Czyżby po Warszawie krążyła szajka naciągająca drobnych przedsiębiorców na usługi reklamowe? Przypadkiem dowiedziałem się, że wykorzystując pandemię koronawirusa i zastój w handlu podają się za przedstawicieli Google’a i proponują płatne usługi. Takie, przedsiębiorcy samodzielnie mogliby wziąć sobie za darmo
Doprawdy nie pojmuję jak można stworzyć firmę, której pomysłem na biznes i zarabianie pieniędzy jest oszukiwanie innych ludzi. Jak można wieczorem spojrzeć w lustro, jeśli w ciągu dnia świadomie i podstępem wcisnęło się kilkunastu drobnym przedsiębiorcom umowy na usługi, co do których wiadomo, że nie zostaną zrealizowane? Wiadomo natomiast, że jeśli uda się od przedsiębiorcy wymusić podpis na umowie, będzie musiał płacić „abonament” przez rok albo dłużej za nic, albo za usługi wątpliwej jakości. Oszuści nabierają na subskrypcje prawnych serwisów, ogłoszenia w papierowej prasie, choć o tytułach tych gazet mało kto słyszał.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jestem bardzo wyczulony akurat na tego typu przekręty. Kilka lat temu zajmowałem się sprawą firmy TeleOpieka24. Jej przedstawiciele miesiącami grasowali głównie na południu Polski. Odwiedzali drobnych przedsiębiorców – właścicieli kiosków, butików z ciuchami, małe hurtownie, sklepy zoologiczne i proponowali im usługi reklamowe. Telekonsultanci mieli w ich imieniu dzwonić do potencjalnych klientów, a po okolicy miały jeździć samochody z megafonami, z których miały płynąć reklamy. Obiecywali też druk ulotek reklamowych.
Zwykle tymi „przedstawicielami handlowymi” byli młodzi ludzie. Kłamali, biorąc przedsiębiorców na litość. Wmawiali np., że cała akcja jest projektem realizowanym w ramach praktyk studenckich, do którego potrzebują pozyskać określoną liczbę firm. I że udział w nim właściwie nie kosztuje, a firma – przekonywali – dostanie za to reklamę. Przedsiębiorca miał płacić tylko złotówkę za pierwszy miesiąc, a później mógł zdecydować, czy nadal chce korzystać z tych usług. Przedsiębiorcy wierzyli więc na słowo i podpisywali umowę.
Dramat zaczynał się, gdy przedsiębiorca przeczytał to, co podpisał. Umową były dwie strony zapisane drobnym drukiem. Podpis na niej oznaczał zgodę na świadczenie usług reklamowych przez dwa lata! A koszt – blisko 600 zł miesięcznie. Każdy wrobiony oczywiście próbował sprawę odkręcić, ale słyszał bezczelną odpowiedź: trzeba wiedzieć, co się podpisuje. Firma gotowa była rozwiązać umowę, ale taki wariant wyceniła sobie na 9.000 zł.
Rozmawiałem z kilkudziesięcioma oszukanymi. Przedsiębiorcy opowiadali mi, jak dali się podejść. Pytali, dlaczego mają płacić 600 zł miesięcznie za nic, gdzie jest sprawiedliwość, dlaczego w tym kraju można bezczelnie – i w majestacie prawa – oszukiwać innych ludzi. Jeleniogórska prokuratura, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, szacowała, że ofiarą tej firmy mogło paść nawet 2000 drobnych przedsiębiorców. Zarzut oszustwa postawiono kilkunastu osobom.
Przeczytaj też: Dlaczego nie wszystkie banki oferują odroczenie rat kredytowych? I dlaczego wakacje kredytowe mogą być… finansową pułapką?
Przeczytaj też: Sprzedawali feralne inwestycje w lasy i ziemię rolną. Teraz przestają płacić za pomoc prawną dla klientów. W co gra Alior Bank?
Oszuści znowu chodzą od drzwi do drzwi
Gdy słyszę o kolejnym podobnym przekręcie, nóż w kieszeni mi się otwiera. No i właśnie znowu się otworzył. Kilka dni temu przypadkiem dowiedziałem się o kolejnej szajce, która próbuje namówić przedsiębiorców na wątpliwej jakości usługi.
Rzecz miała miejsce w butiku z odzieżą w centrum Warszawy. Do sklepu weszli kobieta i mężczyzna, oboje na oko przed trzydziestką. Rozmowa zaczęła się od pandemii koronowirusa, zamrożenia gospodarki i od tego, jak teraz ciężko jest przedsiębiorcom. Ale w myśl powiedzenia „reklama dźwignią handlu”, goście zaproponowali usługi reklamowe, które pozwolą butikowi odzyskać klientów i przejść przez kryzys w miarę suchą stopą.
Tym magicznym narzędziem do celu miało być umieszczenie firmy… na mapach Google’a oraz wykonanie i umieszczenie kilku zdjęć sklepu na wizytówce firmy w tej wyszukiwarce. Koszt? Jednorazowo „tylko” 1300-1500 zł, w zależności od liczby zdjęć. Oszuści podawali się za przedstawicieli Google’a. Mówili, że w ciągu kilku dni do sklepu przyjedzie „fotograf z Google’a” wykonać zdjęcia. I że decyzję trzeba podjąć bardzo szybko, najlepiej od razu, bo za chwilę muszą przenieść się na inny teren. Podsunęli tablet z formularzem zgłoszeniowym, gdzie trzeba było podać dane firmy i złożyć podpis. O umowie ani słowa.
Sprzedawczyni zachowała jednak zimną krew. Powiedziała, że musi to skonsultować z szefową. Naciągacze już się nie pojawili. Trochę żałuję, bo liczyłem na to, że pracownikom butiku uda się wyciągnąć szkic umowy. Dzięki temu moglibyśmy sprawdzić, kto za tym przekrętem stoi i jakie jeszcze „kwiatki” znaleźlibyśmy w treści umowy.
Przeczytaj też: Zaskakujący patent na odzyskanie pieniędzy zainwestowanych w Getback. Wystarczy wykazać, że sprzedawca był „przebierańcem”?
Przeczytaj też: PKO BP ulepsza swoje sztandarowe „Konto za Zero”. Będzie taniej? Raczej tak. Ale to, co postanowili zrobić przy okazji, jest do nich niepodobne
Google nie wysyła przedstawicieli w teren
Dlaczego uważam, że to przekręt? Bo – po pierwsze – Google nie wysyła swoich przedstawicieli handlowych w teren. A po drugie…
„Wizytówki firm, informacje o firmach na Mapach Google to usługa Google Moja Firma i jest bezpłatna. Dzięki niej właściciele firm mogą za darmo zamieścić na Mapach Google i w wyszukiwarce Google profil swojej firmy”
– mówi Adam Malczak, rzecznik prasowy Google Polska. Informacje na temat usługi Google Moja Firma, w tym na temat bezpłatnych metod weryfikowania firmy na Mapach, można znaleźć w tym miejscu. Firma może na własną rękę i za darmo stworzyć sobie profil w Google. Są firmy, które oferują kompleksową pomoc w pozycjonowaniu firm w internecie. Te usługi są oczywiście dodatkowo płatne, ale nie mogą się one ograniczać tylko do umieszczenia wizytówki firmy, bo to przecież jest za darmo.
Google stworzył zresztą listę zachowań, które mogą sygnalizować, że mamy do czynienia z nieuczciwą firmą. Takim sygnałem może być gwarantowanie pozycji w wyszukiwarce Google. Tymczasem firmy zewnętrzne nie mają wpływu na kolejność, w jakiej firmy pojawiają się w wyszukiwarce i Mapach Google. Google apeluje o zgłaszanie takich przypadków.
Z firmą zewnętrzną na pewno coś jest nie tak, jeśli zaczyna grozić np. usunięciem profilu firmy z Google. Pracownicy Google’a radzą też, by nic nie podpisywać z zewnętrzną firmą przed dokładnym przeczytaniem warunków umowy. Najlepiej poprosić o kopię umowy. Jeśli jej nie dostaniemy, to znaczy, że firma ma coś do ukrycia. Wówczas najlepiej spławić delikwenta.
Bezbronny drobny przedsiębiorca
Dlaczego właśnie drobni przedsiębiorcy padają ofiarami sztuczek na „reklamy”? Większe firmy stać na prawników i działy księgowe. Tego typu „lewa” umowa raczej w nich nie przejdzie. A drobny przedsiębiorca, zwykle prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą, jednocześnie zarządza firmą, jest księgowym i prawnikiem w swojej firmie. Wszystko musi ogarnąć sam. A tymczasem w niektórych aspektach prawo traktuje właściciela butiku z odzieżą niemal tak, jak PKN Orlen, czy KGHM. Nie ma on prawa – jak konsument – do odstąpienia od umowy bez konsekwencji w ciągu 14 dni. Jeśli coś podpisze, jego problem.
Kiedy wyciągałem wnioski z przekrętu TeleOpieka24, pisałem, że jedynym pewnym sposobem, by taka afera się za chwilę nie powtórzyła z udziałem innej nieuczciwej firmy, jest objęcie drobnych przedsiębiorców choćby częścią tych praw, z których korzystają konsumenci kupujący towar lub usługę przez internet czy poza siedzibą kontrahenta. Na razie oszuści wciąż grasują.