Przetestowałem pierwszą w Polsce – i jedną z pierwszych w Europie – płatniczą kartę biometryczną. Czy w erze płatności mobilnych taki plastik ma sens? Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie nie jest taka oczywista. Karta biometryczna może mieć kilka zalet, o których w pierwszym momencie nie pomyślałem. Rozjaśniło mi się w głowie dopiero, gdy zacząłem jej używać
Kartę biometryczną od kilku tygodni wydaje klientom instytucjonalnym Bank Pocztowy. Nie jest to może rynkowy gigant ani bank postrzegany jako lider innowacji (zapewne przez swoje „pocztowe” konotacje), ale ewidentnie ma ciąg do nowych technologii. M.in. jako jeden z pierwszych banków w Polsce wprowadził biometryczną identyfikację klienta (po rysach twarzy) przy składaniu wniosku o pożyczkę gotówkową.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
A od 20 grudnia w ofercie banku jest właśnie karta biometryczna. A więc taka, która – oprócz PIN-u – pozwala na autoryzację płatności odciskiem palca. I od razu dodam, że nie jest to karta w wersji cyfrowej, czyli wrzucona do Apple Pay albo Google Pay (to nie byłby żaden news), tylko plastikowa. Czytnik biometryczny jest umieszczony na karcie.
Pierwsza karta biometryczna w szponach Samcika
Mam przyjemność być jednym z pierwszych klientów Banku Pocztowego, którzy dostali ten plastik do przetestowania (mam nadzieję, że mi go potem nie zabiorą, bo ze względu na tę możliwość założyłem sobie w Banku Pocztowym rachunek firmowy). I od kilku dni używam jej w sklepach. Nota bene nie jest to pierwsza innowacja, której miałem okazję być testerem. Pamiętacie jak prezentowałem Wam technologię płacenia za pomocą skanu tęczówki oka, czyli PayEye?
Po złożeniu wniosku o kartę (nie jest wydawana z automatu, trzeba o nią wystąpić) trochę się naczekałem, bo plastik musiał przylecieć z Francji – z firmy Thales, która jest technologiczną „mamusią” tego cacka.
Ostatecznie dostałem eleganckie pudełko, w którym znalazłem kartę, specjalny czytnik oraz instrukcję kodowania oraz użytkowania karty. Nie lubię instrukcji, ale tym razem bez zapoznania się z nią nie dałbym rady. Osobną przesyłką – kilka dni później – dotarł do mnie PIN do karty.
Na podstawie wcześniejszych doświadczeń z biometrią żyłem w przekonaniu, że kodowanie wzorca biometrycznego musi się odbyć w oddziale banku, więc – nie otwierając przesyłki – podreptałem do centrali Poczty Polskiej. Uznałem, że tylko tam są ludzie wystarczająco ważni, by dysponowali stosownym sprzętem.
Okazało się jednak, że w tym przypadku bank nie jest do niczego potrzebny. Zapisywanie wzorca biometrycznego można ogarnąć samoobsługowo, za pomocą wspomnianego wyżej czytnika, który jest w zestawie.
Rzecz odbywa się tak, że wkładam część karty z czipem do tegoż czytnika (zapala się na nim dioda, jeśli wszystko jest OK), potem pięciokrotnie przykładam kciuk do prostokąta znajdującego się na karcie (blisko dolnego prawego narożnika). I gotowe. Karta ma specjalną diodę, za pomocą której sygnalizuje, że kodowanie przebiegło pomyślnie.
Wzorzec biometryczny jest więc zakodowany na czipie, przy transakcji karta nie łączy się z bankiem, żeby potwierdzić czy ja to ja. No i nie ma ryzyka, że przy tej komunikacji jakieś dane wypłyną. Jedynym miejscem, w którym zostawiłem linie papilarne jest czip karty. Podobnie jak w przypadku pierwszego użycia „normalnej” karty transakcja inicjalna musi się odbyć jeszcze z PIN-em (w moim przypadku przy drugiej transakcji też karta wymusiła podanie PIN-u, dopiero od trzeciej płaciłem „na odcisk palca”). A potem już cud, miód i maliny.
Czytaj też: Płacenie palcem, okiem, głosem… biometria w płatnościach to przyszłość (subiektywnieofinansach.pl)
Płatności kartą biometryczną: czy to wygodne?
Jak się płaci taką kartą? Podobnie jak „zwykłą”. Przykładam ją do czytnika przy terminalu płatniczym w sklepie i zapłacone. Jedyna różnica polega na tym, że w tym momencie muszę trzymać kciuk na czytniku umieszczonym na karcie (zapewne dlatego producent karty rekomenduje, żeby kodować na niej linie papilarne z kciuka, przy innym palcu byłoby to niewygodne). Przez mniej więcej jedną sekundę czytnik na karcie sprawdza – w komunikacji z czipem – czy wzorzec się zgadza, a udaną identyfikację potwierdza dioda na karcie.
Oczywiście, mogę też nie używać technologii biometrycznej i zapłacić z PIN-em, wkładając kartę do czytnika. Domyślnie jednak karta „zakłada”, że będę płacił z użyciem biometrii. Dlatego płacenie z PIN-em zawsze wymaga włożenia karty do czytnika.
Po kilku transakcjach biometrycznych stwierdzam, że to jest fajne. O ile trzymając w ręku zwykłą kartę odczuwam pewien niepokój (wynikający z tego, że, jeśli ją zgubię, to ktoś będzie mógł kupić coś na mój koszt), o tyle karta biometryczna zapewnia pełen spokój, że pieniądze „zamknięte” na rachunku karty są bezpieczne.
Jest w tym pewnie głównie psychologia, bo przecież plastik to plastik i każdy jest mniej więcej tak samo bezpieczny, ale… dla kart biometrycznych nie obowiązuje 100-złotowy limit transakcji bez PIN-u. A więc mam w ręku jedyny płatniczy „plastik”, który – gdybym go stracił – będzie kompletnie bezużyteczny dla złodzieja. Każda transakcja – nawet o wartości 5 zł – wymaga podania PIN-u lub biometrycznej identyfikacji.
Czy nie jest to jednak – mimo wszystko – przerost formy nad treścią? Przygniatającą większość kart płatniczych można dziś włożyć do „cyfrowego portfela” Apple Pay lub Google Pay. A więc każda karta może być biometryczna, nie trzeba w tym celu zamawiać specjalnego „plastiku”, który w dodatku sporo chyba kosztuje. Wystarczy, że nie noszę przy sobie plastikowej wersji karty, tylko płacę smartfonem – z reguły mają one już możliwość zarówno logowania się palcem, jak i płacenia w ten sposób.
W przypadku używania karty za pomocą Apple Pay też obowiązuje zasada, że każda transakcja – nawet mała – wymaga biometrycznej autoryzacji. W przypadku Google Pay mniejsze transakcje wymagają wyłącznie zbliżenia telefonu do czytnika.
Czytaj też: Sztuczna inteligencja zapewnia nam bezpieczeństwo transakcji kartą. Jak? (subiektywnieofinansach.pl)
Czy karta biometryczna ma sens w epoce Apple Pay i Google Pay? Cztery argumenty
Po co więc karta biometryczna i całe to zamieszanie z kodowaniem wzorca biometrycznego? Na początku pomyślałem: „gadżet”. Ale po głębszej rozkmince znalazłem jednak kilka zalet takiego plastiku.
Po pierwsze: nie każdy ma smartfon. Jeśli go nie mam, to nie zapiszę karty w Apple Pay i Google Pay, więc muszę używać wersji plastikowej. I pamiętać PIN do niej (przynajmniej do większych transakcji). Niektórzy noszą ten PIN – o zgrozo – przy sobie albo w portfelu czy w torebce, co przynosi fatalne skutki w przypadku kradzieży. Bank może nie uznać reklamacji i straty mogą sięgnąć dziesiątek tysięcy złotych. Mając kartę biometryczną, nie muszę pamiętać ani nigdzie zapisywać PIN-u. To ja jestem tym PIN-em. W ten sposób karta zwiększa moje bezpieczeństwo.
Po drugie: nie każdy jest technologicznym asem, który umie „włożyć” kartę do smartfona. Znam kilka osób – niekoniecznie wiekowych, niektóre z nich mają 40 lat – które nie potrafią zainstalować karty w Apple Pay lub Google Pay. Nie rozumieją komunikatów, nie potrafią podać danych, nie udaje im się zatwierdzenie czegoś tam.
Nie powiem, żebym za pierwszym razem poradził sobie z aktywacją karty biometrycznej (źle włożyłem ją do czytnika i uznałem, że czytnik jest zepsuty – ale potem skorzystałem z zasady „gdy wszystko zawiedzie, przeczytaj instrukcję”), ale mimo wszystko to jest łatwiejsze niż aktywacja karty w portfelu Apple Pay albo Google Pay. Nie trzeba nic instalować, podawać żadnych danych, nic klikać. Po prostu wkładam kartę do czytnika i przykładam pięć razy kciuk.
Po trzecie: nie każdy czuje się dobrze z podwyższonym limitem transakcji bez PIN. Odkąd dowolną kartą mogę zrobić kilka transakcji do 100 zł bez podawania PIN (tak dziś wygląda limit transakcji „na zbliżenie”, to pandemiczna zmiana) trzeba uważniej pilnować kart fizycznych. Owszem, bank przeważnie odda pieniądze po reklamacji, ale to potrwa. Zgubiona plastikowa karta płatnicza oznacza dla nieuczciwego znalazcy okazję do zrobienia kilku transakcji bez PIN na mój koszt.
Karta biometryczna znosi ten czynnik ryzyka. Niezależnie od wartości transakcji, limitów transakcji bez PIN i innych regulacji – tutaj każda płatność musi być połączona z przyłożeniem palca do czytnika biometrycznego na karcie oraz weryfikacji danych z wzorcem na czipie karty.
Po czwarte: karta biometryczna nie potrzebuje naładowanej baterii. Mając kartę plastikową nie ryzykuję, że nie będę mógł zapłacić w sklepie, bo np. skończy mi się bateria w smartfonie. Jednocześnie nie ponoszę ryzyka, że stracę choćby 50 groszy, jeśli kartę zgubię.
Kto zapłaci za bezpieczeństwo?
Wbrew pozorom więc może niekoniecznie jest tak, że era płatności mobilnych (czy to za pomocą Apple Pay, Google Pay albo QR kodów) znosi sens używania kart biometrycznych. Oczywiście: powstaje pytanie o koszty. Wyprodukowanie takiej karty kosztuje nie kilka euro, jak zwykłej karty tylko – zapewne – kilka razy więcej. Pytanie, czy klienci banków w Polsce zechcą za to zapłacić.
Zapewne w Banku Pocztowym też zadają sobie to pytanie, dlatego testują nowe rozwiązanie na klientach korporacyjnych, czyli z wyższej półki. Ale niewykluczone, że takie „plastiki” pojawią się też w ofercie dla klientów detalicznych. Tyle że albo będzie dość wysoka opłata jednorazowa za jej wydanie, albo będzie to część specjalnej oferty „biometrycznej” z miesięczną opłatą za prowadzenie rachunku.
Z punktu widzenia banku to może być ciekawy układ – banki są dziś dostawcami prostych, powszechnych usług, za które coraz trudniej brać pieniądze. Klienci będą chętniej płacić, jeśli dostają w zamian coś ekstra. A – o ile mi wiadomo – karta biometryczna do tej pory w Europie pojawiła się tylko we Francji (bodaj w BNP Paribas) i teraz w Polsce. Ostatnio Samsung poinformował, że będzie pomagał bankom w przekształcaniu ich kart w biometryczne.
Bylibyście gotowi zapłacić więcej za konto w banku w sytuacji, gdyby bank zaoferował kartę biomertyczną? Dawajcie znać w komentarzach.