Do peletonu tegorocznych podwyżek cen dołączają właśnie opłaty za ogrzewanie. Lokatorzy są informowani o wzroście stawek – na start o mniej więcej 10%, ale to dopiero początek. Trend się nie odwróci – może być tylko gorzej – drożeje węgiel, drożeją prawa do emisji CO2. Są jednak legalne sposoby na to, by zminimalizować wzrost rachunków. I nie trzeba w tym celu „kraść” ciepła sąsiadowi
„Kaloryfer ciepły, dziś zaczęli grzać!” – kolejne osoby odnotowują z przyjemnością, że wraz z nadejściem chłodów w domu zapanowała ciepła atmosfera z ciepła systemowego. Ale mamy i złą wiadomość: od tego sezonu grzewczego, koszty ciepła będą duże wyższe. Kolejne przedsiębiorstwa cieplne informują o podwyżkach taryf.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
O ile więcej zapłacimy? Czy można się przed podwyżkami obronić? Jak oszczędzać na cieple w mieszkaniu w bloku, a jednocześnie nie obniżać sobie komfortu życia? Sprawdzamy.
Ogrzewanie mieszkań: kto rządzi kaloryferem?
Polska może nie mieć prędko 1 mln samochodów elektrycznych, mogliśmy nie dorobić się własnej Nokii, ale jest coś czego może nam zazdrościć cały świat – to długa na ok. 21.000 km (ponad pół długości równika Ziemi!) sieć, która dostarcza do domów ciepłą wodę.
Dzięki temu w Warszawie i wielu innych miastach i miasteczkach lokatorzy bloków nie muszą mieć w domach pieców, bo o ciepłe kaloryfery dbają ciepłownie (w stolicy np. na Żeraniu, czy Siekierkach). W sumie takich ciepłowni jest w Polsce ponad 200 – dzięki nim smog jest mniejszy, bo w danym mieście zamiast kilkudziesięciu, czy kilkuset tysięcy małych kominów bez filtra, jest jeden wysoki, wyposażony w nowoczesne filtry.
Problem w tym, że źródłem tego ciepła jest wciąż węgiel – brudny i mimo filtrów jednak zanieczyszczający powietrze pyłami. Miasta coraz częściej myślą o stawianiu na gaz, budują także spalarnie śmieci, które produkują prąd i ciepło, a także – proszę powstrzymać chichot – geotermię. Nie tylko w Toruniu.
Niezależnie od źródła, ciepło z ciepłowni zawsze będzie tańsze niż z indywidualnego źródła ogrzewania. Niestety, tańsze, nie znaczy, że tanie. Właśnie kroczą podwyżki. Co się dzieje?
Ile teraz płacimy za ciepło?
Cenę ciepła, podobnie jak prądu, zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki. Każda firma przedstawia swoje propozycje i URE może je odrzucić albo zaakceptować. Konkurencja jest ograniczona, żeby nie powiedzieć, że nie ma jej w ogóle. Podobnie jak za prąd są dwie stawki – za sprzedaż i przesył (ten drugi człon stanowi ok. jednej trzeciej finalnej ceny).
Ile płacimy teraz? To zależy gdzie mieszkamy. Poniżej uśrednione stawki w zależności od miasta (dane Forum Energii). To ceny ciepła „z sieci”. Jeśli grzejemy się indywidualnie, to rozrzut i kwoty mogą być dużo większe – w zależności od powierzchni domu, jego docieplenia i źródła ogrzewania: węgiel, gaz, olej opałowy, ogrzewanie elektryczne.
- miasta do 20.000 mieszkańców 2452 zł
- 20.000-99.000 mieszkańców 2161 zł
- 100.000-199.000 mieszkańców 2312 zł
- 200.000-499.000 mieszkańców 2442 zł
- powyżej 500.000 mieszkańców 2192 zł
Dla porównania ok. 10 lat temu było to o ok. 35-40% mniej. Udział wydatków na ciepło z sieci w budżetach gospodarstw domowych to ok. 6%. A więc zauważalna ich część.
Zwykle jest tak, że każde miasto, ma swoja spółkę, która produkuje i dostarcza ciepło. To tam powinniśmy szukać szczegółowych informacji o tym ile płacimy teraz i ile zapłacimy w przyszłości: w Warszawie to PGNiG Termika (produkcja) i Veolia (dostarczanie). Poszczególne firmy mogą być kontrolowane przez samorządy, mogą być też spółki prywatne – panuje duża różnorodność.
Ile zapłacimy i czy musi być drogo?
Coraz więcej zakładów cieplnych informuje swoich klientów o podwyżkach: Gliwice, Radom, Toruń… Średnio ceny ciepła idą w górę o ok. 5%, choć zdarzają się podwyżki nawet o ok. 10% – to ogólnopolska średnia według organizacji branżowych. Taryfy niby są na cały rok, ale firma może je zmienić w każdej chwili ze względu na zmianę warunków rynkowych.
I to się właśnie dzieje teraz – przeważnie nowe stawki obowiązują od 1 października, albo od 15 października. W innych miastach podwyżki mogą nastąpić od nowego roku (choć oczywiście nie muszą, to zależy od polityki firm).
O ile taryfy za prąd są skomplikowane, to te za ciepło przypominają prawdziwą łamigłówkę. W ramach jednego miasta mogą się różnić w zależności od odległości od ciepłowni, położenia na mapie, od tego, czy ktoś korzysta z węzła cieplnego i jakiego. W samym Toruniu, który przecież nie jest jakąś wielką aglomeracją, jest 11 różnych grup taryfowych. Firma PGE Toruń podaje, że ceny ciepła dla klientów podłączonych do miejskiej sieci wzrosną średnio o 9,2%.
Czytaj też: Wielka ściema w oświetleniu LED? 14 lat pracy, ale gwarancja tylko na 2. Demaskujemy półprawdy o LED-ach
Dlaczego w tym roku są podwyżki? Cztery powody
Pierwszy fundamentalny, to wzrost cen uprawnień do emisji CO2. Polskie ciepłownie stoją na węglu, a jego spalenie powoduje dużą emisję dwutlenku węgla. W Unii Europejskiej trzeba płacić za emisję każdej tony CO2 – w ciągu ostatniego półrocza cena uprawnienia skoczyła z 7 euro do 25 euro za tonę, czyli aż o 260%! Z tego też powodu drożeje prąd z elektrowni węglowych. Polskie firmy dostają co prawda darmowe uprawnienia, ale stanowią one mniej więcej 20% całej puli – za resztę musimy płacić.
Po drugie rosną koszty surowca, czyli ceny węgla – w ciągu dwóch lat średnio o prawie 45%. Po trzecie drożeje energia elektryczna, której ciepłownie też są dużym konsumentem. Ceny hurtowe wzrosły w ciągu roku o połowę.
Po czwarte – rosną koszty usług. Remonty, inwestycje, modernizacja ciepłowni – z powodu gospodarczego boomu, braku rąk do pracy, podwyżek cen materiałów budowlanych spółki muszą płacić więcej swoim kontrahentom za to wszystko. Ktoś w końcu będzie musiał za to zapłacić. W tej sytuacji oczy konsumentów i całej branży będą zwrócone na prezesa URE, który będzie rozstrzygał o zasadności podwyżek.
„Urząd Regulacji Energetyki ma twardy orzech do zgryzienia, bo będzie musiał rozstrzygnąć i zrównoważyć z jednej strony możliwości budżetów domowych a z drugiej sytuację ekonomiczną firm i utrzymanie bezpieczeństwa dostaw ciepła. Gdyby uwzględnić wszystkie najważniejsze elementy, które są składowymi kosztów dostarczania ciepła systemowego: węgiel, prawa do emisji CO2, energia elektryczną, koszty przesyłu i dystrybucji, koszty usług – to ciepło powinno być droższe o jedną trzecią”
– powiedział nam Bogusław Regulski, wiceprezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. To organizacja, która zrzesza i reprezentuje interesy polskiego sektora ciepłowniczego.
Czytaj też: Zmiana taryf na prąd to tylko kwestia czasu. Zdradzamy sposoby, jak się bronić przed podwyżkami!
Podzielnik ciepła: zło konieczne?
Wzrost kosztów ogrzewania spowoduje, że więcej osób będzie chciało dokładnie mierzyć zużycie. Na nowo zacznie się walka podjazdowa lokatorów ze spółdzielniami i zarządami wspólnot mieszkaniowych. Jej pierwszy etap był wtedy, gdy decydowano o zamontowaniu podzielników ciepła.
W polskich domach pojawiły się one, byśmy byli w zgodzie z europejskimi dyrektywami o poszanowaniu i oszczędzaniu energii, Co sądzą o nich lokatorzy? Dla jednych to przekleństwo, dla drugich wybawienie od niesprawiedliwych rachunków. Jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Mnóstwo jest historii osób, które mówią: „nie grzałem, a dostałem rachunek na 1000 zł”. Albo: „bez podzielnika płaciłem 1500 zł, a z podzielnikiem 2500 zł rocznie”. Skąd to się bierze?
Przede wszystkim podzielnik nie mierzy ile ciepła zużyliśmy, ale służy do podziału kosztów między lokatorów. A skoro tak, to opłaty za ciepło dzieli się na stałe i zmienne: stałe to koszty opłat za przesył, koszty ogrzewania części wspólnych, takich jak klatki, korytarze, ale też łazienki (nie montuje się tam podzielników). Zmienne – to to, co sami zużyjemy.
Opłaty stałe dzieli się na dane mieszkanie na podstawie metrażu, zmienne – na podstawie podzielników. Jeśli podzielników nie ma – to również na podstawie metrażu. Każda wspólnota w regulaminie określa relacje opłat stałych i zmiennych na naszym rachunku, np. 30% stałe, 70% zmienne, albo np. 50:50.
Czytaj też: Rząd kontratakuje nową ulgą podatkową. Odliczymy ponad 50.000 zł?
Czytaj też: Energetyczne Centrum z cofniętą koncesją na handel gazem. Akwizytorzy firmy robili klientów w bambuko
Darmowe ciepło od sąsiada jest jak kradzież
Problem pojawia się wtedy, kiedy lokator, np. z drugiego piętra w trzypiętrowym bloku stwierdza: mam wyłączone grzejniki, ale w mieszkaniu jest w sumie ciepło – „18 stopni wystarczy, założę dwa swetry i będzie OK”.
Ale nawet tych 18 stopni nie bierze się znikąd – to darmowe, „kradzione” ciepło od sąsiadów. To nie fair, bo choć on nie grzeje, to inni – zamiast na „trójce” – muszą mieć termostat ustawiony na „czwórce”. Dlatego takie czerpanie ciepła od sąsiadów jest nielegalne. Coraz więcej wspólnot wytacza procesy lokatorom, którzy mają podzielniki, ale nie ogrzewają mieszkań.
Sąd w Łodzi uznał w grudniu ubiegłego roku, że wspólnota może wprowadzić pewną stałą, opłatę za minimalne zużycie zmienne, właśnie na poczet takich lokatorów, którzy grzeją się ciepłem od sąsiada.
Czy można zrezygnować z podzielników? Jeśli pójdziemy na wojnę ze spółdzielnią czy wspólnotą to tak. Wtedy, zgodnie z prawem energetycznym (art. 45a), regulamin powinien przewidzieć możliwość rozliczania zużycia według powierzchni. Ale możemy na tym wyjść jak Zabłocki na mydle, bo jeśli zostaniemy jako jedyni bez podzielników, to możemy płacić jeszcze więcej wg metrażu.
Ktoś powie, że płacenie według metrażu też jest niesprawiedliwe, bo przecież ktoś z mieszkania szczytowego o powierzchni 60 m kw. zużyje więcej ciepła, niż ktoś, kogo z 60-metrowym mieszkaniem z drugiego, ocieplonego piętra. Cóż, nikt nie mówił, że życie jest sprawiedliwe – jeden i drugi sposób nie odzwierciedla w pełni rzeczywistości, ale nic innego nie wymyślono (oczywiście poza sytuacją, w której każdy ogrzewa się sam, a nie poprzez ciepłownię).
Czas na oszczędności. Jak grzać, żeby się dogrzać i nie zbankrutować?
Czy wzrost kosztów ciepła przesądza, że, zapłacimy więcej? Wcale nie. I mamy na to całkiem mocne argumenty:
– wspólnoty powinny wreszcie poważnie zacząć myśleć o termomodernizacji. Większa efektywność zużycia zaowocuje tym, że choć cena za jednostkę ciepła będzie wyższa, to tego ciepła zużyjemy mniej;
– dbajmy o to, by grzejniki były w dobrym stanie – np. niezakurzone, niepozasłaniane, a te stare, żeliwne powinny być albo wymienione na nowe, albo chociaż niepokryte grubą warstwą farby, która ogranicza ich sprawność
– jeśli jesteśmy uszczęśliwieni podzielnikami – oszczędzajmy ciepło. Zakręcajmy termostat gdy wychodzimy z domu, obniżmy temperaturę w sypialni. Podobne lepsze sny miewamy przy 18 stopniach niż przy 22 stopniach.
– nie suszmy odzieży na grzejnikach – to ogranicza ich sprawność i zwiększa odczyt podzielnika
źródło zdjęcia: Zumi.pl („Jak wymienić kaloryfer bez spuszczania wody”)