Co się dzieje z Alior Bankiem? W ciągu niespełna roku wartość rynkowa niegdysiejszej chluby polskiej bankowości spadła o połowę. Tylko w piątek kurs tąpnął o 15%. Czy realizuje się czarny scenariusz, który narysowałem kilka lat temu, gdy bank opuszczał jego twórca i mózg, Wojciech Sobieraj? Alior na razie jest fatalną inwestycją dla grupy PZU, a jak tak dalej pójdzie – stanie się też antyprzykładem repolonizacji banków. Jak to się skończy?
W Polsce, gdzie konkurencja w branży bankowej była niedawno chyba największa w Europie, Alior jest najbardziej spektakularnym przykładem sukcesu bankowego start-upu. Zbudowany od zera za pieniądze włoskich przemysłowców, w ciągu zaledwie ośmiu lat zdołał wejść do dziesiątki największych w kraju. Jego twórca, Wojciech Sobieraj, obrósł w legendę i gdy w połowie 2017 r. zostawiał swoje „dziecko”, miałem poważne wątpliwości czy to się dobrze skończy dla banku.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Obawy były tym większe, że odejście Sobieraja wiązało się z repolonizacją Aliora. Pakiet kontrolny jego akcji (25%) w 2015 r. przejęła grupa PZU, płacąc mniej więcej po 88 zł za akcję. Włosko-francuska grupa Carlo Tassara, która postanowiła zdyskontować zyski, zarobiła wtedy krocie, bo historyczny rekord ceny akcji Aliora wynosił 100 zł (bank w 2013 r. wchodził na giełdę po ok. 60 zł). Alior był wtedy wyceniany na niemal 12 mld zł. Dziś akcjonariat Alior Banku wygląda tak:
Dziś to już zamierzchła przeszłość. Po piątkowym dramatycznym spadku cena akcji Alior Banku spadła do niespełna 31 zł, zaś jego wartość rynkowa to już zaledwie 4 mld zł. PZU, dla którego repolonizacja Aliora miała być korzystną inwestycją w rentowny, rozpędzony bank, liczy straty (ubezpieczeniowa grupa na 32% akcji banku).
wykres: Bankier.pl
Alior po Sobieraju: bez wizji, bez wodza
Co się stało z Aliorem? Od początku było wiadomo, że przejście w ręce państwowej grupy finansowej to może być szok dla kultury korporacyjnej Aliora, budowanego jako start-up, w którym decyzje podejmuje się błyskawicznie, a wizję wytycza charyzmatyczny wódz.
W Aliorze po odejściu prezesa Sobieraja nie było ani wizji, ani wodza. Uwierzycie, że po repolonizacji bank ma już czwartego prezesa? Po Sobieraju pałeczkę przejął Michał Chyczewski, który zrezygnował po dziesięciu miesiącach. Zastąpiła go Katarzyna Sułkowska, która „wytrzymała” również niespełna rok. Od jesieni 2018 r. bankiem zarządza Krzysztof Bachta, poprzednio szef strategii i rozwoju w PZU. Jak długo on wytrwa?
Nie można powiedzieć, by Alior Bank był dziś w złej sytuacji finansowej. To nie jest przypadek grupy Getin, czy Idea Banku, które dziś nie są w stanie w ogóle zarabiać pieniędzy. Alior jest w lepszej sytuacji. W zeszłym roku wypracował 713 mln zł zysku, czyli nieźle jak na bank, który ma 4 mln klientów, niespełna 55 mld zł portfela kredytowego i 62 mld zł depozytów.
Marża odsetkowa, czyli różnica między kosztem depozytów, a zyskiem na kredytach (po „odessaniu” tych nietrafionych) to 4,6% – bardzo dużo jak na bank nie będący jeszcze rynkowym gigantem.
Owszem, bank stracił sporo ze swojego marketingowego i produktowego impetu – kiedyś był „fabryką” innowacyjnych produktów i usług oraz całych linii biznesowych (pamiętacie markę Alior Sync, rekordowe cash-backi wypłacane klientom i sojusz z T-Mobile?) – ale osiągnął wystarczające gabaryty, by spokojnie żyć jako „normalny” bank.
Alior płaci za agresywną strategię wzrostu?
Kłopoty z Aliorem są dwa. Pierwszy polega na tym, że bank zaczyna płacić cenę za agresywną strategię wzrostu z przeszłości. Co prawda nie sprzedawał nigdy kredytów frankowych, ale nie stronił od drogich, ryzykownych kredytów, oferowania klientom ryzykownych produktów, od sprzedaży których miał wysoką prowizję oraz budowania „zgrzewek” produktów, które maksymalizowały jego zarobek.
Tak się składa, że w piątek bank obliczył ile pieniędzy będzie musiał oddać klientom z powodu niekorzystnego wyroku europejskiego sądu TSUE dotyczącego prowizji od kredytów spłaconych przed terminem. Wyrok ten dotyczy wszystkich banków i wszystkie stracą na nim dużą kasę – będą musiały zwrócić klientom część prowizji. Alior policzył, że będzie go to kosztowało 83 mln zł i tyle odpisze od zysku w trzecim kwartale.
Czytaj też: Czy po wyroku TSUE (ale tym drugim, w sprawie franków) banki są już w dobrej cenie?
Nie mam na to twardych dowodów, ale wydaje mi się, że w Aliorze i prowizje były zawsze „z wyższej półki” (a więc i zwroty będą niewąskie), a i klientów spłacających kredyt przed terminem może być więcej, niż w innych bankach (bo z drogiego kredytu ludzie chcą się jak najszybciej wyplątać). Zresztą opisywaliśmy niedawno przypadek klientki, która dobrała 7000 zł kredytu konsolidacyjnego i Alior Bank wziął za to 27.000 zł prowizji. Choć w raporcie za 2018 r. nie widać, by prowizje były w banku dominującym przychodem (dla porównania: w PKO BP przychody odsetkowe wyniosły w zeszłym roku 10,5 mld zł, a prowizyjne 2,5 mld zł, czyli proporcjonalnie ciut więcej, niż w Aliorze).
Jeśli chodzi o agresywną strategię, to Alior jest też „zamieszany” w sprzedaż toksycznych funduszy, które miały inwestować w lasy i grunty, a które okazały się pułapką. KNF nałożyła na bank 10 mln zł kary i był to najniższy możliwy wymiar kary. Analitycy spodziewali się 50 mln zł (tyle, mniej więcej, dostał za podobne grzechy Raiffeisen), a gdyby nadzór się napiął, to mógłby i „trzepnąć” bank kwotą 100 mln zł i więcej. Alior był też jednym z pięciu, sześciu banków w Polsce, które sprzedawały klientom obligacje Getback (choć oczywiście nie w takiej skali, jak Idea Bank).
Zmiany prawa, większa świadomość klientów, bardziej prokonsumencki wymiar sprawiedliwości – to wszystko sprawia, że instytucje finansowe mające w przeszłości agresywną strategię marketingową i sprzedażową cierpią najbardziej. Alior nie będzie tu wyjątkiem.
Czarna seria złych kredytów. Pech, przypadek, czy bałagan i polityka?
Drugi kłopot Aliora to nie trafione kredyty korporacyjne. Bank jest „zamieszany” w kredytowanie m.in. zakładów mięsnych Kania (150 mln zł) oraz handlującej paliwami firmy Onico (50 mln zł) – w obu przypadkach ma kłopoty z odzyskaniem pieniędzy. Alior jest też długoletnim kredytodawcą kolportera prasy Ruch, który zbankrutował (straty Aliora – jak szacował niedawno „Puls Biznesu” – mogą sięgać 150 mln zł). Bank – po oddłużeniu firmy – ma ją odkupić i sprzedać Orlenowi.
Odpisy na złe kredyty korporacyjne spowodowały, że po pierwszym półroczu zysk Aliora wynosi tylko 291 mln zł (rok temu o tej porze było 426 mln zł). A przecież w trzecim kwartale dojdą jeszcze koszty wyroku TSUE.
Według „Pulsu Biznesu” czarna seria Aliora wzbudziła podejrzenia KNF, który wprowadził do banku kontrolę. Wysłannicy państwowego nadzorcy sprawdzają dokumentację kilkudziesięciu największych kredytów udzielonych przez Alior.
Czy Alior trafi jednak pod skrzydła Pekao?
To wszystko układa się w obraz banku, który dryfuje bez kompasu po morzu, na którym są coraz wyższe fale. Ciągłe zmiany prezesów, podejrzenia dotyczące bałaganu w procedurach kredytowych, zaangażowanie w „strategiczne projekty” takie, jak akcja przejmowania Ruchu przez Orlen… to wszystko przekłada się na wycenę banku, który w ciągu zaledwie czterech lat od repolonizacji stracił dwie trzecie swojej wartości rynkowej.
Szefowie PZU być może mają rację, jeśli mówią, że dziś Alior Bank jest wyceniany przez inwestorów zbyt nisko. Ale jeśli jego menedżerowie czegoś szybko nie zrobią, to ich własność będzie jeszcze mniej warta. Po prostu rynek nie wierzy, że ten bank ma pomysł na to, by zarabiać w przyszłości więcej pieniędzy. Widzi natomiast, że ma kłopoty na wielu frontach.
Niby jest strategia „cyfrowego buntownika”, ale nie ulega kwestii, że bank jest dziś cieniem dynamicznej i nakierowanej na wytyczanie trendów instytucji z czasów Sobieraja. Jeszcze kilka kwartałów takiej degrengolady i prof. Leszek Balcerowicz będzie miał idealne case study do wykładu: „szkodliwe skutki nacjonalizacji banków” (zwłaszcza, że notowania akcji Banku Pekao, innego nabytku grupy PZU, również nie zachwycają).
Chyba, że… w tym szaleństwie jest metoda? Na końcu przecież z pomocą Aliorowi może przyjść właśnie „Żubr”. Plan połączenia obu banków należących do PZU już był rozważany, ale został zarzucony (oficjalnie dlatego, że banki są od siebie zbyt różne). Biorąc jednak pod uwagę, że Alior dryfuje, a Bank Pekao po jego przejęciu mógłby gabarytowo zbliżyć się do swojego odwiecznego konkurenta – PKO BP… Być może „kontrolowane wodowanie” Alior Banku nie pomoże zrealizować scenariusz budowy „wielkiego Pekao”?