Prawo do odstąpienia od każdej umowy kredytu to istotna zdobycz prawa konsumenckiego. To duży komfort, gdy możemy trudną i skomplikowaną umowę zabrać do domu, jeszcze raz przeczytać i ewentualnie odstąpić od niej, jeśli uznamy, że coś poszło nie tak. Gorzej, gdy bank ma problem z respektowaniem tego prawa. A najgorzej jest wtedy, gdy ofiarą pada… prawnik. To nie może się dobrze skończyć. Zwłaszcza kiedy pojawiają się wątpliwości kto tu jest większą ofiarą. Losu
Pan Stanisław (imię zmienione na prośbę bohatera) jest prawnikiem, zajmuje się m.in. sprawami konsumenckimi, więc na regułach rządzących rynkiem finansowym się zna. Czy tak wytrawny lis mógłby paść ofiarą bankowych gierek? Owszem. To zła wiadomość dla wszystkich nas, pozostałych konsumentów, którzy prawnikami nie są i nie mają za sobą „uzbrojenia” w postaci głowy pełnej przepisów i kodeksów. Bo skoro takiego fachurę bank „wrobił”, to jakie my mamy szanse?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pan Stanisław zeznaje, że potrzebował na krótko większej sumy pieniędzy. Wprawdzie kredyt chciał spłacić szybko, ale kwota była na tyle poważna, że cena miała znaczenie. Stąd – po krótkim rozeznaniu – wybór padł na Getin Bank. To instytucja finansowa, która nie mogła kojarzyć się dobrze prawnikowi z konsumenckim zacięciem, ale doradca bankowy zaprezentował takie warunki (atrakcyjna marża i prowizja za udzielenie kredytu), że uprzedzenia poszły w kąt.
Kredyt miał być tani, okazał się drogi. I zaczął się wyścig z czasem
Umowa została zawarta poza siedzibą banku, do pana Stanisława przyjechał doradca bankowy i przywiózł mu papiery do podpisania. Warunki zostały wcześniej uzgodnione, więc prawnik podpisał dokumenty nie wnikając zbyt głęboko w treść umowy. Zwłaszcza, że wiedział, iż nie podpisuje cyrografu, w razie czego będzie mógł odstąpić od umowy.
Dlaczego prawnik nie przeczytał dokładnie umowy? Mówił, że skoro wszystko było uzgodnione, a projekt umowy był kilka razy wysyłany e-mailem, to nie spodziewał się, że w dokumencie, którzy przywiózł doradca, może widnieć prowizja w innej wysokości, niż uzgodniono.
„Z dokładną treścią umowy zapoznałem się w dniu jej podpisania, kilka godzin później. Wtedy to dowiedziałem się, że bank w zamian za udzielenie kredytu pobierze prowizję w wysokości aż 30% jego wartości. Było to dla mnie kompletnym zaskoczeniem, gdyż wcześniej pośrednik działający w imieniu banku zapewniał mnie, że prowizja będzie na atrakcyjnym, rynkowym poziomie, ale unikał jednoznacznego podania wysokości prowizji”
Po dłuższym namyśle i przeanalizowaniu wszystkich okoliczności sprawy pan Stanisław uznał, że udzielony mu przez bank kredyt jest niezgodny z wcześniej przedstawionymi warunkami i bardzo niekorzystny. Dlatego też, zgodnie z prawem postanowił odstąpić od umowy. W tej sytuacji zaczynają mieć znaczenie terminy, bowiem uprawienie konsumenta do odstąpienia od umowy jest ograniczone czasowo – można to zrobić w ciągu 14 dni kalendarzowych od podpisania papierów.
W przypadku kredytu naszego prawnika sprawa wyglądała tak, że umowa została podpisana 6 sierpnia 2018 r., zaś wypełniony druk odstąpienia od umowy bohater tej historii wysłał 20 sierpnia. Jak łatwo policzyć, zmieścił się w terminie narzucanym przez prawo. Co prawda na styk, ale się zmieścił. Jak się szybko okazało, sprawa – choć wyglądała na prostą jak drut – zaczęła się komplikować.
Klient dostał bowiem z banku pismo, z którego wynikało, że w przypadku jego umowy termin na skuteczne złożenie oświadczenia o odstąpieniu od umowy przypadał… 16 sierpnia. Bank oświadczył, że papiery dotarły do niego dopiero 28 sierpnia, a to oznacza, że „nie został spełniony warunek skutecznego odstąpienia od umowy”. W banku podeszli do sprawy poważnie, bo klient zaczął dostawać wezwania do zapłaty zaległych rat.
Czytaj też: To jakiś żart? Bank zażądał 3000 zł za kredyt, od którego klient odstąpił zgodnie z prawem!
Bank: „Może i odstąpienie było w terminie, ale…”
Pan Stanisław bardzo się zdenerwował, bo zaczął podejrzewać, że bank traktuje go niczym głupka, który nie umie policzyć do czternastu. Napisał więc odpowiedź, w której przypomniał bankowi, że 6+14=20, a nie 16, ani tym bardziej nie 28. I że w tym przypadku liczy się termin wysłania oświadczenia, a nie jego doręczenia. Prawnik pismo z odstąpieniem od umowy wysłał listem poleconym, więc miał dowód na to, że zmieścił się z wysyłką w wyznaczonym przez prawo terminie.
Klient zażądał w tym samym piśmie wskazania rachunku, na który ma wpłacić kwotę kredytu, zeby zamknąć sprawę. Był już koniec października, więc sprawy zaczynały się niepokojąco ślimaczyć. Jak się okazało, to był dopiero początek śluzu wydzielanego przez bank. W połowie listopada przyszła bowiem stanowcza i cięta riposta:
„Postanowienia umowy stanowią, iż skuteczność odstapienia zależy jednocześnie od dwóch czynników: złożenia w terminie 14 dni od daty zawarcia umowy pisemnego oświadczenia o odstąpieniu od niej oraz zwrotu kwot wypłaconych przez bank na podstawie umowy nie później, niż 30 dni po złożeniu oświadczenia o odstąpieniu od umowy”
Bank uprzejmie poinformował klienta, że skoro do 16 listopada nie zwrócił pieniędzy na wskazany w umowie rachunek, to umowa jest jak najbardziej ważna, bo nie został spełniony drugi warunek skutecznego odstąpienia od niej. Bank zaczął też naliczać karne odsetki od nie zapłaconych przez klienta rat.
To już przestało być śmieszne. Jak pan Stanisław miał przelać bankowi pieniądze do 16 listopada, skoro bank od połowy października twierdził, że klient nie dotrzymał terminu dostarczenia wypełnionego druku odstąpienia od umowy?
„Bank w piśmie z 11 września 2018 r. zakwestionował skuteczność mojego odstąpienia od umowy. Jakże miałbym bankowi zwracać pieniądze i to jeszcze na rachunek podany do spłaty umowy kredytu? Wówczas moja sytuacja byłaby podwójnie niekorzystna, bo z jednej strony bank by nadal twierdził, że umowa kredytu nie została anulowana i mam ją wykonywać, z drugiej strony zostałbym pozbawiony kapitału, a z trzeciej w BIK widniałaby informacja o moim fikcyjnym zadłużeniu względem banku”
Pan Stanisław zwrócił uwagę na jeszcze na to, że prawo nie uzależnia skutecznego odstąpienia od umowy od zwrotu pieniędzy. To czynność techniczna, którą klient musi wykonać, żeby nie narazić się na konsekwencja prawne, ale odstąpienie to odstąpienie, nie ma bezpośredniego powiązania między zwrotem pieniędzy bankowi, a jego prawomocnością.
Czytaj też: Wygrał w sądzie 46.000 zł, lecz prawnicy banku postanowili go wykiwać. Nie dał się i…
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
Prawnik: „jak mam zwrócić pieniądze, gdy nie podali numeru konta?”
Druga rzecz jest taka, że bank – zdaniem prawnika – nie podał w umowie jednoznacznie numeru rachunku, na który pieniądze miałyby wrócić. Nawet więc, gdybyśmy uznali, że klient powinien sam z siebie pieniądze zwrócić, nie przejmując się, iż bank nie uznał odstąpienia od umowy, nie było możliwości technicznej, by to zrobić. Nasz bohater uważa, że bank w tej sprawie totalnie dał ciała:
„Analiza umowy oraz jej załączników, w tym oświadczenia o odstąpieniu oraz formularza informacyjnego, jednoznacznie prowadzi do wniosku, że niewystarczająco i niejednoznacznie opisano procedurę rozliczenia się stron po odstąpieniu od umowy przez konsumenta. Ani w umowie, ani w oświadczeniu o odstąpieniu, czy choćby w formularzu informacyjnym nie jest uregulowane, na jaki rachunek należy zwrócić udzielone konsumentowi pieniądze. Bank uruchomił pieniądze z jednego rachunku, do wykonywania wskazał inny rachunek, ale do odstąpienia od umowy już takiego rachunku nie wskazał”
Owszem, klient mógłby spłacić cała kwotę na rachunek wskazany jako ten służący do spłaty rat, ale skoro bank usiłował mu wmawiać spóźnienie w dostarczeniu odstąpienia od umowy, to nie można było wykluczyć, że spłata kredytu na rachunek wskazany jako ten do spłaty rat zostałaby potraktowana przez bank jako np. nadpłata, a nie przelew w tytułu anulowania umowy. W końcu z papierów wynika, że…
„Celem prowadzenia tego rachunku jest umożliwienie Kredytobiorcy gromadzenia kapitału służącego wyłącznie spłacie Kredytu”
Odstąpienie od umowy nie jest spłatą kredytu, jest oświadczeniem woli skutkującym anulowaniem wcześniej zawartej umowy i doprowadzeniem do takiej sytuacji jakby umowa nigdy nie została zawarta. Pan Stanisław domagał się więc wskazania pewnego numeru rachunku, na który mógłby przelać otrzymaną przez bank kwotę. Jednocześnie poinformował bank, że ma się kontaktować z jego pełnomocnikiem, radcą prawnym. Prawnik postanowił więc wynająć sobie prawnika.
Dopiero 20 marca 2019 r. – czyli siedem i pół miesiąca od początku tej banalnej sprawy, Zespół Rzecznika Klienta Banku przysłał list, w którym bank „uznał za skuteczne odstąpienie od umowy” oraz podał numer rachunku do zwrotu pieniędzy.
Czytaj też: Płacisz składki, a w zamian dostajesz figę? Klienci się sądzą, a banki robią swoje. Brzydko
Czytaj też: Bank zamienił ubezpieczenie na prowizję, ale… mocno się na tym przejechał. Ale wyrok!
—————————————————
Zajrzyj też do rankingów lokat, kont oszczędnościowych, okazji bankowych. I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
—————————————————
Czas to pieniądz. Kto pokryje koszty „zabaw” z bankiem?
Ile czasu i energii musiał poświęcić klient-prawnik, czyli fachura w przepychankach prawnych, by zmusić bank do przyznania, że 6+14=20? Bank najpierw dowodził, że nie uznaje tej matematyki. Potem próbował dowieść, że klient nie wpłacił mu pieniędzy, więc kredyt obowiązuje. Potem – to kolejny wątek, który tutaj pominąłem – ów kredyt wypowiedział i wszczął przygotowania do egzekucji.
Klient musiał udowodnić, że białe jest białe, że bank źle interpretuje wymogi dotyczące skuteczności odstąpienia od umowy i że nie określił wystarczająco precyzyjnie rachunku, na który powinny wpłynąć pieniądze po odstąpieniu od umowy. Czy bohater tej historii miał wyjątkowego pecha? A może nie jest to jedyny taki przypadek? Może ta gra, obliczona na przekonanie klienta, że białe jest czarne, bywa wykorzystywana także w innych sprawach? Czy każdy klient ma wystarczającą wiedzę, determinację i umiejętności, by się przed tym obronić?
Mec. Andrzej Stefanowicz, radca prawny z Kancelarii MKS Kancelaria Radców Prawnych, który przystąpił do gry jako pełnomocnik pana Stanisława, nie ma wątpliwości, że bank grał nie fair:
„Instytucje finansowe często wykorzystują pozycję podmiotu silniejszego, zniekształcają informacje przekazywane konsumentom w celu zmuszenia ich do określonego działania, zdarzają się próby wymuszenia określonych zachowań konsumenta. To sprzeczne z prawem ochrony konkurencji i konsumentów. W tym konkretnym przypadku bank trafił na konsumenta znającego swoje prawa i który dodatkowo zaangażował do sprawy pełnomocnika. Dzięki takiemu zachowaniu klienta bank nie miał już innej możliwości jak w końcu ugiąć się pod oczywistymi argumentami klienta”
Tyle, że zarówno prawnik-klient, jak i prawnik-pełnomocnik mogliby znaleźć ciekawsze rzeczy do roboty, niż użeranie się z bankowcami w tak oczywistych kwestiach jak terminy, interpretacja ustawy czy numer konta. Gdyby policzyć koszt czasu, który pochłonęły te „zabawy” z bankiem, to uzbierałoby się ładnych kilka tysięcy złotych, które bank – gdyby chciał rozliczyć się ze swoich błędów do końca – powinien zapłacić tytułem zadośćuczynienia.
A może… to klient jest tu większym cwaniakiem?
Jest też druga strona tego medalu. Może to sytuacja gatunku „trafił swój na swego”? Wśród doradców klienta znany jest model postępowania, który polega na tym, że klient bierze jak najwyższy dostępny kredyt z jak najniższym dostępnym oprocentowaniem. Wiadomo, że wtedy prowizja musi być ultrawysoka. Ten klient korzysta z pieniędzy przez 14 dni, potem odstępuje od umowy i… ma kolejne 30 dni na zwrot pieniędzy.
To oznacza, że klient ma kredyt na 45 dni, od którego w tym czasie płaci tylko odsetki. Taki prawie-darmowy kredyt. Pewnie taniej jest zrobić to za pośrednictwem karty kredytowej, ale…
„Z pana Stanisława to taki lisek chytrusek ;-). Model biznesu jest dobrze znany. Jeśli klient udaje, że nie rozumie iż numer do spłaty podany w umowie jest teź numerem przydatnym przy odstąpieniu od umowy – wie doskonale, że w umowach nie ma wprost zapisu „przy odstąpieniu wpłać pieniądze na rachunek numer…”, można sobie wydłużyć prawie darmowy kredyt o jeszcze dodatkowe tygodnie”
– komentuje jeden z doradców klienta VIP, który spotkał się w bankach z takimi numerami. Co przemawia za taką hipotezą? Klient sam przyznaje, że o tym, że umowa zawiera bardzo wysoką prowizję zorientował się już po kilku godzinach. Po pierwsze mógł się „zorientować” błyskawicznie, bo zwykle takie parametry są wypisane w umowach wołami (poza tym prawnicy zwykle czytają co podpisują), a po drugie czekał z wypowiedzeniem aż 14 dni.
Przy takiej interpretacji sytuacji okazałoby się że większym cwaniakiem jest tu klient, a bank najpierw złapał się w pułapkę (zaoferował kredyt z bardzo niskim oprocentowaniem i wysoką prowizją), a potem próbował dość nieudolnie się wyplątać i mimo wszystko na kliencie zarobić.
Czytaj też: Problem z bankiem? Nawet prawnicy polecają ten sąd. Poradzisz w nim sobie… bez prawnika
zdjęcie tytułowe: Diego Attorney