Masz dość tankowania paliwa po 6 zł za litr? Być może posiadanie samochodu elektrycznego może zacząć się opłacać. Firma wynajmu długoterminowego Arval ze stajni BNP Paribas oferuje niecodzienny pakiet: samochód elektryczny z ładowarką na własność i… spalinowe auto zastępcze na dłuższe trasy. A do tego pomaga zgarnąć rządowe dopłaty. Czy da się wreszcie jeździć autem elektrycznym w cenie auta spalinowego? Sprawdzam!
Jazda samochodem kosztuje. W tym roku za paliwo nie tylko płacimy o połowę więcej niż przed rokiem, ale też najwięcej od 9 lat. I nic nie zapowiada, aby w zbliżających się latach ceny paliw spadły (więcej na ten temat w tym artykule). No chyba że odkryjemy jakieś niewyczerpywalne złoża pod Płockiem ;-). Sposobów na ograniczenie wydatków na paliwo jest sporo – można nauczyć się technik oszczędnej jazdy, wybierać tanie stacje albo… przesiąść się na rower, elektryczną hulajnogę czy… auto elektryczne. W Polsce teoretycznie na węgiel, ale i tak bardziej ekologiczne niż auta spalinowe.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Na ulicach przybywa aut elektrycznych. Coraz trudniej je poznać, bo sylwetki zaczęły przypominać modele „klasyczne”, ale wyróżniają się zielonymi (w domyśle ekologicznymi) tablicami rejestracyjnymi. W sumie aut wyłącznie elektrycznych jest w Polsce ponad 13 000. Mało, jeśli porównamy to z ogólną licbą 430 000 nowych aut, które rejestrujemy rocznie. Ale coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje, że elektromobilność pójdzie drogą fotowoltaiki. Latami trwał zastój, ale gdy rząd sypnął dotacjami, zaczął się boom.
Z badań wynika, że są dwie największe przeszkody, które utrudniają nam przesiadkę do e-auta: wysoka cena zakupu samochodu, relatywnie niewielki zasięg, no i brak ładowarek lub kolejki do nich.
Jak to obejść? Jedna z polskich firm specjalizujących się w usługach finansowych pokazuje sposób: kusi autem elektrycznym, a dla tych, którzy się lękają – w pakiecie ładowarka do zamontowania w garażu i… zastępcze auto spalinowe na dalsze podróże. Do tego można zgarnąć rządowe dopłaty. Czy taki pakiet się opłaca?
Boimy się elektryków. Rządowe dopłaty to zmienią?
Jestem wielkim entuzjastą ekologii i rozumiem konieczność zielonych zmian. Dlatego z wielką frajdą opisywałem i jeździłem po Warszawie samochodami elektrycznymi na minuty. Ale flota elektrycznych BMW i3 zniknęła z Warszawy – auta były zbyt drogie w utrzymaniu (zastępy pracowników musiały je po nocy „relokować” i ładować) i operator stwierdził, że nie zamierza dłużej dokładać do interesu. W Polsce na dłuższą metę nie udał się żaden elektryczny car-sharing (choć teraz swoich sił próbuje Traficar).
A szkoda, bo elektryczne auta na minuty mogłyby być swego rodzaju „teaserem” przed zakupem takiego auta na własność. Dla przeciętnego kierowcy, który co prawda jeździ głównie po mieście, czarnym snem jest np. podróż do Kołobrzegu. Auto elektryczne jest jak gadżet – modny, fajny, nowoczesny, ale niekoniecznie z głębszym sensem w pewnych sytuacjach. Główne bariery są dobrze zdiagnozowane – wysokie ceny, niewielki zasięg i mała liczba ładowarek. Ale jaka jest recepta?
Po pierwsze – ceny samochodów elektrycznych spadają, a ten trend przyspieszyły rządowe dopłaty. Od 12 lipca działa program „Mój elektryk”. Przeciętny Kowalski może otrzymać dotację w wysokości 18 750 zł. Ale jest warunek: wartość samochodu nie może przekraczać 225 000 zł. Samochód musi być fabrycznie nowy (przebieg poniżej 50 km). Auto nie może być wykorzystywane do prowadzenia działalności gospodarczej. Nie będzie go można sprzedać przez co najmniej 2 lata.
A to nie koniec. Wkrótce – najprawdopodobniej w październiku – rząd ogłosi nowy rodzaj wsparcia dla przedsiębiorców. To może być przełom, bo w Polsce nowe samochody kupują najczęściej właśnie klienci „firmowi”. Gdy ich budżety zostaną wsparte dopłatami, zacznie się ruch w u dilerów. Rządowe dopłaty będzie można „zaszyć” w racie leasingu lub wynajmu.
Po drugie – drożeje paliwo. Prąd sprzedawany w dostępnych na mieście ładowarkach jest drogi. O ile w domowym gniazdku kosztuje ok. 0,7 zł za kWh, to „na mieście” jest dwa-trzy razy droższy. To sprawia, że gdy cena paliwa była niska (bliżej 5 zł), to taniej było tankować paliwa tradycyjne, a nie prąd. Ostatnie podwyżki na stacjach zburzyły tę hierarchię, a rządowe dopłaty mogą odwrócić sytuację o 180 stopni.
Poza tym – i to działa na korzyść kierowców i rachunku ekonomicznego – zwykle auto elektryczne najrzadziej ładujemy tam, gdzie jest najdrożej. Proporcje wynoszą 60:30:10. W 60% ładujemy w domu – po cenie takiej jak w taryfie, czyli względnie tanio, ale też długo. W 30% ładujemy w pracy i tylko w 10% w publicznych stacjach ładowania działających w mieście.
Arval proponuje coś a la przesiadkę ze starej nokii na smartfon
Firma Arval Service Lease Polska, lider rynku wynajmu długoterminowego w Polsce, chce zachęcić klientów do aut elektrycznych. Co oferuje? Przede wszystkim – zachętę. Jeśli ktoś nigdy nie miał do czynienia z e-autem i nie wie, jak się z nim obchodzić, może sobie takie cacko wziąć na próbę, czyli na miesiąc lub na trzy miesiące. Jak wynika z danych Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych, tylko 18% polskich kierowców miało okazję choć raz jeździć samochodem elektrycznym. A wiadomo – jak czegoś nie znamy, to się tego boimy. Wystarczy trochę razem poobcować, a lody zostają przełamane.
Jak to działa od kuchni? Kierowca (lub firma) podpisuje umowę „wstępną” na miesiąc, dwa lub trzy. Przez ten czas może używać samochodu do woli, w ramach ustalonego limitu kilometrów – sprawdzić jak się je ładuje, jaki jest zasięg. Po zakończeniu umowy zawartej na okres próbny, użytkownik podejmuje decyzję o zwrocie samochodu lub zamówieniu nowego elektrycznego pojazdu według własnych preferencji. Do czasu odbioru wymarzonego elektryka klient będzie mógł nadal korzystać z auta testowego.
Ceny? W ramach najmu długoterminowego elektryczny Citroen e-C4 kosztuje 1930 zł brutto z limitem kilometrów do 10 000 rocznie i w umowie na 36 miesięcy, a Hyundai Ioniq – 2569 zł brutto.
O ile raty się zmniejszają dzięki rządowym dopłatom? Citroen e-C4 z limitem 15 000 km rocznie kosztuje od 1609 zł miesięcznie bez dopłat i od 999 zł z dotacją, Hyundai Ioniq od 2643 zł miesięcznie bez dopłat i od 1549 zł z dotacją. Peugeot e-2008 kosztuje od 2181 zł miesięcznie bez dotacji i od 1149 zł z dotacją. To mniej więcej tyle samo, ile wynosi w tej samej firmie (Arval) rata najmu Peugeota spalinowego.
Możliwość testowania samochodu elektrycznego przez trzy miesiące to duży komfort. Przesiadka z samochodu, do którego latami wlewaliśmy benzynę, do elektryka to jak przesiadka z Nokii 3210 na iPhone’a. Jedno i drugie urządzenie to telefon, ale w praktyce dzielą je lata świetlne. Dłuższy okres prób pozwala oswoić się z nową technologią, obsługą ładowarek, oszacować zasięg (czy wystarczy mi prądu na przejazd dom-praca-zakupy-dom, albo dom-działka-dom), a przede wszystkim policzyć koszty w dłuższym, miesięcznym horyzoncie.
——–
POSŁUCHAJ TEŻ PODCASTU! NASZ GOŚĆ: ROBERT ANTCZAK Z ARVAL POLSKA
W kolejnym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o samochodach elektrycznych. Czy opłaca się je kupować? Wypożyczać? Leasingować? Jeździć nimi? Co zmieniają w tych kalkulacjach dopłaty rządowe? Kto dziś kupuje samochody elektryczne? Jak oferta banków może wspomóc popularyzację aut elektrycznych? O tym wszystkim opowiada nam Robert Antczak z Arval Polska. Zapraszam do posluchania pod tym linkiem!
Słuchaj podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” również na platformie Spotify, gdzie znalazł się w dziesiątce najpopularniejszych w Polsce podcastów o tematyce newsowej. Jesteśmy też na Apple Podcast, Google Podcast i pięciu innych popularnych platformach do słuchania.
——–
Czytaj też: Powodzie, ulewy, burze i tornada – to już codzienność. Jak się przed nią zabezpieczyć? Czy firmy ubezpieczeniowe będą chciały wystawiać nam polisy od tych nieszczęść?
Auto elektryczne jest fajne. Ale na polskie „route 66” tylko V8?
A co ze strachem przed dłuższą podróżą? Podroż e-autem to częstsze przystanki i szukanie punktu ładowania. Jest ich coraz więcej, ale są sytuacje życiowe, w których liczy się każda minuta i nie mamy czasu sprawdzać w aplikacji, gdzie jest wolna ładowarka. Receptą jest… spalinowy samochód zastępczy. Arval ma specjalną ofertę na wynajem auta spalinowego dla klientów, którzy korzystają z aut elektrycznych. Można je wypożyczyć na okres do czterech tygodni w roku. Wystarczy zrobić wcześniej rezerwację, a firma podstawi auto zastępcze pod wskazany adres.
Czy to ma sens? Z jednej strony mówimy o ekologii, a z drugiej strony e-samochód ma być wspierany autem spalinowym? W polskich warunkach brzmi to sensownie. Mało który kierowca w Polsce posiada tylko samochód elektryczny. To auta drogie, których ceny zaczynają się od 120 000 zł, w dodatku głównie dla osób, które mieszkają w domach z garażem albo wiatą, gdzie mogą ładować nocą swoje pojazdy albo zasilać je energią z fotowoltaiki.
Klasyczne auto zastępcze jako taki „backup” może być tym, co przechyli szalę. Wady? Auto zastępcze jest w istocie autem „dodatkowym”. Samochodu elektrycznego nie oddajemy i musimy przez to płacić raty. A za auto „rezerwowe” płacimy przecież dodatkowo. Jednak Arval tłumaczy, że ten dodatkowy wynajem ma być tańszy, niż gdyby wynajmować takie auto od firmy zewnętrznej, stąd ograniczenie czasowe dla takiej usługi.
Auto w wynajmie, a rządowe dopłaty i domowa ładowarka na własność
Jak wynika z ankiet Barometru Flotowego Arval Mobility Observatory, mała liczba publicznych stacji ładowania to wciąż problem wskazywany przez 58% klientów, którzy nie decydują się na auto elektryczne. Dlatego Arval chce sprzedawać samochody elektryczne w pakiecie z domową, garażową ładowarką, którą montuje się na ścianie. Dzięki temu nie płacimy więcej za kilowatogodzinę prądu, ale za to nasz samochód nie będzie potrzebował kilkunastu godzin na naładowanie się do pełna.
Działa to w ten sposób, że o ile auto jest w najmie długoterminowym, to ładowarkę kupujemy na własność. W ofercie są modele domowe EVBox Elvi o mocy 11 kW i „słupki” do postawienia na parkingu firmowym. Cena wynosi od 1786 zł brutto na start plus rata zaszyta w koszcie wynajmu 120-200 zł miesięcznie, w zależności od długości trwania umowy i modelu samochodu. W cenie jest audyt domowej instalacji i doradztwo związane z montażem, a także roczny pakiet serwisowy. Po wygaśnięciu umowy oczywiście nikt do nas nie przyjdzie i nie wyrwie ładowarki ze ściany – urządzenie jest spłacone i zostaje już z nami na stałe.
——–
POSŁUCHAJ TEŻ PODCASTU. NASZ GOŚĆ: JERZY NIKOROWSKI Z BIURA MAKLERSKIEGO BNP PARIBAS
W najnowszym podcaście z cyklu „Finansowe sensacje tygodnia” naszym gościem jest Jerzy Nikorowski z biura maklerskiego BNP Paribas, z którym rozmawiamy o tym, jak zastąpić dochód z bankowych lokat, gdy nie ma się dużego doświadczenia na rynku kapitałowym. Rozmawiamy o tym, jakie produkty mają sens, a jakie nie, jak nie dać się wpuścić w większą wahliwość, niż byśmy chcieli oraz jak inwestować w czasach, gdy akcje są drogie (niektórzy mówią, że przewartościowane), a obligacje nie będą przynosiły zysków (bo nie zanosi się na spadek stóp procentowych). Zapraszam do posłuchania, dużo cennych porad! Trzeba kliknąć ten link, albo znaleźć „Finansowe sensacje tygodnia” w Spotify, Google Podcast, Apple Podcast lub na kilku innych platformach.
——————–
W ofercie Arval jest też bezgotówkowe ładowanie samochodu w trasie. Kierowca ma możliwość autoryzacji ładowania za pomocą karty RFID lub aplikacji (ta druga metoda jest bardziej preferowana – nie potrzeba dodatkowego plastiku, a w apce możemy sprawdzić, czy inny kierowca nie ładuje właśnie auta w upatrzonym przez nas miejscu). Dzięki dedykowanym płatnościom klient rozliczy się bezgotówkowo – rachunek za pobraną do auta energię firma doliczy do comiesięcznej faktury.
Podsumowując, eksperci od elektromobilności mówią, że samochody elektryczne nie będą między sobą konkurować osiągami, nadwoziem czy tym co „pod maską”, ale oprogramowaniem i poziomem inteligencji. Do tego trzeba dodać, że firmy, które sprzedają i leasingują auta, muszą już teraz oferować niespotykane dotąd pakiety: auta zastępcze, ładowarki… Do tego rządowe dopłaty i dotacje. Miłośnicy samochodów żyją w bardzo ciekawych czasach.
——————————
Strona „Subiektywnie o Finansach” znalazła się w setce najbardziej wpływowych blogów w 2020 r. według Influtool, firmy zajmującej się analizą mediów społecznościowych, oraz SeeBlogers, organizatora dorocznych festiwali blogerów. „Subiektywność” jest jedynym przedstawicielem tematyki finansów osobistych w rankingu zdominowanym przez blogi lifestylowe i modowe, kulinarne, podróżnicze i rodzinne. Dziękujemy Wam, Drodzy Czytelnicy! Fakt, że „Subiektywnie o Finansach” znalazło się w Top 100, to kolejny dowód na to, że edukacja finansowa i popularyzacja tematyki personal finance wśród polskich konsumentów ma sens. Więcej informacji o tym wyróżnieniu znajdziecie tutaj
—————————-
Niniejszy artykuł jest częścią cyklu edukacyjnego „Odpowiedzialne finanse”, który „Subiektywnie o Finansach” realizuje wspólnie z bankiem
źródło zdjęcia: Unsplash