Po serii bankructw i skurczeniu się systemu SKOK-ów o połowę – za co zapłaciły banki i ich klienci – w spółdzielczych kasach zapanowała „mała stabilizacja”. Z najnowszych danych udostępnionych przez KNF wynika jednak, że walka o to, co ocalało z niegdysiejszej potęgi SKOK-ów dopiero przed nami. Czy SKOK-i przetrwają?
Od początku „wielkiego sprzątania” system SKOK stopniał już niemal o połowę. W 2013 r., w szczycie swojej świetności, dysponował aktywami – głównie udzielonymi pożyczkami – przekraczającymi 18,3 mld zł. Na koniec 2017 r. zostało z tego już tylko 10,2 mld zł. Pięć lat temu działały 54 spółdzielcze kasy, z których usług korzystało 2,6 mln ludzi. Dziś na rynku ostały się raptem 34 z nich, zaś liczba członków-klientów jest o 900.000 osób mniejsza, niż za dobrych czasów.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Nie oznacza to, że posiadacze kont, pożyczek i depozytów w SKOK-ach gremialnie uciekali lub uciekają z owładniętych kryzysem kas. Owe 900.000 „znikniętych” klientów z grubsza pokrywa się z wielkością biznesu SKOK-owego, który spektakularnie spłonął w odmętach finansowej samowolki i nieudolności lub został rozkradziony. Można powiedzieć, że jakieś 100.000 osób z okładem porzuciło SKOK-i z własnej woli. Wiarę w siłę „polskich spółdzielni finansowych” straciło więc najwyżej kilka procent ich „wyznawców”.
Czarna lista, czyli SKOK w przepaść
Jak łatwo policzyć, los oraz Komisja Nadzoru Finansowego okrutnie się obeszły z dwudziestoma SKOK-ami, z których niemal połowa została przejęta przez banki, zaś reszta – po prostu zbankrutowała. Tak się składa, że banki z reguły przejmowały mniejsze SKOK-i, zaś klienci tych większych stawali się gremialnie podopiecznymi Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, z którego są wypłacane pieniądze w przypadku plajty instytucji finansowej (SKOK-i zostały włączone pod nadzór finansowy, gdy okazało się, że są w dużej części niewypłacalne).
Na Bankowy Fundusz Gwarancyjny składają się banki, a pośrednio wszyscy ich klienci. Bankowcy od lat narzekają, że to na ich barki niesprawidliwie przerzucono koszt ratowania SKOK-ów, choć przecież nie mieli nic wspólnego z marnej jakości nadzorem nad ich działalnością. W BFG miały być pieniądze na ratowanie jakiegoś banku, który wpadłby w kłopoty, a tymczasem kasa rozeszła się na SKOK-i. Jak wysoki to rachunek? Poniżej wyliczam wszystkie upadłości SKOK-ów:
SKOK Wspólnota – 70.000 członków, 900 mln zł depozytów
SKOK Wołomin – 80.000 członków, 2,7 mld zł depozytów
SKOK Kujawiak – 18.000 członków, 190 mln zł depozytów
SKOK Polska – 18.000 członków, 180 mln zł depozytów
SKOK Jowisz – 17.000 członków, 100 mln zł depozytów
SKOK Arka – 19.000 członków, 100 mln zł depozytów
SKOK Skarbiec – 27.000 członków, 110 mln zł depozytów
SKOK Wielkopolska – 90.000 członków – 300 mln zł depozytów
SKOK Nike – 17.000 członków, 130 mln zł depozytów
Twoja SKOK – 52.000 członków, 170 mln zł depozytów
SKOK Wybrzeże – 16.000 członków, 130 mln zł depozytów
W sumie z rynku zniknęły – głównie wskutek słabego zarządzania, przekrętów i funkcjonowania „nadzoru koleżeńskiego” zamiast państwowego – SKOK-i obsługujące mniej więcej 430.000 klientów i mające „na stanie” 5 mld zł depozytów. Te pieniądze w przygniatającej większości musiał wypłacić deponentom BFG (poza stosunkowo nielicznymi przypadkami depozytów przekraczających gwarantowaną równowartość 100.000 euro).
Banki (m.in. PKO BP, Alior, Pekao), które przejęły SKOK-i obsługujące ok. 330.000 członków i gromadzące ok. 1,7 mld zł depozytów też otrzymały w wielu przypadkach pożyczki z BFG, żeby nie musiały dopłacać z własnej kieszeni do „sprzątania” w przejmowanych kasach (choć w tym przypadku nie trzeba było uruchamiać gwarancji depozytów).
Jak by nie liczyć, mamy jakieś „dwa Getbacki” z okładem. Ostateczny bilans nie jest znany, bo po pierwsze to jeszcze nie koniec dramatu – nie jest powiedziane, że SKOK-i już całkiem przestały upadać – a po drugie BFG może jeszcze odzyskać trochę pieniędzy z masy upadłościowej (ale raczej nie będą to duże pieniądze).
Czytaj też: Minęły cztery lata sprzątania w SKOK-ach. I co, przeżyją? Wygrzebałem kilka cyferek i mam przemyślenia
Na czym SKOK-i (nie) zarabiają?
Upadek niemal połowy systemu SKOK i gigantyczne koszty z tym związane jest dla mnie mniej ciekawym zagadnieniem niż próba oceny szans na przetrwanie tego, co ze SKOK-ów zostało.
Osobiście uważam, że lokalne spółdzielnie finansowe, podobnie jak fintechy (skierowane do innej „publiczności”) są bardzo potrzebne, by wywierać presję na coraz szybciej konsolidujących się bankach komercyjnych. Im konkurencja w bankowości komercyjnej będzie mniejsza (a będzie słabła – to pewne) tym bardziej potrzebna jest alternatywa. Tylko czy SKOK-i jeszcze będą w stanie nią być, czy też kolejnych kilka lat upłynie na ich powolnym „wygaszaniu”, co kosztowałoby nas pewnie kolejnych 5 mld zł?
Trudno na to pytanie odpowiedzieć, ale patrząc na liczby nie wygląda to najlepiej. Patrząc na dane KNF można odnieść wrażenie, że w SKOK-ach zapanowała „mała stabilizacja”. Te, które przetrwały, notują – symboliczne, ale jednak – zyski (w 2016 r. 6 mln zł, w 2017 r. 39 mln zł). Z drugiej jednak strony 24 kasy wciąż prowadzą postępowania naprawcze (a więc ich los nie jest pewny), zaś 21 SKOK-ów notuje straty na podstawowej działalności (czyli po odliczeniu kosztów własnych nie są w stanie zarabiać na różnicy między oprocentowaniem depozytów i pożyczek oraz na prowizjach).
Biorąc pod uwagę naprawdę niezłą koniunkturę gospodarczą (która owocuje niskim bezrobociem i wysoką spłacalnością kredytów) oraz wysokie marże depozytowe w SKOK-ach (7,7 pkt. %, gdy w bankach jest to tylko 3 pkt. %) można się zastanawiać czy te asy będą w stanie jeszcze kiedykolwiek zarabiać pieniądze.
Wygląda więc na to, że w ramach ocalonej (na razie) od zagłady połowy systemu SKOK wciąż jego dwie trzecie chwieją się jak zamroczony bokser po knock-downie. Gdyby oszacować zagrożenie dla systemu ochrony depozytów zakładając, że sytuacja dużych i małych SKOK-ów jest podobna, musielibyśmy szacować, że w czarnym scenariuszu do piachu mogą pójść jeszcze SKOK-i gromadzące 5-6 mld zł depozytów.
Przy założeniu, że w ich przejmowaniu nie pomogłyby już tym razem banki – mielibyśmy podwojenie obecnego bilansu kosztów. Uważam, że ten czarny scenariusz jest mało prawdopodobny, choć czuję lekkie pieczenie w dołku, gdy to piszę.
Czytaj też: Ubezpieczył pożyczki w SKOK-u. Zmarł, ale odszkodowania nie wypłacą, bo… w karcie zgonu jest błąd?
SKOK-om wciąż brakuje ćwierć miliarda. Kto dopłaci?
Żeby móc stabilnie działać każda firma finansowa musi mieć określone kapitały własne. Chodzi o to, żeby mogła pokryć ewentualne straty w razie jakiegoś załamania spłacalności kredytów albo wycofywania pieniędzy przez deponentów. W bankach ów współczynnik wypłacalności wynosi średnio 14%. W SKOK-ach… 2,1%.
To oznacza, że kapitały własne SKOK-ów pokrywają tylko 2% ich skali działalności. To ryzykowna „zabawa”. Sposobem na wzmocnienie kapitałów jest oczywiście generowanie zysków z działalności i odkładanie ich na kapitał. Albo „zrzutka” wśród udziałowców (emisja akcji, czy udziałów). Rok temu KNF podsumowała dziurę w kapitałach SKOK-ów na 480 mln zł (przed upadkiem kilkunastu najsłabszych kas – było to nawet 1,5 mld zł).
Dziś ta dziura jest szacowana przez KNF na „jedyne” 250 mln zł. Podobno wzrost wynika z faktu, że część SKOK-ów jednak osiągnęła zyski, a inne dokapitalizowała Kasa Krajowa („czapka”, zrzeszająca wszystkie kasy). Ta ostatnia objęła w SKOK-ach ekstra-udziały o wartości 337 mln zł.
Jeśli jednak SKOK-i nie staną się gremialnie rentowne, to ich wypłacalność nieprędko osiągnie próg przyzwoitości. A ten jest zresztą ustawiony znacznie niżej, niż w bankach, wynosi zaledwie 5%. No i pamiętajmy, że mówimy o tej „oczyszczonej” z największych strat części systemu, już po spaleniu 5 mld zł „śmieci”.
Gdyby, gdyby, gdyby…
Z dobrych wiadomości: w SKOK-ach wciąż oszczędza 1,7 mln ludzi, zaś 50% depozytów ma wartość powyżej 50.000 zł (czyli nie są to biedacy). Kasy mają wciąż solidny elektorat w mniejszych miejscowościach oraz w tej części społeczeństwa, która jest przyzwyczajona do tradycyjnej obsługi w placówkach. SKOK-i płacą dobrze za depozyty (przynajmniej na tle banków), a cieszą się identyczną gwarancją państwową, więc nie grozi im kryzys zaufania ze strony członków-klientów.
Z drugiej strony portfel kredytów w SKOK-ach ustabilizował się na poziomie znacznie niższym (6 mld zł), niż portfel depozytów (10 mld zł). To oznacza, że gdyby SKOK-i en bloc wyszły nad kreskę (czego im w sumie wypada życzyć) i skądś wytrzasnęły ćwierć miliarda złotych na dokapitalizowanie – miałyby bardzo bezpieczną strukturę działalności.
Nie są dla mnie do końca jasne możliwości finansowe Kasy Krajowej. Większość jej bilansu stanowią zobowiązania wobec SKOK-ów (kasy zdeponowały w „Krajówce” pieniądze jak w banku), ale jest też 210 mln zł funduszu stabilizacyjnego.
Gdyby, gdyby, gdyby… Na razie jest jak jest – system wciąż balansuje na granicy rentowności, zaś luka kapitałów do zalepienia wygląda zbyt poważnie, by nie trzeba się było niepokoić. No i wciąż otwarte pozostaje pytanie: jakiej części SKOK-ów, w których jest realizowany program naprawczy (a jest w dwóch trzecich działających kas) grozi najgorszy scenariusz? Biorąc sprawy na logikę powinniśmy założyć, że te najbardziej „zapuszczone” SKOK-i już zbankrutowały. Ale czy logika w tym przypadku ma zastosowanie?