Resort finansów podsumował sprzedaż obligacji skarbowych dla klientów indywidualnych w 2019 r. To był rekordowy rok. Polacy kupili rządowe papiery dłużne za ponad 17 mld zł. Patrząc na wartość sprzedaży, to aż o 36% więcej niż w 2018 r. W tym czasie wartość lokat bankowych przyrosła o blisko 65 mld zł, ale… do banków pieniądze płyną znacznie wolniej, niż do obligacji
Depozyty bankowe i obligacje skarbowe to – z punktu widzenia ryzyka – sposoby lokowania oszczędności o zbliżonym poziomie ryzyka. W przypadku lokat mamy gwarancję rządową do równowartości 100.000 euro. Gwarantem wykupu obligacji skarbowych również jest państwo. Formalnie nad systemem gwarancji depozytów sprawuje pieczę Bankowy Fundusz Gwarancyjny, sam nie udźwignąłby bankructwa kilku banków, czy nawet jednego większego. Do akcji ratunkowej musiałby wkroczyć rząd.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Obligacje zawsze stały w cieniu bankowych depozytów. Wynika to zapewne z konstrukcji tych produktów. Na depozytach bankowych możemy lokować pieniądze na miesiąc, trzy, sześć lub długoterminowo. Albo zarabiać, ale jednocześnie mieć pieniądze do dyspozycji w każdej chwili. Mam na myśli konta oszczędnościowe.
Z kolei obligacje to oferta dla „długodystansowców”. W poprzednich latach można było w nie zainwestować na dwa, trzy, cztery lub dziesięć lat, choć od czasu do czasu resort finansów rzuca na rynek okolicznościowe papiery – np. obligacje z okresem wykupu za kilkanaście miesięcy. Ich sprzedaż (rozchodzą się jak świeże bułeczki) pokazuje, że preferujemy krótszy okres inwestycji. Zapewne dlatego pod koniec 2017 r. Ministerstwo Finansów zdecydowało się zaoferować również obligacje 3-miesięczne, na które jest bardzo duży popyt.
Przeczytaj też: Obligacje skarbowe: bezpieczna alternatywa dla bankowej lokaty. Do wzięcia nawet 5% rocznie. Jakie obligacje kupić, by pokonać inflację?
Przeczytaj też: Pan Paweł stracił 100.000 zł na „bezpiecznej” inwestycji w obligacje i oskarża Citi Handlowy o misselling. Co bank na to?
Banki nie rozpieszczają oszczędzających
Sukces obligacji jest pochodną tego, że w ostatnich latach rzeczywistość nie rozpieszcza oszczędzających w bankach. Stopy procentowe od kilku lat są na rekordowo niskim poziomie (główna stopa referencyjna zadomowiła się na poziomie 1,5%). W ślad za tym oprocentowanie depozytów jest symboliczne.
Można to było jeszcze przeboleć, kiedy inflacja była symboliczna, a więc nasze pieniądze nie traciły na wartości. Dziś, gdy wzrost cen przyspieszył (GUS właśnie potwierdził, że w grudniu roczna inflacja wyniosła 3,4% wobec 2,6% w listopadzie), właściwie nie ma depozytu, który chroniłby nasze oszczędności przed spadkiem wartości. W tym artykule policzyłem, ile tracimy na bankowych lokatach.
Co ciekawe, banki „cierpią” dziś na nadpłynność. Trudno im zainwestować nasze depozyty na rynku międzybankowym czy zamienić lokaty na kredyty. Doszło do tego, że banki działające w Polsce każą sobie płacić za przechowywanie depozytów. Tak jest w ING Banku, a z moich informacji wynika, że podobną politykę prowadzą mBank i Citi Handlowy. Na razie „kary” płacą tylko przedsiębiorcy od naprawdę dużych depozytów, ale w strefie euro zaczęło się właśnie od tej grupy klientów. Obecnie coraz więcej banków używa ujemnego oprocentowanie również od klientów indywidualnych.
Banki nie mają dzisiaj żadnej bezpiecznej oferty antyinflacyjnej. Jeśli płacą przyzwoicie, tzn. na tyle dużo, by po uwzględnieniu inflacji klient coś jeszcze zarobił, to zwykle są to depozyty promocyjne z oprocentowaniem obowiązującym np. przez trzy miesiące.
A może być jeszcze gorzej. PKO BP poinformował właśnie o obniżeniu oprocentowania lokat terminowych o 0,1-0,4 pkt proc. A na ruchy największego gracza na rynku zwykle zerka konkurencja. Niewykluczone więc, że w ślad za nim pójdą inne banki.
Przeczytaj też: Lokując oszczędności w te obligacje możesz… 100-krotnie pomnożyć kapitał. Ile szczęścia do tego potrzebujesz? I czy ta zabawa się opłaca?
Przeczytaj też: Jest nowa interpretacja wyroku TSUE w sprawie zwrotu prowizji kredytowych. Ten bank prowizję zwróci, ale pod warunkiem, że…
Obligacje kontra depozyty – dystans się zmniejsza
Co na to obligacje? W nich mamy zaszyty antyinflacyjny bezpiecznik, np. na najpopularniejszych „czterolatkach” oprocentowanie po pierwszym roku uzależnione jest właśnie od poziomu inflacji. Podobnie jest w obligacjach dziesięcioletnich.
Czy z powodu realnych strat na depozytach część klientów postanowiła pokazać bankom gest Kozakiewicza i przenieść oszczędności do równie bezpiecznych, ale chroniących przed inflacją obligacji? I czy na bazie danych o sprzedaży papierów dłużnych można zaryzykować stwierdzenie, że stają się one zagrożeniem dla bankowych depozytów? Przyjrzyjmy się danym.
W 2019 r. Ministerstwo Finansów sprzedało obligacje oszczędnościowe o rekordowej wartości 17,29 mld zł. W porównaniu z 2018 r. oznacza to wzrost (pod względem wartości) aż o 36%. Najlepiej sprzedały się obligacje 4-letnie (6,16 mld zł), następnie 3-miesięczne (4,9 mld zł), 2-letnie (3,7 mld zł), „dziesięciolatki” (1,7 mld zł) i 3-letnie (177 mln zł).
Jak było z depozytami bankowymi? Nie mamy jeszcze danych za cały 2019 r. Na koniec listopada wartość oszczędności gospodarstw domowych wyniosła 887 mld zł. To worek, w którym mamy zarówno lokaty terminowe, jak i depozyty bieżące, czyli środki na ROR-ach i kontach oszczędnościowych.
Napływ środków w poszczególnych miesiącach był dość zróżnicowany – od 0,2% w czerwcu i 0,3% we wrześniu, do 1,6% w lutym. Średnia dynamika tego przyrostu wyniosła 0,7%. Przyjąłem tę wartość do uzupełnienia danych grudniowych. Licząc w ten sposób, na koniec grudnia w bankach przechowywaliśmy 893 mld zł.
Oznacza to, że w 2019 r. nasze depozyty (mam na myśli tylko gospodarstwa domowe) w bankach urosły o 74 mld zł. To oczywiście nie są tzw. nowe środki. Częściowo ten wzrost wynika z doliczonych odsetek do kapitału. Optymistycznie przyjmując, że był to średnio 1% (pamiętajmy, że jedną trzecią środków mogą stanowić nieoprocentowane ROR-y), banki zapłaciły nam niecałe 9 mld zł. Z tego wynika, że do banków popłynęło w 2019 r. ok. 65 mld zł „nowego pieniądza”.
Przeczytaj też: Kurier nawalił? Spóźniona dostawa? Brak próby dostarczenia przesyłki do domu? Oto prosty pomysł na to, żeby było lepiej
Przeczytaj też: W Polsce już 13-latek może mieć swoje konto osobiste i kartę debetową. Tylko dlaczego nie może jej podpiąć do aplikacji Apple Pay?
Obligacje depczą bankom po piętach
W porównaniu ze sprzedażą obligacji (17,3 mld zł) to blisko cztery razy więcej. Ale warto zerknąć na dynamikę sprzedaży. Wartość sprzedaży obligacji skarbowych była o 36% wyższa w porównaniu z 2018 r. Tymczasem dynamika przyrostu bankowych depozytów (przyjmując za pewnik prognozy na grudzień) sięgnęła niespełna 8%.
Nawet jeśli podobna dynamika utrzymałaby się w następnych latach (dynamika sprzedaży obligacji na poziomie ok. 30%, a depozytów o niecałe 10%), pozycja banków w walce o nasze oszczędności wydaje się być niezachwiana.
Trzeba jednak pamiętać, że rynek depozytowy jest bardzo niestabilny. O ile w 2019 r. wartość naszych depozytów w bankach wzrosła o 65 mld zł (podobny wzrost odnotowaliśmy w 2018 r.), to w 2017 r. przybyło „zaledwie” 30 mld zł, i to z uwzględnieniem naliczonych odsetek.
To pokazuje, że jeśli banki nie zaoferują klientom atrakcyjniejszych produktów oszczędnościowych, oferta rządowa, która do tej pory znajdowała się w cieniu lokat, zacznie deptać bankom po piętach.