PZU Zdrowie uruchomił właśnie Wirtualną Przychodnię. Nie trzeba wychodzić z domu, bo z lekarzem możemy spotkać się na wideo-czacie. Jakie dolegliwości wyleczymy zdalnie, czyli gdzie jest granica możliwości wirtualnej medycyny? I czy wideomedycyna rozładuje korki w kolejkach do specjalistów?
Kolejki do lekarzy to poważny problem społeczny. Miesiące oczekiwania na wizytę u specjalisty nikogo już chyba nie dziwią. Dlatego wielu Polaków nie czeka i idzie po poradę do prywatnych przychodni. Ale również im daje się we znaki problem niedoboru kadry medycznej.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W miarę łatwo można dostać się do specjalisty, jeśli płacimy za wizytę, bo z wykupionym abonamentem też niestety trzeba odstać swoje. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Próbowałem umówić się do specjalisty w ramach abonamentu w znanej prywatnej placówce służby zdrowia. Najbliższy możliwy termin – za kilka tygodni. Zadzwoniłem jeszcze raz, ale tym razem poinformowałem, że będzie to wizyta odpłatna. I co? Na wizytę mogłem umówić się jeszcze tego samego dnia.
Prywatne firmy działające w branży ochrony zdrowia mają świadomość niedoboru kadry medycznej. Dlatego coraz śmielej sięgają po alternatywne rozwiązania – telemedycynę, czyli wizyty telefoniczne, przez internetowy czat oraz wideoczat.
Niedawno takie usługi wprowadziło PZU Zdrowie. Julita Czyżewska, prezes firmy cytowana przez PAP, tłumaczyła, że w ten sposób firma chce ułatwić pacjentom dostęp do lekarza.
„Szczególnie mieszkańcom mniejszych miejscowości, rodzicom z małymi dziećmi, osobom starszym, niepełnosprawnym czy podróżującym poza Polską, a więc wszystkim, dla których przyjście do przychodni może być utrudnione”.
Przez czat lub wideo-czat pacjenci PZU Zdrowie mogą zasięgnąć porady lekarza, omówić z nim wyniki badań, otrzymać skierowanie na badania albo receptę na leki. Czat w wersji tekstowej lub wideo ma być dostępny całą dobę, a czas oczekiwania na konsultację z lekarzem ma wynieść nie więcej niż 15 minut.
Przeczytaj też: Do lekarza wejdziesz przez… bank. Medicover wdraża „mojeID”, czyli system potwierdzania tożsamości za pośrednictwem bankowości elektronicznej
Przeczytaj też: Polisa na życie bez ankiety medycznej, ale z kłamstwem w tle. Przegrana sprawa, czy nie? Rzecznik Finansowy ma wątpliwości
Gdzie jest granica wideo-medycyny?
PZU Zdrowie nie jest oczywiście pierwszą firmą, która postanowiła zaoferować swoje usługi przez internet. Już od jakiegoś czasu z konsultacji online mogą korzystać np. klienci firmy Lux Med. A firma Medicover podała niedawno, że telemedycyna (kontakt z lekarzem przez telefon, czat czy wideo-czat) stanowi już blisko 40% wszystkich wizyt.
Na moje oko, to wygodna alternatywa dla tradycyjnej wizyty. Nie muszę ruszać się z domu i narażać innych (w tym lekarzy) na kontakt z wirusem. Nie muszę tracić czasu na dojazdy i oczekiwanie w kolejce. Choć teoretycznie pacjenci mają wyznaczone godziny wizyt, to w praktyce bywa różnie – jedna wizyta się przeciągnie i reszta pacjentów musi czekać.
Z drugiej strony możliwości telemedycyny są ograniczone. Np. Lux Med precyzuje, że w ramach konsultacji online pacjenci mogą m.in. porozmawiać z lekarzem, który dysponuje naszą historią leczenia, uzyskać skierowanie na badania zgodnie z oceną stanu zdrowia, omówić wyniki badań, czy odnowić receptę na leki, które przyjmujemy regularnie.
Ale przez internet lekarz nie wypisze zwolnienia, nie da skierowania na badania RTG, tomografię komputerową, mammografię, biopsję czy badanie endoskopowe. Nie odnowimy też recepty na leki psychotropowe i antybiotyki.
Przeczytaj też: Tego jeszcze nie było. Ubezpieczyciel zadba o to, żebyś uprzedził poważną chorobę. Zapłaci za twoje… testy genetyczne. Ale są warunki
Przeczytaj też: Klient dzwoni na infolinię, żeby zmienić dane dowodu osobistego. Musi podać kod SMS i… Czy może być bardziej pod górkę?
Mniej biurokracji z receptami
Co zatem zrobić, żeby nie wylać dziecka z kąpielą, a więc żeby dzięki medycznym wideo-czatom skróciły się kolejki do lekarzy, ale żeby jednocześnie zdalna wizyta była dla nas tak bezpieczna, jak spotkanie z lekarzem w cztery oczy?
Podczas rodzinnego obiadu uciąłem sobie na ten temat pogawędkę z moim bratem lekarzem. Tam, gdzie Michał pracuje, nie miał jeszcze okazji przetestować „leczenia na odległość”, ale generalnie kibicuje tej technologii. Ale podkreśla, że trzeba do tego podchodzić bardzo ostrożnie.
Generalnie z większym komfortem w przypadku medycznego wideoczatu podchodziłby do pacjentów, których już zna. Na odległość mógłby omawiać np. wyniki badań, które zlecił swoim pacjentom czy kontrolować efekty zaproponowanego leczenia.
Kolejna sprawa to wypisywanie recept, a właściwie e-recept, bo dziś lekarze mogą wypisywać recepty w formie cyfrowej. Rzecz jasna, lekarz nie powinien wypisać recepty komuś, kogo widzi pierwszy raz w życiu, ale w wielu przypadkach chodzi o kontynuowanie leczenia. A pacjenci często umawiają się na wizytę tylko po receptę.
Tak na marginesie, kolejki do lekarzy „tylko po receptę” mogą się skrócić nie tylko dzięki medycznym wideoczatom, a dzięki zmianom w przepisach. Do tej pory było tak, że lekarz mógł wypisywać (z pewnymi wyjątkami) pojedynczą receptę na maksymalnie 120 dni terapii. Wprowadzenie e-recept daje możliwość wypisania kuracji na 12 miesięcy, a sam pacjent zdecyduje w jakim tempie będzie wykupywał lek z apteki (np. wszystko naraz albo po jednym opakowaniu miesięcznie). Przykładowo kobieta, która stosuje antykoncepcję przewlekle, nie będzie musiała iść trzy razy w roku na wizytę po to, żeby dostać receptę na kolejne 120 dni. Teraz, jeśli lekarz jest przekonany o bezpieczeństwie terapii, może wystarczyć jedna wizyta w roku.
Przeczytaj też: Rekord w sprzedaży obligacji skarbowych! Czy oferta „rządowych lokat” może zagrozić bankowym depozytom? Coś się dzieje!
Przeczytaj też: Ujemne oprocentowanie depozytów dotarło również do Polski. Ten bank każe sobie płacić 0,3% za firmowe oszczędności. Jak to uzasadnia?
To niegroźna grypa, czy groźne zapalenie płuc?
Sytuacja z wideoczatem bardziej się komplikuje, gdy mówimy o leczeniu „zwykłego przeziębienia”. Lekarz powinien być przekonany, czy ma do czynienia z infekcją wirusową (np. grypa) czy bakteryjną (np. angina). W przypadku infekcji wirusowej można wyleczyć się stosując leki dostępne w aptekach bez recepty. W przypadku infekcji bakteryjnej często trzeba zaaplikować np. antybiotyk.
Problem w tym, że dostrzeżenie różnic między wirusem a bakterią bez zajrzenia pacjentowi w gardło i osłuchania płuc może być trudne.
„Bez użycia stetoskopu trudno będzie lekarzowi ocenić, czy ma do czynienia z niegroźną infekcją wirusową czy z zapaleniem płuc. Owszem, pomocne są badania dodatkowe, np. RTG płuc, ale w wielu sytuacjach wystarczy osłuchać pacjenta, by podejrzenie oddalić, a sam rentgen nie zawsze jest bezpieczny”
– mówi dr Michał Bednarek. Można sobie wyobrazić sytuację, że lekarz kierując się wywiadem i prawdopodobieństwem zachorowania, np. w okresie epidemii grypy, przez wideo-czat aplikuje kurację na grypę, ale zastrzega, że jeśli w ciągu kilku dni stan zdrowia pacjenta się nie poprawi, powinien umówić się na tradycyjną wizytę.
Oko lekarza kontra oko kamerki internetowej
A co z wideowizytami u lekarzy specjalistów? Jedna z prywatnych przychodni, która oferuje wideo-czat, chwali się, że w ten sposób można umówić się na wizytę u dermatologa.
„Zrozumiałbym to, jeśli byłaby to wizyta kontrolna. Lekarz musi upewnić się, czy ma do czynienia np. z rumieniem czy wysypką, które różnią się w dużej mierze fakturą zmiany wyczuwalnej palcem. Obraz przez internetową kamerkę może nie ujawnić często subtelnych różnic. Lekarz powinien podchodzić do zdrowia swoich pacjentów holistycznie. W danej chwili, np. podczas wideo-wizyty, pacjent może zgłaszać tylko dolegliwości, które są nowe albo dominujące. Niektóre może uznać za nieważne i o nich nie wspomnieć, co jednak nie uszłoby uwadze lekarza na typowej wizycie przy prawdziwym badaniu”
– wyjaśnia lekarz. Ale są dziedziny medycyny, które nawet w 100% mógłby zastąpić wideoczat. Przykładem może być psychiatria.
Przeczytaj też: Masz kredyt, a termin płatności raty przypada na „przednówku”? Sprawdziłem, które banki idą na rękę ze zmianą terminów i nie biorą za to kasy
Przeczytaj też: Czy muzyka z platform streamingowych na dobre rozjedzie winyle i płyty CD? Na świecie to już się dzieje, ale Polska stawia (jeszcze) opór
Mój brat dostrzega jeszcze jedną zaletę wideowizyt. Chodzi o to, że pacjent z chorobą zakaźną pozostając w domu i umawiając się do lekarza na wideo-czacie oszczędzi zachorowania nie tylko innym osobom spotkanym w autobusie czy przychodni, ale i samemu lekarzowi.
Jak widać, lista spraw, które da się załatwić zdalnie, jest całkiem spora. Ale nie można zapomnieć o tym, że problem długich kolejek nie tkwi w dostępności gabinetów lekarskich czy zaplecza w przychodniach, ale w niedoborze kadry lekarskiej.
„Jeśli lekarze zostaną posadzeni przed kamerami zamiast w gabinetach, to w cudowny sposób ich liczba nie wzrośnie.”
Tu potrzebne są rozwiązania systemowe. Jakie, przeczytacie w tym artykule.
Źródło zdjęcia: Pixabay