Od czego zależy wartość rynkowa spółki giełdowej? Wpływa na to bardzo wiele czynników, najczęściej akcjonariusze patrzą na wyniki finansowe i wypłacaną dywidendę. Istotna jest też wiara inwestorów w dobre zarządzanie firmą (co gwarantuje jej zyski w przyszłości) oraz stabilność akcjonariatu i wysoki odsetek inwestorów, którzy wiążą się ze spółką na lata i dziesięciolecia. Spółki coraz częściej nagradzają takich inwestorów. A jak?
Akcjonariusze spółek dzielą się z grubsza na dwie grupy – instytucjonalnych oraz indywidualnych. Instytucjonalni przeważnie są w większości (jeśli chodzi o „moc” ich kapitału oraz głosy na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy), ale bieżąca cena akcji zależy w największej mierze od tych indywidualnych. Bo to oni częściej handlują akcjami, zmieniają „obiekty” swych uczuć, starają się sprzedać akcje po możliwie najwyższej cenie i odkupić po możliwie najniższej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tacy inwestorzy to oczywiście sól każdego rynku kapitałowego (bez nich brakowałoby płynności handlu, a spółki mające niską płynność obrotu są niżej wyceniane), ale z punktu widzenia spółek cenni są przede wszystkim tacy inwestorzy indywidualni, dla których dana spółka jest inwestycją długoterminową. Kupujący akcje na lata lub dziesięciolecia.
W Polsce nie jest to jeszcze popularny sposób lokowania kapitału, ale w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy USA kilka, kilkanaście procent inwestorów indywidualnych trzyma akcje wybranych spółek bez żadnego horyzontu czasowego. Czasem nawet przekazują akcje w spadku swoim dzieciom. Jeśli spółka przez kilkadziesiąt lat zwiększa wartość rynkową i wypłaca dywidendę, to czego chcieć więcej?
Spółki kochają takich inwestorów, bo są oni niepodatni (albo stosunkowo mało podatni) na zjawiska paniki i na typowe odruchy stadne. A tym samym ograniczają wahliwość notowań spółki. Gdy wybuchła epidemia Covid-19, ceny akcji spadły o 30-40% i wydawało się, że to już koniec świata. Inwestorzy krótkoterminowi sprzedawali akcje za wszelką cenę, a długoterminowi spokojnie czekali.
Ich cierpliwość została nagrodzona. Jeśli ktoś ma akcje od kilkudziesięciu lat to przeżył już kilka krachów i wie, że porządna spółka (prawie) zawsze się obroni. Nadal będzie zarabiała pieniądze, wypłacała dywidendę, a jej wartość rynkowa się odbuduje.
______________________________
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o Finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
______________________________
Akcjonariusze i bonusy? Crowdfunding pokazuje, że można
Co prawda dla każdego inwestora zdecydowanie najważniejszy jest długoterminowy wzrost ceny posiadanych akcji oraz systematyczne wypłaty dywidendy, ale pewną dodatkową zaletą są specjalne benefity, oferowane przez niektóre spółki długoterminowym, stabilnym inwestorom indywidualnym.
Chociaż te korzyści nie „zasklepią” finansowej różnicy w portfelu między dobrą a złą inwestycją, to mogą być dodatkowym argumentem w sytuacji, gdy masz do wyboru inwestycję w dwie firmy, które oceniasz podobnie wysoko.
Nie znalazłem żadnych badań, które pokazywałyby wpływ takich bonusów na stabilność akcjonariatu spółek, ale nawet jeśli potraktowalibyśmy to wyłącznie w kategoriach „odwdzięczania się” lojalnym udziałowcom, promocji spółki i działań marketingowych – jest to na pewno cenna aktywność. Choćby dlatego, że promuje inwestowanie na rynku kapitałowym jako rzecz dostępną dla każdego.
W Polsce zwyczaj nagradzania akcjonariuszy za to, że powierzyli spółce swoje pieniądze, nie jest zbyt powszechny. To raczej domena firm występujących o kapitał na platformach crowdfundingowych (gdzie pieniądze pozyskują spółki nie notowane na giełdzie – przeważnie jeszcze młode i niewielkie). Kiedy akcje w ramach crowdfundingu sprzedawał klub piłkarski Wisła Kraków, wśród bonusów dla nabywców akcji było miejsce w loży VIP na stadionie, a nawet… śniadanie z gwiazdą klubową Jakubem Błaszczykowskim.
Kiedy kilka lat temu obligacje oferowała spółka mająca w planach stworzenie polskiego samochodu sportowego Arrinera Hussarya – nabywcy największych pakietów obligacji mieli obietnicę udziału w jazdach testowych (spółka niedawno zamknęła projekt, więc samochodu nie będzie, ale obligacje – o ile mi wiadomo – spłaciła).
Stabilny wzrost wartości akcji, dywidenda i… nagrody za lojalność
Jeśli chodzi o spółki notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych program lojalnościowy dla akcjonariuszy uruchomiły dwie spółki paliwowe – Orlen i przejmowany przez niego Lotos. A w ostatnich dniach o starcie własnego programu nagradzającego akcjonariuszy poinformował największy w Europie Środkowej ubezpieczyciel – PZU.
To spółka, która od lat uchodzi za przykład porządnej inwestycji dywidendowej, której wartość rynkowa jest stabilna, a coroczne dywidendy pozwalają przeważnie zarobić więcej, niż na trzymaniu pieniędzy w banku (i pobić inflację). Akurat dziś PZU wypłaca swoim udziałowcom najwyższą w historii dywidendę – 3,5 zł na każdą akcję. Biorąc pod uwagę obecny kurs akcji (38,50 zł) dywidenda stanowi aż 9% wartości udziałów. Bez porównania więcej, niż można zarobić na odsetkach w banku (góra 1-1,5% w skali roku) i znacznie więcej, niż wynosi inflacja (5,4%).
Kto w 2010 r. kupił w ofercie publicznej akcje PZU po 31,25 zł – a zrobiło to 250 000 inwestorów indywidualnych – i trzyma je do dziś, dzięki długoterminowej wzrostowi jej wartości rynkowej (średnio 3% w skali roku) uzyskał ochronę przed inflacją, zaś dzięki wypłaconym dywidendom (średnio 7% wartości akcji w skali roku) realnie pomnożył swoje oszczędności.
Ludziom często wydaje się, że mieć akcje to jakaś czarodziejska rzecz, dostępna tylko dla wybrańców. A prawda jest taka, że każdy może i powinien mieć akcje spółki, z której produktów lub usług korzysta. Skoro jest się fanem jakiejś firmy, to dlaczego nie zarabiać na tym, że inni też nimi są i zostawiają w niej pieniądze? I dlaczego nie mieć udziału w jej zyskach (bo tym jest dywidenda)?
Lokowanie pieniędzy w akcje spółek może być dobrą tarczą obronną w związku z drukowaniem przez banki centralne ogromnych ilości nowych pieniędzy. Oni drukują i drukują, a ceny akcji rosną i rosną. Bo akcja odzwierciedla kawałek wartości realnego majątku, będzie wyceniana raz wyżej, raz niżej, ale jeśli inflacja „zjada” papierowy kapitał w banku, to raczej nie nadgryzie tego trzymanego w akcjach.
Program bonusów dla akcjonariuszy jak „druga dywidenda”?
Od teraz akcjonariusze PZU – jako trzeciej spółki w historii warszawskiej giełdy – mogą liczyć nie tylko na wzrost wartości rynkowej akcji oraz na sowitą, coroczną dywidendę, ale też na dodatkowe korzyści finansowe. Każdy, kto kupi co najmniej 100 akcji PZU (a więc zainwestuje w spółkę ok. 4000 zł) otrzyma 10% zniżki na majątkowe polisy ubezpieczeniowe tej firmy. Promocja obejmie polisy samochodowe, rolne, ubezpieczenia nieruchomości, NNW czy polisy turystyczne.
Udział w programie „Moje Akcje PZU” oznacza też bezpłatne, roczne członkostwo w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych (obejmujące pakiet podstawowy, który zwykle kosztuje 199 zł) lub 50% zniżki na roczne członkostwo rozszerzone (cena regularna to 399 zł).
Możliwe jest także uzyskanie większego, 20-procentowego rabatu na ubezpieczenie, jednak to dodatkowa „premia” za co najmniej roczny staż bycia akcjonariuszem PZU. Jeśli ktoś z Was ma już akcje PZU, to powinien rozważyć zapisanie się do programu – za rok czekają zniżki pełną gębą. A kto jeszcze nie ma akcji, a kupuje w PZU polisy ubezpieczeniowe – niech zastanowi się nad udziałem w programie, połączy wówczas przyjemne (tańsze polisy) z pożytecznym (bycie akcjonariuszem porządnej spółki dywidendowej). Możliwość zapisania się do programu jest pod linkiem mojeakcje.pzu.pl.
Zniżki dla akcjonariuszy będą zauważalne w portfelu. Korzystając z kilku produktów ubezpieczeniowych PZU będzie więc można zaoszczędzić „duże” kilkaset złotych. Dla niektórych bonus będzie równoważny 10-15% wartości posiadanych akcji, dla innych – mniej. W każdym przypadku mówimy de facto o „drugiej dywidendzie”. Więcej szczegółów na temat programu „Moje Akcje PZU” podał Irek Sudak w swojej recenzji programu na „Subiektywnie o finansach”.
Masz akcje? Masz voucher. Albo rabat. Albo… upgrade statusu
Jak spółki w innych krajach nagradzają akcjonariuszy? Na Zachodzie takie programy są znacznie popularniejsze, niż u nas. Najczęściej zniżkami na oferowane przez siebie produkty lub usługi. Np. notowani na giełdach operatorzy promów oferują akcjonariuszom „kredyty pokładowe”. Udziałowcy notowanych na amerykańskiej giełdzie sieci promowych Carnival Corporation, Norwegian Caribbean czy Royal Caribbean za każde 100 akcji mogą dostać od 50 do 250 dolarów w ramach vouchera, w zależności od długości rejsu (akcjonariusze-klienci muszą złożyć wniosek co najmniej na dwa-trzy tygodnie przed początkiem imprezy).
Zajmująca się transportem lotniczym firma ANA Group dwa razy w roku przyznaje akcjonariuszom specjalne kupony, które można wymienić na zniżki (np. na 50% rabatu na lot krajowy w jedną stronę, na 10-20% zniżki w restauracjach i hotelach przylotniskowych prowadzonych przez firmę).
Za każdy 1000 akcji dostaje się 1 kupon na taką zniżkę, a powyżej 4000 akcji – jeden kupon za każde kolejne 2000 akcji. Jedna akcja (po przeliczeniu z jenów) kosztuje ok. 90 zł, co oznacza, że „zabawa” dla akcjonariuszy zaczyna się od inwestycji o równowartości 90 000 zł.
Kupony można wykorzystywać w ramach specjalnej taryfy Courtesy Discount Fare, których jest określona pula i są oferowane tylko w pewnych okresach roku. Bardzo podobnie działa program lojalnościowych dla udziałowców Japan Airlines.
Francuska sieć hotelowa Accor (4300 hoteli w 100 krajach) oferuje swoim akcjonariuszom możliwość dołączenia do klubu akcjonariuszy. Członkowie klubu mają prawo do upgrade’ów pokoi i 7-procentowej zniżki od regularnych cen. Trzeba w tym celu mieć 50 akcji na okaziciela (o wartości 1500 euro) i… jedną imienną (której nie można sprzedać na giełdzie).
Inna sieć hotelowa – Carlson Rezidor Hotels (ma 1440 hoteli na całym świecie) kilka lat temu dawała akcjonariuszom natychmiastowy dostęp do poziomu Gold Elite programu lojalnościowego Club Carlson. Zwykli śmiertelnicy, aby wejść na ten poziom, musieli nocować w tych hotelach co najmniej kilkadziesiąt razy. Aby dostąpić zaszczytu zostania „goldem” trzeba było mieć 200 akcji Carlsona. Niestety, nie wiem czy po zmianach w strukturze hotelowego holdingu (który jest właścicielem także m.in. sieci Radisson) program się ostał.
Wydawnictwo Bloomsbury Publishing oferuje z kolei zniżki na książki. Wystarczy mieć jedną akcję, by korzystać z 35% zniżki na wybrane tytuły z oferty wydawnictwa (zadowoleni będą m.in. fani Harry’ego Pottera, bo to właśnie ten wydawca ma prawa do zapełniania księgarń tą kultową serią).
Walne zgromadzenie, czyli impreza, której akcjonariusze nie chcą przegapić
Zdarzają się i bonusy „w naturze”. Kimberly-Clark, producent artykułów do higieny osobistej, zaoferowała akcjonariuszom możliwość zakupu za połowę ceny (25 dolarów zamiast 50 dolarów) pakietu jej produktów. Znany wszystkim koncern chemiczny 3M oferuje akcjonariuszom co roku przed świętami upominki firmowe zawierające najpopularniejsze produkty 3M. O ile mi wiadomo, także i ten prezent jest płatny.
Często najcenniejszą nagrodą dla akcjonariuszy jest… „wjazd” na doroczne walne zgromadzenie. Berkshire Hathaway, słynny konglomerat inwestycyjny stworzony przez „wyrocznię z Omaha”, czyli Warrena Buffeta (obecnie czwarty najbogatszy Ziemianin), to nie tylko trwająca przez cały weekend konferencja, ale kultowe show. Poza przemówieniem Buffeta jest piknik, uroczysta kolacja na koszt firmy, pieczenie kiełbasek i możliwość kupowania z rabatami produktów firm, w które zainwestował Buffet. Akcjonariusze muszą doceniać takie podejście, bo frekwencja na walnych zgromadzeniach jest niesamowita:
Są firmy, które co prawda nie dają klientom bonusów, prezentów ani zniżek, ale za to wydają im kolekcjonerskie certyfikaty będące potwierdzeniem, że dana osoba jest współwłaścicielem danej spółki. Ma to sens, o ile mówimy o spółkach naprawdę kultowych, takich jak np. Disney.
Jego akcjonariusze mają możliwość zakupu kolekcjonerskich certyfikatów giełdowych za 50 dolarów. Certyfikaty mają na celu upamiętnienie doświadczenia bycia akcjonariuszem takiej firmy. Akcjonariusze, którzy zdecydują się podarować komuś akcje Disneya w prezencie, mogą zamówić wydrukowanie nazwiska beneficjenta na dokumencie.
W Polsce niestety byłoby to nie możliwe, wszystkie dokumenty poświadczające bycie współwłaścicielem spółki giełdowej są obowiązkowo zdematerializowane. Akcjonariusze obowiązkowo mają zdeponowane akcje w Krajowym Depozycie Papierów Wartościowych. A szkoda, bo i w Polsce są kultowe spółki, których akcje, gdyby je pięknie „opakować”, mogłyby być doskonałym prezentem – i zapoczątkować karierę niejednego młodego inwestora.
W USA coraz częściej zamiast tracących na wartości przedmiotów (np. elektroniki) zamożni ludzie dają sobie w prezencie… akcje. Ba, są nawet specjalne serwisy internetowe, w których można zamówić sobie taką „zmaterializowaną”, ozdobnie wydrukowaną i oprawioną w ramkę akcję. Idealny prezent.
W amerykańskim internecie przeczytałem, że np. rozgrywający drużyny futbolu amerykańskiego Seattle Seahawks, Russell Wilson, podarował mamie 13 akcji Amazona o wartości 12.000 dolarów. A niejaki Kanye West, znany raper, dał swojej żonie, Kim Kardashian, akcje Disneya, Netfliksa, Amazona, Apple’a i Adidasa w prezencie… pod choinkę.
——————–
Artykuł jest częścią nowej rubryki edukacyjnej „Inwestor w akcji”, którą blog „Subiektywnie o finansach” współtworzy z grupą PZU
zdjęcie tytułowe: Walne zgromadzenie akcjonariuszy Berkshire Hathaway (qz.com)