Według nieoficjalnych informacji „najwyższe czynniki” wyraziły zgodę na fuzję Banku Pekao i Alior Banku. To oznacza, że już oficjalnie polską branżą bankową zaczną rządzić dwa molochy – PKO BP i Bank Pekao. A mnie męczy pewne pytanie, które wynika z tego połączenia – czy to nie jest przypadkiem początek drogi do budowania jednego, wielkiego PKO? I jak to się skończy?
O tym, że Bank Pekao prędzej czy później przyłączy Alior Bank byłem przekonany odkąd obie instytucje finansowe trafiły pod skrzydła państwowego ubezpieczyciela PZU (w Pekao ma 20%, a w Aliorze 32%). Z punktu widzenia każdego właściciela posiadanie dwóch banków uniwersalnych oznacza niepotrzebne mnożenie kosztów.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Gdyby jeden z nich był niszowy – np. specjalizował się tylko w kredytach hipotecznych – to można byłoby się zastanawiać nad jego utrzymywaniem jako samodzielnej firmy. Nic więc dziwnego, że agencja Reuters podała – na razie jako wieść nieoficjalną (ale chyba kwestią czasu jej jej „uoficjalnienie”), że…
„Jedno ze źródeł przekazało, że Jarosław Kaczyński zaakceptował fuzję, lecz publikacja decyzji w tej sprawie zostanie opóźniona ze względu na brak niektórych dokumentów”
Jednak Alior – dziś bank numer osiem w Polsce – ma podobny profil działania do Banku Pekao, oba tak naprawdę podbierają sobie klientów. Utrzymywanie ich jako rywalizujących ze sobą instytucji z punktu widzenia PZU jest bez sensu. Zwłaszcza, że ta mniejsza, czyli Alior Bank, nie ma dziś ani stabilnego zarządu (odszedł jego twórca, Wojciech Sobieraj, zaś następca Michał Chyczewski utrzymał się tylko przez kilka miesięcy), ani strategii uwzględniającej zmiany własnościowe (oficjalnie utrzymywana jest strategia „Cyfrowego Buntownika” stworzona jeszcze przez ludzi Sobieraja).
Pół roku temu prezesi Banku Pekao i Aliora podpisali list intencyjny w sprawie rozpoczęcia prac studyjnych nad ewentualnym połączeniem. Bardziej optymistyczny komunikat w tej sprawie wydał „Żubr”, a bardziej zdystansowany – co zrozumiałe – Alior. Wygląda na to, że zwycięży opcja połączenia obu banków.
Żubr stawia się czasem, czyli era gigantów
Z punktu widzenia Banku Pekao taki scenariusz oznacza z jednej strony skokowe zwiększenie skali działalności, a z drugiej strony – szereg ryzyk. Jeśli chodzi o „spuchnięcie” to mówimy o powiększeniu aktywów z ponad 180 mld zł do 250-260 mld zł. I zbliżeniu się pod względem wielkości do liderującego PKO BP (270-280 mld zł aktywów).
Pod względem sumy klientów (Pekao ma 5,5 mln, Alior 3,5 mln) oba banki wspólnie osiągają gabaryty PKO BP (prowadzi 7,5 mln kont i ma 9,5 mln klientów). Pod względem liczby placówek (850 „pekaowskich” i 250 aliorowych) też nastąpi kontakt wzrokowy z PKO BP, który ma niecałe 1200 oddziałów. A jeśli dodać do tego placówki T-Mobile Banku (wspólne przedsięwzięcie Aliora i T-Mobile), to powiększony „Żubr” będzie miał być może największą sieć dystrybucji wśród polskich banków.
Wzrost skali działalności to możliwość pokazania efektu synergii, poprawy wyników finansowych, ewentualnie „schowania” i „rozwodnienia” w rosnącej masie ewentualnych problemów własnych. Rozliczanie zarządu prezesa Krupińskiego ze strategii przyspieszania wzrostu Pekao będzie utrudnione.
Zła wiadomość jest taka, że fuzja z tak dużym bankiem – i tak inaczej „zrobionym” – może trwać długo, być bolesna, kosztowna, skomplikowana i skutecznie zamulać rozwój Banku Pekao, który dopiero co został postawiony na nowe tory. Pekao ma wystarczająco własnych problemów z wydajnością, by nie były mu potrzebne nowe. Pekao już w przeszłości boleśnie odchorował łączenie z częścią BPH (przez trzy lata nie był w stanie szybko rosnąć).
Jest jeszcze jeden aspekt w tej grze – polityczny. Jeśli Pekao osiągnie parametry zbliżone do PKO BP, to stanie się tak samo „ważny systemowo” dla polityków. Gra o wpływy w zarządzie banku będzie jeszcze ważniejsza z punktu widzenia pól wpływów poszczególnych frakcji. Ostatnie decyzje Skarbu Państwa, by obniżyć pensję prezesowi Pekao Michałowi Krupińskiemu mogą świadczyć o tym, że te walki już trwają. Im większy bank, tym będą twardsze.
Czytaj też: Który bank prowadzi najpopularniejsze konto osobiste w Polsce? Zaskakujące wyniki!
Klienci Aliora stracą na fuzji z „Żubrem”? Niekoniecznie
Z punktu widzenia Aliora i jego klientów to koniec banku działającego jak start-up, zwrotnego, szybkiego, błyskawicznie dostosowującego się do zmieniających się warunków. Alior był liderem innowacji (ale też liderem missellingu i liderem wyciskania z klientów ostatnich soków), był w stanie rosnąć w tempie nieosiągalnym dla innych banków, bo był zarządzany jak start-up. Ale to już przeszłość i prawdopodobne przyłączenie go do Pekao będzie ostatnim gwoździem do tej trumny.
Czytaj też: Wojciech Sobieraj opuszcza swoje dziecko. To dla Aliora koniec ery. A może koniec Aliora?
Nie ma znaczenia czy marka Alior zostanie utrzymana (zapewne zostanie, bo ma wysoą rozpoznawalność) i czy będzie połączenie sieci dystrybucji oraz linii produktowych – charakter banku na pewno będzie inny, niż w poprzednich latach.
Nie sądzę, by klienci Aliora jakoś szczególnie żałowali wejścia pod skrzydła Pekao. „Żubr”, przy całej swojej molochowatości, ma dziś niezłą ofertę, jest dość nowoczesnym bankiem i nie zdążył jeszcze nabrać nawyków charakterystycznych dla banków prowadzących agresywną sprzedaż. Wydaje mi się, że klienci Aliora po fuzji z Pekao (która zapewne i tak wydarzy się dopiero za czas jakiś) nie stracą.
Ciekawym zagadnieniem w kontekście fuzji Pekao i Aliora może być przyszłość banku T-Mobile (występującego pod nazwą T-Mobile Usługi Bankowe i działającego w ramach licencji oraz infrastruktury Alior Banku). Czy obie strony będą chciały nadal współpracować czy też skończy się tak, jak z Orange Finanse?
Konkurencja spadnie bardzo. Ale czy za bardzo?
A jak ewentualne połączenie Pekao z Aliorem odbije się na nas, posiadaczach usług bankowych w różnych instytucjach finansowych? Cóż, byłaby to decyzja z jednej strony polityczna, ale z drugiej strony wpisująca się w obowiązujące obecnie trendy rynkowe.
Przypomnijmy: BZ WBK postanowił przejąć polskie aktywa detaliczne Deutsche Banku (i pod względem aktywów pod zarządzaniem zwiększy skalę ze 137 mld zł do niemal 160 mld zł). Z kolei BGŻ BNP Paribas zapowiedział przejęcie Raiffeisen Polbanku (da mu to wzrost aktywów z 70 mld zł do 120 mld zł).
Na rynku finansowym krążą wiadomości, że na sprzedaż został wystawiony także Eurobank, bank z drugiej dziesiątki rankingów (do wzięcia będzie 15 mld zł aktywów). Niepewny jest los Getin Banku, który dopiero wychodzi z ciężkich strat i wcale nie jest pewne czy w otoczeniu niskich stóp procentowych, zszarganej reputacji i wysokich kosztów (podatek bankowy itp.) będzie w stanie zarabiać pieniądze.
W tej sytuacji rośnie próg aktywów, które pozwalają spokojnie prowadzić działalność. Sześć banków – PKO BP, Bank Pekao, BZ WBK, mBank, BNP Paribas i ING – będzie dysponowało aktywami powyżej 100 mld zł. Pozostałe będą musiały poszukać sobie jakiejś niszy (jak Citibank), albo zniknąć.
Z punktu widzenia klientów wykruszanie się banków oznacza mniejszą konkurencję i wyższe ceny usług bankowych. Kiedyś liczyłem na „Subiektywnie o finansach” po ilu fuzjach i połączeniach konkurencja stałaby się niebezpiecznie słaba i wydaje się, że do tego momentu jeszcze nam trochę brakuje. Sześć wielkich – jak na nasze warunki – banków to nie jest stan idealny, ale znacznie lepszy, niż dwa-trzy (a na niektórych rynkach tak własnie wygląda układ sił).
Czytaj też: Jak duża musiałaby być koncentracja na polskim rynku bankowym, by zaczęło to być niebezpieczne? Analizuję!
Czy fuzja Pekao i Aliora to wstęp do megafuzji dwóch P(e)K(a)O?
Utworzenie wielkiego Banku Pekao oznaczałoby, że na rynku bankowym karty rozdawałyby dwie wielkie bankowe grupy kontrolowane przez państwo. „Żubr” z aktywami rzędu 250 mld zł i PKO BP mające 270 mld zł – to w sumie ponad pół biliona. Nie chce mi się wierzyć, by w głowach polityków zarządzających majątkiem państwa nie pojawił się pomysł utworzenia jednego banku pod brandem PKO.
Tak samo, jak bez sensu jest rywalizowanie Pekao z Aliorem o tych samych klientów, tak samo nie ma powodu, by na noże walczyły dwa banki państwowe. Zwłaszcza, że działając razem miałyby dostęp do tańszego kapitału na rynkach międzynarodowych (zwłaszcza w perspektywie załamania, które może nastąpić w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat) oraz zdolność finansowania większych projektów infrastrukturalnych (a to w oczach obecnie rządzących Polską bardzo kuszący czynnik rozpędzania gospodarki).
Można się zżymać, ale gdybym był premierem i miał pod ręką dwa wielkie banki, to pewnie też bym tak kombinował. Że powstałby quasimonopol, który przygniótłby i zaczął wypychać z rynku wszystkie inne banki prywatne, kilka razy mniejsze?
Cóż, można było o tym myśleć zanim pieniądze podatników poszły na odkupienie od Włochów Banku Pekao. I zanim banki w Polsce zostały obłożone takimi podatkami i obowiązkami, że ich zagraniczni właściciiele przestają widzieć sens, żeby prowadzić u nas biznes.
Powstanie wielkiego PKO przyspieszyłoby wypychanie z Polski prywatnych banków zagranicznych, a PKO coraz bardziej by puchło, przylepiając do siebie coraz większe aktywa. Powstałby bank trzykrotnie bardziej „za duży by upaść”, niż obecne PKO BP i Bank Pekao. Taki – szanując proporcje – jak Deutsche Bank w Niemczech, który jest w opłakanej kondycji, ale i tak wszyscy wiedzą, że nie można go zbankrutować, bo wysadziłoby to w powietrze całą niemiecką gospodarkę i pół europejskiej (nie wyłączając Polski).
Prędzej czy później za taką strukturę sektora bankowego byśmy zapłacili w formie jakichś akcji ratunkowych. Banki należące do państwa, a w dodatku „za duże by upaść” mają skłonność do prowadzenia biznesu w sposób nieefektywny.
Europejska fuzjomania uzasadni polską gigantomanię?
Jakie mogłyby być dobre strony powstania takiego molocha? Gdyby wielkie PKO zaczęło konsolidować banki w naszej części Europy i uzyskiwać tym samym wpływ na gospodarki krajów ościennych, to mielibyśmy wreszcie jakieś marki globalne. Choć znacznie bardziej wolałbym, by nasze marki globalne działały w branżach realnej gospodarki i w innowacyjnych sektorach, a nie w finansach.
W Europie nadchodzi chyba czas kolejnych fuzji bankowych. Mówi się o przejmowaniu włoskich banków przez francuskie, niemieckie też nie mają łatwo, nie mówiąc już o tych z południa Europy. Być może warto uprzedzić ten ruch i już teraz próbować uzyskać taką skalę działalności, która pozwoliłaby polskiemu bankowi myśleć o inwestycjach za granicą? Przejęciu jakiegoś banku na Zachodzie lub na Południu?
Bank o aktywach rzędu 600 mld zł (czyli 170 mld dolarów) nadal byłby mikrusem na tle największych banków na świecie (żeby znaleźć się w 25. globalnych rankingów trzeba mieć bilion dolarów aktywów). Ale już np. taki rosyjski Sbierbank ma „tylko” 370 mld dolarów aktywów. Największy bank w Austrii – Erste – kontroluje 220 mld dolarów aktywów.
Sny o potędze (albo nie sny, lecz ambicje) warto mieć, ale ich realizacja to już zupełnie inna sprawa. Polskie banki nie mają prawie żadnych doświadczeń w inwestowaniu za granicą. PKO BP sparzył się inwestycjami na Ukrainie, za granicą próbował inwestować Getin, Bank Pekao też miał – ale pod parasolem włoskiego UniCredit inwestycję w Rosji.
Tym niemniej żaden polski bank nie może się w tej dziedzinie pochwalić sukcesami. Wielki, ciężki, państwowy, podatny na wpływy polityków, „za duży by upaść”, nadzorowany tak, żeby mu to nie zaszkodziło bank skutecznie inwestujący za granicą? To byłoby ekstrawaganckie połączenie. Ale w sumie… dlaczego by nie?