Ministerstwo Finansów ujawniło najnowszą ofertę obligacji oszczędnościowych. Niestety, zyski z inwestowania będą niższe. We wrześniu ostatecznie pożegnamy też detaliczne obligacje skarbowe z oprocentowaniem przekraczającym 7%. Jednocześnie obligacje staną się nieco mniej płynne, bo wzrasta opłata za przedterminowy wykup. Czy to nam się jeszcze opłaca? Analizuję
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W czerwcu Maciej Samcik pisał, że obligacje antyinflacyjne były słodkie, niczym truskawki. I faktycznie tak było, bo trudno było o lepsze oprocentowanie niemal stuprocentowo bezpiecznej inwestycji. Od września czekają nas zmiany – wrześniowe obligacje nadal będą słodkie jak truskawki, ale… jak te wrześniowe. Czyli słodko-wytrawne. Sezon na truskawki się kończy, czy będzie to też dotyczyło sezonu na obligacje skarbowe? Analizuję zmiany w ofercie.
Wrześniowa oferta obligacji skarbowych: urealnienie zaboli
Jurand Drop z Ministerstwa Finansów zmiany w ofercie tłumaczy „dostosowaniem oprocentowania obligacji do bieżących realiów rynkowych”. I w zasadzie trudno się z tym uzasadnieniem nie zgodzić. Od jakiegoś czasu oferta obligacji oszczędnościowych jest tak dobra, że niektórzy zaczęli zastanawiać się nad sensem dywersyfikacji oszczędności. Z punktu widzenia inwestujących nie ma w tym nic złego, ale dlaczego ministerstwo miałoby sprzedawać obligacje na nieoptymalnych dla siebie warunkach?
Co się zmieni od września? Ministerstwo Finansów poinformowało, że zakupy niemal wszystkich obligacji skarbowych będą wiązały się z ciut niższym oprocentowaniem niż dotychczas. Nie zmieni się jedynie oprocentowanie 3-miesięcznych obligacji OTS o stałym oprocentowaniu (dalej będzie to 3% w skali roku). Pozostałe papiery będą już gorzej oprocentowane.
>>> Oprocentowanie trzyletnich obligacji o stałym oprocentowaniu TOS (czyli absolutnego hitu sprzedażowego tego roku) spadnie z dotychczasowych 6,2% do 5,95%. W tym przypadku od razu znany jest zysk z inwestycji. Jedna wrześniowa obligacja (przypomnę – zakup za 100 zł), po trzech latach, zapewni nam jakieś 15,34 zł na rękę (dotychczas było to jakieś 16,02 zł).
>>> Obligacje skarbowe oparte o stopę referencyjną NBP, czyli roczne (ROR) i dwuletnie (DOR) będą w pierwszym miesięcznym okresie odsetkowym oprocentowane odpowiednio na 5,75% i 5,9% (dotychczas oprocentowanie wynosiło 5,95% i 6,15%). Ale znacznie bardziej bolesne jest to, że maleje marża (z 0,35% do 0,15%) dwuletnich obligacji w kolejnych okresach odsetkowych. Zatem oprocentowanie będzie wynosiło tylko 0,15% powyżej stopy referencyjnej NBP (obecnie wynosi ona 5,75%, czyli – gdyby nic się nie zmieniło – inwestor dostawałby 5,9% w skali roku).
>>> We wrześniu spadnie też oprocentowanie (w pierwszym okresie odsetkowym) obligacji indeksowanych inflacją. Czteroletnie obligacje COI zapłacą w pierwszym roku tylko 6,3% (dotychczas 6,55%) a dziesięcioletnie obligacje EDO dadzą 6,55% zysku w pierwszym roku (dotychczas 6,8%). Nie zmieni się za to marża w kolejnych okresach odsetkowych, która nadal będzie wynosić odpowiednio 1,5% i 2%.
>>> Analogicznie postąpiono z obligacjami rodzinnymi, których zakup jest limitowany do kwoty uzyskanej z tzw. programu 800+. Sześcioletnie obligacje ROS w pierwszym roku będą oprocentowane na 6,5% (dotychczas 6,75%) a dwunastoletnie obligacje ROD na 6,8% (dotychczas 7,05%). Marża się nie zmienia i pozostaje na poziomie 2% (ROS) oraz 2,5% (ROD).
Ta ostatnia zmiana oznacza, że na dobre (a przynajmniej do czasu jakiejś ewentualnej podwyżki stóp procentowych – w dalekiej przyszłości, bo ostatnio raczej mówi się o obniżkach tychże) żegnamy już ostatnie obligacje, które gwarantowały oprocentowanie przewyższające 7% w skali roku (w pierwszym okresie odsetkowym). Jak widzicie, zmiany oprocentowania może nie są znaczące (średnio jakieś 0,25 p.p.), ale to już kolejna obniżka w ciągu roku.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, Ministerstwo Finansów kontynuuje realizację taktyki salami. Plasterek po plasterku, miesiąc po miesiącu przycina oprocentowanie obligacji skarbowych. Czasem obniżą o 0,25 p.p., czasem o 0,1 p.p., czasem tylko pogmerają w marży i opłatach, a czasem utrzymają wszystko bez zmian i dumnie wypną pierś, szczycąc się „utrzymaniem oprocentowania”. Trend jest jednak widoczny.
Weźmy trzyletnie obligacje o stałym oprocentowaniu (TOS), które rok temu wiązały się z oprocentowaniem w wysokości 6,85%. To przekładało się mniej więcej na 1781 zł odsetek od każdych zainwestowanych 10 000 zł. We wrześniu obligacje TOS zapłacą już tylko 5,95%, co przełoży się na jakieś 1533 zł odsetek. Odsetki od obligacji trzyletnich w ciągu roku zmalały o 250 zł, a to prawdopodobnie jeszcze nie koniec obniżek.
Rośnie opłata za przedterminowy wykup obligacji!
Obniżka oprocentowania obligacji od początku września nie jest jedyną złą wiadomością, którą serwuje nam Ministerstwo Finansów. Jednocześnie zapowiedziano też całkiem sporą podwyżkę opłaty za przedterminowy wykup obligacji, której od teraz już nikt nie nazwie „symboliczną”. Czym jest ta opłata?
Jedną z zalet obligacji skarbowych zawsze była możliwość zakończenia inwestycji w dowolnym momencie z zachowaniem narosłych odsetek. Co prawda wiązało się to właśnie z opłatą za przedterminowy wykup obligacji, ale taka opłata była stosunkowo niska i rzadko „zjadała” cale odsetki. W przeciwieństwie do lokat bankowych, których zerwanie zwykle wiąże się z utratą wszystkich odsetek.
Dotychczas opłata wynosiła 0,50 zł (obligacje roczne ROR), 0,70 zł (obligacje dwuletnie DOR, trzyletnie TOS, czteroletnie COI i sześcioletnie ROS) lub nawet 2 zł (obligacje dziesięcioletnie EDO i dwunastoletnie ROD) od każdej obligacji. W przypadku obligacje trzymiesięcznych traciliśmy wszystkie odsetki.
Od września wzrosną opłaty za przedterminowy wykup obligacji dla obligacji długoterminowych. Od teraz opłata będzie wynosić 1 zł dla trzyletnich obligacji TOS, 2 zł dla czteroletnich obligacji COI i sześcioletnich obligacji ROS oraz aż 3 zł dla dziesięcioletnich obligacji EDO i 12-letnich obligacji ROD. Pozostałe opłaty nie zmieniają się.
Widać wyraźnie, że rząd chciałby nas zachęcić do oszczędzania przez dłuższy czas. W tym roku Polacy kupują rekordową liczbę obligacji skarbowych. Obecny poziom sprzedaży (do końca lipca kupiliśmy obligacji za niemal 50,5 mld zł) oznacza, że dotychczasowy rekord (57 mld zł z 2022 r.) powinniśmy pobić niemal dwukrotnie.
Problem w tym, że do końca nie wiadomo, za jaką część tej kwoty odpowiada nowy popyt, a za jaką duża skala zrywania wcześniej kupionych obligacji i kupowania za te same pieniądze nowych papierów. Czyżby ktoś w Ministerstwie Finansów w końcu spostrzegł, że są przypadki, w których nowa emisja obligacji bywa korzystniejsza od dotychczas posiadanych papierów? Obligacje indeksowane inflacją mają tę wadę, że gdy inflacja jest niska, to i odsetki są niskie.
Rekordowa zamiana obligacji była problemem?
Sytuacja w której mamy stosunkowo niską inflację oraz w miarę korzystne oprocentowanie nowych obligacji może spowodować, że przedterminowy wykup obligacji i zakup papierów z nowej emisji będzie bardziej opłacalnym krokiem niż trzymanie dotychczas posiadanych papierów.
Z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia na początku bieżącego roku. Dynamika inflacji spadła w styczniu do 3,7%, a od lutego do maja znalazła się nawet w tzw. „celu inflacyjnym” (2,5% z symetrycznym przedziałem odchyleń ±1 p.p.). Natomiast oprocentowanie obligacji w pierwszym okresie odsetkowym było obcinane bardzo powoli.
Jeżeli ktoś posiadał czteroletnie obligacje COI z poprzednich lat, to oprocentowanie w kolejnym okresie odsetkowym było niższe niż oprocentowanie nowych emisji. Dużo niższe – na tyle, że opłacało się zapłacić opłatę za przedterminowy wykup obligacji (dotychczasowe 70 groszy od sztuki) i od razu zakupić papiery z nowej emisji (szczegółowo wyliczył to Maciek Samcik tutaj). Szczególnie że akurat obligacje COI nie oferowały kapitalizacji odsetek.
W najgorszej sytuacji byli posiadacze obligacji z maja, bo oprocentowanie w nowym okresie ustaliło im się na 3% (emisja z 2023 r. i 2022 r.) lub nawet na… 2,75% (emisja z 2021 r.). To wyglądało mizernie nawet w porównaniu do depozytów bankowych, a co dopiero w porównaniu do dotychczasowych 6,55%, które w nowej emisji oferowały 4-letnie obligacje COI.
Nie powinno więc dziwić, że co sprytniejsi posiadacze obligacji po prostu sobie je zrolowali. W końcu darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Jaka była skala tego procederu? Trudno to oszacować, bo chociaż Ministerstwo Finansów publikuje miesięczne dane o sprzedaży obligacji oraz dane o zadłużeniu w obligacjach oszczędnościowych, to brakuje tam rozgraniczenia na wykupy terminowe i wykupy przedterminowe. Zapytałem o to w biurze prasowym ministerstwa, ale niestety dowiedziałem się tylko, że:
„Ministerstwo Finansów nie publikuje danych, które dotyczą rozgraniczonej sumy wykupów terminowych i wykupów przedterminowych”.
Mogę jednak przypuszczać, że spora część miesięcznej sprzedaży obligacji to właśnie rolowanie papierów. Zarówno tych, które kończą swój „bieg”, jak i tych, które ktoś postanowił przedterminowo sprzedać. W rezultacie w Ministerstwie Finansów chyba uznano, że opłata za przedterminowy wykup obligacji jest zbyt niska w odniesieniu do aktualnego oprocentowania tych instrumentów. W końcu została ona ustalona w 2015 r., gdy oprocentowanie (COI) w pierwszym okresie odsetkowym wynosiło poniżej 3%.
„Przesiadka” na nowe obligacje już się nie opłaci?
Nowa opłata będzie dodatkowym motywatorem, aby nie zrywać papierów przed terminem wykupu. Biorąc pod uwagę zmiany w ofercie ten wcześniejszy wykup może się po prostu nie opłacić. Jeśli we wrześniu skończy mi się kolejny roczny okres odsetkowy obligacji antyinflacyjnych COI i nowe oprocentowanie ustalone na kolejny rok wyniesie np. 5,2% (4,2% inflacji ogłoszonej w sierpniu za lipiec plus 1% marży), to czy opłaca mi się ich zerwanie i „przesiadka” na obligacje nowo-emitowane z oprocentowaniem 6,3% w pierwszym roku (i marżą 1,5%)?
Uzysk na wyższym oprocentowaniu nowej emisji i wyższej marży jeszcze jest większy niż dotychczasowa opłata za przedterminowy wykup (0,7 zł). Jednak musimy pamiętać, że przechodząc we wrześniu na obligacje nowej emisji niejako sami sobie podwyższamy ewentualną przyszłą opłatę za przedterminowy wykup (2 zł zamiast 0,7 zł od sztuki). Gdyby za rok miała miejsca podobna sytuacja na rynku (wysokie oprocentowanie obligacji i niska inflacja), to ewentualna zamiana będzie mniej korzystna.
Załóżmy że we wrześniu zamieniamy dotychczasowe obligacje (dajmy na to 100 sztuk) a przyszła inflacja wyniesie 5%. Płacimy więc 70 zł opłaty i zamieniamy 5,2% oprocentowania w 6,3% w pierwszym roku i 6% w 6,5% w kolejnych latach. Załóżmy też, że nie chcemy rozszerzać horyzontu inwestycji i ponownie korzystamy z opcji przedterminowego wykupu po 3 latach (opłata 200 zł). Co się okazuje? Bez zamiany otrzymamy 1393,20 zł odsetek a przy zamianie… 1293,30 zł odsetek.
W przypadku obligacji dziesięcioletnich zamiana wydaje się jeszcze mniej opłacalna. Opłata za przedterminowy wykup (aż 2 zł za obligację) przewyższy różnicę w oprocentowaniu „starych” i nowych obligacji (ewentualna zamiana 5,45% w 6,55% w pierwszym roku i wyższa marża o 0,75 p.p. w kolejnych latach). Ponadto w przyszłości będziemy związani jeszcze wyższą opłatą (3 zł zamiast 2 zł) za wcześniejszy wykup i stracimy dotychczasową kapitalizację odsetek. Musicie więc sobie zadać pytanie, w którym roku kupiliście obligacje (a więc jaką macie zagwarantowaną marżę w kolejnych okresach odsetkowych i ile odsetek już się zdążyło skapitalizować) oraz jaki macie horyzont inwestycyjny (czy istnieje możliwość, że poniesiecie podwójną opłatę za wcześniejszy wykup).
Trzeba więc rozważniej podejmować decyzje o zakupie obligacji, bo „przesiadki” będą bardziej kosztowne niż dotychczas. Warto pamiętać, że jeszcze w tym tygodniu można kupić obligacje z sierpniowej emisji, które są bardziej opłacalne (wyższe oprocentowanie, niższa opłata za przedterminowy wykup obligacji). Jeżeli posiadacie wolne środki i rozważaliście inwestycję w obligacje, to najwyższy czas zaprzęgać konie.
Jestem też bardzo ciekawy, jak na najnowsze zmiany w ofercie obligacji zareagują banki, które są chyba głównym konkurentem rządu w licytacji o pieniądze drobnych ciułaczy. Banki nie mają problemów z szybkim działaniem, więc być może pierwsze oznaki poznamy już w przyszłym tygodniu. Nie omieszkam Was o tym poinformować w comiesięcznym przeglądzie oprocentowania depozytów.
WAŻNY DISCLAIMER: Pamiętaj, to nie są porady inwestycyjne ani tym bardziej rekomendacje. Jestem tylko blogerem i dziennikarzem, nie mam licencji doradcy inwestycyjnego i nie mogę wydawać rekomendacji. Dzielę się po prostu swoim doświadczeniem i tylko tak to traktujcie. Twoje pieniądze to Twoje decyzje, a ja – o czym się już wielokrotnie przekonałem – nie jestem nieomylny. Weź to, proszę, pod uwagę, czytając ten i inne teksty o inwestowaniu.
Zdjęcie główne: Freepik