Jeśli przesyłamy pieniądze w ramach tego samego banku, operacja przebiega w czasie rzeczywistym. Gdy przesyłamy kasę z banku do banku, na realizację trzeba czekać kilka godzin, najpóźniej pieniądze dojdą następnego dnia roboczego. Mówimy o przelewach w złotych. Sytuacja się komplikuje, jeśli robimy przelewy walutowe – na przelew trzeba czekać nawet kilka dni – skarżą się czytelnicy. Dlaczego?
Ze zlecaniem przelewów złotowych nie mamy zwykle problemów. Najpopularniejszym systemem w Polsce jest Elixir. Sercem tego systemu jest Krajowa Izba Rozliczeniowa. W lipcu 2019 r. KIR rozliczył w systemie Elixir ponad 166 mln transakcji o wartości blisko 504 mld zł. Przelewów z roku na rok jest coraz więcej – rok temu wartość przepuszczonych przez Elixir przelewów była aż o 55 mld zł mniejsza niż dziś.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Elixir ma też swoją wersję „ekspresową”, dzięki której pieniądze nie biegną przez kilka godzin, lecz docierają do innego banku w ciągu najdalej kwadransa (w większości banków za taki „ekspres” płaci się kilka złotych prowizji). W systemie przez Express Elixir miesięcznie „leci” 2,3 mln przelewów o wartości 3,9 mld zł (wzrost o 1,4 mld zł przez ostatni rok).
Jest też system Euro Elixir, który obsługuje rozliczenia krajowe i zagraniczne w walucie euro. W ramach Euro Elixiru rozliczono 3,6 mln przelewów o wartości 20 mld euro. (przez rok wzrost o 4,5 mld zł). Jeśli chcemy przelać euro z konta walutowego w jednym banku na konto w drugim – najczęściej używamy właśnie tego systemu.
Problemy pojawiają się, gdy musimy przesłać z banku do banku walutę inną niż złotówki lub euro. A wynika to z tego, że nasze pieniądze przechodzą przez jeszcze inny system. W tej sprawie napisał do mnie pan Artur.
„Mam w mBanku konto walutowe w funtach brytyjskich. W kantorze internetowym kupiłem 100 funtów. Kantor zakupioną kwotę wysłał ze swojego konta – również w mBanku – w poniedziałek przed godziną 8 rano. Ale na moje konto pieniądze dotarły dopiero w środę po godzinie 8. Czy jest możliwe, żeby przelew w tym samym banku szedł ponad dwie doby?”
Kantor internetowy, którego pan Artur jest klientem, sugerował, że przyczyną może być fakt, iż jedno konto w mBanku jest firmowe, drugie dla klienta indywidualnego. Ale to wyjaśnienie się nie sprawdza, by kiedy ten sam bank przelewa pieniądz do kantoru, to robi to w kilkanaście minut.
Przeczytaj też: Nadałem przelew ekspresowy i słono za niego zapłaciłem. Pieniądze, które miały dotrzeć do odbiorcy w 5 minut, szły prawie dwie godziny!
Przeczytaj też: Przelew ekspresowy nie tylko w złotych, ale i w euro? Może już w tym roku! Co warto wiedzieć o „ekspresach”, żeby na pewno dotarły do celu?
Z podobnym problemem zwrócił się do mnie pan Bartosz, który pyta jakim cudem przesłanie dolarów z konta w jednym banku na konto dolarowe w innym banku może trwać kilka dni.
„Chodzi o przelewy pomiędzy moim rachunkiem w dolarach w mBanku a rachunkiem dolarowym polskiego oddziału XTB w Banku Pekao. Transakcja trwa kilka dni. Jeżeli ktoś chce szybko zainwestować, bo otoczenie rynkowe nagle się zmienia, to nie zdąży. Z przelewami we frankach też są podobne problemy. Przelew z mBank do Deutsche Bank – polskie konta w CHF w obu przypadkach – też trwa kilka dni. Nie można zdążyć z zasileniem rachunku pod kredyt we franku.”
To nie zwykły przelew, to SWIFT
Ponieważ w obydwu przypadkach pojawia się mBank, poprosiłem ten bank o wyjaśnienie, dlaczego pieniądze idą tak długo. Przelewy, których dokonywali pan Artur i pan Bartosz, przekazywane są w systemie SWIFT.
SWIFT to skrót od Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunication, czyli Stowarzyszenia na Rzecz Światowej Międzybankowej Telekomunikacji Finansowej. Instytucję założyło w 1973 r. 239 banków z 15 krajów świata, żeby usprawnić i koordynować wymianę informacji między sobą. Obecnie SWIFT pośredniczy w transakcjach między bankami, domami maklerskimi, giełdami i innymi instytucjami finansowymi, a zrzesza blisko 8.300 instytucji finansowych z 208 krajów.
Wymiana informacji o przelewach w ramach SWIFT odbywa się za pośrednictwem depesz. W obrębie SWIFT nie ma jednego banku centralnego, ani wspólnego dla całej organizacji agenta rozliczeniowego. Struktura SWIFT przypomina raczej pajęczą sieć, gdzie każdy bank może być pośrednikiem na trasie przelewu do innego banku, pod warunkiem tylko, że ma konto nostro lub loro banku nadawcy i odbiorcy przelewu u siebie. („nostro” to rachunek, który bank otwiera w innym krajowym lub zagranicznym banku. Określenie „nostro” w stosunku do rachunku używa bank, który jest jego właścicielem. W przypadku gdy bank prowadzi rachunek „nostro” innego banku, określa się go jako rachunek „loro”).
Przeczytaj też: Tak ma działać system bankowy w XXI wieku? Przelew 5.500 euro do banku w Indonezji ginie i nikt nie umie go znaleźć. Śmiać się czy płakać?
Przeczytaj też: ING odcina części klientów dostęp do usługi HaloŚląski. Czy to początek końca bankowych przelewów zlecanych przez telefon?
Ścieżka przelewów w systemie Elixir jest przewidywalna. Systemem zawiaduje operator (KIR), do którego podłączone są konkretne banki. W przypadku przelewów typu SWIFT, droga przelewu może się wydłużyć, ponieważ czasem trzeba znaleźć dodatkowy bank pośredniczący.
„W efekcie przelew może dotrzeć praktycznie do każdego banku na świecie, ale nie ma do końca pewności, ile potrwa ta podróż, ani jakie będą finalne koszty przelewu. To drugie zależy od liczby banków korespondentów danego przelewu, ich indywidualnych taryf opłaty za pośrednictwo oraz opłat pobieranych przez bank odbiorcę przelewu. Sytuację komplikuje dodatkowo sposób pokrycia koszów przelewu”
– tłumaczą bankowcy z mBanku.
Przeczytaj też: Karta wielowalutowa: mBank, Alior, PKO i inne – jak działają i która jest najlepsza
OUR, SHA, BEN, czyli kto płaci?
Nadawca przelewu SWIFT może określić, kto ma pokryć koszty przelewu. Wybierając tzw. opcję OUR, wszystkie koszty pokrywa nadawca. To oznacza, że po jakimś czasie klient będzie musiał opłacić „rachunki” wystawione przez banki uczestniczące w przelewie, niezależnie od prowizji za przelew, którą klient już zapłacił w swoim banku (trzeba się liczyć z kwotą kilkudziesięciu dolarów).
Druga opcja to SHA, w której koszt przelewu dzielony jest pomiędzy nadawcę i odbiorcę – każda ze stron pokrywa koszty przelewu swojego banku (w przypadku przelewów w euro do krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego stosuje się wyłącznie tę opcję). Jest jeszcze opcja BEN – koszty ponosi odbiorca przelewu.
Przeczytaj też: Dzięki temu trikowi złodzieje ukradli nam co najmniej 260 mln zł. A banki nie palą się do walki. Bo „przelewów jest za dużo”. To liczymy!
Przeczytaj też: Klienci Banku Pocztowego dopieszczeni: wejdą do EnveloBanku, awizo dostaną SMS-em, a po list polecony nie będą musieli iść na pocztę
Tak skonstruowany system sprawia, że często trudno jest przewidzieć nie tylko, kiedy adresat zobaczy pieniądze na swoim koncie, ale też, ile będzie kosztował. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że prowizje pobierane są z kwoty przelewu, a więc adresat może dostać niepełną kwotę widniejącą np. na fakturze.
To utrudnienie zwłaszcza dla przedsiębiorców, którzy rozliczają się z kontrahentami w obcych walutach, jak np. firma pana Pawła. Firma na podstawie faktury zapłaciła kontrahentowi za usługę, ale pojawił się problem.
„Dowiedzieliśmy się o tym otrzymując przedsądowe wezwanie od naszego bardzo ważnego klienta, choć z naszego konta wypłynęła cała kwota. Po drodze zniknęło 25 dolarów. Jak mamy robić przelewy, skoro banki nie umieją nam określić, ile pieniędzy zostanie potrąconych? Zupełne szaleństwo. Rozmawialiśmy o tym z różnymi bankami i żaden nie mógł nam zagwarantować, że cała kwota przez nas zlecona dotrze do naszego kontrahenta, gdyż nie mają żadnego wpływu na banki pośredniczące, cokolwiek by to miało znaczyć. Martwi nas ta sytuacja, gdyż realizujemy teraz serię ważnych projektów, w których rozliczamy się z polskimi klientami w dolarach. Myślę, że problem dotyczy bardzo wielu firm.”
Nadchodzi SWIFT GPI, czyli łatwe i szybkie przelewy międzynarodowe
Eksperci z Krajowej Izby Rozliczeniowej przyznają, że SWIFT – nie jest idealny. Ale i ten system się zmienia. Nadzieję na poprawę obsługi płatności zagranicznych w dowolnej walucie może dać SWIFT global payment innovation (GPI), czyli nowy standard płatności transgranicznych.
Banki, które należą do GPI, mogą swoim klientom korporacyjnym oferować nie tylko szybsze przesyłanie środków (nawet w ciągu jednego dnia przy założeniu, że zleceniodawca i beneficjent przelewu są w tej samej strefie czasowej) i transparentność pobieranych opłat. GPI pozwala też śledzić, co dzieje się ze zleceniem od momentu jego złożenia do realizacji.
Ale żeby to zadziałało, bank, z którego wysyłamy przelew i bank, który prowadzi rachunek odbiorcy, muszą być podłączone do systemu SWIFT GPI. To dokładnie tak jak np. z systemem przelewów Express Elixir. Dzięki niemu można w kilka minut przesłać pieniądze z banku do banku, ale obydwie instytucje muszą oferować ten system. Z moich informacji wynika, że SWIFT GPI w Polsce oferują (lub są w trakcie wdrażania) zaledwie trzy banki.
SWIFT GPI to sposób banków na obronę przed alternatywnymi sposobami przesyłania pieniędzy na drugi koniec świata, np. tymi opartymi na kryptowalutach. Taki transfer jest wykonywany w czasie rzeczywistym i nie pochłania wysokich prowizji (bo nie ma po drodze pośredników). Nie ma jeszcze żadnego globalnego systemu kryptowalutowego, ale niektóre banki już nad takimi systemami dla klientów korporacyjnych pracują.
Źródło zdjęcia: Pixabay.com