Z początkiem jesieni w bankach są zwykle planowane zmiany w ofercie. Nie zawsze są to zmiany na lepsze, ale czasem najciekawsze w tych korektach jest ich… uzasadnienie, przekazywane klientom w czułych liścikach. Ostatnio jednego z moich czytelników rozśmieszył – ale i trochę wkurzył – specjalizujący się w dostarczaniu produktów oszczędnościowych bank BGŻ Optima
BGŻ Optima to internetowa odnoga oszczędnościowa banku BGŻ BNP Paribas. Fajny bank, który co prawda nie bierze udziału w wyścigu na jak najwyższe oprocentowanie pieniędzy klientów, ale też nie bawi się z nimi w kotka i myszkę, najpierw oferując przez dwa miesiące 3%, a potem 0,1%, jak to ma w zwyczaju kilka innych instytucji finansowych. W Optimie różnica między oprocentowaniem tzw. nowych środków i tych „starych” nie jest drastyczna i to się chwali.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jednak francuski właściciel banku wymaga rentowności, a tę bankowcy zapewniają w ostatnim czasie przede wszystkim obniżając oprocentowanie oszczędności klientów (konkurencja na rynku kredytów sprawia, że nie ma dziś możliwości żyłowania oprocentowania, więc manewrowanie stroną depozytową bilansów to jedyny ratunek). Stąd BGŻ Optima wysłał niedawno do klientów list z zapowiedzią, że bazowe oprocentowanie pieniędzy na rachunkach będzie teraz niższe.
Do tej pory klienci cieszyli się promocyjnymi depozytami na krótko nawet do 3,5% („Lokata Bezkarna”), standardowymi depozytami na 1,7% (naprawdę nieźle na tle konkurencyjnych banków) oraz oprocentowaniem rachunku głównego a vista w wysokości 1,5%. Teraz – a w zasadzie od sierpnia – owe 1,5% dla „luźnych” pieniędzy będzie obowiązywało tylko do 10.000 zł. Powyżej tej kwoty oprocentowanie będzie niższe i wyniesie 0,7%. To procent charakterystyczny dla dużych banków, nie walczących nadmiernie o względy konsumentów.
Cóż, konkurencja w branży bankowej spada, banków jest coraz mniej, są coraz większe, więc i coraz mniej chcą płacić. Ten trend opisywałem już na „Subiektywnie o finansach” nie raz i nie dwa. Ale – na co zwrócił mi uwagę jeden z czytelników – bardzo ciekawe i zabawne zarazem jest uzasadnienie zmiany oprocentowania. Bank nie tłumaczy się warunkami rynkowymi (chociaż mógłby), lecz…
Bank przypomina, że ma prawo zmieniać taryfy w przypadku wprowadzania zmian w przepisach, które go dotyczą, a także zmian wynikających z postępu technologicznego lub informatycznego (które to zmiany – a jakże – zwiększają bezpieczeństwo lub ułatwiają korzystanie z usług). Dalej bank wymienia trzy regulacje, które musiał zaimplementować w swojej działalności: MIFID II (żeby celniej dopasowywać produkty do potrzeb klientów), RODO (żeby lepiej chronić dane osobowe klientów) oraz AML (żeby przeciwdziałać praniu brudnych pieniędzy).
Oprócz tego bank informuje, iż „wdrożył nową stronę internetową, dzięki której można w przystępny sposób zapoznać się z ofertą banku”, zaś w bankowości elektronicznej „został dodany nowy moduł umożliwiający łatwe nabywanie produktów”. Jeśli klienta to uzasadnienie nie przekonuje, bank informuje o możliwości rozwiązania umowy bez konsekwencji.
Czytaj też: Deutsche Bank podwyższył klientowi oprocentowanie, po czym je… obniżył. O co chodzi?
O ile uzasadnienie dotyczące implementacji MIFID, RODO i AML jakoś-tam trzyma się sensu, o tyle uzasadnianie obniżki oprocentowania o połowę wdrożeniem nowej strony internetowej może tylko rozśmieszyć. Lepiej było napisać prawdę – że sytuacja na rynku bankowym się zmienia i że średnie oprocentowanie depozytów w dużych bankach (do których teraz porównuje się Optima, będąc częścią grupy BGŻ BNP Paribas) jest coraz niższe.
„Generalnie to piszą, że obniżą mi oprocentowanie bo jakieś unijne dyrektywy oraz – uwaga, uwaga – bo zrobili nową stronę! Jeszcze powinni napisać, że muszą co miesiąc zapłacić pensje pracownikom”
– robi sobie jaja mój czytelnik. Nota bene styl, w którym bank opowiada o unijnych dyrektywach też nie jest zrozumiały, mój czytelnik odczytał to jako urzędniczą nowomowę, z której mało co można zrozumieć. Można było wytłumaczyć klientom bardziej po ludzku czemu te dyrektywy mają służyć.
To niejedyny przypadek, w którym bankowcy – uzasadniając podwyżki prowizji – stają się przedmiotem żartów. Jakiś czas temu opisywałem przypadek banku, który poinformował klientów, że podwyższa im prowizje z powodu wzrostu inflacji, podczas gdy inflacja akurat… spadała. Dajcie mi człowieka, a znajdzie się paragraf, żeby mu podwyższyć prowizje.
Jakiś czas temu informacje o zmianach – różnych, nie tylko dotyczących prowizji – rozesłał posiadaczom kart kredytowych Citibank. Czytelników, którzy przesłali mi skany listów „podwyżkowych”, otrzymanych od Citi, rozbawiło (jednych) lub oburzyło (innych) uzasadnienie, które bank dopisał.
Otóż wprowadzenie prowizji za przewalutowanie transakcji zagranicznej, podwyższenie z 10 do 20 zł opłaty za obsługę kredytu w placówce oraz wzrost prowizji za wypłatę kasy z karty w bankomacie bank uzasadnił tak: „W odpowiedzi na wyższe odczyty inflacji w miesiącu kwietniu, która wzrosła o 2% w ujęciu rocznym i 0,3% w ujęciu miesięcznym…”.
Czytaj też: Dzień jak codzień. Podwyższają prowizje. Ale uzasadnienie to hit
Czytaj też: Czy bank właściwie poinformował klientów o zmianach prowizji?
Oczywiście: szalejąca hiperinflacja może powodować wzrost niektórych kosztów funkcjonowania banku, ale moi czytelnicy powzięli słuszne wątpliwości, czy uzasadnienie w ten sposób dwukrotnego wzrostu prowizji za cokolwiek nie ociera się o śmieszność.