Od marca do czerwca wartość naszych pieniędzy na rachunkach bieżących wzrosła o blisko 50 mld zł. W dużej mierze wynika to z tego, że nie chcemy przedłużać lokat terminowych, na których nie da się nawet symbolicznie zarobić. Problem w tym, że dostęp do pieniędzy na koncie osobistym może być – także dla złych ludzi, którzy chcieliby nas okraść – łatwiejszy, niż do kasy zdeponowanej na lokacie terminowej. Jeśli więc trzymasz większą kasę na ROR, bo nie masz co z nią zrobić, to ustaw sobie „bezpieczniki”, czyli limity
Pandemia koronawirusa przewróciła nasze życie do góry nogami w wielu aspektach. Jednym z nich jest sposób korzystania z usług finansowych. Po serii obniżek stóp procentowych do poziomu 0,1%, na lokatach terminowych i kontach oszczędnościowych zarobimy dziś symbolicznie, a po uwzględnieniu inflacji – realnie stracimy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Polacy już na tę sytuację zareagowali. W ciągu pierwszych trzech pełnych pandemicznych miesięcy obserwowaliśmy rekordowy odpływ środków z lokat terminowych. W kwietniu, maju i czerwcu stan depozytów terminowych kurczył się średnio o 12 mld zł miesięcznie. Osoby oszczędzające w bankach najwyraźniej uznały, że nie ma sensu przedłużać śmiesznie oprocentowanych lokat na kolejny okres.
W dużej mierze – co pokazują statystyki banku centralnego – te pieniądze trafiły po prostu na ROR-y. Przed pandemią środków na kontach osobistych regularnie przybywało, ale były to wzrosty rzędu kilku miliardów złotych miesięcznie. Tymczasem od marca do czerwca ich stan powiększył się aż o prawie 50 mld zł.
Problem w tym, że pieniądze leżące na rachunku osobistym de facto nosimy „w kieszeni”, bo do tego rachunku jest podpięta karta debetowa, której używamy codziennie w sklepie, czy bankomacie.
Do lokaty terminowej złodziejom trudniej jest się dostać niż do pieniędzy leżących na koncie osobistym. Lokatę najpierw trzeba zlikwidować, a więc wydać bankowi specjalną dyspozycję, a dopiero później pieniądze trafiają na wskazany przez klienta rachunek bądź konto techniczne. Natomiast środki na koncie osobistym chroni jedynie karta debetowa lub dostęp do bankowości internetowej lub mobilnej.
Dlaczego o tym piszę? Wyobraźcie sobie banknot 10-złotowy, który trzymacie w kieszeni spodni. Jeśli go zgubicie, wypadnie albo padniecie ofiarą kieszonkowca, wielkiego płaczu po tej „dyszce” raczej nie będzie. Założę się, że gdyby chodziło np. o tysiąc złotych, to raczej nie nosilibyście kilku banknotów luzem w kieszeni. Raczej postaralibyście się je lepiej ukryć.
Tak samo powinno być z pieniędzmi leżącymi na koncie bankowym. Zlikwidowaliśmy lokaty, więcej jest ich na ROR-ach. Dlatego warto je lepiej zabezpieczyć, zwłaszcza że od niedawna łatwiej jest się do nich dobrać. Jak już wspomniałem, furtką do nich jest karta debetowa, a niedawno limit transakcji kartą zbliżeniową (ten rodzaj kart dominuje), która nie wymaga podania kodu PIN wzrósł z 50 do 100 zł. To też jest odpowiedź na pandemię, bo dzięki temu ograniczamy kontakt fizyczny z terminalem płatniczym w sklepie – rzadziej musimy wpisywać PIN.
Przeczytaj też: Przez pomyłkę kliknął nie tam, gdzie powinien i stracił… 20.000 zł. Dlaczego bank nie pomaga klientom chronić się przed takimi błędami?
Przeczytaj też: W gabinetach prezesów banków trwają narady o tym, jak nam dokręcić śrubę. Jakie nowe opłaty nam grożą? Oto lista
Limit płatności zbliżeniowych bez PIN-y w górę. Pokusa dla złodzieja?
Ale wyższy limit rodzi pokusę dla złodziei. Czy to obawa uzasadniona? Podwyższony limit płatności bez PIN nie działa jeszcze wszędzie. Najpierw zielone światło dał tej rewolucji nadzorca, później zmian w systemach musiały dokonać organizacje płatnicze, banki, agenci rozliczeniowi oraz punkty handlowo-usługowe.
Niestety, odpowiedź na pytanie, czy wyższy limit płatności zbliżeniowych bez PIN wpłynął na wzrost liczby oszukańczych transakcji, poznamy z dużym opóźnieniem. Takie dane zbiera NBP, ale najświeższe, opublikowane w czerwcu, obejmują drugi kwartał 2019 r. A już wtedy działo się coś niepokojącego. Po raz pierwszy liczba oszustw z użyciem kart przekroczyła 100.000, a dokładnie – 111.854. To o blisko 20% więcej niż w pierwszym kwartale 2019 r. Rzecz jasna, przy liczbie wszystkich transakcji kartowych (ok. 1,5 mld kwartalnie), te liczby nie robią dużego wrażenia.
Warto jednak dmuchać na zimne, w myśl zasady „mądry Polak przed szkodą”. Co możemy zrobić, żeby lepiej chronić nasze pieniądze przechowywane na zwykłym rachunku ROR? Oprócz elementarnych środków ostrożności (nie ujawniamy kodu PIN karty, chronimy kody dostępu do bankowości elektronicznej, nie wchodzimy do banku korzystając z obcego sprzętu lub sieci wi-fi i chronimy swój komputer przed wirusami), warto zadbać o rozsądne ustawienie limitów transakcyjnych.
Przeczytaj też: Bank nie chce obniżyć oprocentowania kredytu, mimo że WIBOR spadł? UOKiK: to naruszenie dobrych obyczajów. Bank podobno szuka rozwiązania
Przeczytaj też: Pierwsze banki już namawiają klientów: „zmieńcie umowę na kredyt o stałym oprocentowaniu”. To świetny interes czy finansowa pułapka?
Zapora pierwsza – automatyczna
Kiedy zakładamy konto osobiste, bank domyślnie ustawia limity transakcji kartami w sklepach stacjonarnych, internetowych, limity wypłat z bankomatów. Limit może dotyczyć zarówno liczby, jak i wartości dziennych operacji. I te limity każdy z nas może zmienić, dopasowując do własnych potrzeb i aktywności (za chwilę do tego wrócę).
Warto jednak wiedzieć, że niektóre banki ustalają globalne limity, których „ręcznie” nie przestawimy w górę. Ale mowa jest tu o naprawdę dużych kwotach. Jedynie bank Credit Agricole zapewniał, że nie stosuje wewnętrznych limitów, a więc klient może zapłacić kartą lub wykonać przelew do wysokości dostępnego salda. Generalnie limity nie obowiązują w przypadku operacji zlecanych w oddziałach. Jak jest w przypadku płatności kartami i przelewami zlecanymi za pośrednictwem bankowości elektronicznej? Podam kilka przykładów.
W Banku Millennium przez internet dziennie możemy zrobić przelewy o wartości do 50.000 zł, ale przez aplikację mobilną limit wynosi 10.000 zł. W PKO BP limit dzienny na przelewy internetowe to 300.000 zł, a w Citibanku 200.000 lub 400.000 zł w zależności od rodzaju konta. A jeśli chodzi o płatności kartami, to Citi Handlowy pozwala posiadaczom konta Citi Priority wydać nimi 10.000 zł dziennie (płatności w internecie i sklepach stacjonarnych) lub wypłacić maksymalnie 25.000 zł z bankomatów. Dla innych rodzajów kont obowiązują wyższe progi.
Automatyczne zabezpieczenie zaszyte jest też w kartach zbliżeniowych. Jak wiadomo, nie musimy podawać kodu PIN, jeśli wartość transakcji nie przekracza 100 zł. Niedawno uciąłem sobie pogawędkę z panią pracującą w sklepie spożywczym. Opowiadała mi o klientce, która strasznie się oburzyła, bo płacąc kartą bezstykową za drobne zakupy, musiała wklepać PIN. Co się stało? Są dwie możliwości.
Banki mają systemy antyfraudowe, których zadaniem jest wyłapywanie nietypowych transakcji. Może się więc zdarzyć, że system „wyrywkowo” poprosi o podanie PIN-u. Druga możliwość związana jest z przepisami, a konkretnie z dyrektywą PSD2 (o usługach płatniczych), która weszła w życie w ubiegłym roku. Zgodnie z nią czterech transakcji możemy dokonać bez podawania PIN-u (oczywiście, jeśli nie przekraczają 100 zł), ale przy piątej będziemy musieli go podać, nawet jeśli to zakup za 5 zł. Po każdej transakcji z użyciem PIN-u, ten licznik się zeruje.
Przeczytaj też: Masz pieniądze na koncie, ale dużego rachunku i tak nie zapłacisz. Dlaczego banki ograniczają nam dostęp do naszych własnych pieniędzy?
Przeczytaj też: Nadałem przelew ekspresowy i słono za niego zapłaciłem. Pieniądze, które miały dotrzeć do odbiorcy w 5 minut, szły prawie dwie godziny!
Zapora druga – limity ustaw samodzielnie
Automatyczne zabezpieczenia w przypadku e-przelewów ochronią nieco zamożniejszych klientów. Bo jeśli limit na przelewy wynosi 50.000 zł, a na koncie leży 10.000 zł, to w przypadku nieszczęścia złodzieje sczyszczą nas ze wszystkich oszczędności zgromadzonych w danym banku.
Dlatego każdy powinien ustawić limity pod swój stan środków i dopasować do swojej aktywności. Jak to zrobić? To bardzo proste. W systemie bankowości elektronicznej trzeba szukać zakładki „limity” bądź „limity transakcyjne”. W każdym banku może być ona ukryta w innym miejscu.
Można dowolnie zmienić limity płatności kartami – oddzielnie dla transakcji w sklepach stacjonarnych i internetowych. Jeśli w ogóle nie robicie zakupów w internecie, najlepiej przestawić suwak w pozycji zero. Możecie też ustawić dzienny limit na wypłaty z bankomatów. Oszacujcie, ile zwykle gotówki pobieracie i odpowiednio ustawcie limit, może z niewielkim zapasem. A jeśli obawiacie się technologii zbliżeniowej – zwłaszcza po podniesieniu limitu do 100 zł – tę funkcję też możecie całkowicie wyłączyć. Czy każda płatność kartą wymagać będzie podania kodu PIN.
Na koniec, trochę na marginesie, warto wspomnieć o innej usłudze, która może ułatwić nam życie. Chodzi o czasowe zablokowanie karty debetowej lub kredytowej. Kiedyś było to niemożliwe. Jeśli zgubiliśmy kartę, to jej zastrzeżenie oznaczało konieczność wyrobienia nowego plastiku. Bywa jednak tak, że karta lubi się odnaleźć. Jeśli mamy pewność, że w czasie, gdy zniknęła nam z oczu, nikt nie wszedł w jej posiadanie, kartę można czasowo zablokować, choć w każdym banku ta procedura może działać nieco inaczej. Po szczegóły odsyłam do tego tekstu.