączy się z konkurencyjnym Lotosem (i planuje też fuzję z gazowym gigantem PGNiG). Częścią tych poczynań jest sprzedaż kilkuset stacji benzynowych należących dziś do Lotosu w ręce węgierskiego MOL-u oraz sprzedaż kawałka rafinerii Lotosu arabskiemu Saudi Aramco. To cena, którą Orlen zgodził się zapłacić za zgodę Komisji Europejskiej na połączenie z Lotosem.
Abstrahując od tego, czy warto zapłacić aż tak wysoką cenę – oznaczającą de facto „rozbiór” Lotosu – nowy problem przyniosła wojna Rosji z Ukrainą. Węgierski MOL i premier tego kraju Victor Orban mają prorosyjskie sympatie. Niektórzy obserwatorzy gazowego rynku mówią nawet, że wpuszczanie MOL-u do Polski to niezamierzony „prezent” dla Gazpromu, czyli firmy, która jest „ekonomicznym ramieniem” Kremla. Czy te zarzuty są słuszne? Zapraszam do zapoznania się z analizą tej ważkiej kwestii.
Orban biczuje Polskę, a my nadstawiamy drugi policzek
Polska ma z Węgrami problem – niby to bratanki, a Zjednoczona Prawica wspierała Orbana na forum unijnym (a on wspierał nas), ale od 24 lutego nasze drogi – decyzją Victora Orbana i pośrednio Władimira Putina – z każdym dniem coraz bardziej się rozchodzą.
Świadczą o tym wypowiedzi przedstawicieli węgierskiego rządu. Najbardziej wstrząsający był wywiad Orbana opublikowany w serwisie mandiner.hu, który wiernie cytuje „Rzeczpospolita”. Premier Węgier powiedział tak:
„Polacy chcą przesunąć granicę świata zachodniego aż do granicy świata rosyjskiego. Poczują się bezpieczni, jeśli tak się stanie, a NATO, w tym Polska, będą mogły rozmieścić właściwe wojska na zachód od tej linii. Dlatego zaciekle popierają członkostwo Ukrainy w Sojuszu”.
Ktoś niechętny budowie polsko-węgierskiej przyjaźni napisałby: „a więc zdrada”. Ale my zachowujemy zimną krew i czytamy dalej:
„Węgierska waluta stała się ofiarą brukselskich sankcji [chodzi o sankcje nałożone na Rosję – mój dopisek]. Wyrządziły znaczne szkody węgierskiej gospodarce”
– wypalił minister finansów Węgier Mihaly Varga. Jeśli prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, to cóż, chyba właśnie jednego straciliśmy. Veronika Jóźwiak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych mówi, że „rząd Viktora Orbana robi wszystko, aby odwrócić uwagę od faktu, że Rosja jest agresorem, a Putin jest zbrodniarzem wojennym”.
Węgry zapowiedziały, że nie poprą energetycznych sankcji na Rosję (czyli odcięcia się od dostaw ropy i gazu). Nie są jedyni, bo Niemcy i Włosi też nie chcą natychmiastowego embarga na rosyjskie surowce. Dziwne? W ostatnim roku było mnóstwo dowodów na zacieśnianie współpracy Orbana z Putinem.
Węgry zużywają 9,6 mld m3 gazu rocznie, z tego 80% pochodzi z Rosji (Polska ma 55% gazu z Rosji, ale po uruchomieniu gazociągu Baltic Pipe będziemy w stanie ograniczyć to prawie do zera). Uzależnienie Węgier od rosyjskiej ropy wynosi 60% (w Polsce – 65%). Polska próbuje dostawy dywersyfikować, a Węgrzy wręcz przeciwnie – scalają się z Rosją coraz bardziej.
W grudniu 2021 r., gdy było wiadomo, że Rosja gromadzi ogromne siły przy granicy z Ukrainą, Budapeszt podpisał umowę z Moskwą na 10 mld euro pożyczki na sfinansowanie rozbudowy elektrowni jądrowej Paks. Rozbudowę realizuje rosyjski koncern Rosatom. 27 września 2021 r. Węgry zawarły nowy kontrakt na dostawy gazu ziemnego z Rosji, co uniemożliwi im de facto import surowca z innych kierunków.
MOL, czyli przyjaciel Rosji. I… przyjaciel Orlenu?
Gdzie w tej układance jest MOL, czyli największa rafineria i sieć stacji na Węgrzech, Słowacji i w Czechach? To firma kontrolowana przez węgierskie państwo. Kiedyś w MOL-u był kapitał rosyjski. Rosjanie mieli 21% akcji koncernu, które kupili od austriackiej firmy OMV. W 2011 r., czyli za rządów Orbana, Węgrzy wykupili udziały w MOL od Rosjan.
Jednak brak bezpośredniego udziału w MOL rosyjskiego kapitału nie oznacza, że nie robi z Rosją interesów. MOL – poprzez swoją spółkę-córkę FGSZ – jest operatorem północnej części gazociągu Turk Stream (to taki Nord Stream, tyle że okrąża Ukrainę od południa). Turk Stream obok Nord Stream 1 i 2 to sztandarowe inwestycje Gazpromu w Europie. Wszystkie trzy – rozpatrywane łącznie – mają na celu odcięcie Ukrainy od rosyjskiego gazu i wyeliminowanie ukraińskich firm z rynku gazowego Europy.
Co ciekawe, Węgrzy zdecydowali się zbudować za własne pieniądze infrastrukturę ułatwiającą „przepychanie” rosyjskiego gazu do granicy z Austrią, skąd może być rozprowadzany na całą Europę Zachodnią. Można to rozpatrywać na dwa sposoby: jako wasalizację Węgier albo jako próbę uniezależnienia się od Rosji (na własnym terenie nie chce mieć „obcej” infrastruktury – pomaga Rosji w dystrybucji jej gazu, ale w razie zmiany sytuacji geopolitycznej wciąż ma ten komfort, że kontroluje rury).
Problemem jest też nieujawniona struktura właścicielska MOL. Akcjonariat jest nieczytelny, w dużej mierze rozproszony. Czy w MOL-u nadal jest rozdrobniony kapitał rosyjski? Tego nie wiemy. Zapytałem w KNF, czy badał tę sytuację, ale niewiele udało mi się ustalić:
„KNF sprawuje nadzór nad spółkami publicznymi w obszarze obowiązków informacyjnych i w przypadku takiej transakcji przepisy nie przyznają Komisji narzędzi nadzorczych w postaci podejmowania decyzji np. w zakresie wyrażania zgody czy zgłaszania sprzeciwu na takie transakcje. Pana pytania dotyczą sfery związanej z AML [dyrektywa dotycząca przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy – mój dopisek]. Centralnym elementem polskiego systemu przeciwdziałania praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu jest zaś Generalny Inspektor Informacji Finansowej”.
Robienie interesów z państwową węgierską firmą, która świadomie wspierała Rosjan w destabilizacji energetycznej Ukrainy, w obliczu tak brutalnej wojny, jest co najmniej nieetyczne. Zresztą minister spraw zagranicznych Węgier potwierdził, że kraj ten podtrzymuje umowę na import rosyjskiego gazu i nie planuje rezygnacji z rozbudowy elektrowni atomowej w Paks we współpracy z Rosjanami.
Nowe warunki rynkowe: czy transakcja z MOL-em ma jeszcze sens?
Przypomnijmy stan gry: 12 stycznia Orlen ogłosił, że sprzeda za 600 mln dolarów sieć 417 stacji (z prawie 500 posiadanych) występujących dziś w barwach Lotosu węgierskiemu MOL-owi. Warunkiem udzielenia zgody na fuzję Orlen-Lotos przez Komisję Europejską była właśnie odsprzedaż stacji paliw innej firmie, by Orlen nie był „za duży” na naszym rynku. Orlen wybrał węgierski MOL.
W ramach transakcji polski gigant paliwowy wejdzie do Węgier – przejmie za 259 mln dolarów sieć 185 stacji MOL na Węgrzech i w kilku innych krajach (w tym na Słowacji). MOL zobowiązał się, że przez następnych 8 lat będzie kupował paliwo do polskich stacji od Orlenu. Polski koncern naftowy zapewnił sobie też prawo pierwokupu, gdyby MOL chciał sprzedaż stacje w Polsce innej firmie.
Piotr Woźniak, były prezes PGNiG, to osoba, która zna się na węglowodorach i światowym rynku gazu i ropy, jak mało kto. W bardzo ciekawym, prawie dwugodzinnym wystąpieniu w „Klubie Ronina” wyraził opinię, że umowa Orlenu z MOL-em to po prostu błąd, „zafundowanie sobie kawałka Gazpromu w Polsce”. Zbyt wiele jest przesłanek, że MOL trzyma sztamę z rosyjskim gigantem gazowym, od którego „produktów” Polska próbuje się za wszelką cenę odciąć.
Krytyków transakcji przybywa. Paweł Olechnowicz, były wieloletni prezes Lotosu stwierdził, że – jego zdaniem – poprzez tę transakcję Orlen wprowadza na polski bardzo rynek niebezpiecznych konkurentów: Saudi Aramco i MOL (ale Lotos to „dziecko” Olechnowicza więc może być nieobiektywny).
Czy z wielkiej transakcji – jak się okazuje ryzykownej politycznie i reputacyjnie – można się jeszcze wycofać? Być może pewną furtką byłaby zmiana warunków rynkowych. Cena baryłki ropy brent wzrosła od czasu podpisania umowy z MOL-em o ponad 40 dolarów, czyli o prawie jedną trzecią. Goldman Sachs i JP Morgan szacują, że może osiągnąć nawet 175 dolarów. USA ogłosiły, że nie kupią rosyjskiej ropy. Jednym słowem: rynek już w ogóle nie przypomina tego z początku roku.
To potężna zmiana warunków nie tylko rynkowych, ale także geopolitycznych. Po agresji Rosji na Ukrainę rozsądek nakazywałby jeszcze raz przeliczenie wszystkich konsekwencji oraz uwzględnienie wpływu sankcji gospodarczych zastosowanych wobec Rosji. Po pierwsze może się okazać, że przy tych cenach ropy, Orlen sprzedaje aktywa zbyt tanio. Po drugie – że ma umowę z firmą, która jest „agentem wpływu” kraju wrogiego (a co najmniej nieprzyjaznego) wobec Polski.
Wojna zmienia wszystko. Czy zmieni sojusze Orlenu?
Żeby było jasne: plan połączenia Orlenu i Lotosu ma pewne zalety. Być może uda się nieco taniej kupować ropę naftową (choć to wątpliwe, połączenie nie przyniesie awansu Orlenu do innej ligi), Orlen będzie mógł wejść na rynek węgierski i uzyska kontakt biznesowy z Saudi Aramco, największą firmą naftową w świecie arabskim. Lotos, jako firma wyłącznie paliwowa, byłby skazany na niebyt w ciągu kilku dekad (bo rozwija się elektromobilność). W strukturach Orlenu być może – nawet po „rozbiorze” będzie mogła rozwinąć skrzydła w nowych kierunkach.
Tyle że w obliczu agresji Putina, oceniając sytuację na chłodno i obserwując, co się dzieje na rynku naftowym i w geopolityce, można się zastanawiać, czy oddawanie w niepolskie – a do tego prorosyjskie! – ręce sieci stacji paliw to nie jest zbyt wysoka cena. Zgodnie z umową MOL musi kupować do swoich stacji paliwo od Orlenu (nie będzie więc hipotetycznego dumpingu paliwem od Rosnieftu). Ale wpływ MOL-u na nasz rynek paliwowy jest trudny do oszacowania.
Saudyjczycy? Tu też są wątpliwości. Z jednej strony dobrze, że mamy przyczółek dla arabskiej ropy naftowej. Ale z drugiej strony Arabia Saudyjska ostatnio nie pokazuje, że gra w „naszej drużynie” – nie chce zwiększyć wydobycia ropy naftowej, o co wnioskują USA. A to zgodne z życzeniami Putina. No i nie sposób nie zauważyć, że Arabia Saudyjska jest w kartelu OPEC + Rosja.
A jeśli ktoś ma wątpliwości, to niech przeczyta najnowsze wiadomości. Jak donosi „The Wall Street Journal”, Biały Dom bezskutecznie próbował zorganizować rozmowy między prezydentem Bidenem a przywódcami Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. USA pracowały nad zbudowaniem międzynarodowej koalicji dostawców ropy naftowej, żeby zwiększyć podaż surowca, obniżyć cenę, pomóc Ukrainie oraz Europie i jednocześnie zaszkodzić Rosji.
Saudyjski następca tronu książę Mohammed bin Salman i szejk Zjednoczonych Emiratów Arabskich Mohammed bin Zayed al Nahyan odrzucili prośby urzędników rządu USA o rozmowę z Bidenem. Zarówno książę Mohammed, jak i szejk Mohammed odebrali natomiast telefon od prezydenta Rosji Władimira Putina.
Obaj później rozmawiali też z prezydentem Ukrainy, któremu pewnie powiedzieli: „panie, ale co my możemy? Jest zima, więc musi być zimno. I drogo”. Tacy to są nowi „przyjaciele” Daniela Obajtka, prezesa Orlenu? Oczywiście, wyzłośliwiamy się i jest to trochę krzywdzące dla prezesa Orlenu, bo skądś kupować ropę naftową trzeba. A tak się niefartownie składa, że wśród krajów, które ją posiadają, stosunkowo niewiele jest rządzonych przez miłujących pokój demokratów. Tym niemniej zestaw arabsko-węgierski przy stole prezesa Orlenu w obliczu wojny zaczyna wyglądać cokolwiek dziwnie. I ryzykownie.
Wojna zmienia wszystko. Rosja stała się pariasem. Prawdopodobnie przez długie lata będzie traktowana jak kraj bandycki. Koncerny światowe zrywają z nią kontrakty (np. brytyjski BP sprzedał 20% udziałów w rosyjskim Rosniefcie, tracąc na tym interesie astronomiczne 20 mld dolarów), wychodzą z Rosji, rezygnując czasem z 10-20% globalnych przychodów. Każdy płaci cenę za wojnę i za zduszenie rosyjskiego potwora.
W interesie Polski jest być jak najdalej od rosyjskiej strefy wpływów. Robienie interesów z firmą, która współpracowała z Rosją w „unieszkodliwianiu” Ukrainy, de facto kontrolowanej przez polityka, który jawnie wspiera Putina – warto to jeszcze raz przemyśleć,
Czytaj też: Ta jedna rzecz sprawiła, że Orlen odbił mnie z rąk BP. Ale rewolucja zatrzymała się w połowie
źródło zdjęcia: materiały prasowe