Kredyt studencki został pomyślany jako pomoc dla niezbyt zamożnych młodych ludzi w finansowaniu studiów i spełnianiu marzeń. Jednak w przypadku jednego z moich czytelników stał się on utrapieniem dla… jego mamy. Pomogła dopiero interwencja „Subiektywnie o finansach”
Mój czytelnik, pan Krzysztof, w przeszłości ubiegał się o kredyt studencki. Inaczej nie byłby w stanie dokończyć studiów. Jego poręczycielami – w tym kredycie poręczyciele są potrzebni – byli rodzice. Kredyt został przyznany bez problemu (kredytodawcą był PKO BP) i przez większość czasu był spłacany bez żadnych kłopotów.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
„W życiu różnie bywa i w pewnym momencie pogorszyła się moja sytuacja materialna. Zalegałem z dwoma ratami. Zadzwoniłem więc do placówki i pracownica przez telefon powiedziała mi, że nie ma problemu, bo poważne konsekwencje pojawiają się dopiero przy zaległości przekraczającej trzy raty. Zamierzałem spłacić zaległość w ciągu dwóch tygodni, ale nie zdążyłem, bo bank wypowiedział mi kredyt”
– opowiada pan Krzysztof. Bank nie poprzestał na tym, wysłał też tzw. terenowych windykatorów do rodziców mojego czytelnika. Windykatorzy zagrozili komornikiem i przekazali, że trzeba jak najszybciej spłacić 4500 zł, czyli resztę kredytu. Pan Krzysztof był w tym czasie za granicą, gdzie wyjechał do pracy.
Czytaj też: Kredyt studencki, czyli bardzo tania kasa do wzięcia. Komu rząd zapłaci za studiowanie?
Poręczyła synowi kredyt i… sama straciła do niego prawo
Po powrocie do kraju pan Krzysztof skontaktował się z bankiem, podpisał porozumienie, z którego wynikało, że dług ureguluje w ratach, co też uczynił. W połowie 2017 r. kredyt został spłacony, zaś czytelnik otrzymał potwierdzenie pisemne tego faktu z banku. A więc sprawa zakończona? Niestety, wręcz przeciwnie.
„Bank PKO BP wpisał moją mamę do BIK, gdzie będzie widniała do 2022 r. jako nierzetelny dłużnik. I z tym właśnie problemem zwracam się do Pana o pomoc. Mama dowiedziała się o tym, że ma negatywny wpis w BIK w październiku 2017 r., gdy starała się o drobny kredyt w innym banku i otrzymała informację, że nie jest możliwe zaciągnięcie przez nią żadnego kredytu”
Mamy więc konsumentkę, która nie ma żadnego kredytu w banku PKO BP, ani też żadnej zaległości, ani nawet żadnej relacji z tym bankiem. Ale jest przezeń umieszczona w bazie BIK jako nierzetelna płatniczka.
„Napisałem do PKO BP dwa pisma. Otrzymałem odpowiedź, z której tak naprawdę nic nie wynika. Zasięgnąłem też porady znajomej pracującej w innym banku. Odpowiedziała, że nie ma przyczyny, dla której moja mama nadal widnieje w BIK-u z negatywnym wpisem. Piszę do Pana, gdyż po zapoznaniu się z Pańską działalnością liczę na Pana pomoc w tej sprawie”
Bank ponownie przeanalizował sprawę i…
Postanowiłem pomóc lub choćby wyjaśnić tę sprawę, ale nie było to łatwe, gdyż bank poprosił o specjalne pełnomocnictwo wystawione na moje nazwisko, które mama pana Krzysztofa musiała osobiście zawieźć do oddziału PKO BP w innym mieście. Dopiero gdy pełnomocnictwo trafiło do centrali, bank zechciał udzielić mi informacji, w tym tych objętych tajemnicą bankową.
Najważniejsze pytanie brzmi: czy żyrant lub poręczyciel nie spłaconego w terminie kredytu jest raportowany do BIK na tych samych zasadach, co niesolidny kredytobiorca? I z identycznymi konsekwencjami dla wiarygodności płatniczej?
Czytaj też: Czy BIK sprawiedliwie ocenia konsumentów? Spóźniła się o kilka dni z zapłatą 25 zł i… katastrofa
Czytaj też: W BIK teraz dowiesz się więcej! Nie tylko o sobie. Pobrałem nowy raport BIK i…
Poręczenie kredytu nie tylko jest odnotowane w BIK, ale i wpływa na zdolność kredytową. Zdarza się, że pociąga za sobą inne negatywne dla żyranta konsekwencje. Tyle mówią regulacje bankowe w Polsce. Ale w tej sprawie udało mi się uzyskać dla mamy czytelnika ulgę.
„Po ponownym przeanalizowaniu sprawy i po wykryciu błędu związanego z brakiem odpowiedniej adnotacji w systemie, wykonaliśmy w BIK korektę. Polega ona na przeniesieniu danych mamy pana Krzysztofa do części statystycznej, co oznacza, że nie są one przetwarzane do oceny jej zdolności kredytowej”
– napisała mi przedstawicielka banku, pani Joanna Fatek. Nie wynika z tej odpowiedzi wprost, iż „odpowiedzialność” poręczyciela za spłacony z opóźnieniem kredyt powinna być mniejsza, niż w przypadku kredytobiorcy, ale bank zdaje się wykazywać w tej sprawie elastyczność. To dobra wiadomość. Cieszę się, że udało mi się sprawę odkręcić.
Masz zaległość? Lepiej żeby nie przekroczyła 60 dni, bo inaczej…
Sprawa byłaby prostsza, gdyby pan Krzysztof nie dopuścił do zaległości trwającej więcej, niż 60 dni. Wówczas mógłby – i jego mama też – wystąpić o usunięcie z bazy BIK wszelkich wpisów na swój temat, ze szczególnym uwzględnieniem tego negatywnego.
„Klient, podpisując umowę kredytu z bankiem, wyraża zgodę – lub też nie – na przetwarzanie przez bank oraz BIK, informacji stanowiących tajemnicę bankową (dotyczy to również poręczycieli kredytu) w celu oceny zdolności kredytowej i analizy ryzyka kredytowego, po wygaśnięciu zobowiązania wynikającego z umowy. Klient lub poręczyciel może w każdym czasie odwołać tę zgodę”
– tłumaczy bank. A więc pan Krzysztof i jego poręczyciele musieli podpisać – wśród innych zgód zawartych w umowie – także tę, która uprawnia bank do raportowania danych na ich temat nawet po wygaśnięciu umowy kredytowej. Ale to nie wszystko.
„Ponieważ wystąpiła zwłoka w spłacie zobowiązań ponad 60 dni, a bank wysłał klientce stosowne powiadomienie, bank nabył prawo do przetwarzania danych osobowych do celów oceny zdolności kredytowej i analizy ryzyka kredytowego przez okres pięciu lat od daty wygaśnięcia zobowiązania, bez zgody klienta”
– pisze bank. To regulacja wynikająca z prawa bankowego, więc klient nie ma na to żadnego wpływu. Gdyby pan Krzysztof zmieścił się ze spłatą zaległości w 60 dniach – problemu by nie było. Mógłby wycofać zgodę na przetwarzanie przez bank danych osobowych (to samo mogłaby uczynić jego mama), a wtedy PKO BP musiałby usunąć negatywny wpis w BIK.
Czytaj też: Czy da się za pieniądze „wyczyścić” BIK? Sprawdziłem i…
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na newsletter i odbierz zestaw praktycznych poradników, w tym przegląd najlepszych kont bankowych ułatwiających oszczędzanie
Czytaj też: Bank przez kilka lat publikował fałszywe dane w BIK. Kara? 3000 zł
Niestety, zwłoka trwała dłużej, stąd bank klienta słuchać nie musiał. Całe szczęście, że sprawę dało się odkręcić. Choć długo to trwało. Pamiętajcie, że jeśli już się spóźniacie ze spłatą jakichś rat, to przekroczenie terminu 60 dni trwania zaległości powoduje tę przykrą konsekwencję, że nie można już „wyczyścić” sobie BIK-u.
zdjęcie tytułowe: Pexels.com