Kto by się tego spodziewał? Polski rząd właśnie dał do zrozumienia, że w Polsce nie powstanie już żadna elektrownia węglowa! „Trzeba przeanalizować sens budowania elektrowni w Ostrołęce” – powiedział minister Jacek Sasin. Problem w tym, że nieistniejąca elektrownia już podpisała umowy na zakupy węgla i zagwarantowła sobie dopłaty do produkowanego przez siebie prądu. Jak to teraz odkręcić? Czy jest szansa, że po skasowaniu inwestycji w Elektrownię Ostrołęka zapłacimy za prąd mniej?
Minister aktywów państwowych, Jacek Sasin, powiedział „Dziennikowi Gazecie Prawnej”, że budowa nowej elektrowni węglowej, wartej 6 mld zł, może nie mieć sensu. „Nie ukrywam, że są inwestycje rodzące problemy. Jedną z nich stanowi elektrownia Ostrołęka, będąca kłopotem dla inwestorów, czyli firm Energa i Enea. Mamy unijną politykę klimatyczną, wywierającą presję na odejście od węgla, która utrudnia pozyskanie finansowania dla inwestycji węglowych”
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ostrołęka C jak brazylijska telenowela za 6.000.000.000 zł
Budowę nowego bloku niewielkiej, działającej od lat 70. siłowni w Ostrołęce zaplanowano kilkanaście lat temu, a pozwolenie na budowę wydano w 2011 r. Nowe źródło prądu przydałoby się w tym regionie, bo cała północno-wschodnia Polska nie ma żadnej dużej elektrowni. Nowa elektrownia miała też poprawić bezpieczeństwo dostaw prądu i stabilność pracy systemów energetycznych państw bałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii.
Ale zarząd Energi – spółki, do której należy elektrownia Ostrołęka – w 2012 r. zawiesił plany inwestycyjne na kołku. Z jednej strony widział, co się dzieje z kosztami produkcji prądu z węgla, a z drugiej – obawiał się problemu ze znalezieniem 6 mld zł na inwestycję.
Nowego ducha w projekt tchnęła Beata Szydło, która w 2015 r., w trakcie kampanii wyborczej, pojechała na Kurpie i powiedziała: „Na tej działce powinna powstać nowa elektrownia i ja państwu deklaruję, że powstanie”. Za czasu urzędowania jej następcy Mateusza Morawieckiego wmurowano kamień węgielny, na placu budowy wyrosły betonowe wieże przyszłej elektrowni, widać nawet gdzie będzie blok, a gdzie chłodnia kominowa. Ale prawdziwa budowa nie może ruszyć z kopyta, bo brakuje umowy finansowej, która zapewniłaby 6 mld zł na pokrycie kosztów.
Wcześniej udało się „zorganizować” ponad 20 mld zł finansowania na trzy inne elektrownie (Opole, Kozienice, Jaworzno – te dwie pierwsze już działają, trzecia ma ruszyć na dniach). Ale to były jednak inne czasy.
Czytaj też: Nadchodzą „klimatyczne” zmiany w twojej firmie. Nie chodzi o wizerunek, lecz o pieniądze. Jak zmienią się biura i biurka?
Dlaczego ta inwestycja (raczej) nie powstanie?
Bo państwowe koncerny energetyczne Energa i Enea, które realizują wspólnie projekt, nie znajdą pieniędzy na sensownych warunkach. Wiele instytucji finansowych odcina finansowanie dla projektów szkodliwych dla środowiska. Trudno powiedzieć, czy polskie lub zrepolonizowane banki państwowe – PKO BP i Pekao – udźwignęłyby finansowanie wartego 6 mld zł przedsięwzięcia. Jeśli tak, to z trudem. I zapewne nie są temu chętne.
Rząd liczył, że jeśli europejskie instytucje powiedzą twarde „nie”, a polskie nie dadzą rady, to może znajdzie się inwestor z krajów, w którym na węgiel patrzy się (jeszcze) bardziej przychylnym okiem, głównie z Japonii, czy Chin. Nic z tego nie wyszło. Możliwe, że komitety kredytowe banków z tych krajów (a w Polsce działa kilka np. chińskich banków) sprawdziły, że Ostrołęka byłaby projektem nierentownym i finansowanie tego przedsięwzięcia byłoby zbyt ryzykowne.
Bo emisja CO2 będzie coraz droższa. Działalność elektrowni w Ostrołęce byłaby związana z dodatkową daniną antyemisyjną, czyli opłatami za wydzielanie do atmosfery CO2. W Europie każda fabryka i każda elektrownia, która emituje CO2 musi za to płacić. Rynkowa cena uprawnień od emisji wynosi obecnie ok. 23 euro za tonę. Jeszcze cztery lata temu było to 7 euro za tonę. Polska dostaje co prawda pulę darmowych uprawnień, ale z roku na rok się ona kurczy, a nowe projekty na takie bonusy liczyć nie mogą.
Zdaniem ekologów Ostrołęka byłaby trwale nierentowana i w trakcie całego swojego życia przyniosłaby 2,3 mld zł strat. Rząd – m.in. z myślą o nowej inwestycji – chce wprowadzić do naszych rachunków za prąd nowy element – tzw. opłatę mocową, która pójdzie bezpośrednio do koncernów energetycznych i sfinansuje prąd m.in. z „węglówek”. To kilka złotych miesięcznie, które ma być pobierane począwszy od października 2020 r.
Nowe Elektrownia Ostrołęka miałaby zużywać 4,3 mln ton węgla kamiennego rocznie, czyli 12 000 ton dziennie. Emisja CO2 miałaby wynieść 6 mln ton rocznie. Dla porównania: cała Polska emituje 320 mln ton rocznie.
Ostrołęka będzie wydawała ok. 500 mln zł rocznie na koszty uprawnień do emisji CO2. I to zakładając, że będą one kosztować nie więcej, niż 20 euro za tonę. Teraz kosztują 23 euro, a jeszcze niedawno były po 30 euro. Zdaniem ekspertów ten wzrost cen jest trwały.
Bo elektrownia produkowałaby prąd drożej, niż inni. A więc jej istnienie podwyższałoby nasze rachunki za prąd. Do kosztów działania Ostrołęki C trzeba doliczyć koszty czegoś, co zostało nazwane „rynkiem mocy” Jeśli jakiejś elektrowni nie opłaca się produkować prądu, a jej działanie jest wymagane dla bezpieczeństwa energetycznego kraju, to podatnicy muszą dopłacić.
Ostrołęka C – i to jest dopiero paradoks – już sobie nawet takie „dopłaty” zagwarantowała mimo, że jeszcze nie powstała! A to nie wszystko. Spółka podpisała też wieloletni kontrakt na dostawy węgla do nieistniejącej elektrowni. Wartość 10-letniej umowy to, według szacunków branżowych, ok. 4 mld zł.
Co teraz? Na razie nic się nie zmienia, inwestorzy muszą oficjalnie powiadomić o zarzuceniu planów budowy. Ale gdy decyzja zapadnie, odkręcenie umów może przysporzyć sporych kłopotów.
Fajnie, że nie będziemy spalali tyle węgla. Ale co w zamian?
Ostrołęka miała ruszyć w 2023 r. a wyprodukowany przez nią prąd był już wliczany do miksu energetycznego (szary kolor na infografice). Teraz trzeba będzie szybko pomyśleć jak uzupełnić ten ubytek
Jak można w krótkim czasie wyrównać ten ubytek? Opcji jest kilka. Polska inwestuje w nowe elektrownie gazowe. W normalnych warunkach byłyby one droższe niż węglowe, ale po pierwsze mamy coraz więcej gazu z USA (tańszego, niż rosyjski), a po drugie spalanie gazu emituje o połowę mniej CO2, więc koszty dodatkowych opłat są mniejsze. Problem w tym, że czasu jest mało, a budowa nowej turbiny gazowej to nie taka prosta i szybka sprawa. Ostatnio problemy z z uruchomieniem takiego cacka miał Orlen.
Jedna elektrociepłownia o mocy 600 MW kosztuje 1,7 mld zł. W dużym uproszczeniu za 6 mld zł (koszty budowy Elektrowni Ostrołęka) można by zbudować trzy elektrociepłownie gazowe o mocy 1,2 GW.
A odnawialne źródła energii? Może uda się pokryć polskie dachy panelami fotowoltaicznymi? To już się dzieje na niespotykaną w historii skalę. Na koniec ub. r. takich instalacji było już ok. 100.000, a według rządowych planów ma przybyć drugie tyle. Państwo dorzuca 5.000 zł, samorządy nieraz drugie tyle (choć ostatnio są informacje o problemach z uzyskaniem dopłat). Tyle, że słońce nie zagwarantuje nam prądu w mroczną, styczniową noc i nie jest to alternatywa dla dużej elektrowni węglowej.
Są oczywiście też wiatraki. W ich przypadku proces inwestycyjny jest też krótki, ale nie ma zielonego światła do stawiania nowych instalacji na lądzie, a wiatraki na morzu zaczną się kręcić „przy dobrych wiatrach” ok. 2025 r. Za późno.
Być może będziemy w krótkim okresie skazani na uzupełnienie braków energii zwiększonym importem prądu z zagranicy, który w ubiegłym roku był rekordowy. Sprowadziliśmy z zagranicy 10 TWh czyli 6% naszego całego zużycia.
Jest też możliwość systemowego ograniczenia popytu na prąd. To rozwiązanie, które polega na tym, że duzi odbiorcy zobowiązują się, że na żądanie operatora enertetycznego ograniczą zużycie prądu, żeby system wytrzymał. W zamian za takie „poświęcenie” dostają wynagrodzenie. Z analizy Forum Energii wynika, że w Polsce ekonomicznie opłacalnie można ściąć zapotrzebowanie o 1,2 GW, czyli jakieś 5% maksymalnego obciążenia.
Żadne oficjalne decyzje w sprawie skasowania budowy Elektrowni Ostrołęka C jeszcze nie zapadły. Zarzucenie tak dużego projektu jest – jak widać z powyższych akapitów – ryzykowne i kłopotliwe. Ale brnięcie w projekt, na który nikt nie chce dać pieniędzy i który nie będzie ekonomicznie opłacalny byłoby jeszcze gorsze.
Czytaj też: polska energetyka zanotowała mocne tąpnięcie, a wartość rynkowa państwowych spółek działających w tej branży spadła o jedną trzecią
źródło zdjęcia:PixaBay