Czy gwiazda wśród europejskich producentów leków duński Novo Nordisk ma jeszcze szansę odzyskać wielkość po tym, jak kurs jego akcji w ciągu pół roku osunął się o mniej więcej 40%? Niektórzy analitycy w to wierzą, ale łatwo nie będzie – patenty na najważniejszy lek duńskiej firmy, czyli na słynny Ozempic, zaczną wygasać już w 2026 r., a firma wciąż ma problemy, by zaspokoić popyt na ten lek na odchudzanie. Ale to nie jedyny powód spadku ceny akcji Novo Nordisk. Czy to okazja do zakupu papierów najsłynniejszej europejskiej firmy farmaceutycznej?
Popytu na produkty duńskiej firmy nie brakuje – bo jest on gwarantowany przez światową epidemię otyłości. A także przez – silnie z nią związaną – epidemię cukrzycy. Tylko chorujących na cukrzycę typu drugiego, czyli tę związaną z otyłością, jest niemal pół miliarda ludzi. To powinno gwarantować najsłynniejszej w Europie spółce farmaceutycznej, czyli Novo Nordisk, pomyślność na wiele lat i wzrost kursu akcji. A jednak notowania tej firmy zanotowały prawdziwy krach. Co się dzieje?
- Zastanawialiście się kiedyś, ile śladu węglowego generuje Wasza firma? Warto wiedzieć, bo coraz częściej mogą Was o to pytać. Jak policzyć swój ślad? [POWERED BY BANK PEKAO]
- Na jaki procent założyć lokatę, żeby ochronić swoje pieniądze przed inflacją? Trzy kroki [POWERED BY RAISIN]
- Polska na ścieżce inwestycji, Europa na ścieżce konfrontacji. Dr Ernest Pytlarczyk o deglobalizacji [POWERED BY BANK PEKAO]
Cukrzyca i otyłość – choroby nowoczesności
Przez doskonałą większość swego istnienia na Ziemi gatunek homo sapiens nie zaznawał zbyt często uczucia sytości. Rzadkie okresy obfitości były wykorzystywane przez organizmy naszych przodków do gromadzenia zapasów na gorsze czasy – na przykład zimę lub suszę, w zależności od klimatu. Tym zapasem był oczywiście tłuszcz – i nie było w tym nic szczególnie złego. Nasze zapasy szybko się zużywały, gdy czasy obfitości się kończyły. Trwała otyłość nie była problemem.
Pojawienie się rolnictwa około 12 000 lat temu trochę sytuację zmieniło – głód rzadziej zaglądał w oczy ludziom, ale dostępność żywności w większym stopniu przyczyniła się do eksplozji liczby ludzi niż do otyłości. Niemniej otyłość stała się częstsza, nawet jeśli niekoniecznie częsta – choć pierwszy opis cukrzycy pochodzi z 1500 lat przed naszą erą, to prawdopodobnie dotyczył genetycznie uwarunkowanej cukrzycy typu pierwszego. Opis cukrzycy związanej z otyłością pojawił się dopiero 2000 lat później.
Jednak na prawdziwą eksplozję problemu musieliśmy poczekać do XX wieku. Na początku stulecia niemieccy naukowcy opracowali metodę produkcji nawozów z azotu atmosferycznego. Zbiory roślin uprawnych poszybowały, a kraje rozwinięte zaczęły produkować więcej żywności, niż zjadały ich populacje. Zaczął się marketingowy wyścig firm spożywczych, by nas przekonać, że powinniśmy sięgnąć po jeszcze jeden batonik, jeszcze jedną czekoladkę, jeszcze jedne płatki śniadaniowe, jeszcze jeden słodzony napój gazowany. Zachodni świat, zwłaszcza Ameryka, zaczął tyć.
Dodatkowo w latach 50. zeszłego wieku pojawiły się badania sugerujące, że źródłem problemów z układem krążenia są tłuszcze. Produkty niskotłuszczowe stają się popularne w latach 80. Tłuszcz zostaje zastąpiony w produktach węglowodanami i zaczyna się nasilać epidemia cukrzycy. W latach 60. otyłość dotyczyła 13% populacji USA, a cukrzyca 1%. Sześćdziesiąt lat później otyłość dotyczy już czterech na dziesięciu Amerykanów a cukrzyca niemal 12% populacji. Lek, który leczyłby cukrzycę, a przy tym pomógłby zwalczyć otyłość, stał się potrzebą palącą.
GLP-1, czyli (prawie) Święty Graal
W latach osiemdziesiątych poprzedniego stulecia naukowcy zaczęli badać GLP-1, hormon wydzielany przez niektóre komórki naszych jelit. Wykazywał on pewne interesujące właściwości, włącznie ze stymulowaniem wydzielania insuliny przez trzustkę – interesującą właściwość przy leczeniu cukrzycy. Niestety okazało się, że hormon ten po wydzieleniu szybko znika z naszego organizmu i w związku z tym po prostu przestaje działać. Firmy farmaceutyczne, w tym amerykański Eli Lilly i duński Novo Nordisk zaczęły więc szukać alternatyw – cząsteczek, które działałyby jak GLP-1, ale nie znikałyby z organizmu tak szybko.
Te badania doprowadziły do opracowania dulaglutydu i semaglutydu – leków, które mogą być podawane pacjentom raz na tydzień. Dulaglutyd opracowany przez Eli Lilly został wprowadzony na rynek w 2014 r., a semaglutyd, któremu nadano nazwę handlową Ozempic, trzy lata później.
W międzyczasie stwierdzono również, że GLP i jego analogi zwane agonistami receptora GLP-1 wpływają również na łaknienie – jeśli są obecne w naszym organizmie, to nie odczuwamy głodu. Jedzenie traci swoją siłę przyciągania. Nic więc dziwnego, że oba leki stały się również lekami na otyłość.
Przed Novo Nordiskiem i Eli Lilly otworzył się olbrzymi rynek: w samych Stanach Zjednoczonych jest 38 milionów osób z cukrzycą i przeszło 100 milionów osób otyłych. I choć to Eli Lilly miał przewagę pierwszego podmiotu na rynku, to Novo Nordisk z czasem wyszedł na prowadzenie. Semaglutyd nieco lepiej regulował glukozę we krwi i wagę, a Novo Nordisk świetnie prowadził kampanie marketingowe i informacyjne. To Ozempic i Wegovy, jego brat-bliźniak do leczenia otyłości, stały się synonimem skutecznej walki z cukrzycą i redukcji wagi.
Jednak rynek leków opartych na analogach GLP-1 nie jest rynkiem łatwym. Po pierwsze są to leki biotechnologiczne, których produkcji nie da się skalować tak łatwo jak w przypadku leków tradycyjnych. Na ograniczenia produkcyjne wskazywały ostatnie komentarze zarówno od Novo Nordiska, jak i Eli Lilly.
Po drugie – i jest to powiązane z powodem pierwszym – są to leki drogie. Miesięczna kuracja w USA, jeśli jej kosztów nie pokryje ubezpieczyciel, może kosztować kilkaset dolarów. Nie każdego na to stać, a otyłość i cukrzyca są szczególnie częste wśród biedniejszych Amerykanów, którzy często mają zbyt mały dochód na tego typu wydatek, a dodatkowo nie mają dobrego ubezpieczenia zdrowotnego, które pokryłoby wydatki na drogie leki.
To istotnie ogranicza liczbę osób, które mogą sobie pozwolić na Ozempic. A trzeba pamiętać, że nie jest to lek, który po wyleczeniu cukrzycy można odstawić – badania pokazują, że po zaprzestaniu pobierania Ozempiku wielu pacjentów wraca do starych nawyków żywieniowych, a następnie cukrzycy.
Mimo tych ograniczeń sprzedaż Novo Nordisk rosła w imponującym tempie – od roku 2017, kiedy wprowadzono Ozempic, do 2024 r. przychody firmy wzrosły ponad dwukrotnie, od 17 mld do ponad 40 mld dolarów. Kurs akcji spółki wzrósł jeszcze bardziej imponująco – od poniżej 30 dolarów w 2017 r. do niemal 150 dolarów w szczycie w 2024 r. W szczycie, bo od mniej więcej pół roku kurs Novo Nordisk dramatycznie spada.
Spirala śmierci, czyli dlaczego Novo Nordisk traci 40% na wartości
Pierwszy sygnał ostrzegawczy dla duńskiej spółki przyszedł w 2022 r., kiedy amerykański konkurent wprowadził na rynek kolejny analog GLP-1, tirzepatyd, sprzedawany pod marką Mounjaro. Tym razem bardziej od semaglutydu efektywnego w redukcji wagi – w przypadku produktu Novo Nordisk było to około 15%, a w przypadku tirzepatydu – około 21%.
To przyhamowało wzrost kursu Novo Nordisk na większą część 2022 r., ale potem kurs kontynuował marsz do góry – z około 50 dolarów w pierwszej połowie 2022 r. do szczytów w okolicy 150 dolarów w połowie 2024 r.. Wtedy jednak pojawiła się już pewna nerwowość inwestorów i kurs zanurkował po nieco gorszych od oczekiwań wynikach finansowych i znalazł się na spirali prowadzącej nieuchronnie w dół.
Najbardziej spektakularny spadek przyszedł w grudniu zeszłego roku. Akcje Novo spadły w ciągu jednego dnia 27% po tym, jak okazało się, że jego nowy lek CagriSema nie oferuje aż takiej redukcji masy ciała, jak zakładała firma. Novo chciało uzyskać wynik w okolicach 25%, a uzyskało około 21%, czyli z grubsza tyle, ile oferował tirzepatyd od Eli Lilly.

Skąd tak nerwowa reakcja rynku? Tirzepatyd jest dostępny od 2022 r., a CagriSema ma być dostępna dopiero w 2027 r. Jeśli produkt Novo nie oferuje lepszych wyników, to nie ma powodu, dla którego miałby odbierać rynek lekowi, który już od dłuższego czasu będzie na rynku.
Niektórzy pewnie pomyślą, że przyczyną spadków mogły być efekty uboczne działania leków na odchudzanie, w tym tego od Novo Nordisk (pojawiły się plotki, że one niszczą nie tylko tłuszcz, ale i mięśnie lub odporność). Ale nie. Efekty uboczne są, ale dla wszystkich GLP-1 praktycznie takie same. I z udokumentowanych to raczej są tylko te pokarmowo-jelitowe: wymioty, nudności, biegunki. Część pacjentów tego nie wytrzymuje i porzuca lek – część słabości nowego leku właśnie z tego wynika, że niektórzy pacjenci przestają go przyjmować ze względu na efekty uboczne natury „żołądkowej”.
Novo Nordisk musi znaleźć patent na przyszłość
Nawet jeśli reakcja inwestorów na wyniki badań CagriSema była przesadzona, to faktem pozostaje, że Novo musi znaleźć patent na przyszłość. Czemu? Bo ochrona patentowa Ozempiku wygaśnie za kilka lat. Już w 2026 r. kończy się ochrona patentowa leku w Chinach. Nie będzie to dla duńskiej firmy specjalnie bolesne, bo sprzedaż semaglutydu w Chinach to tylko około 2% całkowitej sprzedaży firmy.
Ale to da czas chińskim firmom biotechnologicznym na przygotowanie się do prawdziwych żniw – wygaśnięcia praw patentowych najpierw w 2031 r. w Europie, a potem w 2032 r. w USA. Jeśli te rynki zostaną zalane tańszym chińskim semaglutydem, to przychody Novo z Ozempiku i Wegovy niemal na pewno drastycznie spadną. Do produkcji leku podobno szykują się już producenci leków generycznych z Chin i Indii.
Dlatego tak ważna dla firmy jest ucieczka do przodu – opracowanie nowych, lepszych leków. Stąd nerwowa reakcja inwestorów na słabsze wyniki CagriSemy, stąd też pozytywna reakcja na wieści, że inny eksperymentalny lek Novo, amykretyna, okazała się lepsza od eksperymentalnego leku od Eli Lilly.
Przez następnych parę lat duńskiej firmie zapewne wystarczy rozszerzanie rynku dla obecnych leków – dopóki jest on chroniony patentowo. I taki właśnie scenariusz zakłada JPMorgan, którego analityk zakłada, że Novo Nordisk będzie w stanie rosnąć pod względem sprzedaży średnio o 16% rocznie, a pod względem zysku na akcję – 19%. JPMorgan ustalił cenę docelową Novo Nordisk na poziomie 1000 koron duńskich – a więc w okolicach szczytów z zeszłego roku i z potencjałem wzrostu powyżej 50% z obecnej ceny akcji na poziomie poniżej 630 koron.
Spółka w tym roku najprawdopodobniej spełni oczekiwania analityka – Novo oczekuje, że jego przychody wzrosną 16-24% w 2025 r. W średnim terminie perspektywy dla Novo Nordisk wyglądają więc nieźle. Ale w dłuższym terminie firma będzie musiała mieć w swoim portfelu nowe lepsze leki – bo z chińskim czy indyjskim semaglutydem ceną na pewno nie wygra.
Historia Novo Nordisk pokazuje, jak trudnym rynkiem jest dziś produkcja leków. To ciągły wyścig technologiczny. Jeśli dziś wygrasz, to już musisz myśleć o tym, co będzie jutro, gdy inni Ciebie dogonią. Ale jeśli rzeczywiście w Novo Nordisk jest naukowy potencjał, by stale rozszerzać portfolio innowacyjnych leków, to obecna cena akcji firmy wydaje się niezłą okazją. Choć ryzyko jest duże. Wycena akcji firmy jest wciąż bardzo wysoka – niemal dwa razy wyższa niż w 2022 r., gdy Novo Nordisk już dyskontowało sukces leku Ozempic.
zdjęcie tytułowe: Ozempic.com