17 września 2018

Adam Ruciński: dziś inwestowałbym pieniądze głównie za granicą. Polskie spółki gamingowe i biotechnologiczne? Zalecam ostrożność

Adam Ruciński: dziś inwestowałbym pieniądze głównie za granicą. Polskie spółki gamingowe i biotechnologiczne? Zalecam ostrożność

Od czasu rozbiórki OFE polski rynek kapitałowy jest na równi pochyłej. Dlatego dziś skłaniam się raczej ku inwestycjom poza granicami kraju. A polskie spółki gamingowe, biotechnologiczne? Pierwsze to zróżnicowana historia, a do drugich podchodzę z dużą rezerwą – mówi nam Adam Rucinśki, prezes firmy doradczej BTFG, doradca inwestycyjny, biegły rewident, były członek rady nadzorczej GPW, a kiedyś zarządzający funduszami inwestycyjnymi w grupie PZU

Ireneusz Sudak: Czy drastyczna przecena spółek budowlanych na giełdzie to zaczątek wielkiej bessy na rynku i kłopotów polskiej gospodarki? Indeks WIG-Budownictwo stracił 35% w ciągu roku. Czy sektor budowlany może być zarzewiem nowego kryzysu?

Zobacz również:

Adam Ruciński, prezes firmy doradczej BTFG:  Obecne wydarzenia przypominają to, co się działo po boomie budowlanym z lat 2011-2012, kiedy firmy upadały na potęgę. Teraz bankructwa też nas nie ominą, ale czy będą tak drastyczne jak 6 lat temu? Myślę, że nie.

Problemy budowlanki wynikają z jednego konkretnego powodu – pewnej bezwładności tego sektora jeśli chodzi o czas między podpisaniem umowy, a przystąpieniem do realizacji. Inne branże mogą w czasie rzeczywistym przerzucać koszty na klientów. Kilka lat temu firmy prześcigały się w niskich cenach, byle tylko zdobyć kontrakt, ale od tego czasu wzrosły ceny materiałów i koszty pracy, ale kwoty umów pozostały bez zmian. W efekcie budowlance spadają marże i zyski. Natomiast gdyby wprowadzić realną indeksację kontraktów nie byłoby obecnych problemów.

Czytaj też: Gospodarka kwitnie, a branża budowlana tonie na giełdzie. Akcje straciły średnio 35% w ciągu roku! Co poszło nie tak? I co to dla nas oznacza?

Ale nie tylko branża budowlana tonie na giełdzie. Tracą indeksy chemiczne, bankowe – tu spadki osiągają 15-30% w skali roku. Co się takiego dzieje, skoro gospodarka ma się tak dobrze?

Choć sytuacja poszczególnych branż – wspomnianej chemicznej, bankowej, budowlanej – jest zróżnicowana, to jednak ogólny stan polskiej gospodarki jest dobry. A dlaczego w takim razie warszawska giełda ma się kiepsko? Bo spada zainteresowanie inwestorów, nie ma dużych debiutów. Drobnych inwestorów przyciągały duże prywatyzacje, kolejne emisje akcji, był boom na fundusze inwestycyjne. Teraz tego wszystkiego nie ma. Zawinił rozbiór OFE, wypowiedzi porównujące giełdę do kasyna. Polacy odwrócili się od inwestowania na giełdzie, wielu z nich zadowala się niewielkim procentem na lokacie. Minęły już czasy, gdy żeby kupić akcje zaciągało się kredyty. Ci, którzy się kiedyś interesowali inwestowaniem w akcje często liżą rany – czy to po kryzysie, czy po nieprawidłowościach na rynku New Connect, czy wpadkach na rynku obligacji i wierzytelności.

Czytaj też: Leszek Kasperski, prezes Caspar AM:  Ludzie myślą, że jak kupują obligacje firm dające 6% w skali roku to to jest coś tak samo bezpiecznego jak lokata na 1%

Czytaj też: Prezes Selvity zarabia dla inwestorów miliony. Ale konto ma ciągle w tym samym banku

Są na giełdzie oazy zysków. Spółki gamingowe – CD Projekt, Playway, 11bit Studios – wzrosły w ciągu roku o 130-150%. Dały zarobić spółki biotechnologiczne: Selvita, czy Onco Arendi. Może trzeba po prostu zacząć inwestować w nowe technologie?

Producenci gier to nie jest jednolita historia. Mamy hipergwiazdy i firmy, które sobie nie radzą, zaś ich wysokie wyceny są trochę „na kredyt”. Żeby zrozumieć tę branżę, trzeba trochę grać, a mam wrażenie, że nie wszyscy inwestorzy to robią i wiedzą o czym mówią. Producentów gier porównałbym do spółek odzieżowych – niby zajmują się tym samym, a jednak klienci jedne marki doceniają, a inne nie. Spółki biotechnologiczne… no cóż, ja podchodzę do nich sceptycznie, inwestowanie w nie to duże ryzyko. W wielu przypadkach głównym źródłem przychodów firm biotechnologicznych są unijne dotacje albo kolejne emisje akcji. Jak długo można to ciągnąć? W końcu trzeba będzie powiedzieć „sprawdzam” i pokazać czy dany produkt da się skomercjalizować. W ostatnim czasie widzieliśmy, że nie zawsze to się udaje.

Czytaj też: Polskie firmy szukają nowych leków. Niektóre już dały 1000% zysku! Czy warto inwestować oszczędności w biotechnologię?

W co teraz warto inwestować? 

Moje zdanie od lat jest niezmienne – od czasu rozbiórki OFE polski rynek kapitałowy jest na równi pochyłej. Bardziej skłaniałbym się do inwestycji poza granicami kraju. Jestem zwolennikiem akcji, obligacji, ale dla inwestorów najbardziej wygodnym sposobem będą jednak fundusze inwestycyjne. Wybór jest bardzo duży, wiele z nich również wychodzi poza granice.

Poproszę o jakiś konkret.

Sam stawiałbym na rynki rozwinięte: USA, Europa.

Ale przecież one są blisko rekordów?

Faktycznie, są dość wysoko. Ale to, że coś podrożało nie oznacza, że jeszcze nie podrożeje. I odwrotnie: to że coś potaniało, nie oznacza, ze nie potanieje jeszcze bardziej.

Chociaż wyceny akcji, np. w Turcji są na niskich poziomach, to nie jest to dla mnie żadne uzasadnienie. Argument, że ceny spadły do mnie nie przemawia. Tak jak na rynku nieruchomości liczy się lokalizacja, tak samo ta geograficzna lokalizacja liczy się na rynku finansowym. Oczywiście, wszędzie można znaleźć dobrą spółkę, ale szukanie na siłę okazji do inwestycji może się skończyć katastrofą.

Moja wskazówka to tylko pierwszy, mały kroczek w drodze do budowania kapitału, którą każdy musi przejść sam – ja bym wybierał rynki rozwinięte i fundusze tam inwestujące. Ale każdy powinien mieć swój pomysł, samemu decydować co robi ze swoimi pieniędzmi.

A ryzyko walutowe?

To już kolejny element decyzji inwestycyjnej. Nie mam prostej recepty, ale pierwsze co mi przychodzi do głowy, to inwestycja w złotówkach. W walucie obcej możemy inwestować gdy spodziewamy się w długim terminie osłabienia złotego.

Jak znaleźć wiarygodny, uczciwy i dobrze pracujący fundusz inwestycyjny? Przecież są ich setki i wszystkie do siebie podobne. 

Najprościej – obserwować historyczne wyniki. I to w długim, a nie krótkim terminie. Czasami wydaje nam się, że znaleźliśmy funduszowego księcia z bajki, ale wkrótce okazuje się, że facet wcale nie jest księciem.

Właściwie to powinniśmy wybierać człowieka, a nie dany fundusz. Polityka TFI jest taka, żeby tych zarządzających ukrywać, żeby fundusze odpersonalizować. Na wypadek, gdyby dana osoba nie przeszła do konkurencji. Chodzi o to, by nie zabrała ze sobą klientów. A to przecież ludzie, nawet jeśli trochę wspomagani komputerami, decydują o wyniku. Świat się ciągle zmienia. Maszyna, która opiera się tylko na przeszłości i może trochę na analizie aktualnych danych, nie zareaguje tak jak człowiek.

A Pan co robi z pieniędzmi? Jakich zysków z inwestowania Pan oczekuje?

Co do zasady wyznaję motto, że nie ma łatwych pieniędzy. Gdy ktoś obiecuje dużo, to znaczy, że duże jest też ryzyko. To się sprawdziło w przypadku spółki Getback. Uważam, że Polacy nie gonią już za zyskami tak jak w latach 90. W filmie Vabank spec od alarmów Duńczyk, grany przez Witolda Pyrkosza, mówi, że z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie na święty spokój. Powoli zaczynamy dojrzewać.

Czytaj też: Czy na polskiej giełdzie jest już gamingowa bańka spekulacyjna? Porównaliśmy wyceny CD Projekt i Electronic Arts. Pouczające wnioski

A nieruchomości? Mam wrażenie, że dla wielu Polaków  zaczęły się liczyć tylko nieruchomości, wycofują pieniądze z depozytów i kupują mieszkania, apartamenty na wynajem. I myślą, że zamiast 2% na lokacie będą zarabiali 7% rocznie na wynajmie. 

Z nieruchomościami jest jak z akcjami – trzeba wiedzieć jakie kupować. Nie zawsze inwestycja w mieszkaniowa musi być gwarancją sukcesu, to jest coś dla tych, którzy się choć trochę znają na rynku. Trzy najważniejsze czynniki sukcesu: lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja.

Oprócz audytora i prezesa firmy doradczej ma pan drugą twarz: nurka, himalaisty, ale najbardziej chyba pilota samolotów. To droga przyjemność?

Jestem pasjonatem lotnictwa, ale samolot ma też także praktyczne zastosowania. Wystarczy sobie przypomnieć jak wyglądała Polska 10 lat temu, nie było autostrad, dróg ekspresowych, a podróż do Gdańska to był koszmar. Podróż do Wrocławia – jeszcze gorzej. Samolot był remedium na te bolączki. Na przykład do Berlina lecę dwie godziny i 5 minut. Poza tym to też sposób na stres związany z pracą. Nie chce też jak wielu moich kolegów któregoś dnia obudzić się i stwierdzić, że choć zawodowo zrobiłem wiele fajnych rzeczy, to na prywatne nie miałem czasu.

Czytaj też: Inwestowanie proste i tanie? Robodoradcy, ETFy i finanse społecznościowe. Sprawdziłem dla Was aplikacje, które przyniosą rewolucję!

Samoloty to drogie hobby?

Koszty zależą od wielkości i wieku samolotu. Im nowszy, tym droższy w zakupie, ale wymaga wymiany mniejszej liczby części. Starszy – to więcej przeglądów i więcej zakupów części. W sumie roczny koszt utrzymania – części i przeglądów to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Plus paliwo. Zrobienie licencji pilota nie jest skomplikowane. Problemem jest to, że potem trzeba latać, zdobywać doświadczenie, nabywać nowych umiejętności. To wymaga czasu.

Gdyby zapytać himalaistę po co wszedł na Mount Everest odpowiada krótko – bo jest. Pan wszedł na najwyższą górę świata w 2016 r. Po co?

Bo chciałem.

 

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu