Kto przebiera już nogami, licząc na wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy i trzydniową weekendową labę, powinien napić się melisy i wziąć na luz. Dla niektórych marzeń będzie lepiej, jeśli nigdy się nie spełnią. Nawet jeśli w jednej, czy drugiej firmie takie rozwiązanie się sprawdzi, nie ma opcji, by stało się powszechne. Ale… mam coś lepszego!
Pewnie słyszeliście, że japoński oddział korporacji Microsoft testował przez jeden miesiąc czterodniowy tydzień pracy. Wyobrażam sobie, że dla Japończyków, dla których etos pracy jest bardzo ważny (żeby nie powiedzieć, że mają cechy pracoholików) to musiał być szok.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Polegało to to na tym, że dla 2.300 pracowników biuro było zamknięte w piątki i zostali odcinani od służbowej poczty od czwartkowego wieczora. Czyli jeden dodatkowy dzień wolny i to bez redukcji pensji. To nie pierwszy i nie ostatni test czterodniowego dnia pracy, a rezultaty były podobne to poprzednich tego typu eksperymentów – okazało się, że wydajność pracowników wzrosła o 40%.
Pracownicy Microsoftu, jakże by inaczej, byli wniebowzięci – 92,1% z nich stwierdziło, że podoba im się czterodniowy tydzień pracy. Firma zapowiedziała już, że w zimie przeprowadzi podobne testy.
Takie rozwiązania już zresztą funkcjonują – np. krócej pracują urzędnicy w duńskiej gminie Odsherred, a nowozelandzka firma ubezpieczeniowa Perpetual Guardian sprawdziła, że samopoczucie i wydajność pracowników w trybie 32 godzin pracy przez cztery dni byłą taka sama, jak przez 40 godzin pracy przez pięć dni. Dodatkowa zaleta, to oszczędność środowiska – cztery dni pracy, to mniejsze emisja CO2 i mniejsza produkcja śmieci.
Gdy zadania trzeba ogarnąć w cztery dni zamiast pięciu, ludzie podświadomie nastawiają się na efektywniejszą pracę, rzadziej wychodzą „na papierosa” i zadaniowo podchodzą do rozwiązywania problemów, bo wiedzą, że czas nagli. W piątek, piąteczek, piątunio i tak często pracuje się na pół gwizdka, więc dlaczego tego nie zalegalizować?
Mamy więc przykłady z poszczególnych przedsiębiorstw i urzędów. Ale czy to ma sens, gdyby stało się prawem obowiązującym w całej gospodarce?
Czytaj też: Nie masz już siły słuchać od swoich pracowników, że chcą podwyżek? Daj im te bonusy
Piątkowy dzień wolny. Wszystkim po równo?
Ustalmy fakty: kto miałby dostać przywilej niepracowania w piątki? Czy tylko pracownicy biurowi? A co ze szkołami? Sklepami? Urzędami? Może tylko sektor prywatny? Ale co z pozostałymi pracownikami?
Wyobraźmy sobie nauczycieli, którzy pracują przez cztery dni w tygodniu. Pedagodzy może by skorzystali, ale co z ich podopiecznymi? Czy to nie odbiłoby się na poziomie nauczania, biorąc pod uwagę jak przeładowane są już dziś szkoły i plan zajęć? Czy nie trzeba by napisać programów na nowo, w okrojonej wersji?
To samo dotyczy urzędników. Już teraz załatwienie sprawy w urzędzie wymaga niebagatelnych umiejętności planowania i często urywania się ze swojej pracy, bo przecież urzędnik o godz. 16.00 zamyka swoje „okienko”. Dodatkowy dzień wolny w piątek zwiększyłby kolejki, chyba że urzędy przez cztery dni w tygodniu byłyby czynne od bladego świtu do późnej nocy.
Sądy? Już dziś ledwo zipią, a na rozstrzygnięcie prostych spraw czeka się kilka lat. Wolne piątki oznaczałyby, że kolejki na wokandę jeszcze by się zwiększyły. Wyłączyć sędziów z „czterodniówki”? Wtedy trzeba by im więcej zapłacić. Sprawę rozwiązałaby informatyzacja sądów, ale ona jest w lesie.
Lekarze? Personel medyczny jest skrajnie przepracowany i jest go w Polsce za mało – w przeliczeniu na 1000 mieszkańców mamy najmniej w Europie lekarzy i pielęgniarek. Tak, lekarze zdecydowanie zasługują na czterodniowy tydzień pracy. Ale co z pacjentami? Nie od dziś wiadomo, że w weekendy szpitalne oddziały zamieniają się w przechowalnie chorych – jest lekarz dyżurny, zabiegów nie ma, nic się nie dzieje.
Zachorować w weekend to już dziś katastrofa dla pacjenta. A co by było, gdyby weekend był trzydniowy? Obawiam się, że pacjenci okupujący w tej sytuacji SOR-y mogliby tego nie przeżyć – i to dosłownie, nie w przenośni.
Budowlańcy – latami narzekaliśmy na wolne tempo budowy dróg w Polsce. Teraz na budowach praca wre nawet i przez siedem dni w tygodniu, ale nie za darmo. Pracownicy na budowach każą sobie płacić za nadgodziny weekendowe. Wydłużenie tygodnia pracy to pewny jak w banku duży wzrost cen mieszkań – tych kupowanych na własność i, w ślad za tym, wynajmowanych.
Swoją drogą ciekawe czy wydłużenie weekendu spowodowałyby, że np. spółdzielnie mieszkaniowe rozszerzyłyby zakaz hałasowania na czwartek (obowiązuwałby od 16.00 w czwartek do poniedziałku do 8.00)? Jak żyć? Jak kuć w ścianie? Zapewne wszystko jest kwestią pieniędzy i płacenia za nadgodziny – ale czy przy absurdalnie wysokich kosztach robocizny nas stać na długi weekend w każdy weekend i idące w ślad za tym wyższe wynagrodzenia dla fachowców?
Sklepy – no tak, trzydniowy weekend to na pewno byłaby dobra wiadomość dla kin, restauracji, instytucji rozrywkowych. Ich klienci mieliby jeszcze jeden dzień na swobodne wydawanie pieniędzy. Ale co z branżą handlową? Skoro weekend byłby trzydniowy, to czy sklepy byłyby zamknięte? A jeśli nie, to czy pracownicy nie zażądaliby wyższych pensji, za które zapłacilibyśmy przy zakupach?
Poza tym jadąc do pracy jesteśmy nie tylko pracownikami, ale i konsumentami: zużywamy paliwo ( rosną wpływy do budżetu z akcyzy), kupujemy samochody (chociaż to chyba wyjdzie zaraz z mody), jemy śniadanie i lunch na mieście, a wracając z pracy robimy zakupy na długi weekend A gdybyśmy zostali w domu, spora część wydatków zostałaby w naszych kieszeniach.
Chociaż bez paniki, pieniądze pewnie byśmy wydawali, tylko inaczej. Nota bene to właśnie w długie weekendy marnuje się najwięcej jedzenia, bo przed takimi okazjami najtrudniej nam ocenić ile zapasów potrzebujemy zrobić. Wydłużenie każdego weekendu może więc nie spowodowałoby spadku naszych zakupów, ale mogłoby spowodować większą skalę marnowania jedzenia.
Czytaj też: Sprawdzam czy dobrze płacą ci za godzinę pracy. Ile powinieneś zarabiać w swoim fachu?
Co zamiast trzydniowego weekendu? Home office po polsku
Jeśli nie możemy solidarnie ogłosić piątku dniem wolnym od pracy i ciężej pracować od poniedziałku do czwartku (wygląda na to, że koszty byłyby wysokie i że jest to pomysł, który może zadziałać dobrze głównie w krajach, które już są bogate), może powinniśmy pracować z domu? Oczywiście, mowa o profesjach, które mają takie możliwości, górnicy raczej się nie załapią, choć np. chirurdzy, mogą już operować zdalnie, przy pomocy robotów ;-).
To coraz popularniejsza opcja i bardzo ceniona przez pracowników. Nawet słynące z pracowniczego „zamordyzmu” korporacje dają pracownikom możliwość pracy raz na jakiś czas z domu. Oczywiście, pozostaje kwestia mierzenia efektywności pozostawionego sam na sam z komputerem pracownika, ale łatwo to zmierzyć, gdy dostanie zadanie do wykonania – i albo je „dowiezie” albo nie.
Pracownicy najlepiej zorganizowani de facto moga sobie dzięki „domowym piątkom” zorganizować na legalu długi weekend. A kto nie umie albo nie chce tak szybko pracować przez cztery dni – może w piątek mimo wszystko przyjść do biura albo zaszyć się w domowym zaciszu i tak „dorzeźbić” projekt. W domu niektórzy pracują znacznie wydajniej, niż w biurze.
W USA opublikowano właśnie bardzo ciekawe i bardzo obiecujące dane na ten temat. Po pierwsze, w ostatnich latach o 4 pkt. proc. – do 43% – wzrósł odsetek osób, które chociaż raz w tygodniu mają przywilej zostania w domu i pracy zdalnej. Co ciekawe, z ankiet na portalu LinkedIn wynika, że taki luksus chciałby mieć 82% menedżerów.
Rzeczywistość rozmija się z pragnieniami, bo ciągle jednak tylko 5,2% pracowników może pracować z domu. Ale – jak wynika, z badań Census Bureau – średnia zarobków osób pracujących zdalnie wyniosła w 2018 r. do 44.400 dolarów rocznie i była powyżej średniej dla całej gospodarki o 6.000 dolarów.
Świat się zmienia. Sam pamiętam czasy, w których rodzicie mieli „soboty pracujące”, a standardem był wolny tylko jeden dzień w tygodniu. Wolne soboty to zdobycz kilku ostatnich dekad (w Polsce – głównie ery gospodarki wolnorynkowej). Niewykluczone, że wraz ze wzrostem automatyzacji produkcji pięciodniowy tydzień pracy też stanie się przeżytkiem. Ale zanim to nastąpi, czeka nas etap przejściowy, polegający na częstszej pracy z domu.
Zawsze można zacząć od wariantu mocno pośredniego, czyli… ograniczenia czasu spotkań firmowych do 30 minut, wprowadzenia zdalnych konferencji, ograniczenia papierologii w firmach. Wydajność pracy natychmiast by wzrosła. Podobno szef Amazona Jeff Bezos zakazał używać w firmie prezentacji PowerPoint, a firma rośnie jak na drożdżach.
źródło zdjęcia:PixaBay