Wpisanie kogoś na listę nierzetelnych dłużników to zawsze cios w wiarygodność i komplikacja życiowa dla takiej osoby. Zwłaszcza jeśli wpis dotyczy długu, który nie istnieje, został już spłacony, bądź został zaciągnięty poprzez sfałszowanie naszej tożsamości. Zapadł właśnie bardzo ciekawy wyrok, który nakłada na windykatora konieczność zapłaty odszkodowania za fałszywy wpis w bazie nierzetelnych płatników
Odkąd rządzący znacznie skrócili terminy przedawnienia roszczeń – pisaliśmy o tym na „Subiektywnie…” – firmy windykacyjne nie mają łatwego życia. Dawniej miały nawet 10 lat na to, by w sądzie domagać się tytułu egzekucyjnego, czyli pieczątki pozwalającej w uproszczonym trybie nasłać komornika na domniemanego dłużnika.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przeczytaj też: Masz długi? Teraz szybciej się przedawnią. Co oznacza zmiana prawa dla dłużników i czy przyniesie bolesne skutki uboczne?
A do tego sądy nie sprawdzały w ogóle czy dług jest przedawniony, czy też nie. Owszem, dłużnik mógł podnieść zarzut przedawnienia, ale jeśli z jakichś przyczyn tego nie zrobił (bo np. rozprawa odbywała się zaocznie) – jego strata. Sąd mógł „przyklepać” ekspresowa egzekucję nawet przedawnionego długu.
Przedawnienie długów przestało być fikcją
Teraz jest inaczej. Po pierwsze terminy przedawnienia się znacznie skróciły, a po drugie sądy mają obowiązek sprawdzać automatycznie czy dług nie jest przedawniony. W tej sytuacji możliwość egzekwowania zadłużenia za pomocą komorników znacznie się firmom windykacyjnym skomplikowała.
W zasadzie mają oni do dyspozycji tylko dwie skuteczne strategie. Pierwsza to klasyczne przypięcie się do dłużnika, niczym rzep do psiego ogona (ale trzeba uważać, bo nękanie też jest zabronione – o istnieniu długu można przypominać, ale nie można niszczyć dłużnikowi życia). Druga to wpisanie dłużnika na „czarną listę” nierzetelnych płatników.
Takich list (biur informacji gospodarczej) jest w Polsce kilka, a największe to BIG Infomonitor i Krajowy Rejstr Długów (wbrew pozorom to komercyjna firma, tylko nazwę ma taką nobliwą, że aż chce się klękać i całować w pierścień). Ich działanie jest regulowane specjalną ustawą – zanim dług do nich trafi musi osiągnąć określony „wiek” i wartość.
Ale jak już na taką „czarną listę” się trafi, to przerąbane. Żaden bank nie da kredytu, żadna szanująca się firma pożyczkowa nie poratuje chwilówką, telekom nie da telefonu na abonament, a nawet z głupim zakupem żelazka na raty może być problem.
Wpis na „czarną listę” zamiast komornika
Windykatorzy zaczęli więc masowo stosować tę metodę nacisku. Nie chcesz spłacić długu, choćby przedawnionego i „niezdatnego” do windykowania poprzez komornika? W porządku, ale dopóki nie oddasz pieniędzy, odetniemy cię od większości przyjemności życia.
Kłopot w tym, że windykatorzy nierzadko mają „na stanie” długi nie tylko przedawnione, ale i słabo udokumentowane. Kupują je (albo tylko obsługują, bo długi są własnością jakichś np. funduszy sekurytyzacyjnych) w pakietach od banków, firm pożyczkowych, telekomów za 5-10% wartości licząc na to, że przynajmniej trochę z nich uda się odzyskać.
Zdarza się, że dług jest nie tylko przedawniony, ale i fikcyjny – np. jest przedmiotem wyłudzenia. A windykatrzy się nie cackają, hurtowo wpisują ludzi na „czarne listy” nierzetelnych dłużników.
Na szczęście teraz chyba będą musieli uważać. „Rzeczpospolita” opisała wyrok, w którym sąd dał po łapach windykatorom i „wycenił” straty osoby wpisanej niesłusznie do rejestru dłużników na 5.000 zł w „żywym” pieniądzu.
W 2016 r. firma windykacyjna zgłosiła do wszystkich istniających biur informacji gospodarczej 15.000 zł długu powstałego w 2002 r. Windykator doliczył sobie 5.000 zł odsetek. Kłopot w tym, że dług został sprzedany windykatorom kilka lat po tym, jak został w całości spłacony. Krótko pisząc: windykatorzy chcieli ściągać drugi raz te same pieniądze w tym celu obrzucili Bogu ducha winną kobietę błotem.
Rzekoma dłużniczka się zdenerwowała i pozwała windykatorów do sądu. A ten uznał, że wpisywanie na „czarną listę” przypadkowych ludzi nosi znamiona nękania. I że należy się za to 5.000 zł.
Przeczytaj też: Gdy bank ma zadatki na złego windykatora. I w sprawie kredytu pisze do… twojego pracodawcy
Przeczytaj też: Feralny kredyt studencki. Poręczyła go kiedyś synowi i… sama straciła prawo do pożyczki. Biegnę na pomoc!
Czytaj: „Piła” to przy tym pieszczota. Dwa banki, windykator, komornik w akcji. I… przypadkowy przechodzień
Dobre imię? Cenniejsze, niż 5.000 zł
Pozostają dwa problemy. Pierwszy jest taki, że wyrok jest jeszcze nieprawomocny. A drugi problem polega na tym, że 5.000 zł to kwota wciąż symboliczna w porównaniu z konsekwencjami, które dziś – w świecie, w którym informacja biegnie tempem błyskawicy i ma coraz większy wpływ na nasze postrzeganie przez instytucje finansowe – może spowodować nieprawdziwy wpis w bazach biur informacji gospodarczej, czy też w BIK-u (tutaj jest ewidencjonowana nasza historia kredytowa).
Za zbeszczeszczenie dobrego imienia kary powinny iść w dziesiątki tysięcy złotych, by firmy windykacyjne dwa razy zastanowiły się zanim zgłoszą Bogu ducha winnego człowieka jako nierzetelnego płatnika.
źródło zdjęcia: ChoudHarry/Pixabay